Gdy lokalne samorządy są pod presją efektywnego zarządzania budżetami, mieszkańcy coraz częściej kwestionują sensowność tworzenia nowych stanowisk urzędniczych. Gdańsk, będący jednym z najważniejszych miast w Polsce, nie jest wyjątkiem. Pojawiają się tu stanowiska, które budzą mieszane uczucia zarówno wśród mieszkańców, a także te, do których przypasanych jest więcej osób. W obliczu kryzysu gospodarczego i rosnących wydatków publicznych, pytanie, czy takie stanowiska są rzeczywiście potrzebne, staje się coraz bardziej palące.
Koordynator ds. bursztynu: tradycja przeważająca nad rzeczywistością?
Robert Pytlos, który od wielu lat pełni funkcję koordynatora ds. bursztynu, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych urzędników w Gdańsku. Jego zadaniem jest promowanie programu „Gdańsk – Światowa Stolica Bursztynu” oraz nawiązywanie kontaktów z przedstawicielami branży bursztynniczej. Bursztyn jest ważnym elementem tożsamości Gdańska, jednak pytanie, czy potrzeba specjalnej funkcji, aby utrzymywać tę tradycję przy życiu, jest zasadne.

Zadania Pytlosa nie wydają się jednak tak spektakularne, jakby to wynikało z opisu jego stanowiska. Jego działania sprowadzają się głównie do koordynacji sporadycznych inicjatyw, które mają na celu przypomnienie mieszkańcom i turystom o gdańskim dziedzictwie bursztynniczym. Na przykład, co roku organizowane są wydarzenia promujące poławianie bursztynu, które, chociaż są atrakcyjne dla turystów, to nie wydają się wystarczająco istotne, aby uzasadnić pełnoetatowe stanowisko.
Takie incydenty rodzą pytania o to, czy koordynator ds. bursztynu rzeczywiście przynosi realne korzyści miastu, czy może jest jedynie symbolem tradycji, która w dzisiejszych czasach mogłaby być podtrzymywana w inny, mniej kosztowny sposób.
Pełnomocnik ds. osób pieszych?
Grzegorz Krajewski, pełnomocnik ds. osób pieszych w Gdańsku, to kolejny przykład stanowiska, które budzi mieszane uczucia. Jego rolą jest monitorowanie, koordynowanie i inspirowanie działań mających na celu poprawę warunków poruszania się pieszo po mieście. Gdańsk, będący miastem o bogatej infrastrukturze pieszej, wydaje się idealnym miejscem na promowanie zrównoważonej mobilności. Jednak pytanie, czy do tego celu potrzeba specjalnego urzędnika, jest warte rozważenia.

Zadania Krajewskiego obejmują koordynację działań różnych jednostek miejskich, nadzór nad programami inwestycyjnymi oraz opiniowanie projektów związanych z ruchem… pieszym. Teoretycznie, stanowisko to ma na celu poprawę jakości życia mieszkańców poprzez promowanie zdrowego stylu życia i redukcję zanieczyszczeń. Wiele z tych zadań jednak mogłoby być realizowanych przez już istniejące wydziały w urzędzie miasta, bez konieczności tworzenia nowego stanowiska.
Czy naprawdę potrzebujemy dodatkowego urzędnika, aby chodniki były w dobrym stanie, a przejścia dla pieszych były bezpieczne? Czy może wystarczyłoby lepsze zarządzanie istniejącymi zasobami?
Strażnik funduszy unijnych, których nie ma
Artur Lemański, odpowiedzialny jest za projekty unijne w gdańskim samorządzie, jest postacią, której rola teoretycznie wydaje się niezwykle istotna. Jego zadania obejmują zatwierdzanie dokumentów, nadzorowanie projektów i utrzymywanie kontaktów z podmiotami zewnętrznymi. W praktyce jednak, stanowisko to staje się coraz bardziej problematyczne w obliczu zmieniających się realiów polityki europejskiej.
W ostatnich latach środki unijne, które miały być głównym źródłem finansowania wielu projektów inwestycyjnych w Gdańsku, zaczęły być zastępowane przez programy rządowe, takie jak Nowy Ład. W rezultacie wiele projektów, które miały być realizowane z funduszy europejskich, zostało odłożonych na dalszy plan, a Lemański zmuszony jest do oczekiwania na nowe źródła finansowania. To rodzi pytania o sensowność jego stanowiska w sytuacji, gdy unijne środki są coraz mniej dostępne.
Co więcej, Lemański pełnił do niedawna również funkcję szefa Wydziału Projektów Inwestycyjnych w Urzędzie Miejskim oraz jest też pełnomocnikiem prezydent Gdańska do realizacji kilku innych projektów. Wydaje się, że jego osoba jest wyjątkowo obciążona obowiązkami, co może rodzić obawy o efektywność wykonywanej pracy.
Czy nie jest to kolejny przykład biurokratycznego przerostu, gdzie jeden urzędnik jest odpowiedzialny za zbyt wiele zadań, które mogłyby być rozdzielone między różnych specjalistów?
Koordynator ds. zrównoważonej mobilności
W Obszarze Metropolitalnym Gdańsk-Gdynia-Sopot (OMGGS) pojawiło się stanowisko koordynatora ds. zrównoważonej mobilności. Jego głównym zadaniem jest koordynowanie działań mających na celu wdrożenie Strategii Rozwoju Ponadlokalnego do 2030 roku, ze szczególnym uwzględnieniem transportu i mobilności. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że takie stanowisko jest niezbędne w dobie rosnącej świadomości ekologicznej i potrzeby zrównoważonego rozwoju. Jednak krytycy zadają sobie pytanie, czy faktycznie jest ono konieczne.
Koordynator zajmuje się m.in. organizacją wizyt studyjnych, integracją partnerstw na rzecz realizacji projektów metropolitalnych oraz współpracą z organizacjami pozarządowymi, uczelniami i przedsiębiorstwami. Wszystko to brzmi imponująco, ale pytanie, które się nasuwa, to czy takie stanowisko rzeczywiście przynosi realne korzyści mieszkańcom? Czy może być kolejnym przykładem przerostu biurokracji, gdzie tworzy się stanowiska, które mogłyby być z powodzeniem realizowane przez już istniejące jednostki?
Przeciwnicy tego stanowiska podkreślają, że wprowadzenie Planu Zrównoważonej Mobilności Miejskiej (SUMP) dla OMGGS, który jest jednym z kluczowych zadań koordynatora, mogłoby być realizowane przez bardziej zintegrowane działania już istniejących urzędników.
W szczególności, jeśli weźmiemy pod uwagę, że OMGGS ma również koordynatorów ds. równego traktowania i ds. klimatu, nasuwa się pytanie, czy wszystkie te funkcje są rzeczywiście konieczne. Czy nie lepiej skupić się na lepszej koordynacji istniejących zasobów, zamiast tworzyć nowe stanowiska?
Przyszłość gdańskiego samorządu?
Stanowiska takie jak koordynator ds. bursztynu, pełnomocnik ds. osób pieszych czy koordynator ds. zrównoważonej mobilności to tylko niektóre z przykładów, które budzą wątpliwości co do sensowności ich istnienia. W dobie rosnących kosztów i coraz większych oczekiwań społecznych wobec efektywności działania administracji publicznej, pytanie, czy takie stanowiska są rzeczywiście potrzebne, staje się coraz bardziej istotne.
Miasto Gdańsk nie znalazło dla nas czasu, by odnieść się do naszych uwagę ws. sensowności utrzymania tych stanowisk w obrębie urzędu.
Mieszkańcy Gdańska, podobnie jak wielu innych miast w Polsce, oczekują, że ich pieniądze będą wydawane w sposób przemyślany i efektywny. Tworzenie nowych stanowisk urzędniczych, które nie zawsze przynoszą realne korzyści, może być postrzegane jako marnowanie publicznych funduszy. W związku z tym być może nadszedł czas, aby dokładnie przeanalizować, które stanowiska są naprawdę potrzebne, a które mogą być uznane za zbędne.
Maciej Naskręt
od redakcji: Syn Roberta Pytlosa, Edward Pytlos, był stypendystą prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz w 2019 r. Muzeum Gdańska w 2021/2022 r. zorganizowało wystawę jego prac, ale nie tylko muzeum. Wystawy były również w Oliwskim Domu Kultury i GAK Winda we Wrzeszczu. Malował również murale (w IV Liceum Ogólnokształcącym w Nowym Porcie oraz na Wyspie Sobieszewskiej, o czym informowały miejskie portale) i dekorował kamienice na Oruni. Mimo wszystko rodzi się pytanie – przy tak intensywnym promowaniu za miejskie środki ile młody człowiek zawdzięcza ojcu – urzędnikowi miejskiemu? Ale to temat na inny artykuł.
Profil z obrazami Edwarda Pytlosa na Instagramie.