Strefa obywatelska

Mądra imigracja – czy to mit?

W ostatnich latach Polska przeszła znaczącą transformację z kraju typowo emigracyjnego do państwa imigracyjno-emigracyjnego. Wzrost gospodarczy oraz rosnące zapotrzebowanie na pracowników w sektorze usług, przemysłu i technologii przyciągnęły do Polski wielu imigrantów, w tym osoby z Azji – zwłaszcza z Indii. Rośnie liczba osób z odległych krajów globalnego Południa, a ich obecność coraz silniej wpływa na obraz społeczny i kulturowy naszego kraju.

Migracje są dziś nie tylko efektem ekonomicznych poszukiwań, lecz także wyzwaniami politycznymi i społecznymi dla całej Europy. W Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach UE, temat migracji bywa upolityczniany, nasilając niechęć wobec cudzoziemców. Mimo to wielu migrantów z Indii decyduje się na budowanie tu domu na lata, przekształcając zarówno gospodarczą, jak i kulturową tkankę Polski.

Rozmawiamy z Sunilem Ahują, Hindusem, gdańskim przedsiębiorcą, od blisko 40 lat mieszkającym w Polsce. To okazja do przeanalizowania dynamiki migracji z perspektywy osobistej i historycznej. W obliczu rosnących napięć społecznych, debat na temat polityki migracyjnej oraz zmieniających się nastrojów geopolitycznych, historia emigrantów, którzy z powodzeniem zintegrowali się z polskim społeczeństwem przez dekady, staje się szczególnie ważna. Ta perspektywa pozwala na zrozumienie, jak wyglądała integracja w czasach, gdy Polska nie była jeszcze krajem docelowym dla masowej migracji zarobkowej, a także jak zmieniało się postrzeganie obcokrajowców.

Joanna Mierzejewska: Dlaczego zdecydował się pan wyjechać z Indii i co sprawiło, że akurat do Polski?

Sunil Ahuja: To był pierwszy raz, kiedy wyjechałem poza swój kraj. Szczerze mówiąc, w ogóle nie miałem pojęcia, jak wygląda świat zewnętrzny. Jaka jest różnica między powiedzmy Polską a Niemcami. No, może tyle, że to kraj za żelazną kurtyną. Ale nie rozumiałem wtedy, co to znaczy. Krótko mówiąc, ja nie wyjechałem do Polski, bo wybrałem sobie ten kraj, tak się po prostu złożyło.

Czyli pojechał pan za miłością?

Można tak powiedzieć. Wtedy człowiek długo się nie zastanawia co, jak i gdzie.

A pamięta pan, kiedy zapadła decyzja, żeby zamieszkać w Polsce?

Pierwsze dwa lata po ślubie mieszkaliśmy w Indiach. Ale żona, którą poznałem podczas jej pobytu na stypendium naukowym w Delhi, chciała skończyć rozpoczęte w Warszawie studia. Przylecieliśmy do Polski jeszcze bez planu, że tu zostaniemy na stałe. Był 1989 rok, początki transformacji i dużo możliwości. Szczególnie import, bo w Polsce wszystkiego brakowało. A Indie produkowały rzeczy podstawowe – ubrania, herbatę, wyposażenie mieszkań. Zajęliśmy się handlem. Żona skończyła studia, interesy szły nieźle, mieliśmy rodzinę i przyjaciół. Podobało mi się. Zostaliśmy. Tu były warunki, zwłaszcza dla Hindusa, bardzo dobre.

Okres transformacji był wielką szansą dla ludzi przedsiębiorczych…

Owszem, było sporo swobody i możliwości. Nie wszyscy Polacy mieli wówczas paszporty, a ja mogłem latać, załatwiać interesy i utrzymywać kontakty z rodziną w Indiach.

Pamięta pan, co pana wtedy najbardziej w Polsce zaskoczyło negatywnie bądź pozytywnie?

Dla mnie Polska była od początku bardzo atrakcyjna. Zatem jeśli nawet coś mnie zaskoczyło, choć nie pamiętam, to pozytywnie. Zarabialiśmy godnie, wszystko mi odpowiadało.

Jak ludzie reagowali na imigrantów? Przede wszystkim z Indii?

Ogólnie przychylnie. A kiedy się dowiadywali, że jestem Hindusem, patrzyli z jeszcze większą sympatią. Chociaż teraz wiem, że na pewno nie rozumieli, co to znaczy być Hindusem. Sądzili, że każdy, kto przyjeżdża z Indii, to Hindus. A to ma przecież odniesienie do religii. Moi przyjaciele oczywiście wiedzą, w czym rzecz, ale wielu ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy.

Mówi pan o mieszkających w Indiach muzułmanach?

W sierpniu 1947 roku, na zakończenie brytyjskich rządów kolonialnych, wyłonione zostały z Imperium Indyjskiego dwa państwa: Indie i Pakistan. Później nastąpił jeden z największych kryzysów humanitarnych w historii. Doszło do masowych aktów przemocy na tle religijnym, rabunków i gwałtów. Istnieją relacje świadków i dokumenty historyczne potwierdzające przybywanie pociągów z Pakistanu do Indii w trakcie i po podziale kraju, wypełnionych zabitymi Hindusami i Sikhami. To było jedno z najbardziej wstrząsających i tragicznych wydarzeń tamtego czasu. Liczba ofiar śmiertelnych waha się od kilkuset tysięcy do nawet dwóch milionów. Około 10-20 milionów ludzi było zmuszonych do opuszczenia swoich domów, w tym moi rodzice, którzy mieszkali w dzisiejszym Pakistanie. Musieli zostawić wszystko i zacząć życie od nowa. Gdy byłem dzieckiem, nie rozumiałem, jakie to było okrucieństwo, jaka krzywda się wydarzyła. W szkołach o tym nie mówiono. Dzisiaj wiem, że byliśmy okłamywani. Bo o ile Hindusi w większości opuścili nowo powstały Pakistan, o tyle muzułmanie w większości zostali w Indiach. A ich zbrodnie zostały zamiecione pod dywan. Mówi się o tym głośno dopiero od jakichś 10-12 lat. Podział Indii był wynikiem decyzji politycznych pomiędzy Jawaharlalem Nehru (Indyjski Kongres Narodowy), Muhammadem Ali Jinnah (Liga Muzułmańska), którego nazywają ojcem narodu pakistańskiego i Mahatmą Gandhim, a nie demokratycznego referendum na poziomie całego kraju.

A wydawałoby się, że Indie, czyli kraj wielokulturowości, jest najlepszym przykładem na to, że można istnieć obok siebie wyznając różne wartości, wierząc w różnych bogów?

Bardzo pięknie brzmi, ale rzeczywistość jest inna. Niestety islam, który nie zmienia się od wieków, jest zagrożeniem. Nie tylko dla Indii, ale i całego świata. W Pakistanie czy w Bangladeszu procent Hindusów czy chrześcijan jest bardzo mały, są zabijani, a ich świątynie niszczone… Pakistan był przez wiele lat w czołówce krajów najbardziej dotkniętych terroryzmem. Jak może istnieć religia mówiąca o zabijaniu? Według mnie jej wyznawcy nie są zdolni do współistnienia obok innych. Czy można mówić o asymilacji? W żadnym razie. Hindusi zaś mogą mieszkać w każdym kraju, jak ja na przykład w Polsce. Bo nasze wartości są takie same. Hinduizm to jest filozofia życia, dla której dekalog to nic nowego.

Czyli nie ma szansy na asymilację między muzułmanami i Hindusami w Indiach?

Hindusi cały czas się asymilowali, a muzułmanie w tym czasie działali w ukryciu. Ich szkoły, czyli madrasy, były sponsorowane przez państwo i uczyły fanatyzmu religijnego. Szkoły hinduskie natomiast były świeckie. W domu mój tata powtarzał, że nie można wierzyć muzułmanom, bo kłamią. Wtedy myślałem, że to wynika z jego doświadczenia. Teraz wiem, że Koran dopuszcza kłamstwo i zabijanie w imię religii, uznając to za brak grzechu. Bo można okłamywać „niewiernych”. Biorąc pod uwagę to co mówi Koran, rodzi się pytanie: czy można z nimi żyć wspólnie i cokolwiek budować? Moim zdaniem nie przestrzegają prawa, również moralnego. Tworzą getta, mają po 5-10 dzieci. Dopiero niedawno rząd indyjski zmienił prawo, zezwalając tylko na jedną żonę, eliminując natychmiastowy rozwód „talak, talak, talak”. O końcu małżeństwa decydować ma sąd. Nie wiemy jednak, czy tego przestrzegają. Metody zaciemniania i przekłamywania faktów na rzecz bieżącej polityki długo nie były w Indiach widoczne. Podobnie działo się w Polsce przez 30 lat. A ja potrzebowałem ponad 20, żeby zrozumieć, na czym to polega. Na początku chwaliłem socjalizm w Polsce, mówiąc, że był w porządku, bo wszyscy mieli jedzenie i ubrania, i byli równi. Dopiero po dogłębnym zapoznaniu się z faktami zmieniłem pogląd.

Czyli zauważa pan podobieństwa między tym, co się działo w Indiach i Polsce?

To są dokładnie te same metody. Oba kraje były pod zaborami. Jak Anglicy przejęli Indie, to kraj miał 25 proc. światowego PKB, a jak wyjechali, było 1,5 proc. A nas cały czas uczono, że dzięki Anglikom mamy ileś tam kilometrów torów kolejowych… Tyle że oni je budowali, żeby się nakraść i przywieźć towary do portu. Polska po latach komuny też była w rozsypce… I jak chciałbym bogatych, silnych Indii, tak chcę też, żeby Polska była wiodącym krajem w Europie. Bo to jest teraz mój kraj. W ciągu ostatnich kilku lat, pomijając kwestie polityczne, często słyszałem o budowaniu, pomaganiu i historii. Widziałem wiele filmów o patriotach, które pokazywały, co robiła komuna. Chociaż nie jestem historykiem, dużo czytam i rozmawiam. Uważam, że Polska ma prawo być znaczącym krajem już teraz. Mamy bardzo niekorzystne położenie geopolityczne, znajdujemy się między młotem a kowadłem. A z drugiej strony, mądra i inteligentna polityka może być naszym atutem, jeśli potrafilibyśmy działać dwustronnie, wyciągając dla siebie korzyści. Podobnie było w Indiach. Nasz pierwszy premier, Nehru, został wybrany, mimo że w głosowaniu w Kongresie to Sardar Patel (człowiek, który włączył się w budowanie Indii) otrzymał miażdżącą przewagę (14 do 1 głosu). Jednak Gandhi oświadczył, że opuści Kongres, jeśli Nehru nie zostanie premierem. Cała polityka jego i następców była proislamska, choć muzułmanie byli mniejszością. Możemy dać mniejszości te same prawa, ale oni nie powinni mieć większych praw.

Czy uważa pan, że Polska jest atrakcyjna dla imigrantów z Azji?

Jest dla Azjatów krajem bogatym. Pamiętam, że kiedyś, gdy zatrudniałem hinduskich kucharzy, pensja 500 dolarów była dla nich wysoka. I choć w Indiach nastąpił ogromny rozwój, Polska nadal jest krajem atrakcyjnym. Wracając do natury Hindusów, a tylko ich zatrudniam, wiem, że wszystkie zarobione pieniądze wysyłają do domu. Tam są ich matki, ojcowie, a bardzo często żony, które opiekują się rodzicami i wychowują dzieci. Pieniądze są przeznaczane na edukację dzieci, a także na zakup ziemi i budowę własnego domu. To podstawowe potrzeby. Nigdy nie sprawiali jakichkolwiek kłopotów. Jednak uwaga, mówimy tu o ludziach, którzy nie przyjeżdżają, aby zmienić kraj, lecz wyłącznie do pracy. Mam kucharza, który pracuje u mnie 20 lat, trochę mówi po polsku – więcej mu nie potrzeba, pracuje w kuchni. On utrzymuje porządek, poświęca się dla swojej rodziny, jest dobrym obywatelem. Dzięki niemu zarabiamy i płacimy podatki. Czy on stanie się Polakiem? Nie. To człowiek pracowity, spokojny, który w przyszłości chce tu ściągnąć swojego syna, aby zdobył jakiś zawód, może również kucharza?


Dlaczego zatrudnia pan tylko Hindusów?

W naszej restauracji stawiamy na autentyczność smaków i najwyższą jakość dań kuchni indyjskiej. Dlatego współpracujemy z kucharzami, którzy najlepiej znają tradycyjne techniki oraz oryginalne receptury – dzięki temu możemy zaoferować naszym gościom potrawy przygotowane tak, jak w Indiach. Zauważamy też, że kuchnia indyjska cieszy się w Polsce coraz większą popularnością, a naszym celem jest dawać klientom doświadczenie jak najbliższe temu, co można znaleźć w Indiach.

Co w takim razie zyskuje nasz kraj na ich tutaj obecności?

Dzięki pracy naszych kucharzy możemy prowadzić stabilny biznes w Polsce, a tym samym odprowadzać tutaj podatki i tworzyć miejsca pracy. To bezpośrednia korzyść dla państwa. Dodatkowo Polacy zyskują dostęp do autentycznych smaków Indii – bez konieczności podróżowania tak daleko. W ten sposób nasz kraj staje się bogatszy o różnorodność kulinarną i kulturową.

Mówi pan o sobie: dumny Hindus i w równym stopniu dumny Polak. Jak pan sobie wyobraża Polskę idealną? Sprawiedliwą, taką, żeby pan czuł się tu dobrze i miał pewność, że inni też?

To będzie możliwe, jeśli będziemy prowadzić mądrą politykę imigracyjną. Dużo jest teraz słów i protestów przeciwko imigrantom. Z jednej strony rozumiem, że powinniśmy dbać, żeby społeczeństwo nie było zamknięte, ale z drugiej wiem, że musimy być – nie wiem, czy to dobre słowo – wybredni. Uważać kogo przyjmujemy, pamiętając, że nie wszyscy imigranci są źli. Polska nigdy nie była według mojej oceny ksenofobiczna czy antysemicka. Widzimy obecnie, co robią Niemcy i Europa, próbując przerzucić do Polski problem tzw. kontyngentów czy imigracji, która wywołała napięcia na Zachodzie. Stanowczo się temu sprzeciwiam.

Z drugiej strony martwi mnie, że nienawiść podsycana przez przeciwników migracji ignoruje fakt, że mądra imigracja jest nam potrzebna, co prowadzi do eskalacji nastrojów antyimigranckich. Dlatego uważam, że dzisiejsza rozmowa jest tak ważna – abyśmy nie byli przeciwko wszystkim. Musimy zacząć odróżniać islam od hinduizmu. Nie chcę oczywiście sugerować, że wszyscy muzułmanie są źli, byłoby to nieprawdą. Jednak jeśli z powodu całego tego hejtu wymierzonego w imigrantów cierpieć mają również Hindusi, to się z tym nie zgadzam. W mojej ocenie Hindusi stanowią najlepszą diasporę na świecie. Od wieków, setek lat, są obecni w Afryce i innych regionach, prowadząc udane biznesy i doskonale się integrując. Są właściwie na całym świecie i nigdzie nie słyszymy o problemach z ich strony. Tworzą miejsca pracy, podnoszą PKB i wychowują swoje dzieci. Dla nich wiedza, szkoła i nauka są niezwykle ważne.

Jakie cechy sprawiają, że Hindusi tak doskonale, jako społeczność, radzą sobie na świecie, niezależnie od tego, gdzie są?

Sukces Hindusów jako społeczności na całym świecie wynika z kilku fundamentalnych cech, które są głęboko zakorzenione w ich kulturze i tradycji. Jedną z najważniejszych jest ogromne przywiązanie do wykształcenia i nauki. To jest wartość przekazywana przez religię i filozofię, która przetrwała wieki. Dla Hindusów, niezależnie od statusu społecznego, edukacja dzieci jest priorytetem absolutnym. Rodzice są gotowi poświęcić całe swoje życie dla przyszłości swoich dzieci, wierząc, że wiedza jest kluczem do osiągnięć i sukcesu. Ta determinacja w dążeniu do nauki sprawia, że Hindusi są bardzo cenieni na globalnym rynku pracy. Nie bez powodu wielu liderów największych światowych korporacji, jak Google, Pepsi, Coca-Cola czy Citibank, to właśnie Hindusi. Są poszukiwani i zatrudniani zarówno po ukończeniu studiów w Indiach, jak i po prestiżowych uczelniach zagranicznych. Nawet w Polsce obserwuje się wzrost liczby hinduskich studentów, zwłaszcza na kierunkach technicznych i medycznych, co świadczy o otwartości na zdobywanie wiedzy w różnych krajach.

Hindusom naturalnie przychodzi integracja ze społeczeństwami, w których żyją, przy zachowaniu swojej tożsamości kulturowej. Jest to zakorzenione w filozofii Sanatan Dharmy (przedhinduistycznego systemu wierzeń), która promuje tolerancję. W przeciwieństwie do religii opartych na dogmatach i sztywnych strukturach, hinduizm jest bardziej filozofią, co pozwala na większą elastyczność i adaptację.

Hindusi są znani ze swojej etyki pracy i przedsiębiorczości. Są pracowici i ambitni, co pomaga im w osiąganiu sukcesów zawodowych i budowaniu stabilnej pozycji ekonomicznej w nowych miejscach. To połączenie dążenia do wiedzy z ciężką pracą czyni ich atrakcyjnymi dla gospodarek na całym świecie. Kluczowe są silne więzi rodzinne i wspólnotowe. Wsparcie rodziny w procesie edukacji i migracji jest fundamentalne. Rodzice są gotowi na ogromne poświęcenia finansowe i osobiste, aby zapewnić dzieciom najlepsze możliwości, często wysyłając je na studia za granicę. Połączenie głębokiego szacunku dla wiedzy, naturalnej tolerancji wynikającej z ich filozofii, etosu pracy oraz nierozerwalnych więzi rodzinnych sprawia, że Hindusi doskonale radzą sobie na całym świecie, niezależnie od kraju, w którym się osiedlają.

Ale islamu pan nie toleruje?

Nie tolerujemy islamizmu. Przez wiele lat, zwłaszcza w naszym dzieciństwie, tolerowaliśmy się nawzajem. Jednak wszystko co przybiera na sile i występuje w nadmiarze, nawet jedzenie, staje się, jak to powiedział Paracelsus, trucizną. Podobnie jest z religią – gdy islam zaczął dominować i wpływać na nasz rozwój, obudziliśmy się i powiedzieliśmy: „hola, hola, bez przesady”.

Czy islam jest zagrożeniem dla Polski?

Chcę, aby Polska uniknęła błędów popełnionych przed laty w Indiach, a później również w Europie, ponieważ dostrzegam tutaj te same procesy. W Indiach zawsze można było wskazać na islam jako narastający problem. W Polsce zaś jest nim nadal obecny komunizm oraz proniemiecka polityka. W ciągu ostatnich 20 lat naszej obecności w Unii Europejskiej, nie zauważyliśmy, że Unia, która miała być związkiem gospodarczym, zaczęła wchodzić w inne sfery. To początek problemu, który, moim zdaniem, już „siedzi nam na głowie”. Podobnie jak w Indiach, gdzie Nehru, który był islamistą, wprowadził wiele zmian w indyjskiej konstytucji, nawet bezprawnie. W ostatnich latach zmieniono podręczniki szkolne, które gloryfikowały historię Mogołów (dynastia muzułmańskich najeźdźców, która rządziła w Indiach od XVI do polowy XIX wieku). Dopiero teraz powoli wracamy do prawdy. Niedawno czytałem, że z naszych książek usunięto teksty o Mogołach, a włączono informacje o hinduskiej dynastii Guptów, którzy rządzili Indiami przez 600 lat, budowali i tworzyli wartości sprzyjające integracji i wspólnemu rozwojowi. Te wartości dzisiaj wracają.

Świeckość czy integracja nie oznaczają, że możemy akceptować wszystko. Musimy być wybredni, przyjmować wartościowe rzeczy z zewnątrz, ceniąc jednak nasze własne. Naszym dzieciom potrzebna jest duma, patriotyzm. Nie możemy pozwolić, aby Polska stała przed takimi problemami jakie mają Francja, Niemcy czy Holandia. Trzeba wyciągać wnioski z ich historii. Bo inaczej popełnimy te same błędy. W czasie rządów PiS-u dużo słyszałem o polityce socjalnej i historycznej. Szliśmy do przodu. I nagle w ciągu ostatniego półtora roku nie ma tego języka. To jest jawne niszczenie Polski. Ja tego nie rozumiem.

Kiedy w 1993 roku Jan Olszewski powiedział: „Dzisiaj widzę, że to, czyja będzie Polska, to się dopiero musi rozstrzygnąć”, nie rozumiałem o co mu chodzi. Dziś, po 20-30 latach, wiem, co miał na myśli, i uważam, że jego słowa były bardzo słuszne. Gdyby w Indiach Sardar Patel został naszym pierwszym premierem, Indie wyglądałyby inaczej. Dziś możemy tylko sobie to wyobrazić. Podobnie, gdyby rządy Jana Olszewskiego przetrwały, Polska mogłaby wyglądać inaczej.

Jak według pana pogodzić niechęć do nielegalnej imigracji z akceptacją tej, o której pan mówi na przykładzie Hindusów?

Imigracja była zawsze. Ludzie z różnych stron świata dostawali wizy i przyjeżdżali. Na studia. Bo się zakochali. To było i jest normalne i naturalne. Ale jeżeli teraz widzimy, że Niemcy nielegalnie ludzi tutaj przerzucają, to na to zgody być nie może. To budzi nienawiść i niechęć w społeczeństwie. Ale nie chodzi o to, żeby zamykać się na wszystkich. Tylko, by wybierać mądrze kogo przyjmujemy. To wymaga analizy, wiedzy – skąd ci ludzie pochodzą i w jakich wartościach byli wychowani?
Może się zdarzyć, że muzułmanie, którzy są w porządku i zasługują na wjazd, ucierpią przez naszą radykalizację i system przyznawania wiz. Z drugiej strony, kiedy robi się mąkę, trochę plew też się mieli. Nie zawsze da się tego uniknąć. Będą cierpieć, ale jeśli tego nie chcą, muszą walczyć, aby islam się zmienił. Nie słyszę żadnych głosów reformatorskich. Nie słyszę tolerancyjnych muzułmanów, którzy walczyliby, mówiąc swoim współbraciom „Nie przesadzajcie!”. Słyszymy tylko radykalne głosy.
Obecna sytuacja w Polsce jest sprowokowana przez nieudolny rząd, który powinien uczyć się od mądrych, a nie od głupców. Skoro inni popełnili już błędy, odrzućmy tamten model, bo się nie sprawdził. Nie można być tak butnym, tak aroganckim, by myśleć, że u nas się uda. Jeśli nie sprawdziło się tam, nie sprawdzi się i tu. Ale chcę to podkreślić bardzo wyraźnie, nasza dzisiejsza rozmowa ma na celu zapobieżenie sytuacji, w której Polacy pozwolą, by w ich głowach zakiełkowała myśl, że każdy imigrant jest zły. Bo to nieprawda.

Joanna Mierzejewska

Na zdjęciach restauracja „Mantra” na gdańskim Przymorzu, własność Sunila Ahuja.

Dodaj opinię lub komentarz.