Jeden z moich ulubionych widoków Gdańska to widok Motławy „zagraconej” statkami do granic możliwości. Nie lubię tych pięknych świateł odbitych w wodzie wzdłuż Długiego Pobrzeża i cukierkowych kamienic. Tak, oczywiście, to jest ładne. Ładne, ale martwe. A ja lubię napięcie i ruch. Życie.
Gdańsk ma pewną rzecz, której nie ma żadne miasto na świecie, a czego wielu decydentów nie rozumie. I tak samo nie rozumieją wszyscy, którzy popierają dewastację widoku Motławy na terenie pomnika historii.
Motława była sercem miasta, bijącym najwrażliwiej, była najważniejszą przestrzenią zamkniętą, najświetniejszą. Wiązało się to z ruchem w porcie i otwartym widokiem na zamek krzyżacki.
Ku Motławie zwróciły się najważniejsze bramy miasta.
Bramy były starannie zaprojektowane, a o staranności ich wykonania świadczy fakt, iż stanowiły zamknięcia ulic. Dlatego od strony ulic nie posiadają wieżyczek obronnych i okna są większe. Tam zwracały się one ku funkcjom mieszkalnym. To nie były jakieś tam bramki prowadzące do wody, ale masywne budowle otwierające/zamykające ulice.
Przejścia prowadzące do portu można znaleźć w innych miastach, ale tu mamy do czynienia, jak ktoś określił, z „paradą” bram. Jest to bogaty zespół urbanistyczny wywodzący się ze średniowiecza. Wyjątkowy zespół wodny. Bramy otwierały się do rzeki, całe miasto otwierało się do rzeki, a rzeka podkreślała widok na zamek i port. Tym bardziej na port po zburzeniu zamku.
W Gdańsku najważniejszą ulicą była Motława i cały układ ulic dostosowany był do szlaku handlowego. Ten układ nazywamy układem grzebieniowym. Ulice nad Motławą kończyły się bramami, to było wyjście do wody. Nawet kościół Mariacki dostał połączenie z portem w postaci Mariackiej. Ten układ i czerpanie korzyści z wody było tak ważne, że powstała Wyspa Spichrzów jako druga pierzeja tej wodnej ulicy. Wzdłuż bram wodnych powstała ulica na wodzie zwana Długim Mostem (Lange Brucke). Jedyny most nie przez wodę, ale wzdłuż niej (wrócić do tej nazwy, wrócić!). Ta arteria była najważniejsza. Kamienice dostawały przedproża, by móc gromadzić towary. Ratusz w tej konfiguracji nie stał w eksponowanym miejscu, stał wzdłuż ulicy, chociaż ją poszerzono (Długi Targ). Podobny grzebieniowy układ miał Elbląg, ale wojna dokonała tam wiele zniszczeń. My go mamy od średniowiecza. Ma charakter zabytkowy, unikatowy.
Magistrat i zależne podmioty organizują konferencje, zapraszają prelegentów, szukają tożsamości. Ale to jest właśnie tożsamość miasta – Gdańsk jest miastem portowym, handlowym. Odbieranie mu tej funkcji, czy negowanie jej, skutkuje tworzeniem z miasta skansenu – martwego tworu z hotelami. A stąd tylko krok do syndromu weneckiego.
Kładka na Ołowiankę jest jeszcze jak cię mogę , ale ta nowa, budowana dla „jaśnie państwa” , co się zalęgnie na Wyspie Spichrzów – masakra!
a mi brakuje możliwości przejścia na drugą stronę w miejscu dawnych promów przy żurawiu (dziś muzealny, płatny) i na Wiosny Ludów, tam zresztą przydałoby się puszczenie Wałowej za rzekę. inaczej tamta część miasta umiera, co widać od utonięcia promu w 1975. a Z bram brak nie tylko Tobiasza, ale i Maślanej, Ram czy Węglowej (brama Tobiasza była chyba bramą jako Rybacka, potem tylko dziurą w jednym z domów pod 32 na Targu Rybnym).