Franciszek Szmelter był gorącym patriotą, legionistą i obrotnym biznesmenem. Na terenie Dworca Głównego PKP w Wolnym Mieście Gdańsku prowadził restaurację. Zapewne współpracował z polskim wywiadem wojskowym. Na pewno pomógł wielu rodakom.

Stoją od lewej – Maria Hilda Szmelter, Zygmunt Szmelter, Franciszek Szmelter, Kazimierz Szmelter, opis: Gdańsk w listopadzie 1936 r., pieczątka Erich Schwartz Danzig Kohlenmarkt 9

W połowie sierpnia 1939 roku nad Wybrzeżem przeszły gwałtowne burze. Wyrządziły szkody na polach, zalane zostały niżej położone tereny. Choć tego lata nad morzem pojawiły się, jak zwykle tłumy turystów, w Wolnym Mieście Gdańsku, tak jak i w całej okolicy, rosło napięcie. Wojna wisiała w powietrzu. Wiedział o tym dobrze restaurator i prezes Polonii Gdańskiej Franciszek Szmelter, który – jak się podejrzewa – współpracował z „dwójką”. Nic zatem dziwnego, że latem 1939 roku stanowczo nalegał, aby jego piękna żona wyjechała z Gdańska. Zagrożenie dodatkowo potęgował fakt, że Maria Hilda pochodziła ze zasymilowanej rodziny żydowskiej. On sam zresztą też obawiał się aresztowania przez Gestapo i to nie bez powodu.

Stoją od lewej: Alfred Rittermann, kobieta n.n., mężczyzna n.n, pani Kołodziejczak znajoma Marii Hildy. Klęczy od lewej krewna rodziny Ritterman Irenka, Vogel z d. Jaworska, mama Irenki, Amalia Rittermann, obok na swoją mamę patrzy Maria Hilda. 70-lecie babci Rittermann, Bydgoszcz 10/7/1949.

Franciszek Szmelter urodził się 8 marca 1892 roku w Świeciu nad Wisłą w rodzinie głęboko patriotycznej. Dlatego wstąpił do I Brygady Legionów Komendanta Piłsudskiego i walczył o niepodległość. Po I wojnie światowej wrócił do Świecia, gdzie przez jakiś czas prowadził praktykę dentystyczną. Pod koniec lat dwudziestych przyjechał do Wolnego Miasta Gdańska.

W 1933 roku (po krótkim okresie prowadzenia gabinetu dentystycznego) otworzył na terenie Dworca Głównego w Gdańsku własną restaurację.

Z okazji świąt i swoich imienin Franciszek Szmelter organizował przyjęcie dla wszystkich swoich pracowników w dużej sali bankietowe, na zdjęciu razem z rodziną i pracownikami

Obiad za 1 guldena

– Był to lokal w trzech kategoriach: „Lux”, „Dla przeciętnego człowieka” i „Dla tego, który się śpieszy” – opowiada Piotr Mazurek, prezes Towarzystwa Przyjaciół Gdańska. – Jego restauracja była bardzo popularna. Serwowano tam dobre, domowe jedzenie. Najważniejsze w menu było ciemne piwo – porter. U Szmeltera stołowali się też polscy kolejarze. Także Brunon Zwarra (gdański bówka) chadzał tam na gołąbki. Nie był to lokal najwyższej klasy. Wystrojem znacząco odbiegał od restauracji takich hoteli, jak Danziger Hof czy Continental, a także Eden, który znajdował się po przeciwnej stronie ulicy. Miał on raczej charakter typowo dworcowej restauracji, gdzie można było dobrze i szybko zjeść.

W „Gazecie Gdańskiej” z 1934 roku restaurator tak się reklamował:

Za 1 guldena. Obiady smaczne i obfite poleca Restauracja Dworca Głównego. Franciszek Szmelter.

Na parterze mieściły się dwie wielkie sale restauracyjne, rozdzielone bufetami. Kuchnia była w suterenie. W części środkowej dworca znajdowała się (nieistniejąca już) dwupiętrowa nadbudówka, gdzie były pomieszczenia gospodarcze, biura, a na drugim piętrze pokoje. Zapewne dla specjalnych gości…

Jak w Casablance

Ale było to przede wszystkim miejsce niezwykle ważne dla Polaków. W tej restauracji spotykali się urzędnicy Komisariatu Generalnego RP, polscy przedsiębiorcy, inspektorzy celni. Tu ulokowano pod koniec lat trzydziestych punkt kontaktowy polskiego wywiadu. Tu spotykały się polskie organizacje społeczne, odbywały się polskie zabawy i uroczyste wystawne obiady.

Sztućce do restauracji Dworca Głównego w Wolnym Mieście Gdańsku Franciszek Szmelter zamówił w Berlinie, fot. Piotr Mazurek

Od strony peronów znajdowały się dwie sale: wielka reprezentacyjna sala bankietowa, przeznaczona do przyjmowania znaczniejszych gości oraz mniejsza salka recepcyjna, która służyła do przyjmowania gości mniej oficjalnych. Była ona połączona z biurem Szmeltera, z którego można było wyjść bezpośrednio na peron i wmieszać się w tłum. Był to idealny sposób, aby bez kontroli wsiąść do pociągu.

Często korzystali z tej drogi pracownicy Komisariatu Generalnego RP, przechodząc z restauracji do salki recepcyjnej lub szmelterowego biura na dyskretne spotkanie, pisze Alojzy Męclewski w książce „Celnicy Wolnego Miasta”. Restauracja u Szmeltera przypominała zapewne klimatem bar z filmu „Casablanca” z Humpreyem Bogartem, ponieważ niemieckich agentów też było tu pełno.

– Ten słynny pokój Szmeltera, jako jedyny miał połączenie z peronem – opowiada Piotr Mazurek. – Jego restauracja była miejscem, gdzie spotykała się gdańska Polonia, często wyrzucana z własnych mieszkań, tułająca się po znajomych. Oni właśnie mieli oparcie w Szmelterze, który uznawany był za jednego z najbogatszych obywateli polskich w Wolnym Mieście Gdańsku. I to też jest bardzo interesujące, bo restaurację prowadził zaledwie sześć lat od 1933 roku. Więc jeśli tych pieniędzy tyle miał, to niekoniecznie ze sprzedaży kotletów.

Wiemy, że Szmelter zaangażowany był bardzo w ruchy patriotyczne. W kilku źródłach podaje się też, że był członkiem lokalnej organizacji wojskowej (niezarejestrowanej oficjalnie w WMG).

– Wiemy też, że przekazywał poufnymi kanałami duże sumy polskim organizacjom narodowym w Gdańsku – mówi Piotr Mazurek. – Zapewne część z nich pochodziła od polskiego rządu, który tą drogą nieoficjalnie wspierał Polaków w Gdańsku.

Nie ma dowodów na to, że Franciszek Szmelter był etatowym oficerem Oddziału II Sztabu Głównego Wojska Polskiego, czyli wywiadu wojskowego. Wszystkie dokumenty mogące to potwierdzić zostały zniszczone 1 września 1939 roku w budynku Komisariatu Generalnego RP w Gdańsku przed wkroczeniem tam Niemców. Również zachowane akta Abwehry tego nie potwierdzają.

Wdzięczni pracownicy

W zbiorach muzeum Strefa Historyczna Wolne Miasto Gdańsk znajduje się popiersie, które ufundowane zostało przez pracowników Franciszka Szmeltera na jego imieniny w 1937 roku.

– Jest ono o tyle ciekawe, że wyjechało po wojnie do Kanady i wróciło do nas do Gdańska, ładnych kilka lat temu – mówi Piotr Mazurek. – Pokazujemy je w naszej izbie pamięci. Udało się nam też pozyskać kilka autentycznych sztućców z restauracji dworcowej. Zostały zamówione w sierpniu 1939 roku, ale niestety, wybuch wojny uniemożliwił ich dostawę. Niemniej jednak przetrwały, są grawerowane nazwiskiem Szmelter i jest jeszcze berlińskie pudełko z wytwórni. Popiersie stanowiło dar dla człowieka, który był dobry dla wszystkich swoich pracowników, który dbał o to, aby byli zadowoleni i mogli żyć w miarę godnie. Życie w Gdańsku wbrew pozorom nie było takie proste. Było tu stosunkowo drogo, a zarobki wcale nie były najwyższe.

Maria Hilda Szmelter ze swoim pieskiem o imieniu „Dwurek” ( pisane przez u ) przed Misją Dworcową (pomoc ubogim szczególnie kobietom), data 1934

W prowadzeniu restauracji pomagała Franciszkowi jego żona, pochodząca z bośniackiego Mostaru, która pod wpływem męża stała się gorącą patriotką. Przez wiele lat prowadziła ona na terenie Dworca Głównego Polską Misję Dworcową, w której Polacy, a szczególnie polskie dziewczęta, mogli znaleźć pomoc w trudnych sytuacjach. Starano się znaleźć im pracę i mieszkanie, a gdy trzeba, mieli nocleg w pokojach na dworcu.

Maria Hilda wspomagała też organizacje charytatywne. Wspólnie z mężem sfinansowała, w ramach Funduszu Obrony Narodowej, zakup dla polskiej armii dwóch samolotów i tankietki.

Pod klasztorem na Montserrat, Barcelona 25 IV 1936

Namalował ich Kossak

Franciszek i jego piękna żona byli znani i szanowani w Gdańsku. Namalował ich nawet Wojciech Kossak (o czym pisze w liście do żony), kiedy wiosną 1936 roku zjawił się na Pomorzu, aby wziąć udział w rejsie Batorym po Morzu Śródziemnym.

Na pokładzie transatlantyku namalował wówczas kilka portretów, między innymi kapitana Eustachego Borkowskiego i działaczy polskich w Wolnym Mieście Gdańsku, małżeństwo Marię i Franciszka Szmelterów.

Papierosy dla załogi na Westerplatte

Restauracja na dworcu czynna była aż do wybuchu wojny. W końcu sierpnia 1939 roku piekarz Pettke z Wrzeszcza, który piekł chleb dla polskiej załogi na Westerplatte, wraz z ostatnim transportem bochenków zabrał z restauracji Szmeltera dużą partię papierosów.

Jak podaje Alojzy Menclewski w swojej książce „Celnicy Wolnego Miasta”: Na początku sierpnia, nie przewidując tak szybkiego rozwoju wypadków, Szmelter zakupił w hurtowni większą ilość tytoniu i – nie chcąc, by wpadła w ręce Niemców – w przeddzień wybuchu wojny polecił pracownikom, aby przekazali je polskim żołnierzom.

– Franciszek Szmelter był dobrze zorientowany w tym, co się może wydarzyć, stąd troska o żonę Żydówkę i wysłanie jej do stolicy. Bardzo naciskał, żeby wyjechała jak najszybciej, bowiem świadomość możliwości wybuchu wojny była już od lipca – opowiada Piotr Mazurek. – Chyba jednak małżonkowie do końca mieli nadzieję, że może jednak nie dojdzie do najgorszego. Zapewne dlatego wysłali syna Kazimierza na dwutygodniowy obóz harcerski poza Gdańsk. Wtedy najczęściej polscy harcerze wyjeżdżali do Spały.

Wykupiony syn

1 września, kiedy zaatakowano Dworzec Główny, Niemcy oficjalnie podali, że złapali Szmeltera. W zachowanych dokumentach pojawia się jego nazwisko jako osoby zatrzymanej podczas przejęcia jednostki pocztowej na gdańskim dworcu. W rzeczywistości pomylono go z jego zastępcą, bowiem restaurator w tym czasie był już Warszawie. Do stolicy wyjechał kilka tygodni przed wybuchem wojny, obawiając się aresztowania przez Gestapo. Tam na ulicy Marszałkowskiej prowadził wraz z żoną sklep elektrotechniczny – pod własnym nazwiskiem.

W ręce nazistów wpadł natomiast ich syn.

Do czasu

Jak gestapo trafiło na ślad restauratora?

– Informacja, że syn Kazimierz został aresztowany zaraz po powrocie z obozu harcerskiego i trafił do obozu koncentracyjnego Stutthof, była wielkim ciosem dla rodziców. Stać ich jednak było (choć w zasadzie działała tylko małżonka) na wykupienie go za dolary i złoto – opowiada Piotr Mazurek.

Zapewne Niemcy, szukając ojca, postanowili śledzić zwolnionego syna, bowiem rankiem 2 listopada 1940 roku Franciszek Szmelter został aresztowany przez Gestapo i przywieziony do Gdańska. Żona próbowała go wykupić, ofiarowując złoto i ogromne sumy w dolarach. Tym razem bezskutecznie.

Po kilkumiesięcznym pobycie w areszcie Franciszek Szmelter trafił do karnego komanda w obozie koncentracyjnym w Stutthofie, gdzie został rozstrzelany 15 kwietnia 1941 roku. Spoczywa w Gdańsku na cmentarzu zasłużonych na Zaspie.

Grażyna Antoniewicz Dziennik Bałtycki

Wszystkie zdjęcia z rodzinnego archiwum pp. Szmelter

One thought on “Jak w Casablance na Dworcu Głównym

  • W imieniu Całej Rodziny Dziękujemy za te wspomnienia . R. Szmelter i Rittermann

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *