30 lat intensywnej degradacji znaczenia samorządu studenckiego na Uniwersytecie Gdańskim skutecznie przywiązało dzisiejszemu uniwersytetowi przysłowiową kulę u nogi. Szereg zaniedbań i nieraz przebijających się na widok nieprawidłowości, na czele z porażającą wręcz biernością, stały się codziennością życia „studenckiej elity”, której rolę pełnić powinien samorząd. Skutecznie maskowany świat samorządu studentów dziś nie jest zbyt dobrze znany szerszemu gronu studentów, a być może warto, aby pewne rzeczy o tej instytucji sobie przypomnieć i poddać na nowo dyskusji.
Samorząd studentów, niegdyś w trudach wywalczony organ, stanowiący fundament studenckiej niezależności i ochrony studenckich praw, dziś jest mało komu znaną instytucją, której głównym celem, jak nieraz można odnieść wrażenie stało się utrzymywanie status quo i zabezpieczanie swoich prywatnych interesów. Podłoża problemu fasadowego samorządu należy upatrywać jeszcze w początkach lat 90-tych, gdy po upadku komunizmu, studenci masowo zaczęli odchodzić od działalności społecznej.
Komuna upadła, zatem nie ma już po co działać.
Tak w kontekście działalności społecznej myślało wielu studentów sprzed 30 lat. To myślenie zaprzepaściło wielki potencjał studentów, którzy mogli w realny sposób ukrócać patologie systemu nauki i szkolnictwa, przyczyniając się do budowy nowego społeczeństwa. Niestety niskie zainteresowanie działalnością społeczną i związana z tym bierność doprowadziły do zmarginalizowania znaczenia instytucji samorządu. Marginalizacja ta umożliwiła dostanie się i utrzymanie u sterów studenckiej władzy ludziom, którzy w samorządzie zaczęli dopatrywać się szansy dla realizacji interesów swoich własnych i swoich popleczników.
Wraz z odejściem ery dawnych działaczy, samorząd był przejmowany przez ludzi, którzy sprawiali i wciąż sprawiają wrażenie całkowicie biernych w sprawach dla studentów istotnych. Studencki głos zaczął milknąć, zaś kunktatorstwo i kumoterstwo, o które często posądza się uniwersytecki samorząd stały się idealnym stanem dla władz uczelni, przy okazji zapewniając studenckim decydentom szereg przywilejów. Szereg zaczynający się od manipulowania wynikami wyborów do samorządu (możliwość utrzymania status quo), a kończący na realnych korzyściach materialnych, w postaci dofinansowań dla wybranych kół naukowych czy przedstawianiu wybranych osób do nagród pieniężnych.
Dziś podstawowym problemem jest brak świeżej krwi, dobijający skostniałe struktury samorządu studentów. Od wielu lat za sterami studenckiej władzy zasiadają ludzie rozpoczynający swoje studia blisko, lub ponad dwie dekady temu, w momencie, gdy sporej części obecnej społeczności studenckiej nie było jeszcze nawet na świecie. Chociaż w chwili obecnej odsetek osób zasiadających w parlamencie studentów i mających ponad 24 lata (standardowy wiek, w którym kończymy studia) nie jest już tak wielki, to odwiedzając biuro PS UG lub realizując określone sprawy związane z parlamentem studentów możemy niejednokrotnie spotkać się z osobami od dawna niebędącymi jego członkami, jednak wciąż trzymającymi tam znaczące wpływy. Niezwykle obrazowym przykładem tego problemu jest również fakt, iż obecna Przewodnicząca została wybrana niedawno na czwartą już dwuletnią kadencję, co powoduje, że u jej końca, będzie piastować tę funkcję łącznie przez aż 8 lat! Co prawda w tym wypadku nie ma do czynienia ze szczególnie zaskakująco wysokim wiekiem, ale wynika to z innej komicznej sytuacji, która to wywindowała obecną Przewodniczącą na tę funkcję już po kilku tygodniach od rozpoczęcia studiów.
Okopanie się na wywalczonych pozycjach i odcięcie dopływu świeżej krwi, mogącej nieść ze sobą wyczekiwane zmiany, nie opierają się jednak wyłącznie na niskim zaangażowaniu studentów. Dużą rolę w utrzymywaniu obecnego stanu rzeczy odgrywa również fasada prawna w postaci regulaminu samorządu studentów UG. Jeden z najważniejszych aktów prawnych na Uniwersytecie Gdańskim stał się podporą pod dalszą degenerację samorządu i usprawiedliwieniem dla wielu działań nie zawsze przystojących studenckiej reprezentacji. Wprowadzony bez przeprowadzenia uprzednich konsultacji ze wszystkimi samorządami wydziałowymi regulamin, wyczekiwany przez ponad 18 lat, miał być wielkim skokiem w przód, a okazał się groteskowym zabetonowaniem dotychczasowego stanu rzeczy. W nowym regulaminie samorządu poza powieleniem dawnych grzechów pojawiły się m.in. zapisy ograniczające możliwość odwołania prezydium PS UG czy ograniczające zakres wpływu szerszej społeczności studenckiej na to co dzieje się na uczelni. Również sposób przyjęcia tego aktu pozostawiał wiele do życzenia. Wiadomość o głosowaniu dotyczącym przyjęcia regulaminu została podana członkom PS UG zaledwie na parę dni przed zebraniem, co uniemożliwiło podjęcie jakiejkolwiek sensownej dyskusji dotyczącej projektu. Ponadto próby jakiejkolwiek debaty na posiedzeniu zostały zniweczone wypowiedziami typu „moglibyśmy omówić proponowane zmiany, ale musielibyśmy tu siedzieć całą noc”, a członkowie PS UG zostali dodatkowo ukierunkowani w głosowaniu poprzez stwierdzenie, iż „regulamin musi zostać przyjęty dziś, dlatego że ustawa nakazuje nam jego przyjęcie do końca roku” (posiedzenie odbyło się 18.12.2019 r.).
Stworzenie silnych podwalin oraz prawie całkowite uśpienie studenckiego zainteresowania sprawami samorządu, jak nadmieniliśmy, to już wcześniej pozwala na osiąganie konkretnych korzyści.
Duża swoboda w przyznawaniu miejsc w domach studenckich, przedstawianie kandydatów do nagród rektorskich, czy miejsce w Radzie Uczelni to tylko kilka przykładów.
Przykłady takie, jak chociażby zajmowanie studentom miejsc w akademikach przez ludzi, którzy mieszkają tam od nawet kilkunastu lat, czy co najmniej kontrowersyjne nominowanie do prestiżowej nagrody im. Celestyna Mrongowiusza (nagroda także pieniężna, na kwotę 30 000 zł) bliskiego członka rodziny jednego z prominentnych działaczy PS UG może budzić pewną irytację nie tylko wśród studentów. Urażeni mogą czuć się również pracownicy naukowi, którzy, mimo iż dużo bardziej zasłużeni na taką nominację liczyć nie mogli, urażeni mogą być też choćby potencjalni kandydaci do pracy w uniwersyteckiej administracji, którzy muszą ustąpić niejednokrotnie miejsca zasłużonym i nad wyraz przyjaznym dla PS UG i władz uczelni działaczom.
Wyłuszczenie powyższych kilku przykładowych zaburzeń, nie jest jednak tym, co w obecnym samorządzie razi najbardziej. Najbardziej rażącymi są działania, a właściwie ich brak w sferze dla nas najważniejszej, tj. w sferze spraw studenckich. Niełatwym zadaniem jest dziś znalezienie większej grupy studentów, która byłaby w stanie wymienić inne pro studenckie działania PS UG niż coroczne Juwenalia. Większych zaś problemów nie ma, gdy postaramy się również w tym obszarze znaleźć kolejne „niedociągnięcia”. Za przykład mogą posłużyć, chociażby: trudny kontakt droga mailową, praktyczny brak działalności informacyjnej w zakresie bieżących spraw studenckich, która powinna być podstawą działań każdego samorządu, brak jasnego stanowiska m.in. w sprawach: obowiązkowych wykładów, problemów z nauczaniem zdalnym, czy choćby brak pomocy w rozwiązywaniu problemów z procedowaniem wniosków o organizacje wszelkiej maści wydarzeń studenckich.
Sztandarowym przykładem niekompetencji PS UG, jak i większości samorządów wydziałowych, jest wielokrotnie opisywana w mediach sprawa wyborów do tychże samorządów. Wybory do Rad Samorządu Studentów, rok w rok na większości wydziałów kończą się potężnym blamażem, nie tylko ze względu na niską frekwencję (dochodząca nawet do poniżej 1 %), ale także przez celowe, jak się nieraz zdaje utrudnianie procesu wyborczego. Mimo iż problem niskiego zainteresowania jest podnoszony prawie że co roku, już od ok. 30 lat, do dziś decydenci studenccy nie potrafili opracować planu naprawy sytuacji, a gdy taki plan już się pojawiał, był od razu zbywany. Co prawda dziś, już trudno posądzać kogoś o fałszowanie wyborów, jak niegdyś bywało, ale promowanie wyborów za pomocą 3 czy 4 czarno-białych kartek A4, lub nawet A3 na wielkich powierzchniowo wydziałach, czy też ustawianie godzin głosowania na czas, w którym prawie nikogo nie ma na wydziale, jest wręcz skandaliczne.
Na osobną wzmiankę zasługuje tu także bierność PS UG w sprawie akademików w okresie od początku pandemii. Parlament studentów nie zareagował, lub zareagował z opóźnieniem i w sposób wydaje się niewystarczający w każdej z poniższych sytuacji:
- Chaosu informacyjnego i dość obcesowego nakłaniania studentów do opuszczenia akademików w marcu 2020 r.;
- Podczas nakładania horrendalnie wysokich opłat na część mieszkańców DS UG, która opuściła akademiki (PS UG nie przychylił się do apelu studentów o zredukowanie opłat do 20% normalnej stawki, a zaproponował opłaty 50 %).;
- Przy wprowadzeniu uderzających w większość studentów zakazów dotyczących meldowania się w akademikach na nowy rok akademicki, czy przy:
- Przedwczesnym wyrzucaniu studentów mieszkających w akademikach w okresie wakacji.
Wciąż wszystkie powyższe uwagi są jedynie wycinkiem zbioru problemów dzisiejszego parlamentu studentów i sporej części samorządów wydziałowych. Wydaje się, że na ten moment jedynym ratunkiem dla tej instytucji jest jej całkowita odbudowa, od zera, jednak to zdaje się być niemożliwe, dopóki nie zostaną zmienione stare nawyki, wspierane przez kolejne zespoły rektorskie i administrację UG. Na dzień dzisiejszy za fasadą samorządności sytuacja bez zmian. Pozostaje mieć nadzieje, że na poprawę nie przyjdzie nam czekać kolejnych 30 lat.
Maciej Prażnowski – członek Samorządu Studentów UG, były członek Wydziałowego Zespołu ds. Zapewnienia Jakości Kształcenia
Konrad Peciak – były Wiceprzewodniczący Rady Samorządu Studentów WPiA UG i były Członek Parlamentu Studentów UG
Ważny tekst. 30 lat po ….
Podstawą tego (marazmu?) jest poziom kształcenia i efekty długoterminowe pseudolustracji kadry naukowej 30 lat temu.
Ja wiem nieco więcej bo wtedy byłem w Parlamencie Studentów. Były pomysy, były przedsięwzięcia i realne działania działania na rzecz autonomii studentów. Ale próby zmiany tego stanu rzeczy nie miały dużych szans wyjścia poza „zaklęty krąg” . Co gorsze to, zdarzały się indywidualne krucjaty na niektórych studentów z samorządu w które potrafili zaangażować się nawet ówcześni dziekani wydziałowi czy dyrektorzy Instytutów. Część świadków tatmtych czasów, którzy cokolwiek byli losem studentów zainteresowani, już nie żyje, …a Titanic płynie dalej.
Zaczęło się od N a teraz B rządzą