Skąd się wziął herb Gdyni? Śmieszna sprawa, ale o mały figiel, a Gdynia miałaby orły zamiast … nie, nie śledzi. Zamiast ryb. Gdynia długo czekała na swój herb. Prawdopodobnie dlatego, że miasto rozwijało się tak dynamicznie, że sprawy reprezentacyjne i znaków przynależnościowych zeszły na dalszy plan. Wprawdzie pierwszy konkurs rozpisano w 1927, wpłynęło 200 projektów i wybrano jeden, ale tak długo czekał on na realizację, coś tam przy nim przerabiano, że aż o nim zapomniano. Gdynianie słali więc kolejne projekty, słali, słali i nic.
W 1936 ogłoszono nowy konkurs. Jan Bochniak zaprojektował dwa orły legionowe w koronach, w szponach miały kotwice na tle morskich fal. I znowu zaczęto wymyślać. W efekcie tak go przerobiono, że sprawę znowu odłożono. Głównie dlatego, że zaczęła dominować koncepcja ryb, bo Gdynia to największy port rybacki nad Bałtykiem i basta! Niemcy byli mniej opieszali w działaniu, bo w 1942 zatwierdzili herb, w którym była łódź wikingów z głową smoka.
W 1946 nastąpił nowy konkurs. Wygrał Leon Staniszewski: miecz miał być słowiański, jego biały kolor to walki w obronie polskiego morza i nawiązanie do walk floty Władysława IV. Czerwone tło to klasa robotnicza budująca Gdynię w latach 20. Ryby są odwrócone w dwie strony i symbolizują rybacki charakter miasta. Uwaga! Ryby mają zęby!
Potem zaczęto się kłócić, co to za ryby. Herb już pokazywano przy różnych okazjach, np. harcerze go używali, ale na ostateczne przyklepanie trzeba było czekać aż do… 1979 roku.
Na zdjęciu urząd miejski w roku 1960. Herbu jeszcze nie ma.