Kandydat Koalicji Obywatelskiej, Jarosław Wałęsa, został rozłożony na łopatki przez nokaut, jaki zgotował mu jego główny konkurent we wczorajszym boju wyborczym, Paweł Adamowicz. Nokaut był tym dotkliwszy, że doszło do niego w pierwszej rundzie, czyli przed czasem.
Wałęsa przegrał wszystko. Zgodnie z deklaracją o mandat europosła ubiegać się nie będzie, prezydentem Gdańska nie zostanie, a jak sam dziś rano zadeklarował w Radiu Gdańsk, udział w przegranej kampanii wyborczej był dla niego lekcją pokory. W tej samej porannej audycji poprosił swoich wyborców o oddanie głosu w drugiej turze na Pawła Adamowicza. Na dodatek wyparł się wypomnianych przy okazji przez Kacpra Płażyńskiego swoich własnych słów o tym, co mu się w rządach Pawła Adamowicza nie podobało. Czyż to nie klęska? Klęska, nokaut. W terminologii bokserskiej KO.
Najpewniej, w tej sytuacji, Jarosław Wałęsa powalczy w przyszłym roku o miejsce w Sejmie z ramienia PO (lub szerzej, Koalicji Obywatelskiej). I niewykluczone, że to miejsce wywalczy. Niedzielna przegrana, to jednak ważny dla niego sygnał, że w polityce ma do odrobienia jeszcze wiele lekcji i że kreowanie się na polityka rzeczowego, ale niewyrachowanego, nie atakującego bezpardonowo konkurentów, unikającego zwarcia, na nic się zdaje na krajowym ringu politycznym. Polityka, także ta lokalna, to nie europejskie salony. To zwykłe mordobicie, które wszak podoba się gawiedzi.
Wróć! Byłbym zapomniał! Adamowicz zadeklarował już na antenie radiowej, że po wygranych przez siebie wyborach w listopadzie będzie mianował swoich wiceprezydentów. W tym kontekście dodał, że z pewnością „będziemy chcieli zagospodarować dorobek Jarka Wałęsy.” No „Jarek”, może jeszcze zasiądziesz w jakimś gabinecie przy Nowych Ogrodach. Nie chciałbyś?
No dobrze, a co z Kacprem Płażyńskim? Uważam, że odniósł spory sukces, tylko że może to być pyrrusowe zwycięstwo. Bo skoro w drugiej rundzie na ringu stanie naprzeciwko fajtera wzmocnionego głosami PO, skoro Elżbieta Jachlewska zadeklarowała, że na głosy jej formacji liczyć nie może (a co za tym idzie, na głosy jej wyborców i wyborczyń też raczej nie – głosy te częściowo przejmie pewnie Paweł Adamowicz), skoro ugrupowanie Hamadyka i Hołubowskiego jest z PiS skonfliktowane, skoro narodowcy uważają Płażyńskiego i jego partię za socjalistów, a Kukiz 15 może być w kwestii poparcia Płażyńskiego podzielone, to co zostaje? Przekonać nieprzekonanych oraz biernych. I to może być najtrudniejsze zadanie.
Nie jest tak, że Płażyński nie ma argumentów mogących skłonić przynajmniej część tych dwóch grup do oddania na niego głosów. Nie ma, podobnie jak Wałęsa, zbyt dużego lokalnego dorobku (co wytykają mu konkurenci i publicyści), z drugiej strony w ogóle jakiś dorobek, w przeciwieństwie do leżącego na dechach Wałęsy, posiada. Kacper Płażyński nie wziął się w tym politycznym boju znikąd. Podobnie jak Wałęsa, został do walki o prezydenturę wystawiony przez centralne zaplecze polityczne, jednak za Płażyńskim nie stało jedynie nazwisko (a za Wałęsą w mojej opinii tylko ono). Płażyński od jakiegoś czasu zajmował się sprawami lokalnymi i miasto zna lepiej. Jeśli o kimś można powiedzieć w kontekście walki wyborczej, że jest z Gdańska, to właśnie o nim a nie o Jarosławie Wałęsie.
A co można powiedzieć o Adamowiczu? No on zna Gdańsk najlepiej. W końcu przez ostatnie dwie dekady to właśnie on układał sprawy w mieście. Jak je poukładał? Tak, żeby mu na prezydenckim fotelu było jak najwygodniej. I żeby równocześnie wszyscy wierzyli, że jest świetnym prezydentem. W mojej opinii świetnym prezydentem nie jest. Dlaczego? Bo Paweł Adamowicz jest po prostu złym człowiekiem, zepsutym przez władzę i możliwości, jakie ona ze sobą niesie.
Przeczytaj inne felietony Pawła Ilskiego:
Paweł Ilski
Rozłożony na łopatki przez nokaut? Przecież rozłożony na łopatki to synonim nokautu.
Otóż nie! Paść można i na twarz. Z kolei w zapasach rozkładamy na łopatki wcale nie w nokaucie. Nokaut to po prostu utrata zdolności do dalszej walki. Mozna siedzieć na dechach i nie mieć siły wstać i być liczonym. Tak więc…
Racja. To ma sens!