Lubię, spacerując uliczkami Wrzeszcza i Oliwy, zaglądać do mijanych ogrodów i z jakąś dziecięcą radością odnajdywać wśród kwiatów i krzewów zabawne bajkowe postacie.

Moda na takie ozdoby pojawiła się w Polsce, gdy na początku lat dziewięćdziesiątych wyruszyliśmy na Zachód. Oto Polacy dostrzegli budzące podziw zadbane miasteczka, miejskie ryneczki ozdobiono fontannami, okazałe parki, wypielęgnowane ogródki. Często pojawiały się tam postacie znane z baśni.
Mam też takie wspomnienia. W Winsen nieopodal Hamburga zadziwiała grupa rzeźb prezentująca orszak ze „Złotej gęsi”. W Stade w Dolnej Saksonii fontannę zdobił rybak ze złotą rybką. W Harburgu dzielnicy Hamburga pamiętano o andersenowskiej syrence i koźlątkach z baśni braci Grimm. A na półkach ogrodniczych marketów rozsiadły się ogrodowe krasnale. Spodobały się polskim turystom.

Szybko pojawiły się u nas firmy handlujące takimi figurkami, znaleźli się też rodzimi wytwórcy przeróżnych ozdób, które można było postawić na klombie. Zdumiała mnie pomysłowość projektantów. Oto okazało się, że doniczka może przybrać nawet kształt starego buta!


Oczywiście można wyśmiewać uleganie tej modzie, zżymać się na propagowanie kiczu, ubolewać nad gustem rodaków. Ale nie martwcie się esteci, znawcy sztuki wysokiej. Już niedługo ogrodowe krasnale znikną pod śniegiem lub w czeluściach piwnic, by ustąpić miejsca wszechobecnym mikołajom!

Czesława Scheffs

Dodaj opinię lub komentarz.