Tzw. trasa średnicowa czyli zachodni front miasta.

Drugim z kuriozalnie poprowadzonych dużych ciągów komunikacyjnych jest ten krzyżujący się z trasą W-Z, przebiegający wzdłuż zachodniego frontu miasta, za czasów PRL nazwany trasą średnicową. Pod określeniem zachodni front miasta rozumiem budynki ustawione w linii od Urzędu Wojewódzkiego i Marszałkowskiego przy ulicy Okopowej, przez gmachy policji, banków, Bramę Wyżynną, ciąg budynków przed i za Huciskiem, dawny „dom partii”, „Krewetkę” – aż po wielopoziomowy parking u zbiegu Podwala Grodzkiego i ulicy Rajskiej. Inaczej nazywając – to ciąg ulic: Okopowa – Wały Jagiellońskie – Podwale Grodzkie.

Okopowa

Zauważmy, że chociaż napisałem o poprowadzeniu tej trasy wzdłuż zachodniego frontu miasta, to jednak właściwym byłoby napisać o poprowadzeniu jej przez zachodni front miasta, parcelując ten obszar, odcinając jego budowle od miasta, niszcząc jego potencjał, odbierając mu sens i niszcząc urodę. Średnicowa z jej licznymi odnogami wytwarza martwe pola: park przy Targu Rakowym, Nowy Ratusz (dawna siedziba Wysokiego Komisarza Ligi Narodów w Wolnym Mieście Gdańsku – później Klub Żak), park im. Czesława Niemena, bastion św. Elżbiety, zespół budynków dworcowych i budynek dawnej przychodni, dziś hotel, który teraz został otoczony drogami z czterech stron! Te obszary i budowle wnoszą do miasta zaledwie ułamek swej potencjalnej wartości, są w znacznym stopniu stracone dla miasta nie tylko dlatego, że odcięte i zagłuszane, ale że właśnie cały ten obszar jest posiekany na fragmenty, pozbawiony ciągłości: Hotel Central oddzielony od Dworca, bastion od hotelu, Nowy Ratusz od bastionu, park przy Targu Rakowym od parku Czesława Niemena, a jeszcze i Kunszt Wodny odwrócony do niego ślepymi ścianami zaplecza. Dalej, za niedorzecznością estakady i Trasy W-Z gotyckie budowle i kamienica Pod Psem – uczynione kolejną samotną wyspą. A pochodną takiego poprowadzenia głównej drogi tranzytowej miasta jest także martwota ulic Garncarskiej i Elżbietańskiej. Te obszary i te wymienione budowle, cała ta potencjalnie znakomita okolica utraciła swoją wielką szansę, ale i jakże wiele straciło przez to miasto – miejsca wielkiej urody, wielkiej historii.

Kunszt wodny od strony Żaka

Można zrozumieć takie wytyczenie drogi średnicowej za komuny, bowiem poprowadzenie tranzytowej drogi nad torami kolei napotykało na różnego rodzaju przeszkody wówczas zbyt trudne do przezwyciężenia – ale pozostawienia jej dzisiaj, przy tych możliwościach technicznych, finansowych – już nie. Katastrofalny błąd utrzymania idei drogi średnicowej szczególnie wyraźny jest w przedsionku Drogi Królewskiej i przed Dworcem PKP, ale sprawia dotkliwe skutki we wszystkich miejscach  i w wielu różnych aspektach – na całej jej długości.

Ulica Okopowa.

Zaczynając od strony południowej, od ciągu ulicy Okopowej, jednym z takich skutków jest niemożliwość wykorzystania (utrata) reliktów dawnych fortyfikacji – Baszty Narożnej, bastionu Kot, bastionu Wiebego. Zmniejszono też powierzchnię parku między kamienicą pod Psem a zabudowaniami kościoła św. Trójcy i dawnego klasztoru, potem Gimnazjum Akademickiego, dziś Muzeum Narodowego. Co gorsza, ten park, miejsce potencjalnie „pobytowe”, potencjalnie uroczy zakątek otoczony przednią architekturą, zmieniono w miejsce „przechodnie”, teraz jeszcze dotknięte skutkami nasilającego się tranzytowego ruchu drogowego.

skwer przed kościołem św. Trójcy

Brama Wyżynna.

O Węźle Unii Europejskiej wspominałem wcześniej, teraz zatem przyjrzyjmy się Bramie Wyżynnej, która jest początkiem historycznej osi miasta – Drogi Królewskiej. Poprowadzenie tranzytowego ciągu komunikacyjnego właśnie tędy, tuż przed frontem tej bramy – degraduje ją tak bardzo, że właściwie unicestwia. Niszczy przedsionek Drogi Królewskiej, okolicę, która powinna być naturalnym podejściem, stanowić wstęp, umożliwiać odpowiednią perspektywę. To tędy wjeżdżali do miasta królowie i inni oficjalni goście, to tu ich witano, z tej perspektywy widzieli miasto. Brutalne poprowadzenie tędy, w poprzek owego traktu, wielkiej komunikacji niszczy możliwość takiego podejścia, doznawania wrażeń, jakie mieli przybywający do miasta goście, przeżycia tej historii. Nadto jeszcze tunel wyprowadza ruch pieszy obok Bramy Wyżynnej, właściwie nie da się oglądać jej z właściwiej perspektywy, bo u podnóża jest za blisko, a za drogą za daleko – nadto w oddzieleniu nasilonym ruchem drogowym.

Brama Wyżynna zagłuszanie

Rozważane teraz projekty naziemnego przejścia dla pieszych – w osi bramy, a także podobnego przejścia przed Dworcem Gdańsk Główny – to są skutki skutków, poruszanie się w pomieszaniu pół-rozwiązań mnożących chaos i napięcia. Bo, proszę sobie wyobrazić, jak poskutkuje jeszcze jedna – już bodaj dziewiąta sygnalizacja świetlna w ciągu głównej tranzytowej drogi przez miasto? Takie są skutki złych rozstrzygnięć w kwestiach zasadniczych, braku wizji całości.

W ogóle, patrząc historycznie, tworzono różne architektoniczne, urbanistyczne wizje, rozważano co zrobić z tą okolicą, jak ją skomponować, ale stan rzeczy jaki mamy teraz, owo prostopadłe przecięcie osi Drogi Królewskiej wielką komunikacją – i to przy samej głównej bramie miasta – jest podtrzymywaniem anachronicznego, peerelowskiego myślenia, barbarzyństwa komunizmu.

Brama Wyżynna zagłuszanieCały obszar przedbramia aż po Targ Rakowy i gmach biblioteki powinien być ukształtowany tak, by dominował w nim ruch pieszy, by miał charakter skweru, ogrodu, by był miejscem przyjemnego przebywania – po czemu ma wszelkie dane. Jest tam i park, i rzeka, i widowiskowa perspektywa na miasto, na jego zabytki. W tym zresztą na szczególnie okazały herb Rzeczpospolitej na Bramie Wyżynnej – teraz właściwie dla miasta nieistniejący.

Brama Wyżynna [dzieło Wilhelma van den Blocka z lat 1586 – 1588], określona w zleceniu jako „ozdobna brama z ciosanego kamienia”, jest jednym z najwspanialszych dzieł północnego renesansu w Europie. Środkowy wjazd służył powozom, boczne – pieszym. Kamienne płyty zdobi roślinny ornament, a wysoką attykę przepiękne herby Polski (w środku), Gdańska (po prawej), i Polskich Prus (po lewej). Na skraju dachu czają się lwy. W XVIII wieku na piersi polskiego orła umieszczono Ciołka Poniatowskich (przedtem był Snopek Wazów). Zachowały się bloczki do lin potrójnego mostu zwodzonego. Łacińskie inskrypcje głoszą (od lewej): „Najmądrzej dzieje się wszystko, co się dzieje dla Rzeczypospolitej”, „Sprawiedliwość i pobożność to dwie podstawy wszystkich królestw”, „Dobra najbardziej państwom pożądane to pokój, wolność, zgoda”. Napis środkowy rozdzielono tak, że w drugiej linijce czytamy: RVM OMNIVM FUNDAMENTA („rum podstawą wszystkiego”), co niejeden gdański wilk morski brał na serio! – Andrzej Januszajtis, Wokół Prawego Miasta.

Poprowadzenie tędy głównego ciągu komunikacyjnego niszczy to miejsce i jego potencjał – z wielką dla miasta szkodą.

Brama Wyżynna herb

Hucisko.

Dalej w kierunku północy jest Hucisko, skrzyżowanie od lat niewydolne. Przy stale wzmagającym się ruchu jest nie do utrzymania. Jest ono – znów – biernie podjętym i podtrzymywanym anachronizmem, spadkiem ze smutnej przeszłości PRL. Dewastuje bardzo ciekawą, potencjalnie niezwykle wartościową miejską przestrzeń i krajobraz, z budynkiem niegdysiejszego Komisariatu Ligi Narodów, z perspektywami na pomnik Sobieskiego i na budynki dworca kolejowego, a generowanym smrodem, łoskotem i nieustannymi napięciami – dzwonieniem tramwajarzy na kierowców, trąbieniem kierowców nawzajem na siebie, nerwami i stłuczkami – psuje i wyklucza z miasta kolejne miejsce o dużym potencjale, sprawia, że okoliczne domy są nie do życia, odcina i degraduje wspomniany park przy Targu Rakowym, ze starodrzewem i z przeuroczym mostkiem, a parczek im. Czesława Niemena sprowadza do roli podejrzanego zakrzaczenia. Degraduje całą okolicę.

skrzyżowanie

Niejako osobną kwestią, ale istotnie związaną z Huciskiem i owym poprowadzeniem głównej trasy przelotowej ciasno wzdłuż zachodniego frontu miasta, jest sytuacja i losy wspomnianego budynku dawnej siedziby Wysokiego Komisarza Ligi Narodów w Wolnym Mieście Gdańsku, który za czasów PRL-u był siedzibą Klubu Studentów Wybrzeża „Żak”. Budowlę o tak barwnej, tak ciekawej historii uczyniono nowym ratuszem, miejscem zamkniętym, urzędniczym. Jeszcze i to dodano do jego odizolowania tętniącymi drogami. Miejsce potencjalnie przeurocze, które mogłoby istotnie wzbogacać miasto – zamknięto, właściwie jakby zlikwidowano.

Żak

Ile jeszcze rosnącego ruchu, można upchnąć na Hucisku? Jak dotąd przepustowość zwiększano ograniczając czas przejścia pieszym – ale dalej już się tego nie da robić.

Staruszki i staruszkowie, truchlejąc od łomotu przejeżdżających tuż za plecami tramwajów, spinają się, by ruszyć w czas i w panicznych podrygach dotruchtać wzdłuż szpaleru grzejących silniki, małych i wielkich samochodów, na drugą stronę jezdni – nim zmienią się światła. Nie nadążają, uciekają spod kół – zastraszani, pozbawiani godności, wystawiani na pośmiewisko… Nerwowe chwile przeżywają rodzice z małymi dziećmi, z wózkami… Takie ma być życie w „mieście solidarności”?

Ja jeszcze zdążam na Hucisku. Ale kto już nie zdąża – nie ma prawa żyć w Gdańsku?

I czy środkiem zaradczym na tę sytuację ma być żłobienie kolejnych tuneli? Znów te tunele? Deklasujące, śmierdzące, cieknące, zachodzące liszajami, obrzydliwe, brudne – takie od zawsze. Byty nieludzkie, nieudałe, twory-chwasty, poniżające,  turpistyczne, budzące lęk, zadające ból, zawstydzające, depresyjne.

„Dom Partii.”

Za czasów PRL siedziba Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, w grudniu 1970 roku spalona przez protestujących robotników. Wcześniej budynek był niższy, miał stromy dach, kryty czerwoną dachówką, ale po doświadczeniach roku 1970, gdy ewakuujący komunistów helikopter nie mógł na nim wylądować – budynek przebudowano, podwyższono, zrobiono płaski dach. W okna wstawiono pancerne szyby.

Dzisiaj dudniący, poprowadzony przed samym wejściem do budynku, tranzytowy ruch, uniemożliwia stworzenie tu miejsca przebywania, a więc możliwość wyrazistego upamiętnienia wydarzeń tak ważnych we współczesnej historii Gdańska. W stanie rzeczy, jaki jest teraz – wycieczka się tu nie zatrzyma, nie podjedzie tu melex z turystami. Głos przewodnika nie przebije się przez łoskot masy pojazdów, nie sposób tu przekonująco przedstawić tamtych wydarzeń, okoliczności nie sprzyjają przeżyciu tamtej historii i – refleksji. Miejsce tak ważne – wymazane z turystycznej mapy miasta, stracone.

dom partii

 

Okolice Dworca Kolejowego.

Gdański dworzec jest budowlą piękną, o architekturze podejmującej wątki gdańskiego manieryzmu, zarazem z konceptem, bo przypomina obraz lokomotywy ciągnącej wagony. Jest budowlą celnie wkomponowaną w pejzaż miasta, niewątpliwie stanowi z nim całość.

Dworzec

Dworzec tak zachwycił Japończyków, że zbudowali jego replikę w miejscowości Imari, siedemdziesiąt kilometrów od Nagasaki, z przeznaczeniem na pałac ślubów. Towarzyszyły temu dość zawstydzające dla nas wydarzenia, bowiem pan Kazayuki Oyama przysłany do Gdańska, by sfotografować dworzec – a było to w roku 1983 – doznał wielu nieprzyjemności, między innymi uznany przez milicjantów za szpiega. Czytać o tym można w artykule pani Małgorzaty Dziak, pomieszczonym w czasopiśmie „30 dni” (z lutego 1999). Tamże zobaczyć możemy fotografię owego japońsko-gdańskiego pałacu ślubów.

Stojący vis-à-vis dworca budynek dawnego hotelu „Monopol” – aktualnie „Scandic” – zbudowano po wojnie, by zasłonić przed przyjezdnymi przerażający obraz morza ruin. I, niestety, nie dość że współcześnie tego miejsca nie uleczono – to jeszcze całą okolicę, cały plac przed dworcem ukształtowano właśnie pod dyktando tego parawanu.

hotel Scandic

Zamiast teren przed dworcem poszerzyć – jeszcze go ujęto. Zamiast urbanistyczną ideę tej okolicy oprzeć na widocznych wokół od południa i wschodu historycznych budynkach, tak aby przybywający do Gdańska od razu, od wyjścia spod starych, stylowych zadaszeń nad peronami, od wyjścia z dworca, znajdowali się jakby w bajce – w rzeczywistości miasta tysiącletniej (pisanej) historii. Zamiast, zgodnie z historycznym układem i zamysłem, utworzyć plac, w którym schodzą się różne drogi, i z którego się rozchodzą: w lewą stronę ku Placowi Solidarności, na wprost ku miejscom związanym z drugą wojną światową i w prawo do starego miasta, a zatem w urbanistycznie rozpisanym porządku naszego miasta w planach: historycznym, idei, legendy, refleksji, wartości estetycznych i przesłania – zamiast tego zaordynowano temu miejscu urbanistyczny bezsens, niszcząc i udaremniając piękno, możliwy plac zmieniając, zarówno poprowadzonym tędy ruchem jak i architekturą – w przelotową arterię, to co historyczne kalecząc i zasłaniając a ludzi przepuszczając kanałami, odbierając im nawet sympatyczny widok dworca i wzgórz za nim, a zamiast niego podsuwając architektoniczny odpad, zagłębioną w ziemię sieczkę właściwą podrzędnym podmiejskim megashopom, której nadano szumną, a w tym kontekście zupełnie absurdalną nazwę: City Forum.

teren przed dworcem

Znowu tunel – życie skanalizowane, zepchnięte pod ziemię. Przez dziesięciolecia nikczemne blacho-budy, poniżające dla tych, co tam pracowali, walczyli o przeżycie, nie widzący dnia ani pór roku, przytłoczeni nieustannym dudnieniem przewalających się nad nimi aut, autobusów, ciężarówek. W smrodzie i pyle, w opiłkach metali, w rozpylonym proszku asfaltowym i ścierającej się gumy opon. Nikczemne blacho-budy poniżające każdego, kto tam schodził, rażące brzydotą – wbijające do duszy: jesteś brudnym, głupim, nieudacznikiem z rodu niewolników, z ludu godnego pogardy, co nie szanuje sam siebie, swoich braci i sióstr, swoich ojców i matek, swoich dzieci i przyjaciół, jesteś pośmiewiskiem, które w pełni zasługuje na swój los. Któremu nie należy współczuć, ani pomagać, bo tylko zmarnujesz i zepsujesz, rozprowadzisz błoto i będziesz w nim leżał i pił i wywrzaskiwał swoje głupoty.

To, co zrobiono z tym miejscem, to, jakim jest ono teraz, to nawet nie brak wizji – po prostu żałosny obraz myślowej, estetycznej, uczuciowej nędzy. Brak podstawowego rozróżniania smaków, elementarnej empatii, to obraz niszczenia życia – o jakiej tu mówić solidarności? O jakiej wolności, o czym w ogóle?

Jakże znamienne, gdy wychodzimy z dworca – kierunku w lewą stronę, w stronę Placu Solidarności – nie ma…

Obszerny, wolny, zadbany plac przed dworcem podkreślałby piękno architektury, byłby uwerturą miasta. A tymczasem ludziom wtłoczonym pod ziemię, przepuszczanym kanałem i rynną – to, co powinno po prostu cieszyć, „od wejścia” wprowadzać w dobry nastrój – zabrano sprzed oczu. Zniszczono to, co mogło – i może! – być sympatycznym, żywym akcentem, bo czemuż by na uwolnionym obszernym placu przed dworcem nie miało być miejsca dla pięknych straganów – jakichś form służących przez cały rok tego rodzaju drobnemu handlowi? Form – pięknie zaprojektowanych, odpowiadających charakterowi miasta, sympatycznych, łatwych w utrzymaniu… Przecież w Gdańsku jest – o kilka ulic dalej! – Akademia Sztuk Pięknych! Jest Politechnika! Tak wielu utalentowanych ludzi, artystów, architektów, konstruktorów! Czemu więc nie mogłoby być pięknie? I z pożytkiem dla wszystkich? Czemu przed dworcem nie miałoby być miejsca dla życia – witającego przyjeżdżających, służącego wyjeżdżającym?

dworzec

Otoczony ładnymi budowlami plac, obramowany za dworcem, od zachodu, zielonymi wzgórzami, mógłby stanowić swoiste teatrum, w którym przyjeżdżający byliby niczym aktorzy na wielkiej scenie. Mogliby ujrzeć swoje życie jako jeden z wątków wielowątkowego odwiecznego dramatu. Dostrzec znikomość i ulotność swojego udziału w teatrze świata i w biegu jego dziejów, ale także zauważyć, że jednak ten teatr jest względem nich, że jednak zawsze jest lokalny, i że przecież oni choć tak drobni, przemijający i jakby nieważcy, są jednak ważni, otoczeni czyjąś uwagą i troską… Że ktoś uważnie im się przygląda.

W stojącym niegdyś w tej okolicy budynku, naprzeciwko dworca, nieopodal hotelu, mieścił się bar „Krewetka” i był chyba, w swoim rodzaju, jedynym moim miłym wspomnieniem z czasów PRL. Był to bar rybny pomyślany według idei baru mlecznego. W czasach gdy sklepy były puste, gdy na półkach stały rzędami tylko butelki octu – tu można było zjeść filet z rekina. I wiele innych smacznych dań z ryb, z kalmarów – i to w przystępnych cenach. Bezwzględnie – należało ten bar zachować – a pamiętam, że gdy go likwidowano wielu ludzi prosiło, by tego nie robić. Ewenement, prawda? Klienci dopraszali się o bar i sklep! Niestety. I do dziś nie ma w Gdańsku podobnego mu rybnego baru. Podkreślę to: w Gdańsku nie ma rybnego baru! Pełno jakichś piców, ale baru rybnego nie ma. Jakże i to jest znamienne. Choć owszem, zachowano nazwę, za czym zupełnie nie wiadomo po co i czemu kino i siedziba operatora komórkowego – nazywają się „Krewetka”. No, chcieliście, to macie, prawda? Jest „Krewetka”? Jest.

Krewetka

Tą dzisiejszą budowlą „Krewetki” odcięto od Dworca historyczną, w tym i gotycką zabudowę, zesłano ją na pobocze. Bryłą zaprojektowaną „do ulicy”, ustawioną równolegle do jezdni podkreślono przelotowy charakter miejsca, podkreślono: nie plac to jest, a arteria.

Zniszczono charakter tego miejsca – placu przed dworcem, witającego przybyłych, zapraszającego – wprowadzającego w rzeczywistość, w charakter miasta. Mając wokół depozyty historii, na których można było się oprzeć, do których można było odwołać się: zabudowania dworca, hotel, bastion, gotyckie kościoły, barokowe zabudowania klasztoru, w perspektywie budynek Nowego Ratusza – zarysowujące od zachodu, południa i południowego wschodu okrąg tej przestrzeni – postawiono pretensjonalną, pustą zabudowę w stylu blachobudowli suburbialnych centrów handlowych, postawiono w tak newralgicznym miejscu ponad tysiącletniego miasta, postąpiono tak mając przecież do dyspozycji zupełnie innej miary możliwości. Chce się zapytać – dlaczego tak? Dlaczego do tego doszło?

Podwale Grodzkie

Przybysze nie znający Gdańska często gubią się w tej okolicy. Będąc – nominalnie – na Starym Mieście pytają jak dojść do starego miasta. Będąc blisko dworca – na ulicach Rajskiej, albo Korzennej – jakże często pytają o drogę na dworzec… Kto tak komponuje miasto, miasto zorientowane na turystykę? To jest świadectwo o tym, co zrobiono z tą okolicą, zaświadczenie urbanistycznego nieporozumienia.

Małe résumé.

 Zatem należało trasę W-Z poprowadzić nie przez Podwale Przedmiejskie, dzieląc gotyckie miasto na dwoje, ale jako drogę obwodową wokół starych fortyfikacji, w taki sposób, by wchodziła do miasta między bastionem Gertrudy a Biskupią Górą – i wtedy dalej, przekrywając tory kolejowe nad nimi poprowadzić tranzytowy szlak komunikacyjny konsekwentnie przez skrzyżowanie z Nowymi Ogrodami aż do Błędnika i Alei Zwycięstwa. Jest to rozwiązanie oczywiste, choć, równie oczywiście, ma swoje wąskie gardło. Jak mianowicie zmieścić coś takiego między dworcem PKP a budynkami stojącymi przy ulicy Trzeciego Maja – aby uzyskać odpowiednią przepustowość, a nie naruszyć urody miejsca i samego dworca. Trzeba by na jego wysokości poprowadzić tę trasę dwupoziomowo, jeden poziom zagłębiając w ziemię, aby całość nie zdominowała i nie przesłoniła okolicy. Przy dobrym projekcie, przy, być może pewnym wysunięciu nad pierwszy z torów (od strony wzgórz) – można by uzyskać miejsce spokojnie dla siedmiu pasm ruchu w każdą z obu stron. Tak poprowadzona trasa powracałaby za peronami kolei na Błędnik, na którym ruch byłby zorientowany teraz w jej kierunku.

Zważmy korzyści, czyli: możliwość pozbycia się „Węzła Leningradzkiego”, uzyskanie możliwości stworzenia pięknego podejścia do Drogi Królewskiej, pozbycie się Huciska w obecnym kształcie i tego całego łomotu z historycznego centrum, możliwość przyłączenia do Starego Miasta dawnego „Żaka” z jego zapleczem, i być może połączenia skweru im. Czesława Niemena z parkiem przy Placu Rakowym i stworzenia razem założenia aż po bastion świętej Elżbiety i Hotel Central, i wreszcie odzyskanie przestrzeni przed dworcem kolejowym – więc możliwość wydobycia ruchu pieszego spod ziemi i ożywienia okolicznych starych budynków, utworzenia placu z piękną architekturą witającą przybyłych.

Węzeł Leningradzki

Te i inne korzyści przemawiają za takim właśnie odrzuceniem głównego, tranzytowego drogowego ciągu komunikacyjnego od zachodniego frontu miasta. Biskupia Góra i forty Grodziska są całostkami, które można ukształtować w samodzielne organizmy, ba, z których można stworzyć perełki, a wystarczy mądrze skomunikować je z historycznym centrum. Są one oddzielone torami kolei, i zmienić tego się nie da. Drogowy, tranzytowy ciąg komunikacyjny trzeba jakoś poprowadzić, więc najkorzystniej byłoby je właśnie nałożyć, zamiast dwóch, a właściwie aktualnie trzech dzielących ciągów – dwóch drogowych i kolejowego – mieć jeden!

Takie poprowadzenie drogi ma również motywację historyczną.

Sypanie wałów zapoczątkowało nie tylko daleko idącą rozbiórkę XV wiecznych fortyfikacji murowanych Starego Miasta i Starego Przedmieścia, lecz także burzenie i zasypywanie wielu domów i ogrodów, zwłaszcza na zachodnich krańcach Starego Miasta. Budowa jednolitego systemu umocnień pociągnęła za sobą konieczność integrującego przekształcenia dotychczasowego układu drogowego (…). Stare Miasto musiało zrezygnować z części komunikacyjnych udogodnień i już około 1480 roku pogodzić się z likwidacją Bramy św. Elżbiety. Dotychczasowe ułatwienia komunikacyjne w przejeździe przez Gdański zespół miejski w linii północ-południe zaczęły się wyraźnie komplikować, co w końcu zadecydowało o umocnieniu się znaczenia istniejącego zapewne już dawniej podgórskiego objazdu, który stał się zachodnią arterią zbiorczą dla kierunku północ-południe – dzisiejszego ciągu ulic: od 3 Maja, po ulicę Jedności Robotniczej [dziś ulica Św. Wojciecha]. Do tej arterii zgodnie dostosowały swe układy komunikacyjne zarówno Stare Miasto, jak też Główne Miasto i Stare Przedmieście oraz kompleks Podgórza i Nowych Ogrodów. – Historia Gdańska, red. Edmund Cieślak.

Z pewnością byłoby to przedsięwzięcie ogromne, wymagające i kosztowne – ale korzystne dla miasta i życia w nim. Zbudowanie takiego porządku uwolniłoby i zintegrowało miasto w obrębie starych fortyfikacji otwierając drogę do tworzenia pięknego miejsca do życia. Nie niszcząc piękna, które jest, ale tak kształtując rzeczywistość, aby owo piękno wydobywać, podkreślać i jeszcze go przydawać – aby życie zakwitało w pięknych okolicznościach, w pięknej scenografii. Dlaczego nie?

Niestety, prowadzący miasto podążyli w zupełnie innym kierunku. Pobudowaniem nad torami kolei Forum Gdańsk zablokowali możliwość poprowadzenia tędy głównego ciągu komunikacyjnego północ-południe. I tak zamiast skupienia komunikacji w jednej eleganckiej linii, wartościowy i zauważmy jak szeroki(!) miejski obszar zajęła plątanina równoległych, dublujących się dróg i torowisk tramwajowych – nadto wielokrotnie krzyżujących się.

skrzyżowanie

To jest niezwykle kosztowny akt niszczenia miasta: kosztowny jako inwestycja i niepomiernie bardziej kosztowny w swoich skutkach – utracie unikatowego, bezcennego obszaru miasta, porażonego urbanistyczną brednią. W utracie możliwości optymalnego rozwiązania kwestii komunikacyjnych w tak newralgicznym obszarze, na obrzeżach historycznego obszaru miasta, utracie możliwości sprawnego, bezkonfliktowego przepuszczenia przez ten obszar ruchu tranzytowego. Ten ruch poprowadzony nad torami kolei byłby sprawniejszy, szybszy i bardziej ekologiczny – nie byłby zatrzymywany, jak teraz ma to miejsce – zupełnie niepotrzebnie – na tak licznych światłach. Od podnóża Biskupiej Góry do zjazdu z Błędnika jest ich teraz w tym głównym ciągu – siedem! Za każdym czerwonym światłem samochody hamują, a potem ruszają zadymiając, zapylając miasto, wzmagając hałas. Brud, smród i łoskot. Obszar wykluczony z życia miasta, tak cenny, tak wartościowy obszar!

Pomysł poprowadzenia drogi średnicowej – za czasów PRL – był oczywiście posunięciem absurdalnym, niszczącym, takim wtedy, jak i dziś. Ale trzeba też przyznać, nie było w tamtych warunkach możliwości, by zrealizować drogę tranzytową nad torami kolei – kursowały jeszcze wtedy dymiące lokomotywy! Transportowano tędy chemikalia, cysterny. No, ale nie zrobić z tym porządku po roku 1989? Mając do dyspozycji fundusze unijne? To powinna być pierwsza inwestycja – przecież najważniejsza, razem z „bliską obwodnicą” okalającą południowe nowożytne fortyfikacje, uwalniająca historyczny obszar miasta od ciężkiego ruchu, pozostawiając jedynie drogi dojazdowe.

Współcześnie są możliwości techniczne umożliwiające realizację takiego przedsięwzięcia, a miasto miało możliwość pozyskania na taką inwestycję pieniędzy. Naprawdę jedyną poważną przeszkodą w dokonaniu takiego dzieła – były kwestie myślenia, wyobraźni. I intencji.

Zbigniew Sajnóg

One thought on “Na przykładzie Gdańska – cz. 4 urbanistyka

  • Zamiast pięknych gmachów hoteli, przed dworcem dno – pustkowie!

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.