Open House jest inicjatywą nietypową. Ludzie otwierają swoje mieszkania i zapraszają obcych. Instytucje publiczne pokazują miejsca niedostępne, a galerie organizują spotkania z artystami. Wszystko bezpłatnie. W przedsięwzięciu biorą udział architekci, projektanci i właściciele. Otwierają się przestrzenie nie tylko zabytkowe, ale również nowe projekty. Jest to światowy festiwal architektury, bowiem Open House jest imprezą międzynarodową, która rozpoczęła się w 1992 roku w Londynie. Co roku przyłączają się nowe miasta i jest ich w tej chwili ponad 30. W tym roku wśród Barcelony, Sydney, Rzymu i Nowego Jorku znalazła się Gdynia.
Co można zobaczyć było w Gdyni? Otworzyły swoje pomieszczenia: Urząd Miejski, kawiarnia Mikroklimat, Cafe Cyganeria, Bankowiec, kamienica Hundsdorffów, Silver House, Dom Czynszowy Konopków z mieszkaniami, Akwarium, Park Konstruktorów Pentagon, Rol-Ryż, Dworzec Morski, Zespół Szkół Chłodniczych i Elektronicznych, Galeria Od Czasu Do Czasu z pomieszczeniami prywatnymi, Atelier Smaku, dom na Wzgórzu Bernadowo i mieszkanie przy Świętojańskiej 56. Do tego można było kupić klasyki designu skandynawskiego w „Nowym Orłowie” (czyli meble). Niektóre wejścia wymagały rezerwacji.
Jako że czasu mało i znajomość poruszania się po Gdyni u mnie niewielka, postanowiłam odwiedzić tylko dwa miejsca W sumie słusznie, bo w obu znalazłam się w pierwszej grupie wchodzących, a wiadomo, że pierwsi mają najlepiej. Przypuszczam, że gromadzący się później tłum tak długo u wiceprezydenta Gdyni stać nie mógł :) A niektórzy nie weszli w ogóle.
Wybrałam kamienicę Hundsdorffów i Urząd Miejski. W pierwszym budynku gospodarzem był Łucjan Hundsdorff, syn pierwszego właściciela, w drugim wiceprezydent Bartosz Bartoszewski, a oba wydarzenia spinał Arek Brzęczek, znawca Gdyni, którego jestem fanem od roku – odkąd oprowadzał mnie po Halach Targowych i oczarował elokwencją.
Kamienica Hundsdorffów przy Starowiejskiej 7 powstawała w trzech etapach w latach 1932-35 wg projektu Mariana Maślińskiego. Ta modernistyczna bryła przepięknie prezentuje się od ulicy. Zaokrąglony, ekspresyjny narożnik otulają balkony, a całość przypomina statek. W środku jest klatka schodowa z duszą czyli pustą przestrzenią pomiędzy biegami schodów. Tę duszę pozostawiono na windę, której kamienica doczekała się dopiero w 2008 roku. Właściwie są dwie klatki schodowe, obie z zachowanymi posadzkami. Niestety, są przemalowane i tylko zachował się świadek lamperii. Na dole kamienicy znajduje się zakład fotograficzny Elite. Przed wojną w tym miejscu również był taki zakład o tej samej nazwie. Kamienica Hundsdorffów nigdy nie przestała być własnością rodziny. Chyba zapomniano o upaństwowieniu po wojnie. Pan Łucjan mówił, że w ogóle nie musiał przeprowadzać żadnego postępowania. Tyle, że po wojnie w jego mieszkaniu znalazło się 5 rodzin milicyjnych i ubowskich, w każdym pokoju jedna. Juliusz Hundsdorff był Polakiem i został zamordowany w Piaśnicy.
Teraz Urząd Miejski. Jedyna okazja, by zobaczyć, jak wyglądają gabinety włodarzy sąsiedniego miasta. Ten modernistyczny budynek zaprojektowany przez Jerzego Mullera powstawał w dwóch etapach. Skrzydło od Świętojańskiej zbudowano w 1930, od strony Bema w 1937.
Gmach powstał jako Komisariat Rządu na miejscu starostwa grodzkiego. Mamy w środku wertykalny układ kompozycyjny, piękne schody i.. pomieszczenia mieszkalne. Na pierwszym piętrze mieszkał w latach 1933-39 komisarz Franciszek Sokół, tuż obok swojego gabinetu. W tych pokojach mieszkalnych znajdują się gabinety wiceprezydentów. Sam prezydent Szczurek pracuje w gabinecie Franciszka Sokoła. W piwnicy pokazano nam korytarz, gdzie w grudniu ’70 urządzano „ścieżkę zdrowia”, schron, sejf (służące obecnie za archiwum), a także… ścianę, która jest obecnym skarbcem bankowym. W podziemiach znajduje się biblioteka i każdy może z niej korzystać w godzinach pracy urzędu.
Czytajcie podpisy pod zdjęciami. Niektóre beznadziejnie proste, ale może czasem warto ;)
Do zobaczenia za rok!