Podróże

Ameryka: Strefa 51 – no trespassing!

72 lata temu 2 lipca rozbił się pod Roswell niezidentyfikowany obiekt latający z pasażerem na pokładzie. Można w to wierzyć lub nie, internet w tej kwestii wręcz kipi i sprawa jest znana. Obiekt został przetransportowany do bazy wojskowej w Nevadzie i tam poddany badaniu. Od tego momentu dostanie się do Strefy 51 (choć na chwilę) jest marzeniem wielu ludzi. Co mieliby tam robić? Nie wiadomo, ale ja również o tym marzyłam. Tym bardziej, że od człowieka, który tam pracował i którego nadal obowiązuje tajemnica, wiem, że coś jest „na rzeczy”. Więcej powiedzieć nie może. 

Coby nie mówić, jest to miejsce najsilniej strzeżone na świecie. Cała baza wojskowa, do której należy Strefa 51, jest najsilniej strzeżona. Baza nazywa się Strefa Sił Powietrznych Nellis – poligon doświadczalny, treningowy, ale również naukowy. Znajduje się tu Poligon Nevada, który powstał w 1951 w celu testowania broni jądrowej oraz najdłuższy pas startowy na świecie liczący 9,5 km i biegnący po wyschniętym jeziorze Groom. Cały obszar jest wielkości Szwajcarii.  Można tu strzelać do intruzów bez ostrzeżenia i wsadzać do więzienia bez procesu. Sama Strefa 51 powstała dla CIA.

Nevada

Droga przez Nevadę.

W internecie można znaleźć filmiki ludzi zapuszczających się w te rejony i usiłujących przechytrzyć strażników. Gdzieś tam kręcą się po górskich drogach, a finalnie i tak stoją z rękoma podniesionymi do góry. Jednak największe wrażenie wywarła na mnie relacja polskiej grupy, która widząc napis NO TRESPASSING, zero ogrodzenia i nikogo dookoła, postanowiła wejść kilka metrów. Skończyło się to natychmiastowym helikopterem do Waszyngtonu pod eskortą  żołnierzy z wycelowanymi lufami karabinów i dożywotnim zakazem wjazdu do Stanów Zjednoczonych.

Tak więc ochotę, by zerknąć na zakazane, miałam ogromną. Tylko do napisu NO TRESPASSING, ani metra dalej, bo jeszcze przed nami była cała Ameryka i wielki total solar eclipse (akurat, gdy piszę te słowa, znajomi oczekują na rozpoczęcie tego zjawiska w Chile). Znalazłam gdzieś, że  niektóre kratery po wybuchach jądrowych można już zwiedzać, więc wymyśliłam sobie, że podjedziemy normalnie, szeroką drogą do miasteczka Mercury i tam zapytamy o wycieczkę. Na skradanie się w górach nie mieliśmy czasu, a może i na wycieczkę w ten sposób się załapiemy?

Dziewiątego sierpnia rano wyruszyliśmy z hotelu w Las Vegas, kierując się w stronę Doliny Śmierci drogą 95, zwaną Drogą Pamięci Weteranów. Nevada, jak Nevada, gorąc niemożliwy, duże przestrzenie, gołe skały i skąpa roślinność.

Nevada

Po drodze masa drzew Jozuego, czyli odmiany yukki; podobno żyją 900 lat.

Drzewa Jozuego

Drzewa Jozuego, czyi yukka krótkolistna, bylina.

Po drodze miraże, ciężarówki i kierunek na Pustynię Amargosę, gdzie znajduje się stacja badawcza  Amargosa Desert Research Site zajmująca się badaniem skażenia promieniotwórczego terenu. Tę samą trasę będziemy pokonywać za parę dni opuszczając Nevadę i przejeżdżając przez Dolinę Śmierci, wkraczając do Kalifornii.

Amargosa stoi niemalże u wrót  Kalifornii. Mieszka tam 1100 ludzi, ale ma operę, w której tańczyła pewna artystka, nawet bez publiczności, i ostatnią stację benzynową przed wjazdem w Dolinę Śmierci, w której obowiązkowo trzeba się zaopatrzyć w paliwo. No i można w czapki i szaliki, co przy 51 stopniach w Dolinie i braku tlenu poza samochodem i sklepem wydawało mi się  purnonsensem. W każdym razie do Amargosy nie dojeżdżamy. Zatrzymujemy się tam, gdzie każdy turysta powinien się zatrzymać, a wybór gadżetów w tym sklepie jest – teraz to wiem – większy niż na Polu Bitwy Westerplatte i wszystkie w temacie!

Czyli jesteśmy trochę za daleko. Robimy w tył zwrot i szukamy bocznej drogi w stronę Poligonu Nevada.

Nevada

Veterans Memorial Highway

Skręcamy w lewo i mamy to. Nikt tu nie jedzie.

Nevada

Mercury jest miasteczkiem naukowców i leży już na Poligonie Nevada. Widzimy je w dole.

Mercury, Nevada

I widzimy także pierwszy napis.

Nevada

Na dole pod kołami mamy ciągłą linię, ale nikt z nas jej nie widzi. Potem w domu na różnych filmikach ją dostrzegam. Gruba, biała linia. Amerykanie stają przed nią i zawracają. A nam jakoś to nie przychodzi do głowy, przecież jedziemy na wycieczkę. Historia Polaków z lufami przy skroni wylatuje mi z głowy. Wolno podjeżdżamy, żeby przeczytać, a skoro nie ma szlabanu, to może nikt nas nie wygoni? Teraz rozumiem, dlaczego tamci przeszli te parę metrów. Skoro nie ma fizycznej przeszkody, to Polak wchodzi! Jest to naturalne, a zakaz fotografowania też jakoś mało precyzyjny.

Z drugiej strony to samo.

Nevada

Jedziemy dalej, po drodze kolejne napisy, ale żaden nie każe nam zawracać. Trochę czujemy się jednak niepewnie, bo za nami ktoś jedzie. Tak wolno, jak my.

Dojeżdżamy do bramek i teraz wiadomo, że nigdzie dalej nie pojedziemy. Stajemy w zatoczce, by zakręcić i wrócić.  I wtedy podchodzi ON.

Nevada, Mercury

Nie powiem, czekamy w napięciu. Teraz już czujemy, że zrobiliśmy coś nie tak.  Facet jest nieduży, ale cały obłożony bronią i elektroniką. Każe nam wysiąść i o glebę? Nie każe. Pierwsze pytanie: skąd jesteśmy? Drugie: po co tu wjechaliśmy? O żadnych wycieczkach z Mercury na poligon on nie wie i gdzie w ogóle mówią o takich wycieczkach? W internecie. To teraz mamy dwa wyjścia: albo jedziemy za nim i on nas odprowadzi na autostradę 95, albo w tej chwili wzywa szeryfa.

Wybieramy to pierwsze! I żadnych zdjęć po drodze! Powtarza to dwa razy. A ja się zastanawiam, czy zabierze mi aparat, bo pewno swoją elektroniką widział, że cykam fotki.

Rozstajemy się przy białym budynku. Jeszcze robię jedno zdjęcie, ale przyznaję – trochę mi się trzęsą ręce, choć byliśmy dla siebie wszyscy bardzo mili. Żegnamy się ze Strefą 51 i ufoludkiem z Roswell.

Nevada, Mercury

Anna Pisarska-Umańska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *