Czy ktoś, może z wyjątkiem nielicznych specjalistów z dziedziny wojskowości, spodziewał się, że wojna na Ukrainie będzie zbierać krwawe żniwo już ponad 600 dni, a krew poleje się znowu na Bliskim Wchodzie? Czy przewidzieliśmy, jaka fala nienawiści przetoczy się przez nasz kraj dokonując jeszcze głębszych podziałów w polskim społeczeństwie?
W takim czasie przytłoczeni niepokojącymi informacjami, pełni niepewności, lęku i rozczarowania, pragniemy szukać jakiegoś ukojenia, ucieczki. Zamiast ubolewać nad zaczadzeniem umysłów wielu rodaków, zamiast wyrażać zdumienie, że tak wielu Polaków zaakceptowało wulgarny i prymitywny język polityków, szukajmy wokół nas dobra i piękna. Jedni znajdują odtrutkę w działaniu, aktywności, inni szukają pociechy w religii, inni w kontemplowaniu sztuki. Może to sposób na dalsze trwanie w swoich przekonaniach…
A oto wokół nas kolejna jesień, tak malownicza w naszej szerokości geograficznej pora roku. Od dawna jej piękno dostrzegali malarze i poeci. Poszukajmy i my tego piękna. Może warto przypomnieć w tym niełatwym czasie kilka utworów poświęconych jesieni i odszukać zdjęcia gdańskich uliczek, parków, ogrodów – miejsc, w których udało się uchwycić jej urodę.
Na początek Maria Dąbrowska (1889 -1965).
W piątym tomie Dzienników (Dzienniki, tom 5. Warszawa 1988) pod datą 7 października 1958 roku) pisarka po odwiedzeniu Lasów Nieborowskich snuje takie oto rozważania:
Fascynująca i zarazem elegancka jest śmierć zieleni. Jesienne barwy liści są nie tylko gorące, ale jakby nafosforyzowane świecą się własnym światłem. Zwłaszcza uderza to w pierwszej godzinie zmierzchu. I ten jedyny w naturze rozkład żywej materii, który nie śmierdzi, ale pachnie, i to wonią zawrotną, urzekającą.
W 1833 roku Aleksander Puszkin (1799 – 1837) w VII fragmencie poematu „Jesień” pisze:
Melancholijne dni ! Oczarowanie oczu!
Lubię przyrody pożegnalny strój,
Gdy się wspaniałe krasy jej roztoczą,
W purpurze, w złocie więdniesz, lesie mój…
W gałęziach wiatr i świeży dech w przeźroczu,
I mgieł na niebie białopłynny zwój,
I rzadki słońca blask, i pierwszy podmuch mroźny,
I oddalone Siwej Zimy groźby.
(tłum. Julian Tuwim)
W tłumaczeniu Włodzimierza Słobodnika strofa brzmi nieco inaczej:
Żałosna poro! Oczu mych oczarowanie!
Urzekł mnie pożegnalny wdzięk twój niewygasły –
Lubię przyrody pyszne zamieranie,
W szkarłat i złoto przyodziane lasy.
Nasz dziewiętnastowieczny poeta Wincenty Pol (1807 – 1882) poświęcił jesieni sporo miejsca w „Pieśni o ziemi naszej”, poemacie z 1835 roku.
Coraz ciszej. Wrzesień! Wrzesień!
Słońce rzuca blask z ukosa
I dzień krótszy, chłodna rosa –
Ha, i jesień – polska jesień !
O, jesieni złota nasza !
Tyś jak darów Boża czasza,
Dziwnie mądra, pełna części
i kojącej pełna treści…
W „Rzeczy Czarnoleskiej” Juliana Tuwima z 1929 roku znalazły się „Strofy o późnym lecie”.
Zobacz, ile jesieni!
Pełno jak w cebrze wina,
A to dopiero początek,
Dopiero się zaczyna.
Nazłociło się liści
Że koszami wynosić,
A trawa taka bujna,
Aż się prosi, by kosić.
To bardzo popularne, często przypominane, pożegnanie lata. A do jesieni wraca Tuwim w „Biblii cygańskiej” (z 1932 roku) wierszem „Suma jesieni”:
Ręce przez okno zanurzam w jeziorze dnia i jesieni.
Dreszcz po nich skacze. Deszcz kropi. Listki i chwilki strąca.
Wśród wierszy rozproszonych znajdziemy „Śmiech październikowy” i „Jesienią”. A w zbiorze „Siódma jesień” (1922) wiersz „Wspomnienie” („Mimozami jesień się zaczyna…”) spopularyzowany przez Czesława Niemena. Botanicy twierdzą, że poeta pomylił mimozy z nawłocią. Ta popularna na łąkach i ugorach żółto kwitnąca roślina to gatunek inwazyjny (nawłoć kanadyjska), z czego wielu z nas pewnie nie zdaje sobie sprawy.
Maria Pawlikowska – Jasnorzewska (1894 – 1945) w tomie „Pocałunki” (1926 ) umieściła „Październik” i „Liście”, dwie wdzięczne miniaturki.
Brzozy są jak złote wodotryski.
Zimno jest jak w ostatnim liście.
A słońce jest jak ktoś bliski,
który ziębnie i odchodzi. Lecą liście…
Rumieńce lata pobladły,
Liść złoty z wiatrem mknie,
I klonom ręce opadły,
i mnie…
Nie sposób pominąć tu utworów, w których pojawia się motyw jesieni, a które wyszły spod pióra Leopolda Staffa (1878 – 1957). Z tomu „Dzień duszy” (1903), pochodzi najbardziej znany (omawiany obowiązkowo na lekcjach języka polskiego) wiersz „Deszcz jesienny”. To charakterystyczny dla młodopolskiej poezji melancholijny utwór, w którym dominuje smutek, czy wręcz rozpacz. Inaczej będzie pisał Staff o jesieni po latach. W zbiorze „Barwa miodu” (1936) wiersz „Zachód jesienny”to przykład zachwytu nad pięknem świata, tego jesiennego, barwnego.
Przeszłość jak ogród zaczarowany,
Przyszłość jak pełna owoców misa.
Liści opadłych złote dywany,
Winograd ognia strzępami zwisa.
Zmierzch, jak dzieciństwo, roztacza cudy,
Barwne muzyki miast myśli przędzie.
Nie ma pamięci i nie ma złudy.
Wszystko jest prawdą. Wszystko jest wszędzie.
Sok purpurowe rozpiera grono
Na dni jesiennych wino wyborne.
Wszystko dziś piękne było. Niech płoną
Rudoczerwone lasy wieczorne.
Szukałam strof o jesieni w twórczości poetów współczesnych. Stanisław Dąbrowski (1930- 2007) związany z WSP, później z Uniwersytetem Gdańskim, literaturoznawca, ale także autor wielu tomików poetyckich, w jednym z nich (wydanym w 1976 roku a zatytułowanym „Sny wielokrotne”) w cyklu „Pod niebem” pisze:
Jesień
W rudożółtych ogniach brzoza
nad zszarzałą bryłą domu.
Wiatr w nadrzecznych skomli łozach.
Ostro dźwięka łańcuch promu.
Niebem wielkie chmur kamienie
w mur się piętrzą nieruchomy.
Szorstka woda pociemniała,
Biją w dali późne gromy.
Z tego samego tomu z cyklu „Dawniej i teraz” pochodzi wiersz „W sadzie”.
Na ceglastych trawach
czuwasz przy śpiącej.
W koszach wiklinowych pod drzewami
wielkie, dojrzałe owoce.
Alejką ktoś przechodzi,
dzban niesie.
Wiatr już zielenie chłodzi,
Ma się pod jesień.
Cisza jeszcze zupełna.
Sprzyja snom.
Patrzy z dala czarnymi oknami
zamknięty dom.
To tylko garść jesiennych strof. Poszukajmy w naszej pamięci, w naszych księgozbiorach obrazów tej fascynującej pory.