„Nasza pani była harcerką w drużynie córki tej pani, która tu jest pochowana. Nasza nauczycielka opowiadała nam, że ta nieżyjąca pani i jej córki były dobrymi Polkami i chciały, żeby Pszczółki były polskie”. (Mirosława Walicka „Polki w WMG”).

Urszula Blumianka. „Polki w WMG” M. Koprowska, M. Walicka, G. Danielewicz

Tym razem chciałabym opowiedzieć o polskiej rodzinie Blumów, która w dwudziestoleciu międzywojennym zamieszkała w Hohenstein, czyli wsi, która ob. nosi nazwę Pszczółki. Mirosława Walicka poświęciła im jeden z rozdziałów w publikacji „Polski w WMG” (napisanej z Marią Koprowską i Gabrielą Danielewicz). Z tej książki korzystałam pisząc poniższy artykuł.  Niektóre informacje zaczerpnęłam też  ze strony internetowej Szkoły Podstawowej im. Bohaterów Ziemi Gdańskiej w Pszczółkach.

Moją opowieść o rodzinie Blumów rozpocznę od momentu, kiedy Maksymilian Bluma – „Kaszuba z dziada pradziada” , pracownik kolei – poznał w Grudziądzu swą przyszłą żonę, Joannę. Doczekali się z czasem czwórki dzieci: Alfonsa, Brunona, Urszuli i Łucji.

Małżonkowie zamieszkali po ślubie w Grudziądzu, potem w Gdańsku, następnie w Jabłonowie, gdzie kupili nieduży dom. Niebawem jednak – a działo się to już w dwudziestoleciu międzywojennym – decyzją władz Dyrekcji Polskich Kolei Państwowych, Maksymilian został skierowany do Pszczółek, wsi która na mocy Traktatu Wersalskiego w 1920 r. znalazła się w granicach Wolnego Miasta Gdańska. W tej wsi znajdowała się stacja kolejowa pełniąca bardzo ważną funkcję z uwagi na niewielką odległość (5 km) od granicy RP z WMG.
Tu odbywała się kontrola paszportów i odprawa celna pasażerów przybywających do Wolnego Miasta. Zgodnie z ustaleniami Traktatu Wersalskiego kolej na terenie Wolnego Miasta Gdańska podlegała Dyrekcji Polskich Kolei Państwowych.

W Pszczółkach Blumowie zamieszkali na parterze budynku z czerwonej cegły, należącego do PKP przy ul. Dworcowej 69 (ob. ul. Kościelna 4). Przy tej ulicy znajdowało się kilka domów kolejarskich.

W tamtym czasie Polacy w Pszczółkach stanowili mniejszość – ok. 30 rodzin. Dlatego nie udało się zorganizować polskiej szkoły. Polskie dzieci miały do wyboru uczęszczać albo do miejscowej szkoły niemieckiej, albo do szkół prowadzonych przez Macierz Szkolną w Gdańsku. Zdarzały się niestety przypadki łapania na dworcu polskich dzieci dojeżdżających do Gdańska przez żandarmów i zaprowadzania ich siłą do szkoły niemieckiej. W akcję angażowali się także członkowie Hitlerjugend, którzy tarasowali wsiadającym polskim dzieciom drzwi do pociągu. Interwencje pracowników kolei na niewiele się zdawały.

Przedstawiciele Polonii Gdańskiej, a wśród nich Leonia Papée, żona Komisarza Generalnego RP w Gdańsku (druga z prawej). „Polki w WMG” M. Koprowska, M. Walicka, G. Danielewicz

Polacy z Pszczółek pracowali na roli w pobliskich majątkach ziemskich, dojeżdżali do pracy Pruszcza lub Gdańska; niektórzy z nich byli pracownikami kolei. Utrzymywali żywe kontakty z gdańską Polonią. Działali w różnych organizacjach polonijnych np. w Związku Polaków, Macierzy Szkolnej, Polskim Zrzeszeniu Pracy. Zresztą sami utworzyli lokalne koło Związku Polaków, na którego świetlicę przeznaczono lokal znajdujący się nad mieszkaniem Blumów. Jego kierownictwo powierzono jednemu z synów Maksymiliana, Brunonowi. Patronat nad świetlicą przejęła żona ówczesnego Komisarza RP w Gdańsku, Leonia Papée. W świetlicy spotykała się miejscowa Polonia. Tu organizowano różne uroczystości np. obchody Święta 3 Maja, jasełka, a także zabawy taneczne. Można było pograć w bilard. Kobiety organizowały kursy szycia itp. W tym samym budynku utworzono polską ochronkę, w której pracowała Hildegarda Kruger. Uczyła dzieci polskich piosenek, wierszyków, polskich obyczajów itp.

Dzięki staraniom tutejszych katolików popartych przez bp Eduarda O’ Rourke, pod koniec lat dwudziestych XX w. zaczęto wznosić w Pszczółkach kościół dla wyznawców tej religii, poświęcony 11 IX 1932 r. Posługiwał w nim ks. Jan Cymanowski, który w czasie ślubów i pogrzebów Polaków wygłaszał kazania po polsku, podobnież spowiadał w tym języku.

Tutejsi Polacy byli mocno narażeni na szykany ze strony niemieckiej większości. Jednakże dla Polaków „walka o polskość stawała się pierwszym, świętym przykazaniem”. Dlatego nie poddawali się. Bronili za wszelką cenę swej tożsamości narodowej.

Ks. Jan Cymanowski (na zdjęciu z prawej strony). Zdjęcie wykonane po II wojnie. „Wrzeszcz” J. Samp

W domu Blumów panowała ciepła i rodzinna atmosfera; często odwiedzał ich brat pana domu, Augustyn, zamieszkały w Gdańsku. Blumowie uczyli swoje dzieci patriotyzmu. Działali w lokalnym kole Związku Polaków. Niestety, pani Blumowa zmarła przedwcześnie (na początku lat trzydziestych ub. wieku) po nieudanej operacji przeprowadzonej w Szpitalu NMP w Gdańsku. Maksymilian ożenił się powtórnie. „Wprawdzie ojciec dbał o dzieci, ale ani on, ani kobieta, z którą się potem ożenił, nie potrafili stworzyć rodzinnej atmosfery, jaka panowała przy matce”.c(M. Walicka).

Starsza córka Maksymiliana, Urszula, była w tamtym czasie uczennicą Polskiej Wyższej Szkoły Handlowej przy Trojangasse (ob. ul. Seredyńskiego) w Gdańsku. Pewnego dnia jedna z nauczycielek, Maria Ostrowska, jednocześnie komendantka polskiego Hufca i Chorągwi Harcerek w Gdańsku, zaproponowała Urszuli utworzenie w Pszczółkach najpierw drużyny zuchów, a w dalszej kolejności drużyny harcerek. Urszuli powierzyła funkcję drużynowej. Dziewczyna przyjęła propozycję, choć nie było to łatwe zadanie. Po latach wspominała: „pragnęłam w miarę sił wpajać poprzez harcerstwo miłość do ojczyzny, nauczać wytrwałości i hartu w walce z germanizmem”.
Latem 1934 r. Urszula przeszła w Borzechowie kurs dla drużynowych, a następnie rozpoczęła przygotowania do utworzenia swojej drużyny. Odwiedziła wszystkie domy w Pszczółkach zamieszkałe przez Polaków. Zachęcała mieszkające tam dziewczynki do wstąpienia do harcerstwa. Realizację tego przedsięwzięcia utrudniała słaba znajomość języka polskiego u niektórych z nich.

Dawny szpital NMP przy ob. ul. Kieturakisa

Na początku drużyna liczyła 15 dziewczynek od pięciu do czternastu lat. Urszula zaczęła pracę z nimi od nauki hymnu narodowego i modlitwy harcerskiej. Przygotowywała je do uroczystości złożenia przyrzeczenia harcerskiego. Uroczystość ta odbyła się 15 XI 1934 r. z udziałem Marii Ostrowskiej. W tym dniu tylko ona i Urszula miały na sobie mundurki harcerskie. Przyszłe harcerki przypięły sobie do zwykłych ubrań biało – czerwone kokardki. W takich strojach ślubowały: „mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i Polsce, nieść chętną pomoc bliźnim, być posłuszną prawu harcerskiemu.”. Potem odśpiewały modlitwę harcerską, zaczynającą się słowami: „O, Panie Boże, Ojcze nasz, w opiece swej nas miej”. Uroczystość ta odbywała się na podwórku domu, w którym mieszkali Blumowie. Obecni byli rodzice dziewczynek. Dzieci niemieckie przyglądały się uroczystości w milczeniu z pobliskiego podwórka szkolnego.

Urszula Blumianka tego dnia przypięła do mundurka odznakę drużynowej. W jej książeczce służbowej nr 145 ZHP znalazł się następujący zapis: „od 15 XI 1934 r. prowadzi jako drużynowa VIII gromadę zuchów w Pszczółkach na terenie Wolnego Miasta Gdańska”. Widniał pod nim podpis Marii Ostrowskiej oraz pieczęć Komendy Chorągwi Harcerek w Gdańsku.

Budynek Dyrekcji Kolei w Gdańsku, w kórym mieściła się także Komenda Chorągwi Harcerek

Urszula podzieliła swoje harcerki na dwie grupy, według wieku. Już wkrótce było w sumie 25 dziewcząt, także zamieszkałych w Pruszczu Gdańskim. Każda grupa miała zbiórkę raz w tygodniu. Raz w miesiącu spotykała się cała drużyna. Zastępową młodszej grupy została młodsza siostra Urszuli, Łucja, licząca wtedy jedenaście lat. Starsze dziewczęta podlegały Urszuli.

Za harcówkę posłużyło jedno z pomieszczeń na poddaszu domu przy ul. Dworcowej 69. Dziewczęta na ścianie zawiesiły biało – czerwony sztandar, a na nim polskie godło państwowe. Na jednej ze ścian umieściły prawo harcerskie napisane na kartonie przez jednego z polskich chłopców oraz poczet królów polskich należący do Maksymiliana Blumy. Harcerki wykonały atrapę ogniska z czerwonej bibuły i chrustu, pod którymi zapalały żarówki.
Zbiórki rozpoczynały się od odrabiania szkolnych lekcji, pod okiem Urszuli. Potem następowała lekcja historii Polski oraz polskiej literatury. Urszula czytała harcerkom powieści historyczne, zwłaszcza Henryka Sienkiewicza i Józefa Ignacego Kraszewskiego. Śpiewała z dziewczętami piosenki harcerskie, zwłaszcza hymn harcerski, zaczynający się od słów: „Wszystko, co nasze, Polsce oddamy”. To pozwalało na chwilowe zapomnienie o wszelkich codziennych przykrościach, o szykanach ze strony Niemców, które niestety zaczynały coraz bardziej nasilać się. Harcerki doświadczały ich również ze strony niemieckich dzieci, które rzucały w nie kamieniami. Dziewczęta nie pozostawały im dłużne: w geście samoobrony też chwytały za kamienie.

Urszula Blumianka (piąta z lewej strony) wśród koleżanek i kolegów z Wyższej Szkoły Handlowej w Gdańsku. „Polki w WMG” M. Koprowska, M. Walicka, G. Danielewicz

Urszulę prześladował starszy od niej Niemiec pełniący kierowniczą funkcję w Hitlerjugend. Raz zerwał jej z mundurka odznakę harcerską. Innym razem, kiedy jechała do szkoły na popołudniowe zajęcia, podjudzony przez współpasażerów, chwycił dziewczynę za kark i wypchnął z pociągu na stacji Schonwarling (ob. Skowarcz). Pociągi kursowały wtedy dość rzadko, dlatego tego dnia zamiast jechać do szkoły, wróciła pieszo do domu. Poprzysięgła wtedy zemstę swemu oprawcy. Na jej prośbę jeden z jej braci skonstruował z drutu kastet, który od tej pory zawsze miała przy sobie. Wykorzystała go przy najbliższej okazji, kiedy wracając do domu (z zebrania drużynowych w Gdańsku, które odbywało się w gmachu Dyrekcji Kolei) spostrzegła swego prześladowcę. Tym razem przejęła inicjatywę: pierwsza zaatakowała chłopaka pięścią uzbrojoną w kastet. Nie spodziewał się takiej reakcji Urszuli: zdumiony stanął jak wryty z zakrwawionym nosem. Nie gonił jej, jak zaczęła uciekać. I od tej pory przestał ją prześladować.

W 1935 r. delegacja harcerek z Pszczółek brała udział w słynnym pochodzie, jaki odbył się wtedy w Gdańsku. Wtedy po raz pierwszy polscy harcerze przemaszerowali ulicami tego miasta w pełnym umundurowaniu.

3 V 1936 r. Koło Związku Polaków z Pszczółek zorganizowało uroczystą akademię z okazji tego ważnego dla naszego narodu, święta. Urszula starała się przygotować swoje harcerki do tej uroczystości, zapoznała je z faktami historycznymi.

W czasie wspomnianej akademii, Brunon Bluma wygłosił referat. Następnie głos zabierali inni przedstawiciele lokalnej Polonii. Łucja Blumianka recytowała wiersz wybrany specjalnie na tę okazję przez jej starszą siostrę. Harcerki odśpiewały pieśń zatytułowaną „Witaj, majowa jutrzenko”. Na zakończenie zgromadzeni zaśpiewali polski hymn narodowy. Niestety, szowiniści niemieccy nie pozostali bierni. Zerwali polskie flagi, którymi Polacy udekorowali swoje domy, w tym biało – czerwony sztandar zawieszony na oknie świetlicy Związku Polaków. Polak, który rzucił się w pogoń za tym sztandarem, został uderzony kamieniem w głowę. Siedzący blisko okien w świetlicy zostali ranieni odłamkami szkła, ponieważ Niemcy rzucali w okna kamieniami.

Tablica pamiątkowa tuż przy wejściu do budynku szkoły przy ul. Seredyńskiego. Upamiętnia istnienie w tym miejscu Polskich Szkół Handlowych Macierzy Szkolnej w Gdańsku

Harcerki z Pszczółek przez cały czas istnienia ich drużyny prowadziły kronikę. Posłużył do tego duży dziennik podarowany im przez Leonię Papée. Łucja Blumianka obłożyła okładkę kroniki płótnem z wyhaftowanym przez siebie krzyżem harcerskim. Jej siostra na pierwszej stronie wypisała prawo harcerskie. Na kartach kroniki  znalazły się notatki, rysunki i fotografie. Niestety wraz z wybuchem wojny kronika ta została zarekwirowana przez Niemców, którzy zresztą przez cały czas bacznie obserwowali polskie harcerki. Ich nazwiska znalazły się na listach sporządzonych przez Gestapo.

Warto dodać, że harcerki z Pszczółek latem uczestniczyły w obozach organizowanych przez Komendę Chorągwi Gdańskiej.

W 1938 r. Urszula swoje kierownictwo nad drużyną scedowała Łucji. Związane było to z jej wyjazdem do Warszawy, gdzie podjęła naukę w Szkole Głównej Handlowej. Tuż po wybuchu II wojny światowej Polacy z Pszczółek zostali aresztowani przez Gestapo. Byli poddawani uciążliwym przesłuchaniom; bito ich i torturowano. Mężczyźni trafili do obozów koncentracyjnych. Kobiety i dzieci – poprzez obóz w Pruszczu Gd. – na roboty przymusowe do Niemiec.
Alfons Bluma zmarł w obozie Stutthof. Jego brat, Brunon spędził pięć lat w Buchenwaldzie; po zakończeniu wojny nie powrócił do Polski. Ich ojciec, Maksymilian – po pięcioletnim pobycie w Dachau – zmarł wkrótce po wojnie, po powrocie do domu. Łucja zginęła z dala od kraju tuż po zakończeniu wojny. Stryj Augustyn został rozstrzelany w czasie wojny.

Tabliczka upamiętniająca Augustyna Blumę z cmentarza przy ul. Chrobrego w Gdańsku

Urszula przeżyła okupację. Po wojnie wyszła za mąż za naukowca o nazwisku Radłowski. Z czasem zamieszkała z mężem w dzielnicy Gdańska zwanej potocznie „Moreną”. Zmarła w 1985 r. Spoczęła obok swej matki na cmentarzu w Pszczółkach.

Na koniec wrócę do słów, które zacytowałam początku. Wypowiedziała je harcerka spotkana po wojnie przez Urszulę na cmentarzu w Pszczółkach. Dzięki swojej nauczycielce – przedwojennej harcerce z drużyny prowadzonej przez Urszulę Blumiankę – znała historię tej drużyny. Wraz z innymi harcerkami opiekowała się grobem Blumów.

Maria Sadurska

2 thoughts on “Dla nich „walka o polskość stawała się pierwszym, świętym przykazaniem”

  • To były ciężkie czasy dla Polaków w wolnym miescie Gdańsk mój tata z rodziną mieszkał w tej samej dzielnicy polskiej w Pszczółkach zakładał męską drużynę zuchową Pszczółki .Cały okres wojenny spędził ze swoim ojcem i bracmi w obozach koncentracyjnych Stutthof , Sachsenchausen a na końcu Mauthausen Gusen . Na szczęście udało im się przeżyć to piekło .

    Odpowiedz
  • Maksymilian Bluma zmarł w 1964 roku w Gdańsku i tu jest pochowany razem ze swoją drugą żoną.

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.