W 1932 roku w Gdyni zorganizowano ogromne obchody “Święta Morza”. Te przyciągnęły tłumy z całego kraju, a nawet zagranicy – w prasie regularnie pojawiały się zdjęcia Polaków, którzy przypływali do kraju z Ameryki, by wesprzeć patriotyczne obchody. Wszystkich ich przyćmiła jednak trójka krakowskich aktorów, którzy z Krakowa do Gdańska przepłynęli balią.
Na początku lat 30. ubiegłego wieku atmosfera w Europie zrobiła się bardzo gęsta. Świat zmagał się w Wielkim Kryzysem, któremu towarzyszyła frustracja wynosząca do władzy radykałów. Tak było za naszą zachodnią granicą, gdzie do głosu dochodziła skrajna prawica i hitlerowcy.
To oznaczało problemy dla Polski, które widać było już choćby w Gdańsku. Ten do Warszawy odnosił się coraz chłodniej. Prasowe nagłówki regularnie donosiły o zamieszkach organizowanych w mieście przez hitlerowskie bojówki i narastaniu antypolskich nastrojów. Obawiano się, jak będzie wyglądać polityka Niemiec wobec Polski, kiedy Hitler przejmie władzę w Berlinie.
Rząd zdecydował, że trzeba na to odpowiedzieć, a najlepiej będzie to zrobić z pomocą wielkiej patriotycznej imprezy. Postanowiono więc zorganizować w Gdyni wielkie obchody “Święta Morza”, które miały podkreślić przywiązanie Polski do Bałtyku.
Chciano, by impreza miała imponujące rozmiary. Zadbano między innymi o zniżki dla chętnych, którzy chcieli przyjechać nad morze koleją. Zniżki wynosiły 65 proc. i przysługiwały za okazaniem zaświadczenie Ligi Morskiej i Kolonialnej. Czyli organizacji, która za cel stawiała sobie między innymi to, by Polska zyskała kolonie na innych kontynentach.
Do Gdyni ściągali także przedstawiciele Polonii. Głównie amerykańskiej.
Troje aktorów z Krakowa płynie z Krakowa do Gdańska i kradnie “show”
Ale to nie przedstawiciele Polonii przyciągnęli największą uwagę. “Show” skradli im aktorzy z Krakowa – Stanisław Gołębiowski, Maryla Szewczyńska i Kazimierz Beroński. Nie mogło być inaczej, bo nad morze dotarli balią.
Przy czym nie chodziło o wyjątkowy patriotyzm, a o zawarty zakład. Jego okoliczności nie są znane (jeżeli ktoś z czytelników posiada informacje na ten temat, będę wdzięczny za kontakt), ale z dalszego przebiegu wypadków można wnioskować jedno. Krakowscy aktorzy byli ludźmi, którzy sprawy tego rodzaju traktowali bardzo poważnie. 16 czerwca Ilustrowany Kurier Codzienny, najważniejsza w tamtym czasie polska gazeta, donosił, że trójka krakowskich aktorów wpadła na pomysł dopłynięcia Wisłą do Gdańska
Wyruszyli spod Wawelu.
Na archiwalnych fotografiach widać, że odprowadzał ich spory tłum. Niektórzy wsiedli nawet do kajaków i odprowadzili aktorów kilka kilometrów za miasto. Rejs miał potrwać półtora miesiąca. Po drodze aktorzy zatrzymywali się w różnych miejscach, gdzie na ogół stanowili sensację. Pisały o nich lokalne gazety. Spotkani wędkarze i rybacy odstępowali złowione ryby lub sprzedawali je za niewielkie pieniądze.
Były też problemy, bo – jak słusznie zauważał redaktor IKC – balia nie jest sprzętem, który nadaje się do nawigacji rzecznej. Mimo to już na początku lipca troje śmiałków zameldowało się w Warszawie, gdzie na plaży przywitał ich ciekawski tłum, dziennikarze oraz fotoreporterzy.
Dzięki tym ostatnim wiemy, jak wyglądali aktorzy wpływający do stolicy.
A także po tym, jak wysiedli z balii, którą nazwali “Urszulką”, by rozprostować kości.
To zdjęcie zrobił reporter IKC:
Prasa nie szczędziła zresztą uwagi niecodziennej wyprawie i regularnie donosiła o szczegółach. Nie szczędząc przy tym żartów z niemieckiej propagandy, która wyolbrzymiała polskie zagrożenie dla Gdańska. Na przykład IKC żartował, że prasa hitlerowska może z tej wycieczki zrobić “najazd polskich balij zbrojnych” na Wolne Miasto Gdańsk.
Aktorzy zdążyli na “Święto Morza” i wzięli udział w obchodach.…
Święto Morza w 1932 roku
A mieli, co oglądać, bo impreza była imponująca. Na trybunie honorowej zasiadł m.in. prezydent Ignacy Mościcki…
…nad zebranymi przelatywał niemiecki Zeppelin…
…a po ulicach maszerowała orkiestra polskiej marynarki.
Jak się podobało krakowskim aktorom, niestety nie wiadomo, ale wiadomo, że rok później odbył się jeden z największych spływów kajakowych w historii kraju. Odbył się pod hasłem “Przez Polskę do Morza”.
Być może jedną z inspiracji były prasowe doniesienia o krakowskich aktorach. Można się też domyślać, że podróż zbliżyła uczestników, bo w encyklopedii teatru polskiego można dziś znaleźć Marylę Szewczyńską-Gołębiowską. Trudno przypuszczać, by był to przypadek.
Kazimierz Beroński występował później min. na deskach Teatru Bagatela, by pod koniec kariery związać się z nowohuckim Teatrem Ludowym.
Tomasz Borejza, Krowoderska.pl