Jak król Władysław IV o swobodę żeglugi na Zalewie Wiślanym walczył”, czyli o próbie sprzed 384 lat uwolnienia toru wodnego z Zalewu Wiślanego na pełne morze od blokującego go szwedzkiego przeciwnika, okupującego port i umocnienia w Piławie (dzisiaj rosyjski Bałtyjsk).
Mój tekst dedykuję wszystkim wspierającym przekop Mierzei Wiślanej i tym, którzy jeszcze wątpią w jego celowość. Niech będzie argumentem z przeszłości (wcale nie zdezaktualizowanym), wynikającym z racjonalnej oceny narzuconych Rzeczypospolitej ograniczeń, przez wizjonera i stratega króla Władysława IV oraz hetmana Stanisława Koniecpolskiego – jednego z największych wodzów w naszej historii.
„Potem przez posłów pytali, co by za ludzie byli, za czyim mandatem i po co przyszli? Odpowiedzieli, że są Kozacy zaporoscy, przyszli na wezwanie królewskie i jego rozkazu czekają.”
Posłów wysłała szwedzka załoga Piławy (obecnie rosyjski Bałtijsk) zaskoczona pojawieniem się na wodach przed twierdzą dziwnej „armady”, zaś Kozacy przybyli na Zalew Wiślany wezwani przez polskiego władcę Władysława IV Wazę.
Jak do tego doszło? Cofnijmy się do roku 1634. 25 października we Lwowie, w zachowanej do dziś przy Rynku Czarnej Kamienicy, odbyła się tajna narada monarchy z hetmanem wielkim koronnym Stanisławem Koniecpolskim. Króla interesowały możliwości odzyskania szwedzkiej korony utraconej przez ojca, Zygmunta III Wazę. Ogólna sytuacja pozwalała domniemywać, iż nadszedł dogodny moment do rozpoczęcia działań. Tym bardziej, że 11 lipca 1635 r. wygasał rozejm zawarty z Trzema Koronami w 1629 r., wielce dla Polski niekorzystny. Szwedzi, którzy zajęli Inflanty, panowali również na Zalewie Wiślanym (zwanym wówczas Haf lub Hap) utrzymując garnizony w Piławie, Braniewie, Tolkmicku, Elblągu. Jednocześnie kontrolowali cały polski handel morski pobierając 3,5 % cła. Stąd władca spodziewał się poparcia swoich planów przez magnaterię i szlachtę, zainteresowanych nieskrępowanym, szerokim eksportem polskich płodów rolnych i leśnych.
Kozak na koniu, Józef Brandt
Król i hetman byli zgodni – wojnę trzeba rozpocząć po wygaśnięciu rozejmu w przyszłym roku i należy starannie się do niej przygotować. Polskę przede wszystkim osłabiał brak wojennej floty, wyszkolonych załóg oraz dogodnego portu wojennego. Natomiast Szwedzi dysponowali Piławą, która pełniła rolę głównej bazy ich sił morskich na polskim wybrzeżu, najkorzystniejszej do wyładunku transportowanych wojsk i zaopatrzenia. Zatem zdaniem obu strategów najpilniejszym zadaniem było jak najrychlejsze zniesienie nieprzyjacielskiego garnizonu w Piławie i odzyskanie portu.
Wobec braku własnych okrętów, S. Koniecpolski radził monarsze przerzucić z Zaporoża kilkuset Kozaków z ich sławnymi łodziami-czajkami, co dodatkowo pomogłoby rozładować konflikty z Turcją, często atakowaną przez żądnych łupów mołojców. Płytki Zalew Wiślany z akwenem wokół Piławy świetnie nadawał się do manewrów kozackiej lekkiej flotylli, która z powodzeniem mogłaby przeciąć i zablokować szwedzkie drogi zaopatrzenia i nawet przystąpić do zdobywania obwarowanego portu.
Rysunek czajki Jacka Sieńskiego z 1980 r.
Stosunkowo prosty do wykonania i tańszy od budowy regularnej floty projekt hetmana uzyskał akceptację Władysława IV, który przypomniał o wcześniejszym, w ciągu lata wysłaniu w interesujący ich rejon zakonspirowanego inżyniera-kartografa Fryderyka Getkanta, mającego rozpoznać wszelkie umocnienia i instalacje nieprzyjaciela. F. Getkanta należało wysłać jeszcze raz , celem uzupełnienia sporządzonych map o wszystkie dokonane przez przeciwnika najnowsze zmiany.
Po naradzie we Lwowie, 19 grudnia 1634 r., król przybył do Gdańska, by osobiście dopilnować przygotowań do planowanej kampanii. Rozważał szanse stworzenia floty, możliwości budowy dla niej portu i zapoznawał się ze sprawozdaniem F. Getkanta.
Inżynier był już w Piławie przed wkroczeniem Szwedów w 1625 r. i wykonał dokładną jej mapę. Latem 1634 r. zadanie kartografa było nadzwyczaj ryzykowne i niebezpieczne. Teraz „w przebraniu rybaka, potajemnie” sporządzał szkice na terenach zajętych przez nieprzyjaciela. Każdej chwili groziło mu zdemaskowanie i śmierć. Po powrocie opracował dokładną mapę Piławy i okolic (przetrwała do dziś w Sztokholmie, jako łup wojenny zdobyty w czasach „potopu”). Szczegółowe obserwacje F. Getkanta okazały się niezwykle cenne. Szwedzi bowiem doceniając znaczenie tego portu, zburzyli bądź zmodernizowali stare umocnienia, a w konsekwencji wznieśli nową, pięcioboczną twierdzę. Jest wielce prawdopodobne, iż Zaporożcy po przybyciu zapoznali się z mapą i sprawozdaniem, a dane uzyskane tą drogą były im pomocne w nawigowaniu po Zalewie.
Mapa rejonu Piławy autorstwa F. Getkanta, zachowana w Sztokholmie
Od pobytu monarchy w Gdańsku przygotowania do planowanej nowej wojny nabrały rozmachu. Fortyfikowano Półwysep Helski i Puck, tworzono flotę i armię, odlewano armaty, gromadzono uzbrojenie i zapasy wojenne.
Tymczasem 24 maja 1635 r. w Sztumskiej Wsi rozpoczęły się rokowania polsko-szwedzkie, na które przybyło wielu europejskich dyplomatów, m.in. z Francji, Anglii i Niderlandów, zainteresowanych utrzymaniem pokoju w tej części Starego Kontynentu oraz niezakłóconym rytmicznym importem z Rzeczypospolitej atrakcyjnych towarów masowych. Ogół magnatów i szlachty również nie popierał planów Władysława IV. Przygotowania wojenne mogły skłonić Szwedów do ustąpienia z zajmowanych ziem i twierdz oraz do zniesienia narzuconego cła, ale faktyczna wojna, według panujących opinii, byłaby ryzykowna, długotrwała i – co najbardziej niepokoiło szlachtę – zbyt kosztowna.
Król jednak pełen emocji, nie bacząc na wysiłki „adwokatów”, konsekwentnie i energicznie realizował wcześniej opracowane plany. Utworzono regularną flotę (12 okrętów), ufortyfikowano Półwysep Helski i Puck. Rozpoczęła się koncentracja polskich wojsk w rejonie Grudziądza.
Przyszła kolej i na Zaporożców. Z początkiem lata Władysław IV zlecił pułkownikowi wojsk kozackich Konstantemu Wołkowi, aby z „Kozaków wypisanych na ekspedycję pruską zaciągnąć półtora tysiąca Kozaków, dla których są nad Niemnem czółny gotowe.” Treść zlecenia wskazuje na wcześniejsze przybycie nieokreślonej liczby zaporoskich szkutników, którzy przygotowali niezawodne czajki.
Rysunek znakomitego francuskiego inżyniera Guillame le Vasseur de Beauplan, który w XVII stuleciu podróżował po Ukrainie
Im bliższy był termin upływu rozejmu, tym większa panowała różnica zdań wśród posłów i tym bardziej zaogniała się sytuacja. Do wojny przygotowywali się również Szwedzi. Na początku lipca ich flota operująca z Piławy, zaczęła ostentacyjnie kontrolować ruch statków na wodach Zatoki Gdańskiej. 5 lipca demonstracyjnie uprowadzono z gdańskiej redy do Piławy królewski okręt „Czarny Orzeł”, który z królewskim posłem Wilhelmem Forbesem (bratem mlecznym Władysława IV), dla zmylenia przeciwnika pod holenderską banderą, miał udać się do Danii.
Monarcha pragnął za wszelką cenę zrewanżować się Szwedom i słał listy ponaglające pułkownika Wołka do rychłego przybycia – np. list z Torunia datowany 5 lipca 1635 r. W innym liście z 13 lipca, do podskarbiego litewskiego Stefana Paca, wskazywał, że liczba przygotowanych 15 czajek jest niewystarczająca i trzeba ją szybko podwoić. „bo kiedy żadnej nie masz nadzieje pokoju, są nam wielce potrzebne”, a co do mołojców „aby ku Królewcowi Niemnem poszli, dawszy nam prędko znać o sobie”; jednocześnie pamiętając o różnej sławie Kozaków pisał: „Na ochronę ekonomiej naszych poślemy surowe uniwersały. Będą i wielmożni hetmani koronni czynić skuteczną sprawiedliwość, gdy skargi dojdą.”
Podczas gdy Kozacy podążali bliżej terenów przyszłych zmagań, Szwedzi z Piławy ponownie dali znać o sobie, zatrzymując towary nieznanego bliżej kupca holenderskiego. Czekając w Królewcu zdesperowany Holender ofiarował królowi swoje usługi i twierdził, że gdyby miał ze 12 okrętów, zdołałby rozproszyć jednostki przeciwnika. Władysław IV nie skorzystał jednak z niepewnej oferty i odpisał Holendrowi, by pozostał „przy swoim handlu”.
Portret Władysława IV – Bartłomiej Milwitz
Tak oczekiwani Kozacy nadal nie przybywali. Jerzy Ossoliński podskarbi nadworny, 27 lipca donosił JKMści z Królewca: „Kozaków zaporoskich i czołnów pod Jurborkiem dotąd jeszcze nie masz”. Z listu dowiadujemy się również, że „czołny” budował specjalista, który kontaktował się z hetmanem S. Koniecpolskim. Specjalista ów raportował J. Ossolińskiemu: „czołny już od czterech niedziel gotowe”. Niemniej sprawa przygotowania 30 czajek nie była rozwiązana, ponieważ król w liście do podskarbiego nadwornego z 3 sierpnia pisał: „Kozak ten, który czółny robił, będąc w Królewcu upatrzył baty tameczne być sposobne do tej usługi, którą Kozacy uczynić mają. Żądamy przeto Uprz. W. żebyś te wszystkie baty zamówił i zaaresztował, których najem z tamecznych podatków regenci aby zapłacili, a odebrawszy ich tyle, ile potrzeba, one temuż Kozakowi Uprz, W. oddasz rozkazując sposobić ludzi, których by mu pomogli one wedle potrzeby accomodować i sitowiem porządnie obszyć. Należy bowiem na tym, aby wszyscy Kozacy na Hap wyszli i to czynili, co należy przeciwko nieprzyjacielowi.”
Jednocześnie zadbano o odpowiednie wyposażenie (nawet w kompasy!) mołojców. Dowodem jest następująca pozycja sporządzonego później, bo 15 grudnia 1535 r. „regestru wydatków z prywatnych JKMci pieniędzy na potrzeby Rzptej pod teraźniejszy zaciąg do recuperowania Prus”. „Na okow tysiąca spisów, działek, latarnie, kompasów i inne ekspensa morskie wyprawujac Kozaki na morze zł. 1 500-„.
Kamień pamiątkowy w Sztumskiej Wsi, Wikipedia
Ku niewymownej konsternacji króla układy w Sztumskiej Wsi, w miarę upływu czasu, posuwały się jednak naprzód. W rezultacie Kozacy spóźnili się. 25 sierpnia Władysław IV pisał z Kwidzyna do J. Ossolińskiego: ”Kozacy godni nagany, że się wcześnie nie stawili, a tym bardziej, że są ciężcy obywatelom tamecznym. Za wczesnym przybyciem mogło by się ich było zażyć. Teraz chcemy, żeby się zatrzymali na tym miejscu, gdzie teraz są, jednak bez szkody i krzywd, póki rzetelna nie stanie pokoju konkluzja”. Poza tym życzył sobie, aby w aktualnej sytuacji mołojcy szybko powrócili na Zaporoże (ta ciągła obawa przed ich swawolami!}. Sprzęt wojenny po nich, m.in. namioty i czajki miał być skrzętnie zachowany. Najważniejsze czajki – „zaprowadzone” pod Kowno i tam przechowane w odpowiednim miejscu w pobliżu rzeki, w specjalnie zbudowanej szopie.
Nagle, JKMść zmienił zdanie. Listem z 30 sierpnia zawiadomił hetmana S. Koniecpolskiego, iż rozkazał zatrzymać Zaporożców nad Zalewem Wiślanym do 5 września. Co zatem wpłynęło na zmianę decyzji króla ?
Naoczny świadek zajścia, członek francuskiego poselstwa Karol Ogier, zapisał, iż 27 sierpnia w Sztumskiej Wsi na tle sporów religijnych, doszło do ostrego konfliktu. Zbrojne eskorty towarzyszące posłom szwedzkim i polskim rzuciły się na siebie i tylko z najwyższym trudem udało się je rozdzielić. Wydawało się, że byle iskra rozpali pożogę wojenna. Iskrą tą – ostatnim argumentem króla – mieli być Kozacy.
Akcję Zaporożców uwiecznił w swoich pamiętnikach Albrecht S. książę Radziwiłł pisząc, iż z 30 na 31 sierpnia: „Nocą stanęli pod Piławą. Gdy dzień zajaśniał, zdumieli się początkowo Szwedzi, obaczywszy niespodzianych gości/ Najpierw przywitali ich z armat, lecz nic im to nie szkodziło dla odległości miejsca (…), I wnet po Hafie pływać zaczęli i na okręt szwedzki rzuciwszy się, wzięli go ładowny, pełen amunicji i prowiantu żołnierskiego, czem wielce Szwedów przestraszyli. Po dojściu traktatu okręt wprawdzie zwrócić musieli, ale cokolwiek do jedzenia i picia było, już to wszystko byli pożarli”. Dalej autor stawia wysoką notę sprawności żeglarskiej Kozaków: „Jakoż podziwienia rzecz godna, jako oni czajkami swemi, a to trzciną oplecionemi, na fale morskie odważnie rzucają się. Gdy wskutek wiatru morze się burzy , to oni z falami się unoszą, temi plecionemi wiązkami ochronieni, gdy zaś woda spokojnie stoi, oni, wiosłami robiąc, jako chcą pływają. Doznała tego w samej rzeczy Piława i swojemi oczami widziała, gdy burza w jednym prawie momencie rozniosła ich bez żadnej szkody, poczem, znowu swoim szykiem przeciwko portowi stanęli.”
Kozacy na morzu – Ilja Jefimowicz Riepin
Była to jedynie akcja demonstracyjna i o tym żeby mołojcy szczupłymi jeszcze siłami, zaatakowali Piławę nie mogło być mowy. W kilka dni później król otrzymał wiadomość, że po chwilowym kryzysie posłowie ponownie znaleźli (nie bez twardej presji zagranicznych mediatorów) wspólny język i nowy rozejm jest bliski. Jak zanotował cytowany już książę A. Radziwiłł: „pan omal nie oszaleje”, „klął kanclerza, hetmana i wszystkich doradców”, ale wciąż nie rezygnował. Posłał do Królewca po J. Ossolińskiego „ żeby fortelem jakim doprowadził do zerwania”. Za późno! 12 września 1635 r. podpisano rozejm na 26 lat. Szwedzi wprawdzie zatrzymywali Inflanty, natomiast mieli wycofać się z zajmowanych na terenie Prus Książęcych twierdz (w tym i z Piławy) i zwrócić zatrzymany okręt „Czarny Orzeł”.
A więc zawarto pewnego rodzaju kompromis dyplomatyczny, osiągnięty bez bitewnych zgiełków. Monarchą jednak targały na przemian żal i gniew. Tyle wytężonej pracy poszło na marne. Urzeczywistnienie marzeń o ewentualnym odzyskaniu szwedzkiej korony trzeba było odłożyć na długie lata.
A dalsze losy Kozaków? Opisana akcja była pierwszą i zarazem ostatnią (przynajmniej o innych żaden dziejopis ani dokument nie wspomina). Z takim trudem realizowana pomysłowa koncepcja, zakończyła się przedwcześnie. 23 września król napisał do pułkownika K. Wołka: „żebyś jako najprędzej przybywszy do Królewca z Kozakami z Księstwa bez szkody i krzywdy wszelakiej przechodząc prędko wyszedł, zwłaszcza, żeś w Toruniu pieniądze z łaski naszej odebrał. Żadnej tedy zwłoki czynić nie będziesz, starając się, żeby najmniejsza skarga, co by nie było bez nagany, na ludzie te nie była. Sprzęty i rzeczy wszystkie do czołnów należące, jako działka, hakownice i inną munitią, wedle regestru panom regentom oddasz. Kotwie i żagle tamże zostawisz i kwity weźmiesz. Czołny poddani Księstwa Pruskiego do Kowna zaprowadzą, gdzie za naszym zleceniem w schowaniu dobrym zostaną, prócz żeby je sami Kozacy chcieli zaprowadzić i tamecznemu podstarościemu zupełnie, z podpisem ręki W. T. oddać, (…) Gościniec i drogę tę trzymać będziesz, którą J. W. Hetman Koronny ordynuje. W tej W. T. przestrzegać będziesz, aby żadnych szkód i krzywd mołojcy poddanym ani uprzykrzania żadnego nie czynili, gdyżby to nas wielce urażać musiało, przy niełasce naszej i karaniu występnych.”
Zarazem pomyślano o tym, by wynagrodzić poniesione trudy Kozaków. W Grudziądzu, 13 września ukazał się królewski uniwersał skierowany do starostów zaporoskich, zwalniający od ciężarów tych mołojców, którzy z pułkownikiem K. Wołkiem przebywali w Prusach. Ich dowódca otrzymał specjalne wyróżnienie. W 1638 r. został nobilitowany.
Kozak na koniu, Józef Brandt
Na koniec ile ta „awantura kozacka” kosztowała polskiego monarchę? Nomen omen, dosyć słono. Wspomniany wyżej regestr wydatków sumy wydane na ten cel określa (po zsumowaniu) na 16 500 zł, podczas gdy np. za ufortyfikowanie Władysławowa na Półwyspie Helskim zapłacono inżynierowi J. Pleitnerowi 20.000 zł.
Czy jednak kozacki epizod na Zalewie Wiślanym miał roztopić się bezpowrotnie w powodzi coraz to nowych i ważniejszych faktów i zdarzeń w naszej historii? Nie. Władysław IV nie zrezygnował ze szwedzkiej korony, choć zawarty rozejm pomieszał mu szyki. Myśl o niej jeszcze nieraz będzie widoczna w politycznych posunięciach króla w przyszłości. Powrót Zaporożców nad Bałtyk również mieścił się w jego planach, skoro w cytowanych listach domagał się, aby z takim trudem zbudowane czajki i materiał wojenny zostały z całą starannością przechowane pod Kownem w pobliżu rzeki. Były więc gotowe do rychłego użycia. Dopiero zainteresowanie Władysława IV innym przeciwnikiem – Turcją i generalny zwrot w polityce królewskiej, ostatecznie zdezaktualizowały projekty wykorzystania czarnomorskich doświadczeń Zaporożców , którym nie dane było, by ich mołojecka sława z Morza Czarnego rozniosła się na odległym Bałtyku.
Nie uległy natomiast dezaktualizacji zmagania króla o swobodę żeglugi na Zalewie Wiślanym i są one też pouczające dla dzisiejszych pokoleń. Jak łatwo było Szwedom usadowionym w Piławie kontrolować cały polski handel morski, a tym samym wpływać na osłabianie gospodarki Rzeczpospolitej.
Adam Koperkiewicz