Marzą mi się ciepłe kraje, a w nich moje ulubione owoce morza… Jakiś czas temu w jednym z dyskontów rzucili małże nowozelandzkie. Takie małże jadłam wiele lat temu w Hiszpani, a dokładnie w pewnej małej nadmorskiej tawernie w Taragonie.
Knajpka była tycia z ladą chłodniczą a w niej wszystko co z morza. Nie znałam wtedy wszystkich tych pyszności i pokazywałam palcem co chcę zjeść Ja wybrałam mątwy (palec mi się omsknął i źle wskazałam) w atramencie i zapiekane małże nowozelandzkie.
Mątwy nie były smaczne, ale przełknęłam. Natomiast małże były boskie… . Miły właściciel nie mógł się nadziwić, że każdy z nas zamówił po dwa talarze morskich smakołyków gdyż jeden talerz to była porcja na dwie osoby.
Był przekonany, że jesteśmy z Rosji, a jak mu oznajmiliśmy, że jesteśmy z Polski i część z nas mieszka w górach a druga część nad morzem, to trudno mu było uwierzyć, że u nas nie ma takich żyjątek morskich i takich ryb. Poprosił żebyśmy sobie z nim zrobili zdjęcie bo takich klientów, co tyle jedzą to on dawno nie miał.
Moje małże przygotowałam w najprostszy z możliwych sposobów, a mianowicie zapiekłam je z pesto i zjadłam z bagietką. Pycha!
Małże nowozelandzkie zapiekane pod pesto
– opakowanie mrożonych małży nowozelandzkich (500 g)
– kilka łyżeczek pesto (można zrobić samemu, ale polecam to z
jednego dyskontu.
Przygotowanie:
Małże należy lekko rozmrozić, zostawić w muszlach, posmarować pesto i zapiekać w piekarniku nagrzanym do 180 stopni, przez około 15 minut a nawet krócej.
Wygląda smakowicie, będę musiał wypróbować.
Dzięki za przepis.