Gdzieś na wysokości Zieleniaka rozciągał się kiedyś Błędnik. Ale nie wiadukt. To był park publiczny z labiryntem ścieżek, obsadzony w 1798 r. kasztanami. Zajmował dosyć duży obszar – aż po Promenadę pod Górą Gradową, zwaną dzisiaj ulicą 3 Maja.
W ogrodzie ścieżki przecinały się pod kątem prostym, były ławeczki. Była to ładna droga wjazdowa do miasta. A wielu spacerujących wzdłuż wałów mogło tu odpocząć. Całość otoczona była drewnianym płotkiem, co widać na rycinie Daniela Chodowieckiego z roku 1773. Obok nawet powstał ogród botaniczny.
Pierwszy Błędnik przetrwał 99 lat. W 1807 r. Prusacy wręcz go zrównali z ziemią w związku ze zbliżającymi się wojskami Napoleona. Francuzi po zdobyciu miasta urządzili tu plac musztry nazywając go imieniem swojego ukochanego wodza. W 1810 roku wytyczono nowy park – mniejszy i regularny, jak to na Francuzów przystało. W 1813 roku nastąpiło odwrotne oblężenie i z kolei Prusacy zrobili tu sobie plac Fryderyka Wilhelma. W połowie XIX wieku powstała linia kolejowa, a w latach 90 wiadukt i nastąpiła całkowita likwidacja parku. Ten wiadukt przetrwał do lat 60 XX wieku, a potem go rozbudowano.
Tu dygresja o Napoleonie.
15 sierpnia w czasach I WMG to był dzień przeznaczony na oddawanie szczególnej czci cesarzowi, bowiem w tym dniu przypadały jego urodziny. Urodziny cesarza obchodzono co roku, najhuczniej w 1810. Świadkiem uroczystości na cześć Napoleona zawsze był kościół św. Mikołaja. O 11-tej 15 sierpnia zawsze biły dzwony i strzelały armaty.
W 1807 i 1808 roku było jeszcze skromnie. W 1807 urodziny były krótko po proklamowaniu WMG, a rok później miasto było w szoku z powodu zastoju gospodarczego i spadku wartości pieniądza. Francuska machina podatkowa dopiero się rozkręcała.
W 1809 już było okazale. Tym bardziej, że Napoleon był po zwycięstwie pod Wagram nad wojskami austriackimi. W uroczystym Te Deum o godz. 11 wziął udział cały senat, urzędnicy, generał Grabowski ze sztabem. Wieczorem iluminowano cały Gdańsk. Pałac gubernatora przyozdobiono transparentem z obrazem kuli ziemskiej, na którym zaznaczono Wielkie Imperium oraz kraje, które podpisały z nim traktaty przyjaźni.
26 marca 1810 ogrody Irrgarten przemianowano na Plac Napoleona. Z tego powodu władze francuskie rozdały ubogim po 3/4 kg chleba i piwie oraz przygotowano „oszczędną zupę”. Z okazji urodzin cesarza w tym właśnie roku przybył do Gdańska minister wojny Księstwa Warszawskiego, książę Józef Poniatowski. Książę przybył wieczorem 14 sierpnia wjeżdżając od południa. Od Bramy Peterszawskiej aż po Bramę Wyżynną ustawił się w szpalerze honorowym garnizon gdański. Wszyscy w mundurach galowych; dobosze uderzali w bębny, oddziały prezentowały broń, a w powietrze poszło 19 salw armatnich. Rozmowy księcia Poniatowskiego z senatem i przedstawicielami trzech ordynków oraz okupantem musiały być dosyć intensywne, bo oficjalne uroczystości urodzinowe cesarza postanowiono zorganizować 19 sierpnia.
Oczywiście, rozpoczęto mszą w kościele św. Mikołaja, a potem przeniesiono się na Plac Napoleona, by podziwiać paradę wojskową. Na trybunie zasiedli: książę Poniatowski, gubernator Rapp, szef sztabu garnizonu gen. d’Haricourt, wyżsi oficerowie, senatorowie i reprezentacje ordynków. Paradą dowodził gen. Michał Grabowski. W czasie tej parady okrzyki „Vive l’Empereur!” mieszały się z okrzykami „Es lebe der Kaiser!” Wieczorem odbył się bal na 800 osób. A potem było już tylko gorzej.
Rok później w 1811 w czasie parady na placu rozdano oficerom po butelce rumu, a żołnierzom wódkę. Garnizon musiał być i był w stanie nieustającego pogotowia z powodu napiętej sytuacji w mieście. Iluminowano gmachy publiczne, natomiast ludności ogłoszono, że mają zaopatrzyć się w żywność na 6 miesięcy. Wszystkie środki pieniężne szły na wojsko, fortyfikacje i lekarstwa. Napoleon po długim wahaniu wziął na swój koszt 50% wydatków związanych ze stacjonowaniem wojsk francuskich. Miasto już było załamane gospodarczo.
W 1812 roku było jeszcze skromniej. 15 sierpnia 1812 o godz. 11 odbyło się uroczyste Te Deum w kościele, a potem defilada wojskowa. Łaskawie uwolniono z twierdzy Wisłoujście uchylających się od uiszczania kontrybucji Gdańszczan. Ostatnie obchody urodzinowe odbyły się rok później, gdy miasto było oblężone przez armię księcia Aleksandra Wirtemberskiego i pruską landwehrę. W mieście panował przerażający głód. Mówi się nawet o aktach kanibalizmu. Z okazji urodzin generał Rapp na swój rachunek rozdał 3000 kilogramów chleba. Miesiąc później usunął z miasta kilka tysięcy nędzarzy i ludzi schorowanych, w tym kobiety i dzieci. Stali między murami miasta a wojskami rosyjskimi i umierali, bo żadna ze stron nie chciała ich przepuścić. Choć Rosjanie podobno puścili tylko dzieci.
Miało być o Błędniku, wyszło bardziej o tym, jak Francuzi urządzali imprezy urodzinowe w Gdańsku. Co jednak z tym labiryntem? Nigdy tu tak naprawdę poplątanych ścieżek nie było, a nazwa wzięła się prawdopodobnie od jednej, okrężnej ścieżki. Chociaż inna wersja głosi, że szaleni pacjenci z pobliskiego szpitala dla obłąkanych maczali w tym swoje palce….
poczytaj również -> O francuskim wyciąganiu kasztanów z ognia
Błędnik, bo łatwo było zabłądzić w gąszczu ścieżek.