Są ludzie, którzy wyrastają grubo ponad przeciętność, realizując swoje pasje i z uporem dążąc do wyznaczonego celu. Polarnicy to grupa szczególnie wyróżniająca się na tle innych. Surowe warunki życia, balansowanie na granicy skrajnego niebezpieczeństwa, pokonywanie barier i walka z własnym organizmem, to ich chleb powszedni. Przede wszystkim jednak, liczy się dla nich umiłowanie przyrody w jej najmniej doświadczonej przez cywilizację techniczną postaci, poznawanie egzotycznych kultur „ludzi śniegu”, i nadające sens egzystencji marzenie o powrocie do korzeni, gdy człowiek i natura stanowili uzupełniającą się jedność. Norbert Pokorski ponad wszystko ukochał strefę polarną, w której spędza o wiele mniej czasu niż sam by chciał.

Biało-czerwony Inuita

Przemysław Rudź: Kiedy zdecydowałeś, że zostaniesz polarnikiem?

Norbert Pokorski: Nie wiem, nie pamiętam. Arktyka i Antarktyka od dziecka zawsze mnie pociągały, wyjechałem tam więc jak tylko nadarzyła się okazja. Chyba „bocian”, który mnie niósł na Grenlandię zmęczył się i upuścił nad Ojczyzną. [śmiech]

PR.: Co Norbert Pokorski robi gdy na dworze temperatura grubo przekracza 0 stopni Celsjusza?

NP:. Hmm, na plus, czy na minus? Mniemam, że masz na myśli upały. Tęsknię wtedy za zimnem i odliczam dni do zimy (albo do kolejnego wyjazdu w Arktykę). Ograniczam działalność do niezbędnego minimum, bo o ile +20°C jest jeszcze dla mnie znośne, o tyle +25°C już nie, a +30°C i więcej to prawdziwa tragedia. Nie biegam, nie jem, nie ruszam się, nie pracuję. Po prostu hibernuję [śmiech]. A gdy jest mroźnie, to całe dnie z psami siedzimy w terenie – na nartach, nad morzem żeby popływać, w lesie pobiegać…

PR:. Jesteś przykładem osoby, która idzie po prąd, ma swoje zasady, których twardo się trzyma. Wydaje się, że życie w strefie polarnej wymusza rezygnację z ideowych światłocieni i wszelakich relatywizmów. Tu zawsze czarne jest czarne, a białe jest białe. Ta prostota przyciąga jak magnes, czyż nie?

NP:. Rejony polarne są rzeczywiście bardzo zero-jedynkowe. Tu nie ma miejsca na ściemnianie, bo i tak po dniu czy dwóch wszystko z człowieka wychodzi. Tu nie da się udawać, liczą się realne umiejętności, a nie teoria. Nie wydumane ideały i pięknoduchowość, ale pragmatyzm. Liczy się silna psychika, a nie kolejne fakultety, napakowany biceps, czy pozycja społeczna. Tu albo pozbywasz się sentymentów, albo giniesz. Albo jesteś uczciwy albo zginiesz, bo nikt ci nie pomoże. Jednak za całą tą „mękę” dostajesz wolność, jakiej nie zaznasz nigdzie indziej. Prawdziwą, stuprocentową, gdzie każdy twój dzień zależy tylko i wyłącznie od ciebie, gdzie za każdą podjętą decyzję musisz w całości i samodzielnie ponieść konsekwencje. Nikt ci nic nie narzuca, nikt cię nie ogranicza, nikt cię nie wyręczy w braniu odpowiedzialności za siebie. Musisz sam o wszystko się zatroszczyć. Jak coś zaniedbasz, to zginiesz – z własnej woli, czy przez własną głupotę. Żyjesz jak chcesz i umierasz tylko przez swoje decyzje.

Biało-czerwony Inuita

PR:. Twoja miłość do trudów życia w strefie polarnej determinuje przyszłe plany Twojej ziemskiej wędrówki. Wspomniałeś kiedyś, że chciałbyś zostać pierwszym Polakiem przyjętym do inuickiej społeczności. Czy naprawdę chciałbyś spędzić tam resztę swojego życia? Jak wyobrażasz siebie za powiedzmy 10-20 lat?

NP:. Jasne, że chciałbym spędzić tam resztę swojego życia. Jeśli bym tego nie chciał, to bym o tym nie mówił, a tym bardziej nie uczył się od moich inuickich znajomych zasad życia w ich społeczności. Zanim jednak tam zamieszkam, jeszcze długa droga przede mną. Muszę się nauczyć samodzielnie tam przetrwać bez zdobyczy współczesnej cywilizacji. No i do tego zapewnić sobie i rodzinie „spokój” finansowy, aby nie martwić się o każdy dzień. Myślę, że za 10-20 lat większość czasu będę spędzał w Siorapaluk (jak W. Cejrowski na ranczu w Arizonie), czasem na wyjazdach w inne rejony polarne, czy do innych krajów. Oczywiście nie będę też zapominać też o wizytach w domu, w Polsce.

Biało-czerwony Inuita

PR:. Jak Inuici postrzegają kogoś tak bardzo zafascynowanego ich kulturą? Czy jesteś dla nich dziwakiem z odległego kraju, czy też dodajesz im to wiary we własną wyjątkowość, zwłaszcza że coraz mniej osób z ich społeczności czynnie kultywuje tradycje przodków?

NP:. Nie, absolutnie nie jestem dla nich dziwakiem. Bo niby dlaczego mieliby się dziwić komuś, kto kocha Arktykę tak samo jak oni, a do tego chciałby żyć jak oni. Oni dziwią się nam, Europejczykom, że żyjemy w ciągłym biegu i nie cieszymy się każdym dniem życia. Nie rozumieją tego, jak można nie odwiedzać się codziennie (spontanicznie, bez zapowiedzi), nie mieć ciągłego kontaktu z rodzicami, nie mieć czasu dla dzieci, martwić się o samochód (czy inne dobra materialne), a nie o drugiego człowieka. Oni nie mają łatwego życia, wręcz przeciwnie, ciężej jest im żyć niż nam w Europie. Jednak cieszą się życiem i mają czas dla siebie. Jasne, że już mało, kto chce żyć tradycyjnie i woli przenieść się do miasta, ale wtedy dopadają go bolączki współczesnego świata i przestaje cieszyć się życiem. A ci moi znajomi, którzy mieszkają w Siorapaluk nie chcą tego. Oni są tam z wyboru i chcą żyć według swoich zasad, jak ich ojcowie i dziadowie – wolni i szczęśliwi, choć muszą za wszystko sami ponieść odpowiedzialność. Dlatego mówią mi: „jesteś jak my”, „jesteś nasz” i nie żegnają się ze mną jak wyjeżdżam. Słyszę wtedy: „dobra, dobra i tak zaraz wracasz”. Po prostu traktują mnie jak kogoś od nich, swojego, a nie turystę czy przyjezdnego. Czemu więc mieliby się dziwić samym sobie ? [śmiech]

Biało-czerwony Inuita

PR:. Jak wyglądają w inuickim świecie kwestie przyjaźni, wiary, miłości? Czy możemy je pojąć wg naszych europejskich standardów?

NP:. Tam wszystko jest proste. Nikt się nie bawi w poprawność polityczną. Mówią jak jest. Albo kogoś lubią, albo nie. I nie udają. Są szczerzy do bólu. Nie karzą, nie narzucają, robią jak uważają za słuszne. Gdy im się coś nie podoba, to mówią o tym od razu. Inuici nie mówią: „przyjdź do nas w odwiedziny”, bo to jest oczywiste, że przyjść możesz kiedy chcesz, gdyż zawsze jesteś mile widziany. No chyba że miotła jest oparta o drzwi wejściowe do domu, a to oznacza, że nie ma gospodarzy w domu. Nie mówią: „poczęstuj się herbatą, czy mięsem”, bo oczywiste jest, że możesz poczęstować się czym chcesz, ale musisz sobie sam wziąć/zrobić, bo nikt tu nie jest służącym. Nie pytają też: „czy mogę to pożyczyć?”, bo oczywiste jest, że możesz skoro potrzebujesz. Jeśli leży nieużywane, to na razie nie jest właścicielom potrzebne…

Gdy kobieta odchodzi od rodziców do domu mężczyzny i razem z nim mieszka, to jasne jest, że to jego żona i żadne papiery nie są ku temu potrzebne. On o nią dba i poluje, aby mieli co jeść. Ona się o niego troszczy, szyje mu ubrania, pomaga przy psach, gotuje, zajmuje się dziećmi. Każdy zna swoją rolę, nikt nie żąda równouprawnienia, nie domaga się parytetów. Nikt nie zakazuje tu kobiecie polować wiele tygodni na foki, na mrozie, z dala od domu. Podobnie nikt nie zakazuje mężczyźnie szyć ubrań. Każdy robi to, w czym się czuje najlepiej. Widać jednak, że Inuici najlepiej czują się pozostając przy tradycyjnym podziale ról.

A wiara? Jest ważna, ale po dziesiątkach lat chrystianizacji liczy się już tylko ta „od nas”, a nie dawne wierzenia przodków. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie.

Biało-czerwony Inuita

PR:. Realizacja Twoich pomysłów pociąga za sobą duże nakłady finansowe. Wielu podobnych Ci podróżników stara się dotrzeć do sponsorów, dzięki którym łatwiej im domknąć budżet. Jeśli chciałbyś skorzystać z takiej formy pomocy, spróbuj w kilku żołnierskich zdaniach przekonać ich do siebie.

NP:. Cóż, dla potencjalnych sponsorów jestem raczej kiepskim obiektem reklamy. Bo to, co robię jest absolutnie niszowe i mało kto się tym interesuje. Niewielu jest więc tych, którzy chcieliby wydać na to swoje pieniądze. Gdyby jednak ktoś chciał zareklamować ludzką determinację, jestem przykładem na to, że niemożliwe jest tylko to, co jest wbrew prawom fizyki. Cała reszta jest może trudna, ale zawsze do osiągnięcia dla niezwykle zdeterminowanych i upartych osób.
Cel osiąga bowiem tylko ten, kto naprawdę chce i nie ogląda się na innych.

Film z wyprawy na Grenlandię w 2011 roku:

Strona internetowa Norberta Pokorskiego. www.transarctica.pl

Przemysław Rudź

Dodaj opinię lub komentarz.