Rafał Roskowiński, twórca Gdańskiej Szkoły Muralu, zakończył właśnie pracę nad muralem poświęconym Katarzynie Sobczyk. Najnowsze dzieło realizował w duecie z Katarzyną Sykus, a portret znanej polskiej piosenkarki powstał na ścianie Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Tyczynie, rodzinnym mieście artystki.
Kilka dni wcześniej gdański artysta, pracując w zespole z Wojciechem Woźniakiem i Piotrem Sakowskim, przy wsparciu Katarzyny i Macieja Sykusów, ukończył mural w Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej w Warszawie, w Forcie Czerniakowskim. Z kolei na początku listopada duet Rafał Roskowiński i Tomasz Chodkowski zrealizował mural w Legionowie poświęcony gen. Tadeuszowi Bukowi oraz I Warszawskiej Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki.
Mimo tak bardzo zajętego kalendarza Rafał Roskowiński znalazł czas, by porozmawiać z nami o swojej pracy i malarstwie monumentalnym.
W pańskiej pracy przeplatają się różne tematy i przekazy. Nie brakuje murali o charakterze patriotycznym, ale są i inne, jak ten poświęcony Katarzynie Sobczyk. Czy przygotowując się do poszczególnych realizacji, stara się pan poznać swoich bohaterów, wydarzenia, w których uczestniczyli?
Każda realizacja jest odrębna, każdy mural traktuję indywidualnie. Wymaga to każdorazowo oddzielnego przygotowania się do pracy. W wielu przypadkach wątek ideowy, konkretny przekaz, jest bardzo ważny, jednak nie mogę zapominać o aspekcie plastycznym. Realizuję tematy dobrze mi znane – głównie te dotyczące historii Polski – ale i takie, o których wiem mniej. Te wymagają dodatkowej pracy poznawczej i ja się jej chętnie podejmuję.
Czy konieczność pracy zgodnej ze zleceniem jest w sferze artystycznej ograniczeniem, czy może też być katalizatorem uwalniającym „zasoby twórcze”?
To zależy od siły wzajemnej perswazji i inteligentnego argumentowania. Mural często jest po prostu zleceniem, w którym temat jest narzucony przez zleceniodawcę. To oczywiste, że praca musi mieć jego końcową akceptację. Ja mam to szczęście, że z reguły zleceniodawcy zostawiają mi wolną rękę.
Jak często dziś zdarza się, że malarze wielkoformatowi mają w pracy twórczej wolną rękę i nie są zależni od ram zlecenia?
Zależy to od uznania artysty w środowisku. Bywa bowiem i tak, że bardzo znani artyści są zapraszani do realizacji jakiegoś projektu ze względu na swoją sławę, niekoniecznie dlatego, że zleceniodawca liczy na powstanie wybitnego dzieła. Oni mają większą swobodę twórczą.
Czy Gdańsk nadal jest „polską stolicą muralu”, a może są inne ośrodki wiodące teraz prym? Jak zmienia się sytuacja sztuki wielkoformatowej w Polsce?
Sztuka muralu zaczęła się w Gdańsku na początku lat 90. i do pierwszych lat nowego stulecia niewiele miast w Polsce mogło pochwalić się jakimikolwiek muralami, dlatego twierdzę, że Gdańsk jest stolicą polskiego muralu. Dziś niemal każde miasto ma ambicję mieć co najmniej kilka swoich murali, ale to rozprzestrzeniło się po Polsce z Gdańska. Niestety, ten pęd do posiadania własnej kolekcji murali przyczynia się do tego, że powstaje wiele murali o niedopuszczalnie złym poziomie artystycznym. To nasiliło się przy okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Na wielu elewacjach pozostało po jej obchodach koszmarnie dużo namalowanych potworków. Na szczęście, o wiele mniej dewastacji poczyniono przy okazji setnej rocznicy Bitwy Warszawskiej. Temat nie był zbyt nośny, bo tylko ja potrafię malować konie.
Czy gdańska Zaspa to dziś jedno z wielu muralowych osiedli w Polsce, czy może wciąż fenomen w skali kraju?
Myślę, że to wciąż fenomen, nawet w skali świata! Organizatorzy festiwali murali organizowanych w latach 2011–2016 na Zaspie byli wizjonerami i mieli wielką odwagę, podejmując się tego działania.
Czy władze Gdańska dostrzegają tę wyjątkowość Gdańska w dziedzinie malarstwa wielkopowierzchniowego i starają się rozwijać i wspierać tę dziedzinę?
Wydaje mi się ze władze miasta nie są zainteresowane malarstwem monumentalnym.
Co myśli pan o tagach malowanych np. na wagonach SKM? To już sztuka, czy jednak wandalizm? A może działanie na granicy sztuki i destrukcji?
Bardziej niż zamalowane wagony meczą mnie zdewastowane miejsca w przestrzeni architektonicznej, niekoniecznie przez grafficiarzy – a raczej przez nieudolne pseudoartystyczne malunki, na których powstanie środki wyłożyło państwo polskie.
Od redakcji – wyjaśnienia do załączonych murali (cytaty za www.muralegdanskzaspa.pl):
Jan Paweł II i Lech Wałęsa – Mural powstał w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca, w którym w 1987 roku odbywała się msza podczas trzeciej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Do tego wydarzenia nawiązuje widoczny w tle szkic ołtarza papieskiego wzniesionego według projektu Marian Kołodzieja. Namalowany w „dewocjonalnej” estetyce papież nawiązuje do wielkoformatowych banerów, które zdobiły ściany szczytowe bloków podczas mszy papieskiej. Sam Wałęsa to już charakterystyczna dla Roskowińskiego dynamizm i ostra, komiksowa kreska. Motywy muralu zostały wykorzystane przez Roskowińskiego w 2012 roku na ścianie bloku w Kiszyniowie.
Tukany – Jedna z dziesięciu prac namalowanych w ramach festiwalu na tysiąclecie Gdańska. Mural realizuje podstawową ideę festiwalu – wprowadza kolor w betonową przestrzeń blokowiska. Rafał Roskowiński wielokrotnie wykorzystywał ten motyw, do dzisiaj możemy oglądać tukany na Karolkowej w Warszawie. Obawiając się ingerencji ze strony lokalnej sceny graffiti, Roskowiński uprzedził fakty i oddał dolną część ściany zaspiańskiemu składowi TKA. Zgodnie z niepisanym kodeksem, graffiti „Gdańsk” zostało oszczędzone i wciąż dopełnia kolorowy mural Roskowińskiego.
Bałtyk – Punktem wyjścia podczas pracy projektowej był zanurzony w bałtyckiej głębinie nurek, który z przerażeniem obserwuje otaczającego go ławice przeróżnych stworzeń i przedmiotów. Za każdą ławicę odpowiadał inny uczestnik prac. Tonacja muralu nawiązuje do rzeczywistego koloru Morza Bałtyckiego.