Historia

Mój tata miał pseudonim „Świerk” – dzieje mojej rodziny w szalonym skrócie

Choć o tacie będzie niewiele.

Moja mama z d. Napiwodzka spisała kiedyś dzieje swojej rodziny – w skrócie, rzeczy najważniejsze. Tekst poniższy to jej dzieło, jej słowa. Parę zdań opuściłam, a swoje przypisy wtrącam w nawiasy [ ]. Trochę klimatu lat przedwojennych i smutnych lat wojennych.

Lasy janowskie

Janowo

Korzenie rodu Napiwodzkich wyrosły z Janowa. Obecnie jest to gmina, ośrodek administracyjno-gospodarczy dla kilu sąsiednich wsi, ale w przeszłości było to miasto.

Antoni, najstarszy z rodu, miał wpisane jako miejsce urodzenia (w swoim akcie pod zaborem rosyjskim) gorod Janowo. Między Szczytnem a Nidzicą jest miejscowość Napiwoda i są na mapie lasy napiwodzkie, i stamtąd pochodzi nasz ród. Natomiast las janowski, aż do moich czasów, nazywany był królewszczyzną, a zatem były to dobra króla i nie były w przeszłości nikomu nadane. Po abdykacji ostatniego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1795 r. (po III rozbiorze Polski), od XIX wieku las janowski był już lasem państwowym. W XV w. to był wielki bór, przez który wiodła droga do miasta i tym traktem Władysław Jagiełło ciągnął ze swoim wojskiem pod Grunwald zatrzymując się po drodze na zamku w Nidzicy – fakt historyczny.

W Janowie były według podań liczne zakłady : rymarskie, kuśnierskie, garncarskie i produkowano tam świetne wozy. Kiedy z czasem nastąpił wzrost wymiany towarowej, uzyskało prawa miejskie, a burmistrzem był Antoni Napiwodzki, imiennik mojego ojca. Były tam wówczas dwa kościoły, a jeden, pod wezwaniem św. Barbary spłonął wraz z częścią miasta prawdopodobnie po powstaniu styczniowym w 1863 r. [car zabrał po powstaniu prawa miejskie za pomoc powstańcom].

Janowo już się nie podniosło i z czasem utraciło prawa miejskie, a niekorzystny plebiscyt na Warmii i Mazurach w 1920–21 roku usytuował granicę z Prusami Wschodnimi na Orzycu, tuż przy rynku, odcinając 1/3 Janowa. Ale pozostałościami po mieście aż do 1939 r. były : rynek, ulice równoległe i rozchodzące się od niego, rzeźnia miejska, ulica Miejskie Ogrody, wyeksploatowana cegielnia i las królewszczyzna.

Janowo zostało osadą – nigdy nie było wsią. W PRL–u zostało gromadą, a obecnie jest gminą. A łąki janowskie? Nazwa Dębiny świadczy o tym, że tam rosły wykarczowane później dęby, a dolina Orzyca utworzyła liczne bagna, rozlewiska i topiele. To była rzeka rybna, większa niż dzisiaj, która po uregulowaniu przed wojną stałą się małą rzeczką.

Resztki młyna z XVII wieku, już go nie ma

W Janowie do II wojny światowej był Urząd Celny, kordon Straży Granicznej, posterunek policji, poczta, szkoła 7-klasowa, kilka sklepów, młyn, XIX wieczny wiatrak, dwa cmentarze – katolicki i żydowski – i bóżnica. Była dyplomowana akuszerka, dwóch kowali, rakarz. Mieszkało w nim sporo Żydów, którzy trudnili się handlem i rzemiosłem. Był rabin Weksler, szewc Abram, krawiec Krzyżanowski, sklepikarze Galina i Lipszyc, Huno, który handlował końmi i bydłem. Mieszkał też Lajpcio, który posiadał pojazd konny z siedzeniami – landarę (lando), obudowanymi budą do przewożenia osób. Kursował 2 razy w tygodniu do Mławy i w zależności od potrzeb, bo przed wojną do Janowa autobus nie dojeżdżał.

Janowo liczyło 2 000 mieszkańców, a miejscowa ludność trudniła się przeważnie rolnictwem i ziemia była jej głównym źródłem utrzymania. Raz w miesiącu w Janowie odbywał się jarmark, na który ściągali kramarze, nawet z daleka, i ludność z okolicznych wsi. Można na nim było kupić wszystko, nawet obrazy świętych.

Rodzina

Anna i Walenty Napiwodzcy [moi pradziadkowie] mieli trzech synów i trzy córki. Właściwie Anna urodziła 12 dzieci, ale sześcioro zmarło. Było i 13 dziecko, Fela Gratunik – siostra mleczna Wiktora [syna, brata mojego dziadka], którą karmiła i wychowywała przez 8 lat jak córkę, a ona mówiła na nią mama… Jej matka, żona brata, zmarła przy jej urodzeniu w 1914 roku i Aleksander nie ożenił się powtórnie. To Anna pomagała mu w gospodarstwie domowym, bo było to kochające się rodzeństwo. Na ich życzenie spoczywają razem w jednym grobie.

Grób Anny i Aleksandra Gratuników w Janowie

Walenty (1870-1934) żył 64 lata. Po I wojnie światowej dwukrotnie emigrował do USA. To była emigracja zarobkowa, ale dorobił się tylko pylicy. Wrócił chory i niezdolny do fizycznej pracy. Kiedy powtórnie wyjeżdżał do Ameryki, zabrał ze sobą najstarszą córkę Stanisławę, która tam wyszła za mąż za Dąbrowskiego i nie wróciła do kraju.

Anna (1872-1954) żyła 82 lata. Była energiczną, zaradną kobietą i miała wielkie serce dla całej rodziny. To na jej barki spadł ciężar wychowania dzieci i gospodarstwo rolne, które było jeszcze duże i nie rozdzielone na małe dzieci. Kiedy Walenty wyjeżdżał do USA, Wiktor miał rok, lub dwa, Władek 11-12 lat, a najstarszy Antoni [mój dziadek] był 17 lat starszy od Wiktora. Jeśli więc nieobecność Walentego trwała 4 lata, to Antoni w wieku 19-23 lat uprawiał rolę i opiekował się młodszym rodzeństwem – Felą, Wiktorem i Kazią, starszą od niego o 5 lat.

Anna wychowywała swoje dzieci w miłości, wpajała im zasady wiary, moralności, poszanowania ludzi i pracy. Była szanowana i poważana wśród miejscowej społeczności. Ksiądz Szelągowski znał ją tylko z ostatnich lat jej życia, a w mowie pogrzebowej jej osobowość określił tak: „To była wyjątkowo mądra i rządna kobieta. I do nestorki rodu należało pierwsze i ostatnie słowo”. Kobiety, które mają władzę są często niekobiece i przeważnie niekochane, a ona miała dużo cech przywódczych i była kochana.

Prababcia Anna z synami: po lewej Wiktor, po prawej mój dziadek Antoś

Kiedy Antoni ożenił się z Heleną Rzepczyńską [moja babcia], moją mamą, nie opuścił rodziny, ale swoją żonę do niej wprowadził. Z czasem Antoni założył sklep kolonialno–spożywczy i rzeźniczy. Helena zaakceptowała ten model rodziny, bo to babcia zajęła się sklepem, a ona gospodarstwem i dziećmi. Obszywała całą rodzinę, bo w posagu wniosła maszynę do szycia (1922 r.)! Rodzinie żyło się znacznie lżej niż innym gospodarzom. Antoni dbał o potrzeby wszystkich członków rodziny. Najpierw Władek, a znacznie później Wiktor uprawiali sport, chociaż w Janowie nie było klubu sportowego. Robili to indywidualnie. Jeździli do miast na zawody, mieli odpowiednie stroje, piłki do gry, siatkę do siatkówki i łyżwy.

Z biegiem lat rodzeństwo dorastało i zakładało własne rodziny. Najpierw Władek ożenił się z Wiktorią Langowską, a potem Aniela wyszła za Mariana Szmydta, urzędnika Straży Granicznej, który służył na pograniczu. Oboje otrzymali po połowie domu na ulicy Przasnyskiej i odpowiednią ilość ziemi. Te dwa domy murowane, czteroizbowe, kryte dachówką, a nie strzechą, też były dowodem zamożności rodziny. Dom w rynku, zamieszkiwany przez rodzinę był przeznaczony dla Antoniego i Wiktora. Natomiast Kazia wyszła za mąż za Władysława Werdra z Chorzel, sprzedała swoją ziemię i w zamian kupiła sobie odpowiednią ilość w Chorzelach.

Lasy janowskie

Antoni nigdy nie nazywał mężów swoich sióstr szwagrami, ale zięciami. Twierdził, że taka nazwa jest właściwa, bo opiekował się nimi jak ojciec. Ale choć opuściły Janowo, na wszystkie święta, odpusty i uroczystości rodzinne obie przyjeżdżały do rodzinnego domu. Przychodził też wtedy Władek z rodziną, Fela i ten dom „pękał w szwach”, był przepełniony ludźmi i weselem. Ucztowano od rana do późnej nocy.

Najdłużej był z nami Wiktor, właściwie wychowywaliśmy się razem z nim. Miał 13 lat, kiedy Kazia wyjechała. Ja miałam około dziesięciu miesięcy i choć to był mój stryjek, to ja i moje rodzeństwo, Hanka i Stefan, mówiliśmy mu po imieniu i traktowaliśmy go jak starszego brata. Był z nami jeszcze przez 12 lat.

W latach 1936-38 pełnił zasadniczą służbę wojskową i w 1938 r. był na Zaolziu (zajęcie przez Hitlera czeskich Sudetów). Tam, na granicę Polska wprowadziła wówczas swoją armię. Po jego powrocie z wojska w lecie tego roku zakochał się w Mirze Bednarskiej. To nie byłą dziewczyna gospodarstwa, ale córka urzędnika. Mój ojciec nie miał uprawnień, by wystawić mu papiery czeladnicze, a przed wojną taka procedura trwała długo. Najpierw powinien być uczniem przez rok, następnie terminatorem, a zdobycie dyplomu czeladniczego trwało kilka lat.

Antoni ekspresowo załatwił mu za pieniądze takie uprawnienia u Smólskich i Podeszwińskich w Chorzelach, a następnie w Izbie Rzemieślniczej (dawny cech) w Przasnyszu wyrobił mu kartę rzemieślniczą. Były pewne trudności, bo koncesje na otwarcie sklepu były wydawane tylko z konieczności.

Mój ojciec był aktywnym działaczem w Kole POW w Janowie i Przasnyszu i uzyskał poparcie z tego źródła, i w dniu ślubu Wiktora zdobył dla niego pozwolenie na otwarcie sklepu. Własne uprawnienia scedował na brata i musiał zrezygnować z prowadzenia własnego sklepu. A ponieważ był to sklep mieszany, to musiał z niego zrezygnować w całości. Wiktor był tym zaskoczony.

Janowo dzisiaj

Były i inne przypadki pomocy rodzeństwu, ale najważniejsze, że w tej rodzinie była wzajemna pomoc, panowała zgoda i miłość. Nigdy nie było kłótni, gniewu i zawiści między nimi. Nie było też spięć między Anną a synowymi. Moja mama mieszkała z nią przez 32 lata. A kiedy córki zabierały swoją mamę w gościnę, to po dwóch dniach ją odwoziły, bo jej miejsce było tylko w starym gnieździe, w którym jak przysłowiowa kwoka, roztaczała opiekę nad całym gniazdem.

Antoni nie tylko gospodarzył, prowadził sklep, był rzemieślnikiem, ale i sam zaopatrywał ten sklep w towary, bo do Janowa nie kursowały autobusy. Miał parę koni i żelazny wóz, i często wyjeżdżał po towar do miasta. Artykuły sypkie takie jak cukier, sól, kasze i mąka nie były paczkowane, ale w workach jutowych po 100 kg. Przywoził dużą beczkę śledzi i w stalowej beczce naftę, bo w Janowie nie było światła elektrycznego.

Dodatkową trudnością były zamrożone fundusze w towarze. Zdarzało się, że kupiona w terenie świnia, czy jałówka nie szła jeszcze na rzeź, a potrzebne były inne artykuły. Trzeba więc było jeździć częściej i przywozić mniejsze ilości.

Moja babcia z czwórką dzieci

Był zapracowany. I dlatego żniwa, czy kopanie trwały u nas tylko jeden lub dwa dni. Po prostu najmował ludzi do tej pracy. Ale udzielał się też społecznie. Był m.in. prawą ręką księdza Białego. Jako przewodniczący rady parafialnej osobiście negocjował cenę sprzedaży kościoła drewnianego z proboszczem ze Skierkowizny i Pościenia, kwestował po wsiach na budowę nowego kościoła. Prawie rozpaczał, kiedy w 1936 roku z braku funduszy, trzeba było zmniejszyć wysokość wieży o 1m i nie było za co zrobić ławek oraz ogrodzenia. Zrezygnował z własnej ławki w prezbiterium, za którą Kuciński z Wólki ofiarował aż 100 zł. Ostatecznie przypadła nam trzecia boczna ławka, ale on i tak zawsze był w zakrystii. Ubierał księdza do mszy i służył do niej, bo znał ministranturę po łacinie, a taka wówczas obowiązywała. Zbierał datki na tacę, nosił baldachim i organizował mężczyzn do procesji. Wypraszał, albo skupował po wsiach wosk od pszczelarzy, z którego zimową porą, razem ze swoim kuzynem A. Gratunikiem, produkował świece i gromnice na potrzeby kościoła. Gotowych świec z parafiny nie kupowano w ogóle. Organizował bramy powitalne na powitanie biskupa i na przyjazd prezydenta Ignacego Mościckiego. Jako peowiak brał udział w spotkaniu z prezydentem i to z inicjatywy POW powstał pomnik Józefa Piłsudskiego na rynku w Janowie.

Pomnik na cześć Piłsudskiego na rynku w Janowie

W czasie otwarcia nowej szkoły w 1938 roku wygłosił mowę, a szkoła stoi do dziś.

Organizował bale w karnawale dla urzędników i elity janowskiej. Grał role w wystawianych sztukach scenicznych w szopie u księdza, a potem w remizie. Był osobą towarzyską i żadne większe wesele nie odbyło się bez niego [babcia opowiadała – chodził nawet bez niej na te bale, a ona się wściekała i rzucała w niego talerzami], a swoich chrześniaków nie był w stanie nawet policzyć. Przed wojną, już po ślubie Wiktora, miał 12 ha własnej ziemi (mama w posagu wniosła więcej ziemi), co na rozdrobnienie janowskie nie było mało, ale bez handlu nie potrafił żyć. W 1939 roku otworzył sklep monopolowy, bo akurat takiego w Janowie nie było, a po wojnie znów monopolowy, ale z wyszynkiem (typu karczma).

Prezydent Ignacy Mościcki w Janowie. Przy kobiecie z kapeluszem stoi moja babcia, obok niej mały wujek. Dziewczynka z kokardą tyłem to moja ciocia, za nią z drugą kokardą stoi moja mama. Miała czerwoną sukienkę i biały fartuszek.

Działalność polityczna

Muszę poruszyć jeszcze jedną kwestię, a mianowicie jakimi Polakami byli Napiwodzcy. Mój ojciec już w 1917 albo na początku 1918 roku zgłosił się na ochotnika, aby walczyć z zaborcą rosyjskim. W tym czasie zjawił się w Janowie Władysław Obrębski (brat cioteczny mojej mamy), który przed I wojną światową służył w carskiej armii. Zdezerterował z niej do Galicji, gdzie byłą autonomia i tam działał od 1908 do 1918 roku Józef Piłsudski.

Tworzyły się w tym czasie polskie organizacje woskowe: Strzelcy, Legiony i POW, w której działał Obrębski w randze pułkownika. Z rozkazu władz zwierzchnich, jako emisariusz powrócił w rodzinne strony, z misją utworzenia tajnej organizacji wojskowej. Jako dezerter nie wrócił do Mławy, gdzie mieszkał, ale do Janowa. Mieszkał razem z moją mamą i to ona była łącznikiem między werbowanymi ochotnikami, a ukrywającym się swoim kuzynem. Zgłosiło się 10 ochotników, a między nimi mój tato. Komendantem i instruktorem był Władysław Obrębski, który posiadał szablę i broń palną. Ćwiczyli w tajemnicy w lesie janowskim. Wykonali jeden wyrok śmierci na komendancie żandarmerii carskiej w Chorzelach, który prześladował ludność polską, i rozbroili ten posterunek zdobywając broń. Również w Janowie rozbroili taki posterunek. 11 XI 1918 roku zostali wezwani przez kuriera do punktu zbiorczego w majątku Krusze, pod Mławą, i stamtąd udali się do Wólki Mławskiej, gdzie rozkręcali szyny kolejowe aż do Iłowa, a w zatrzymanych pociągach rozbrajali Niemców, Zdobytą broń składowali w starej łaźni przez okres około trzech tygodni.

Kościół w Janowie, który budował mój dziadek

Po tym okresie Władysław Obrębski pozostał w Mławie, a członkowie POW zostali powołani do wojska. Mój ojciec walczył na froncie wschodnim z bolszewikami. Najpierw na Wołyniu – obecnie Ukraina – a później wraz z frontem przesuwał się z południa na północ, gdzie w 1921 roku walczył na Litwie pod dowództwem generała L. Żeligowskiego, Powrócił z wojny w stopniu kaprala, a prezydent Lech Wałęsa mianował go w 1991 roku na podporucznika, w 70 rocznicę ukończenia wojny z Rosją (miał wtedy 94 lata). Za udział w wojnie 1918-21 został odznaczony Krzyżem Zasługi. W naszym domu odbywały się zebrania Koła POW, a mój ojciec działał w nim aktywnie oraz w kole POW w Przasnyszu aż do 1939 roku.

Mój dziadek Antoś odznaczony

Natomiast Wiktor został w 1939 roku zmobilizowany i walczył w wojnie obronnej w Modlinie, na przedpolach Warszawy.

Wierzono wtedy, że wojna szybko się skończy, bo sojusznicy Francja i Anglia nie pozostaną bierni wobec agresji Hitlera na Polskę. Było nawet takie hasło „Słoneczko wyżej, Sikorski bliżej” , w lecie, ale stało się inaczej [Janowo uciekało na wschód po wybuchu wojny, ale po wkroczeniu wojsk sowieckich zawrócili].

Głównym dowódcą na kraj był legendarny generał „Grot” Rowecki, ale na mocy uchwały rządu emigracyjnego organizacja ta została rozwiązana i częściowo z jej członków powstała 14.02.1942 roku Armia Krajowa. Głównym komendantem został Tadeusz „Bór” Komorowski. Wszyscy trzej bracia łącznie z Hanką [moja ciotka] wyrazili gotowość do konspiracyjnej walki z okupantem. W AK obowiązywała już wtedy przysięga i taką złożyli członkowie naszej rodziny w latach 1944-1945.

Janowo dzisiaj

Przysięga

W obliczu Boga Wszechmocnego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski, kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wierny Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiarowania mego życia. Prezydentowi Rzeczpospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.

Po złożeniu tej przysięgi odbierający mówił :

Przyjmuję cię w szeregi Armii Polskiej walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny. Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie twoją nagrodą. Zdrada karana jest śmiercią.

Po wyzwoleniu, od początku 1945 roku, władze PRL–u nie uznawały AK – to wg nich była „banda terrorystyczno-rabunkowa” i rozpoczęły aresztowania. AK zeszła wówczas do podziemia. I znów nasze rodziny nie zawahały się udzielać schronienia prześladowanym akowcom z innych terenów. W styczniu 1947 roku aresztowano członków naszej rodziny [faktycznie dzialali w WiNie].

4 września 2009 roku w lesie janowskim odbyła się uroczystość odsłonięcia popiersia Zacheusza Nowowiejskiego, dowódcy AK na naszym terenie w latach 1945–46. Wreszcie uhonorowano dowódcę i to tam gdzie działał, w Janowie, ale nawet nie powiadomiono o tej uroczystości tych, którzy razem tam z nim walczyli i nie było o nich żadnej wzmianki w prasie.

Popiersie Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego w pobliżu miejsca, gdzie się ukrywał.

23 września napisałam do Gazety Nidzickiej, aby zainteresować koło historyków w Nidzicy tym, co się w Janowie wówczas faktycznie działo. Zacytuję fragment mojego listu:

„Chcę napisać o udziale rodziny Napiwodzkich z lat 1945-47, bo dzisiaj to już nie jest tajemnicą, że w Janowie byłą baza noclegowa żołnierzy AK, a były to wyłącznie domy trzech braci Napiwodzkich. Najstarszy z nich Antoni był moim ojcem. Wiktor, Władysław i mój brat Stefan byli zaprzysiężonymi żołnierzami AK. Brali czynny udział we wszystkich akcjach, jakie rozgrywały się wówczas na naszym terenie i udzielali schronienia w swoich domach ukrywającym się akowcom z innych miejscowości. Kiedy rozszalały się masowe aresztowania pod koniec 1946 i na początku 1947 roku, z Janowa zostali aresztowani: Wiktor, Władysław i Halina ( moja siostra) oraz brat Stefan, który od jesieni 1946 roku pełnił zasadniczą służbę wojskową na Pomorzu Zachodnim, ale i tam znalazł go Urząd Bezpieczeństwa. [UB gnało ich po śniegu na bosaka do Mławy]. Franciszek Pisarski [mój tata] uniknął aresztowania, bo jako spalony łącznik ukrywał się od listopada 1946 roku w Szczecinie zgodnie z poleceniem swojego dowódcy Zacheusza Nowowiejskiego [tata po ogłoszeniu amnestii zdał broń, wrócił do Janowa, ożenił się z mamą i wywiózł ją do Szczecina, aby w obliczu niepewnej sytuacji politycznej przenieść się po 2 latach do Gdańska].

Rynek w Janowie

Miałam wtedy 20 lat i moja rola była marginalna. Dostarczałam ukrywającym się tylko książki do czytania. Chociaż nie działałam tak aktywnie jak moje starsze rodzeństwo, ale też znalazłam się na kilkudniowym przesłuchaniu w UB w Przasnyszu. Nie przyznawałam się, że Strożek dał mi do przechowania pewne papiery, które ukryłam w sianie na szopie nad oborą. Wówczas oficer śledczy przeprowadził konfrontację z aresztowanym, którego przyprowadzono z celi. Strożek „wyśpiewał” wszystko i nie było sensu dalej się upierać. Musiałam się przyznać, ale wcześniej, w dniu jego aresztowania powiedziałam o tym swojej mamie, która wymusiła na mnie, żebym to jej oddała i ona to spaliła. Były tam ulotki o treści antykomunistycznej, biuletyny z tytułem „Bóg, Honor i Ojczyzna”, kalki, bibuły i czysty papier. Powiedziałam śledczemu o ich spaleniu i kiedy ona ten fakt potwierdziła, to wówczas zwolniono mnie. Zeznawałam 23.01.1947 r., ale więzienia były wtedy przepełnione i głośno już mówiło się o zamierzonej amnestii, która została uchwalona 22.02.47 r., a ogłoszona w marcu 1947 r.

Janowo dzisiaj

Na mocy tej amnestii dla więźniów politycznych nasi bliscy uzyskali w końcu marca wolność. Tylko brat Stefan siedział najdłużej w więzieniu wojskowym. Franciszek ujawnił się 1.04.1947 r. i też skorzystał z tej amnestii. Pytał mnie Strożek, czy byłam bita przez ubowców. Nie byłam, ale obrzucano mnie wulgarnymi słowami i głodzono. Byłam zadowolona, że przynajmniej nie wsypał mnie, że wcześniej w 1946 roku, w jego mieszkaniu i pod jego dyktando, pisałam odręcznie odezwy do ludności przeciwko władzy ludowej i o bojkotowanie wyborów. W nocy Franciszek rozwieszał je na płotach.

Cała nasza rodzina byłą represjonowana i pozbawiona głosu w wyborach. Tylko babcia Anna w gminie, w lokalu wyborczym przekreśliła na karcie do głosowania 3xTAK i głośno to mówiąc napisała 3xNIE! Zrobiła to w obecności żołnierzy, komisji i zebranej ludności. To był akt niezwykłej odwagi prawie 80-cio letniej przeciwniczki władzy ludowej.”

W małej książeczce, którą posiadam, pt. „Ta ziemia o nim pamięta – Zacheusz Nowowiejski „Jeż” 1915-1946”, biografii autorstwa ks. Grzybowskiego jest dwukrotnie wzmianka o akcji w lesie janowskim w okolicy Jarzyny Kierz (strona 33 i 36). To była zasadzka na samochód UB, w którym przewożono aresztowanych do Przasnysza.„Uwolnił ich wtedy Zacheusz Nowowiejski ze swoim oddziałem. O akcji tej opowidał „Skibie” Wiktor Napiwodzki, z którym siedział w jednej celi w Przasnyszu”.

Tylko tyle. Jedno zdanie, w którym wymieniony jest Wiktor, ale bez pseudonimu, i który tylko siedział. Do biografii Zacheusza Nowowiejskiego informacji udzielał autorowi Ryszard Żbikowski „Skiba”, akowiec z Przasnysza. Nawet nie znał dokładnie daty tej akcji, bo to nie było w kwietniu , ale 3.05.1946 roku. A brali w niej udział Stefan i Franciszek.

Zabity Zacheusz Nowowiejski, został zastrzelony przed domem, jego ciało Urząd Bezpieczeństwa zabrał

Nasze rodziny były prześladowane, pozbawione prawa głosu i praw obywatelskich. A ich członkowie brali udział we wszystkich akcjach i to nie tylko w Janowie, ale i w okolicy. Narażali swoje życie, spokój rodzin i byli nawet aresztowani, ale pozostali bezimienni.

Dlatego też przytoczyłam tu te fakty, aby rodzina o tym wiedziała, a szczególnie młode pokolenie. I chociaż nie ma ich w żadnych publikacjach, ale są zapisani w teczkach Urzędu Bezpieczeństwa, że byli akowcami, że działali.

Mój mąż Franciszek, w 2002 roku wystąpił do IPN z wnioskiem o status pokrzywdzonego i na podstawie zgromadzonych tam dokumentów otrzymał go, ale dopiero w 2004 roku, dwa tygodnie po swojej śmierci. Przez dwa lata IPN szukał jego dokumentów. Teczki te dostałam skserowane i chociaż Franciszek w latach 1945-46 był jeszcze obcą osobą dla rodziny Napiwodzkich, to w jednej z nich jest charakterystyka całej „bandy”, a w grupie dywersyjnej jest wymieniony Wiktor pseudonim „Zbyszek” i „Mur”, a w grupie łączności Franciszek, pseudonim „Świerk” i Stefan, jako „Sęp”. Ten wykaz jest dołączony do teczki z datą 26.04.1989 r.! Jest tam również wykaz funkcjonariuszy, którzy rozpracowywali „bandę” AK na terenie powiatów Przasnysz, Mława, Nidzica i Szczytno. Razem aż 89 osób, a wśród nich jest komenda MO w Janowie – trzy osoby, które na nas donosiły.

Jeden z dokumentów IPN na temat taty.

Mimo amnestii obserwowano nas znacznie dłużej, aż do lat osiemdziesiątych, chociaż tajne i systematyczne obserwowanie podejrzanych politycznie zostało zniesione w 1957 roku. W otoczeniu mojego męża w zakładzie pracy zawsze był tajny agent, a z autokarowej wycieczki zakładowej w 1964 roku do Czechosłowacji i później do NRD, skreślono go z listy uczestników [tata nigdy nie został zatwierdzony na prezesa spółdzielni, chociaż dwukrotnie wybierało go walne zgromadzenie].

Natomiast w 1972 roku mój syn nie został dopuszczony do egzaminów wstępnych do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lotniczych, chociaż przeszedł pomyślnie wszystkie badania z powodu, jak to napisano „braku wolnych miejsc”.

Gdyby PRL dalej istniał, to zapewne trwałaby dalej inwigilacja całej naszej rodziny. To wszystko jest już jednak przeszłością i stopniowo zacierają się jej obrazy. Jeżeli jednak chodzi o rodzinę, to pamiętam prawie wszystko i zawsze się wzruszam kiedy ją wspominam. I jestem z niej dumna!

Żyłam w samym jej środku, dorastałam w niej, ale kiedy założyłam własną rodzinę, opuściłam Janowo. A dla młodego pokolenia, które urodziło się gdzie indziej, Janowo nic nie znaczy. Sądzę jednak, że powinni znać przynajmniej pochodzenie swoich rodziców czy dziadków. Powinni znać swój rodowód. Dlatego starałam się przybliżyć tę rodzinę taką, jaką w rzeczywistości była, jak żyła w trudnych latach zacofania i powszechnej biedy, jak się rozrastała i jak starała się walczyć z przeciwnościami losu poprzez wojnę i prześladowania.

To tyle i aż tyle.

…………………………………

Od siebie mogę dodać, że dzięki staraniom i pogrzebaniu trochę w księgach chrzcielnych oraz w archiwum kościelnym moja rodzina dogrzebała  się do XVII wieku. Herb Napiwon jest jednym ze starszych herbów w Polsce, nadany przez Bolesława Krzywoustego w zamian za upolowanie żywego jelenia (herb + parę groszy „na piwo”). Nosił go Maciej Borkowic zamknięty na śmierć głodową w wieży w Olsztynie za knowania przeciwko Kazimierzowi Wielkiemu. W jego rocie przysięgi po raz pierwszy użyto nazwy Respublica – Rzeczpospolita.

Anna Pisarska

Dodaj opinię lub komentarz.