Dewastacja zabytków nie musi polegać wcale na burzeniu murów. Równie dobrze może odbywać się przez niechlujstwo językowe, które niszczy stare, historyczne nazwy.
Raz po raz, tu i ówdzie słyszy się ów przeklęty wyraz, który jest częścią tytułu niniejszego artykułu. Źródło tego językowego koszmarku łatwo określić – to jeden z powojennych warszawskich importów nazewniczych, niezależnie od tego czy pisany małą, czy wielką literą w Gdańsku całkowicie bezsensowny, prowadzący ponadto do licznych nieporozumień.
Wyraz „starówka” pojawił się w Warszawie jako potoczne, a właściwie gwarowe określenie tamtejszego Starego Miasta. Problemem warszawiaków jest to, że zamiast używać pięknej nazwy historycznej wolą nazywać najpiękniejszą część swojego miasta przy pomocy tego językowego wytrychu. Prawdziwym natomiast problemem jest eksport tego wyrażenia do innych miast, gdzie istnieje dzielnica o historycznej zabudowie, nie zawsze nazywająca się w sposób, od którego ową nazwę można ukuć.
Końcówka słowotwórcza „-ówka” jest nadzwyczaj popularna w języku polskim. Pozwala ona na stworzenie rzeczownika od właściwie każdego innego wyrazu. Mamy w ten sposób: stalówkę, bacówkę, batorówkę, pejsachówkę, tenisówkę, a nawet tirówkę. Sprawna reguła słowotwórcza, dzięki której można tworzyć nowe słowa, zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z wyrazami obcojęzycznymi, zaczyna jednak zataczać z czasem tak szerokie kręgi, że staje się zamiast pomocy w „oswajaniu” nowych słów, zwykłą protezą, objawem umysłowego lenistwa i uniwersalnym wytrychem.
Do Gdańska paskudne to określenie dotarło po wojnie, wraz z nową, mówiącą po polsku ludnością, która nie tylko, że nie miała bladego pojęcia o historii miasta, które właśnie zajmowała, ale również przeważnie miała tę historię w pogardzie jako coś, co kojarzyło się ze znienawidzoną niemieckością. I właściwie trudno się dziwić takiej postawie. Z czasem jednak miasto, w którym wszyscy na ulicach mówili po polsku, a większość napisów na zabytkach była po niemiecku, zaczęto oswajać. I tu właśnie pojawiła się „starówka”, bądź, co gorsza „Starówka”.
Uzasadnienia zwolenników omawianego wytrychu są zwykle jednakowe: „starówka” to nazwa zabytkowej części każdego miasta. Z takim wyjaśnieniem pojawia się ów wyraz nawet w słownikach języka polskiego. Co ciekawe, oprócz Warszawy, gdzie powstał i gdzie jest w pełni uzasadniony i na swoim miejscu, pojawia się tylko w tych miastach, których ciągłość historyczną przerwał rok 1945. Na przykład w Gdańsku i Toruniu. Znacznie trudniej byłoby znaleźć rodowitego krakowiaka używającego tego słowa na oznaczenie krakowskiego Starego Miasta.
W Gdańsku wyraz ten jest nie tylko głupią, obcą naleciałością, niemającą najmniejszego uzasadnienia historycznego, ale również jest całkowicie bez sensu. By to zrozumieć, trzeba spojrzeć na plan Gdańska i przeczytać gdzie znajdują się jego poszczególne, historyczne dzielnice. Wielu z zaskoczeniem skonstatuje, że Stare Miasto w Gdańsku to nie okolica Neptuna, Dworu Artusa i Długiego Targu, a otoczenie Kościoła Św. Katarzyny. Miejsce, na określenie którego zwolennicy „nowego” z radością używają wyrazu „starówka” to historyczne Główne, bądź Prawe Miasto.
Rzeczywiście ta część odbudowana została ze zniszczeń wojennych w sposób nawiązujący do zabudowy historycznej. Ale czy to jest powód, by niszczyć jego historyczną nazwę, zastępując ją importowanym koszmarkiem? Dlaczego nie nazywać „Starówką” Starego Miasta? To proste. Stare Miasto odbudowane zostało jako dzielnica nowoczesna, jak na standardy lat 50., kiedy podnoszono je z gruzów.
Dodatkowym problemem jest stosowanie procesu wstecznej rekonstrukcji nazwy, która wyławiana jest z wyrazu „starówka”. Skoro „Starówka” to w istocie „Stare Miasto”, a więc część Gdańska, nazywana „Starówką” musi być Starym Miastem. Problem tylko w tym, że nie jest. Rodzi to liczne problemy topograficzne. Jeśli umówimy się pod Ratuszem na Starym Mieście, to obeznana z topografią Gdańska część grupy będzie czekała na Korzennej. „Starówkowcy” niewątpliwie na Długiej. Nie jest to wcale przykład wymyślony, tylko wspomnienie autentycznej sytuacji.
Dbajmy o nazwy, bo są takimi samymi zabytkami jak stare kościoły, czy miejskie bramy. Zadajmy sobie czasem trochę trudu. Nie mówmy, że coś mieści się w „Gdańsku Głównym”, bo to tylko nazwa stacji kolejowej, nie zaś części miasta. Mieszkanie w mieście o tysiącletniej historii do czegoś w końcu zobowiązuje.
Zamieszczono tu zdjęcie i umieszczono podpis „Widok na Stare Miasto z kościoła św. Katarzyny”, Pytam więc tego który to uczynił,gdzie widzisz tu człowieku „STARE MIASTO” to raczej obraz nędzy i rozpaczy jeśli chodzi o te maszkary zwane budynkami, to skupisko stalowo, szklano, betonowych poczwar a nie stare miasto. To powinno zostać nazwane „widok na syf i nieład architektoniczny”. Jak można było to piękne miasto tak bardzo okaleczyć? Dlaczego ci, co niszczą nasze zabytki, naszą historię, nadal chodzą bezkarni, a na dodatek piastują w tym niszczonym przez siebie mieście wysokie stanowiska urzędnicze? Kiedy TU W GDAŃSKU NASTĄPI NORMALNOŚĆ a winni tego stanu rzeczy zostaną mrozliczeni z działań na szkodę miasta?