Astronomia, bo tak nazywa się moja pasja, jest matką wszystkich nauk. Towarzyszy człowiekowi od najdawniejszych czasów. Czasem mam wrażenie, że wychowała mnie od najmłodszych lat. Dla mnie, to nie tylko najstarsza z nauk ale przede wszystkim siła, która zmieniła wszystko.
Pamiętam jakby to było wczoraj. Wyszedłem na zewnątrz, położyłem się na stogu siana i patrzyłem w niebo. Nie przypominam sobie, kiedy to było. Wiem, że był to odpoczynek po długim czerwcowym dniu. Te łąki, zapach wysuszonego siana, w którym leżałem i piękne gwiaździste niebo. Wtedy, leżąc w sianie dla zwierząt nawet nie wiedziałem, że ów zwierzyniec widać również na niebie. Wierzyłem jednak, że spadająca gwiazda, którą zobaczyłem, spełnia marzenia…
Minęły lata. Nawet nie wiem, kiedy stałem się nastolatkiem, gdy pewnego dnia matka nauk zapukała do moich drzwi. Miała odmienić moje życie. Było to 28 marca 2006 r. kiedy w Teleexpresie usłyszałem zapowiedź „całkowitego zaćmienia Słońca”, które miało nastąpić kolejnego dnia. W tamtych czasach nawet nie miałem pojęcia, czym jest zaćmienie, a internet był mi zupełnie obcy. Babcia wyjaśniła, że w ciągu dnia nastanie krótka noc. Zaniemówiłem.
Był ranek 29 marca 2006 r. Jak zwykle wstałem do szkoły. Zastanawiałem się wtedy, czy dostaniemy jakieś świeczki, latarki? I o której będzie widoczne owe zaćmienie. Niespodziewanie skończyliśmy wtedy zajęcia wcześniej. Wracając do domu, kolega mówił, że już zaćmienie się zaczęło. Były delikatne chmury na niebie. Kiedy stanąłem w uliczce, Słońce przebiło się przez ich warstwę. Oniemiałem z wrażenia. Wyglądało zupełnie inaczej niż byłem w stanie sobie to wyobrazić. Nagryziony fragment jego tarczy zwiastował, że ma nadejść krótkotrwała noc.
Siostrę odwiedziła koleżanka, opowiedziałem o zaćmieniu i efekcie nocy jaki miał nastąpić. Ta wróciła do domu, zjadła „kolację” i położyła się do snu. Ja czekałem.
W pewnym momencie poczułem ochłodzenie. Ponad połowa tarczy słonecznej była zasłonięta przez księżyc, nie odczułem pociemnienia. Blask Słońca był tylko nieco słabszy. W pewnym momencie zauważyłem, że Słońce znów przybiera coraz bardziej naturalny kształt. Potem zaćmienie się skończyło. Zrobiło się jakoś jaśniej i na nowo wszystko wróciło do normy. Zjawisko pozostawiło po sobie wiele pytań. Odpowiedzi poszukiwałem w książkach w bibliotece szkolnej.
„Słońce, księżyc i gwiazdy” – maleńka książeczka, przewodnik kieszonkowy, jako pierwszy trafił w moje ręce. Potem już nie potrafiłem się z nim rozstać. Znów był czerwiec. I znów leżąc w stogu pierwszego osuszonego siana podziwiałem nocne niebo. Poszukiwałem gwiazdozbiory widniejące w mapkach tej małej książeczki. Były sporządzone na każdy miesiąc. Lew podążał ku zachodowi, Skorpion pojawiał się na południowym wschodzie. Istny zwierzyniec. I tak astronomia przerodziła się w moją pasję.
Z natury raczej uchodziłem za osobę małomówną, spokojną wręcz zamkniętą w sobie. Miałem grono najbliższych znajomych i niechętnie nawiązywałem nowe znajomości. A już na pewno nie chwaliłem się swoim zainteresowaniem astronomią. Tylko nieliczni o tym wiedzieli. Przerwy głównie spędzałem w bibliotece, gdzie czytałem książki o tematyce astronomicznej. Uczyłem się też korzystać z internetu i najczęściej wyszukiwaną frazą było „całkowite zaćmienie Słońca”. Nigdy nie zapomnę radości z wydrukowanych dat kolejnych zaćmień widocznych w Polsce. Potem coraz bardziej poznawałem mechanikę nieba.
Spotykałem się z różnymi opiniami innych. Wiele osób chwaliło dość nietypowe zamiłowanie, ale również znaleźli się krytycy. Nie oszukujmy się, nastoletni chłopiec powinien raczej biegać za piłką, a nie chodzić w nocy z atlasem nieba w ręku. Ale taki już byłem. Sport oczywiście również grał ważną rolę w moim życiu, ale to astronomii oddałem się bez reszty.
Wreszcie osiągnąłem wiek pełnoletni. Astronomia, oczywiście z wyjątkiem rodziny, grała dla mnie najważniejszą rolę. Niekiedy ważniejszą od nauki szkolnej. Stałem się posiadaczem teleskopu, coraz częściej sięgałem tam, gdzie ludzki wzrok nie sięga bez sprzętu optycznego. Założyłem kronikę obserwacji astronomicznych. W Zespole Szkół Technicznych w Ostrowie Wielkopolskim, do którego uczęszczałem, wspierany przez nauczycieli, startowałem w wielu konkursach astronomicznych. Coraz bardziej otwierałem się na nowe znajomości. Wysokie osiągnięcia na szczeblu ogólnopolskim w Grudziądzu sprawiły, że chwyciłem wiatr w żagle. Szkoła średnia sponsorowała mi wyjazd na Mazury na obóz letni „Perseidy” organizowany przez Młodzieżowe Obserwatorium Astronomiczne z Niepołomic. Poznałem wielu pozytywnie zakręconych przyjaciół, z którymi mam kontakt do dziś! Najlepsze dopiero miało nadejść. Dalej postanowiłem kształcić się jako terapeuta zajęciowy. Później pracowałem w wyuczonym zawodzie. Drugą pasją jest plastyka, którą mogłem stosować w terapii zajęciowej.
Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Dosłownie z dnia na dzień znalazłem w sieci ofertę pracy w mobilnym planetarium Astro Arena. Zadzwoniłem, umówiłem się na rozmowę kwalifikacyjną i dostałem tę pracę. Choć początki nie były łatwe, bowiem musiałem zdobywać klientów – głównie placówki edukacyjne – w głębi serca wiedziałem, że jest to właściwa droga. Nie myliłem się. Dziś odwiedzam szkoły na terenie całego kraju. Poznaję wspaniałych nauczycieli, dyrektorów szkół, a przede wszystkim niezwykle mądre dzieci, które wbrew skomputeryzowanemu światu mają własne pasje.
Wspomniałem o nauczycielach. Jako uczeń, przyznaję, że nie zawsze doceniałem ich pracę. Oczywiście, starałem się każdego darzyć ogromnym szacunkiem, ale z perspektywy czasu wiem, jak ważną rolę pełnią w naszym życiu, nawet osobistym. Dawniej moje prace z języka polskiego były na średnim poziomie, a dziś pracuję nad własną książką. Za każdym razem wyobrażam sobie jak oceniłaby mnie pewna polonistka. Nauczyciele sprawili, że mogłem swobodnie wypowiadać się na tematy astronomiczne. Dzięki temu jeszcze bardziej otworzyłem się na otaczający nas świat. Również w obecnej pracy nauczyciele są dla mnie wzorem do naśladowania. Na co dzień spotykam się z różnymi osobami w różnym wieku. Moim zadaniem jest organizowanie seansów w planetarium w taki sposób, by każdy mógł wynieść z tej prelekcji jak najwięcej. Zajęcia muszą być atrakcją i edukacją w jednym. A mam na to przeznaczone tylko 45 minut. Rozmowy z dyrektorami szkół bardzo utwierdziły mnie w przekonaniu, że to właśnie siła pasji czyni, że stajemy się wewnętrznie bogatsi. Będąc uczniem, nigdy nie sądziłem, że będę po tej drugiej stronie. Co prawda, nie jako nauczyciel lecz w pewnym stopniu w podobnej roli. Wśród tych dzieci, które biorą udział w zajęciach, są też takie jak ja dawniej. Zamknięte w sobie, ale pełne pasji. I właśnie rola nauczycieli pomaga niejednokrotnie rozkwitać im niczym kwiat. Chwała im za to.
Cóż. Dzisiaj staram się być nie tylko Animatorem Astronomii, ale przede wszystkim pragnę zaszczepić dzieciom i młodzieży wiarę w siebie. Wiarę w to, że można spełniać swoje marzenia, przełamywać wewnętrzne bariery i odmienić swoje życie.
Dziś, co prawda, nie mamy już gospodarstwa, żeby leżeć w sianie, ale zawsze gdy spoglądam w niebo myślę o tym, że warto mieć w życiu pasję.
Daniel Stasiak
Animator Astronomii w Astro Arena Mobilne Planetarium
Gratuluję rozwoju. Miałem podobne spostrzeżenia.Wydobywaliśmy się z tamtych czasów.
A u mnie jako byłego już astronoma pasja przerodziła się w niekontrolowane uzależnienie. Mimo zdobycia dobrego teleskopu 5 cali z napędem, kamery do nagrywania i mnostwa akcesoriow oraz nakręceniu ponad 100 filmów na youtube przyszedł moment, w którym zdałem sobie sprawę, że przerodziło się to w cierpienie. Szybko okazało się, że ciągle jestem niezaspokojony w swoich dokonaniach i musiałbym wydać kolejne tysiace złotych by więcej widzieć i nagrywać oraz przenieść się w Bieszczady, bo przybyło mi sąsiadów z uciążliwym oświetleniem mimo mieszkania na wsi. Skutek? – cały sprzęt wystawiony na sprzedaż:-). Zainteresowanie trwało niespełna trzy lata…