Jak informuje oficjalny portal gdańskiego ratusza, pary z całego Pomorza interesują się „miejskim programem wsparcia prokreacji dla mieszkańców miasta Gdańska”. Cieszą się z tego radni PO i prezydent miasta, którzy wspólnie inicjatywę finansowania zabiegów in vitro jesienią ubiegłego roku wymyślili, ogłosili i wcielają teraz w życie. Tylko, czy rzeczywiście pieniądze wydane na realizację programu to najlepsza inwestycja w zdrowie i przyszłość gdańszczan i gdańszczanek?
Jak dalej informuje miejski portal gdansk.pl, zainteresowanie finansowaniem in vitro wzmogło się po zniesieniu jednego z punktów warunkujących uczestnictwo w programie. Chodzi o pięcioletni okres zameldowania w mieście. Zamiast tego wystarczy przedstawienie rocznego PIT opłacanego w Gdańsku.
Przypomnijmy – przedsięwzięcie zostało wymyślone jako deska ratunku dla par porzuconych przez okrutny pisowski rząd, który pozbawił ludzi możliwości dofinansowania zabiegu i posiadania dzieci! A pozbawił przez zaniechanie. Ściśle rzecz ujmując, przez zaprzestanie w czerwcu minionego roku finansowania ogólnopolskiego programu in vitro będącego dziedzictwem (nomen omen) poprzednich rządów Platformy O.
W tych zachwytach nad dobroczynnym i dla pomorskich rodzin zbawiennym programem prokreacyjnym zabrakło chyba jednak refleksji nad tym, czy to naprawdę absolutnie niezbędna długofalowa inwestycja? W mojej prywatnej ocenie tak nie jest, a „program prokreacyjny” jest niczym innym, jak tylko narzędziem politycznego i ideologicznego sporu obecnej ekipy sprawującej władzę w mieście z rządem i jego lokalnymi przedstawicielami oraz przeciwnikami politycznymi w radzie miasta. To działanie podobne do tego, jakim były obchody jubileuszu Trybunału Konstytucyjnego (w tym drugim wypadku jeszcze jeden wątek miał znaczenie, ale teraz nie warto go poruszać).
Jak dowiadujemy się z przywoływanego już ratuszowego portalu, Gdańsk – poza planami finansowania in vitro – prowadzi kilka innych programów prozdrowotnych. Na łamach portalu czytamy m.in.
Gdańsk wydaje rocznie 2 miliony złotych na szereg programów dotyczących zdrowia mieszkańców naszego miasta. Wśród nich są także te skierowane do dzieci i młodzieży, m.in. Wspieranie i propagowanie karmienia piersią wśród mieszkańców Miasta Gdańska, Program profilaktyki zapobiegania chorobie próchnicowej u dzieci w wieku 1-3 lat czy wyjątkowy, wielokrotnie wyróżniany i nagradzany Program 6-10-14 dla Zdrowia, w ramach którego przebadano ponad 36 tysięcy dzieci.
I chwała władzom Gdańska za to! Tylko dlaczego teraz uznano, że kolejne miliony przeznaczy się na in vitro, skoro logicznym i absolutnie bardziej niezbędnym, powszechnym i rzeczywiście ratującym życie kobiet, byłby program powszechnych i bezpłatnych szczepień przeciwko HPV (wirus brodawczaka skutkujący rakiem szyjki macicy)? Koszt serii takich zastrzyków wynosi od mniej więcej 500 zł (za dwa zastrzyki) lub ponad 700 zł (w wersji potrójnej dawki). Darmowe szczepienia od lat stosuje Gdynia, korzystają z nich młode mieszkanki Sopotu, a w Gdańsku jakoś się nie da.
Władze Gdańska są na nie, bo… nie. W artykule z 16 grudnia ubiegłego roku opublikowanym na łamach portalu naszemiasto.pl czytamy m.in., że zdaniem wiceprezydenta Piotra Kowalczuka rezygnacja ministerstwa zdrowia z wpisania tych szczepień do kalendarza szczepień obowiązkowych „stawia dodatkowe pytania i wątpliwości przy rozważaniu podejmowania ewentualnych decyzji w zakresie dofinansowania tych szczepień”. Podsumowując – rezygnacja z ogólnokrajowego programu in vitro takich pytań nie stawia, a rezygnacja z planów dotyczących szczepień takie pytania wywołuje?
Nie liczę na to, że władze Gdańska zreflektują się i postanowią finansować szczepienia przeciwko HPV. To się nijak w potrzebę ideologiczno-populistycznej wojny nie wpisuje, czyli się nie opłaca. Za to program in vitro jest szabelką, którą można powywijać przed nosem gdańskiej opozycji.
Szkoda – skierowany do tysięcy młodych gdańszczanek program szczepień jest z pewnością bardziej potrzebny od niszowej akcji z in vitro, ale widać argumenty odpowiadające rzeczywistym potrzebom przegrywają, gdy w grę wchodzi walka z politycznym wrogiem.
Paweł Ilski
Zdecydowanie wolę by z moich również podatków finansowano in vitro parom marzącym o potomku niż promowanie szkodliwej szczepionki, która może mieć katastrofalne skutki dla zdrowia i życia nastolatek i ze stosowania której cywilizowane kraje wycofują się!