Juraj Janosik, najsłynniejszy zbójnik w całym Cesarstwie Austro-Węgierskim został bohaterem narodowym nie tylko rodzimej Słowacji, skąd pochodził, ale również państw sąsiednich. Polskie legendy, na trwałe zakorzenione w naszej kulturze, nie tylko zmieniają mu imię na „Jerzy”, każą mu także „zbójować” w naszych Tatrach, a złupione bogaczom pieniądze oddawać biednym. Prawda o Janosiku jest jednak zupełnie inna…

Juraj Janosik

Dziś nazywany jest „słowackim Robin Hoodem”, a jego osobowość stawiana jest za wzór wszystkim obrońcom uciśnionych ludzi. Samego Juraja niewiele jednak obchodziły kodeksy i zasady. Zresztą nie tylko tym różnił się od postaci, którą doskonale znamy choćby z serialu telewizyjnego z Markiem Perepeczko w roli harnasia. Jako przywódca nie cieszył się zbyt dużym szacunkiem u swojej zbójeckiej braci, z polskimi Tatrami niewiele miał wspólnego, a już na pewno nie w głowie mu było dzielenie się czymkolwiek z biednymi. Jedyne, co chętnie rozdawał, to łapówki…

Narodziny legendy

16 maja 1688 roku ksiądz Michał Smutko z parafii w miejscowości Varin, nieopodal Terchowej (w dzisiejszej Słowacji), dokonał wpisu w księdze urodzeń z okazji chrztu syna miejscowego rolnika Martina Janosika (słowac. Jánošík) i Anny Cesnekovej (lub Cisnikovej):

„Anno 1688 In Januario (…)  Die 25. Eadem die baptisavi infantem natum e Martino Janosik et Anna Czisznik, cui datum est nomen Georgius. Patrini erant Jacobus Merjad et Barbara Kristofik e Terchova.” 
(Roku Pańskiego 1688 w styczniu (…) Dnia 25 tego miesiąca ochrzciłem dziecko narodzone z Martina Janosika i Anny Czisznik, któremu dano na imię Georgius (Juraj). Chrzestnymi rodzicami byli Jacobus Merjad i Barbara Kristofik z Terchovej.).

Akt chrztu Juraja Janosika, sporządzony przez proboszcza Variny, Michała Smutko.

Tak narodziła się historia najsławniejszego karpackiego zbójnika, choć data jego urodzin może być dyskusyjna, gdyż zimą 1688 roku w tejże parafii ochrzczono kilku chłopców o tym samym imieniu i nazwisku. Za bardziej prawdopodobną datę urodzin trzeba uznać raczej dzień 25 lutego. Mogą o tym świadczyć dokumenty wykupu Janosika ze służby wojskowej w roku 1710 i procesu z 1713. Zwraca na to uwagę Martin Votruba z Uniwersytetu w Pittsburgu, w swojej pracy „Highwayman’s life: Extant Documents About Jánošík” (strony 61-86). Ksiądz dokonując tego wpisu kilka miesięcy po wspomnianym wydarzeniu, mógł zwyczajnie pomylić miesiące.

O dzieciństwie i młodości Janosika wiadomo bardzo mało. Pewne jest tylko to, że razem z rodzeństwem: Barborą (ur.1687), Janem (ur.1689), Martinem (ur.1692) i Adamem (ur.1697), wychowywał się w rodzinnej wsi Terchova. Istnieją listy z tamtego czasu, zawierające wzmianki, jakoby rodzina Janosików często wchodziła w konflikt z ówczesnym prawem.

Juraj został wpisany do rejestru pod łacińskim imieniem Georgius.

Przyjaźń ponad wszystko

W 1703 r. na ziemiach słowackich wybuchło, pod wodzą Franciszka Rakoczego, powstanie przeciwko znienawidzonej władzy Habsburgów. Miejscowi chłopi, w zamian za gwarancję swobody wyznaniowej i zwolnienie z obowiązków feudalnych, ochoczą zaciągali się do służby wojskowej. 2 grudnia 1707 roku Juraj Janosik został zarejestrowany w spisie kuruców (zbrojnych powstańców) z pułku piechoty w mieście Trenczyn. Trzy tygodnie później, 20 grudnia, dołączył do rebeliantów, meldując się na wezwanie pułkownika Viliama Vinklera.

Zamek w Bytczy, miejsce służby Janosika. Tutaj poznał Tomasa Uhorcika.

Chrzest bojowy przeszedł 3 sierpnia 1708 w bitwie pod Trenczynem, gdzie armia Rakoczego doznała dotkliwej klęski. Wraz z czterystoma swoimi towarzyszami dostał się do niewoli, by niedługo potem zostać siłą wcielonym do armii cesarskiej. Szybko odnalazł się w nowej sytuacji i już po dwóch latach, w roku 1710, awansował i został przydzielony na służbę w zamku w Bytczy jako jeden z tamtejszych wartowników garnizonowych. Jego zadanie polegać miało na pilnowaniu zwykłych przestępców uznanych za wrogich cesarstwu. Jednym z nich był wtedy Tomáš Uhorčík, przywódca zbójników z Przedmierza koło Żyliny, z którym Juraj najpierw się zaprzyjaźnił, a potem potajemnie pomógł mu w ucieczce. Pomimo tego, że Uhorčíka strzegł tylko on, nigdy nie udowodniono mu współudziału w tym wydarzeniu.

Zbójeckie początki

Jeszcze tego samego roku ojciec Janosika, Martin, bardzo ciężko zachorował. Nie mogąc dłużej zajmować się swoim gospodarstwem, napisał list do generała Ebergeni z prośbą, by ten zwolnił Janosika ze służby jako jedynego żywiciela rodziny. Jesienią Juraj został zwolniony i wrócił do Terchowej.

W tym domu, w Terchowej, prawdopodobnie urodził się i mieszkał Janosik.

Nie mógł jednak usiedzieć w jednym miejscu, a ciężka praca w gospodarstwie nie była dla niego spełnieniem marzeń. Nie czekając na nic, potajemnie spotkał się z Tomášem Uhorčíkiem na targu koni w Liptowskim Mikułaszu. Zafascynowany poznanym w Bytczy harnasiem, zgłosił chęć przystąpienia do jego zbójeckiej bandy. Swoją przestępczą działalność rozpoczął od kradzieży i przemytu koni z Polski.

„Zbójowanie” rozpoczynało się zazwyczaj wczesną wiosną i tak też stało się w przypadku Uhorčíka, który gdy tylko stopniały śniegi, dołączył do swoich towarzyszy w Kuszycach. Po przegrupowaniu, wszyscy wyruszyli na Morawy. Za nimi podążył także Janosik, biorąc udział w swoim pierwszym napadzie, polegającym na rozbiciu kilku żydowskich sklepików pod nieobecność właścicieli. Potem poszło już gładko i całe lato zbójnicy dawali upust swoim złodziejskim żądzom, napadając i rabując średnio zamożnych kupców i właścicieli ziemskich.

Pomnik Juraja Janosika w jego rodzinnej miejscowości – Terchowej

W dniu św. Michała (patrona zbójników), czyli 29 września, Janosik złożył zbójnicką przysięgę stając się tym samym pełnoprawnym ich członkiem. Łupem ich padały głównie: srebro, tkaniny i broń. We wrześniu banda Uhorcika przypuściła zmasowany atak na kilku żydowskich handlarzy w miejscowości Vsetín (obecnie Czechy) po czym, gdy nastała zima całe towarzystwo rozeszło się do swoich chałup, a harnaś oświadczył wszystkim, że rezygnuje ze zbójowania i będzie odtąd, jako Martin Mravec, prowadzić uczciwe życie w niedalekim Klenovcu. Wkrótce stał się tam znany jako dobry grajek i pasterz. Oprócz jednej akcji, której celem było obrabowanie barona Pavla Révaya, Uhorčik już w żadnych innych napadach nie brał udziału.

Oficjalnym powodem odejścia, jak zeznał później sam Uhorčik podczas swojego procesu, była niechęć do niego ze strony pozostałych członków zbójnickiej drużyny, którzy mieli mu nawet grozić, że wydadzą Uhorcika jako zbiegłego skazańca.

Harnaś

Wiosną 1712 zbójnicy potrzebowali nowego harnasia, a że Juraj wykazywał się wielką gorliwością i zapałem, nie dziwi więc, że wybór reszty kamratów padł właśnie na niego.

„Janosik”, witraż z 1957 r. Bratysława.

Janosik jako harnaś nie był jednak ani specjalnie groźny, ani skuteczny. Bandy grasujące w tamtych terenach były już wówczas prawdziwą plagą bogatszych obywateli, którzy z czasem zaczęli podróżować w otoczeniu osobistej ochrony. Gruba Janosika była była jednak zbyt słaba, by mierzyć się z wyszkolonymi „ochroniarzami”, tak więc coraz częściej zbójnicy musieli zadowalać się napadami na biednych kupców i chłopów, kradnąc głównie drobne ilości pieniędzy i jedzenie. Wyjątkami były napady na zamożnych gości bez swoistej „eskorty”, takich jak hrabina von Schardon, ziemianin Ladislav Zmeškal, żyliński handlarz suknem Ján Šipoš, złotnik Ján Skałka i Alexander Ottlík. Mieli oni nieszczęście przejeżdżać przez tereny opanowane przez Janosika.

Wyjątkowym przedsięwzięciem z jego strony było zdjęcie z koła tortur, z miejsca straceń w Żylinie, skazanego Mikołaja Šusteka. Miało to miejsce we wrześniu 1712 roku. Skazaniec byt łamany na kole i w mękach miał na nim umrzeć. Zbójnikom Janosika, niezauważonym przez nikogo, udało się zdjąć go jeszcze żywego z koła tortur, a kiedy wkrótce po tym umarł, pochowali go.

O tym, co zabierał bogatym… i nie oddawał nikomu

„Pochód zbójników”. Drzeworyt autorstwa Stanisława Skoczylasa.

Przez te swoje półtora roku „zbójowania” Juraj Janosik i jego kamraci, nie zbili jednak majątku w swoim fachu. Większość zrabowanych kosztowności wydali na łapówki, w celu uwalniania swojego przywódcy, który kilkakrotnie w tym czasie, dostawał się w ręce miejscowych stróżów prawa. Wbrew powszechnie znanej legendzie, Janosik i jego towarzysze nie mieli najmniejszego zamiaru dzielić się czymkolwiek z ubogimi i uciemiężonymi chłopami. Jak wynika z zeznań zbójników, zawartych w aktach procesowych, wszystkie zrabowane pieniądze i kosztowności wydawali na huczne biesiady i swoje własne potrzeby. Wspierali go także niektórzy lokalni notable, z którymi dzielił się łupami, w zamian oni kilkakrotnie wyciągnęli go z kłopotów. Jedynymi obdarowywanymi bezinteresownie przez Janosika osobami, były wiejskie dziewczęta, którym młody harnaś przynosił klejnoty i perły. Był więc uwielbiany przez miejscowe panny, rumieniące się już na sam widok idącego do wsi Janosika. Zgoła przeciwne uczucia żywili do niego ubodzy chłopi, którzy niejednokrotnie sami zostawali przez niego obrabowywani.

Nieposłuszni kamraci

Większość z akcji Janosik prowadził w niewielkich grupach szturmowych, niektóre były dowodzone przez innych zbójników z jego bandy. To sprawiło, że podlegli mu ludzie coraz częściej, widząc własne korzyści, bez jego wiedzy dopuszczali się napadów. Nie musieli dzielić się z nikim łupami, a wszystkie wykroczenia i tak szły na konto Janosika, więc pokusa działania poza jego plecami stawała się coraz większa. Nie zdawali sobie sprawy, że stwarzało to zagrożenie dla całej grupy.

Oryginalna czapka należąca do Janosika. Została zabrana z jego celi zaraz po egzekucji i obecnie znajduje się w Muzeum Wsi Liptowskiej.

Janosik nie cieszył się już wówczas zbyt wielkim szacunkiem wśród swoich pobratymców. Świadczyć o tym może fakt, że jedna samodzielnie działająca grupka pod dowództwem „janosikowych żołnierzy”, Turiaka i Plavčíka, napadła w Suchej dolinie koło Fačkova na proboszcza z Domaniży, niejakiego Juraja Vrtíka. Został on śmiertelnie zraniony, a zabójstwo to, mimo że zostało dokonane bez wiedzy Janosika, niewątpliwie obciążyło właśnie jego i przyczyniło się do zakończenia jego i tak krótkiej kariery. On sam, jak wykazano podczas procesu, nigdy nikogo ani nie zabił, ani nawet nigdy nie zranił…

Ktoś doniósł, że napadu dokonali zbójnicy z dawnej bandy Uhorčika, więc już w październiku 1712 roku, były harnaś wraz ze swoim następcą, zostali zamknięciu w kasztelu w Hrachowie. Nie udowodniono im jednak niczego, obaj mieli dobre alibi, więc po interwencji opłaconego przez nich podżupana Lániego z Malohontu w środkowej Słowacji zostali wypuszczeni. Zaczęto ich jednak bacznie obserwować..

Juraj w kajdanach

Janosik miał wielu sprzymierzeńców, którzy często ukrywali go. W Krásne nad Kysucą często zatrzymywał się w szałasie bacy Sýkory lub u Šustekowców. We wsi Terchowa Janosika ukrywał sam nauczyciel, a właściciel gospody, niejaki Rafaj, przynosił mu jedzenie.

Wraz ze swoimi towarzyszami, napadał również mniejsze oddziały wojsk cesarskich w celu zdobycia broni. Zrabowane sukno przechowywali w Domaniży, a amunicję w Wrbinach, niedaleko Terchowej.

Akt oskarżenia, który został odczytany Janosikowi 16 marca 1713 roku.

Schwytanie Janosika poprzedziły półroczne intensywne poszukiwania, kierowane przez sędziów liptowskich. Powodem tego były dwa napady, dokonane na terenach Liptowa. Najpierw obrabowano hrabinę von Schardon. Ze względu na to, że hrabina była żoną wyższego oficera wojsk cesarskich, taki to czyn mógł źle wpłynąć na stosunki polityczne między regionem liptowskim a cesarzem. Następnym incydentem był napad na ziemianina z Orawy Władysława Zmeškala, po którym sędziowie liptowscy wysłali Emericha Kubiniego, aby wytropił Juraja Janosika.

Zimę, na przełomie lat 1712 i 1713, Janosik spędził w Kokawie oraz w pobliskim Klenowcu, u swojego przyjaciela – Uhorcika. Pod koniec lutego lub na początku marca około 30 hajduków, pod dowództwem ziemianina Andreánskiego, przybyło do Klenowca. W nocy otoczyli dom Mrawca (Uhorčika). W ten sposób złapali dwóch słynnych zbójników – Janosika wraz z Uhorčikiem. Nie wiedzieli jednak, że aresztowali zbójnika Uhorčika, gdyż znali go jako Mrawca. Według nie potwierdzonych informacji dom Mrawca znajdował się na wzniesieniu nad Klenowcem. Dzisiaj nie ma po nim ani śladu, jednak miejsce to w dalszym ciągu nosi nazwę „Mravcov viršok” (Pagórek Mrawca).

Do schwytania Janosika najprawdopodobniej przyczyniły się zeznania zbójnika Mikołaja Šusteka, wymuszone przez tortury. Drugim podejrzanym o zdradę jest zbójnik Huncaga, który także wiedział o miejscu pobytu Uhorčika. Aresztowani zbójnicy zostali odwiezieni do Liptowa, gdzie uwięziono ich w kasztelu Wranowo, w pobliżu Liptovskiego Mikułaszu.

Sąd janosikowy

W tamtych czasach sądy posługiwały się prawem pochodzącym z 1515 roku, które zostało opracowane w spisie Stefana Verboczygo „Tripartitum opus iuris inclyi regni Hungariae”, uzupełnione później dekretami królewskimi z 1625 i 1655 roku.

Mikulaszowska izba tortur. To własnie tutaj Janosik był przesłuchiwany i torturowany w trakcie procesu. Część tych przedmiotów została wykorzystana w filmie „Janosik – prawdziwa historia”.

Sąd nad Jurajem Janosikiem rozpoczął się 16 marca 1713 roku. Przewodniczącym sądu był dworzanin Władysław Okoličáni. Prokuratorem Aleksander Čemicki, a obrońcą z urzędu Baltazár Palugyay. Janosika przedstawiono jako buntownika utrzymującego kontakty z powstańcami, oskarżono go o grabieże przeprowadzone w regionach Trenczyna, Nitry, Turczan, Liptowa, Orawy i na Śląsku. Ponadto przedstawiono mu zarzut zabójstwa księdza z Domaniży.

Pierwszego dnia Janosikowi zadano 17 pytań. Na 8 z nich dał jasną odpowiedź, na następne 9 odpowiadał jednak wymijająco i zagmatwanie. Później przedstawiciele Liptowa zadali mu kolejnych 25 pytań. Tylko na 5 udzielił pełnej odpowiedzi, na 10 pytań odpowiedział częściowo,  a na pozostałych 14 nie odpowiedział wcale. Zmuszony do wskazania swoich towarzyszy, podawał nazwiska tylko tych, którzy już nie żyli.

Po przesłuchaniu prokurator Čemicki przedstawił oskarżenie, w którym żądał kary śmierci:

„(…) a ponieważ nasze prawo, konkretnie artykuł 13 z roku 1625, następnie artykuł z roku 1655, jak również na podstawie I Tripartity artykuł 15, bezwzględnie zakazuje się takich przestępstw (…) aby tacy zbójnicy i łotrzy byli bezwzględnie ukarani, a szczególnie zbójnicy, aby byli łamani na kole albo powieszeni na haku …”

Mikulaszowska izba tortur. To własnie tutaj Janosik był przesłuchiwany i torturowany w trakcie procesu. Część tych przedmiotów została wykorzystana w filmie „Janosik – prawdziwa historia”.

Obrońca Janosika, Baltazár Palugyaj, przedstawił okoliczności łagodzące, takie jak młody wiek oskarżonego oraz fakt, że nikogo nie zabił i nie zranił. Grabieże tłumaczył tym, że do czynów tych namówił go Uhorčik. Odnośnie zabójstwa księdza z Domaniży stwierdził, że w napadzie tym Janosik nie brał udziału. Zażądał też, aby Janosik został uniewinniony.
„(…) dlatego proszę, aby oskarżonemu zdjęto kajdany, zwolniono go z więzienia, odpuszczono mu winę i darowano wolność.”

Podczas drugiego dnia procesu, zgodnie z panującym Kodeksem cywilnym i karnym, Janosika przesłuchiwano, wykorzystując tortury. Polegały one na stopniowym spalaniu skóry, wkłuwaniu rozpalonych drutów pod paznokcie, łamaniu kończyn, a kończyły się naciągnięciem na kołowrót, w wyniku czego dochodziło do rozerwania ścięgien w kończynach. Jego zeznanie w trakcie tortur zawiera 7 odpowiedzi. O swoich towarzyszach wciąż mówił  bardzo mało lub w sposób ogólnikowy. O Uhorčiku, którego złapali razem z nim, powiedział, że ten zginął w górach kremnickich.

 Ostateczny werdykt sądowy brzmiał:

„Ponieważ wyżej oznaczony Juraj Janosik, nie bacząc tak na przykazania Boskie, jak i na prawa ojczyste, przed dwoma laty oddał się zbójnictwu i wodzem albo hetmanem takowym się mianował, i że z tymi towarzyszami swoimi na drogach się czając, licznych ludzi z dobytku ograbiał, jako też, co się z jego własnego wyznania okazuje, jego towarzysze, kiedy i on był obecny, pana plebana z Domaniży przestrzelili i bezbożnie zamordowali, jak również i innych, co jest wyżej opisane, złych uczynków się dopuścił: dlatego za te tak bardzo złe uczynki i przekroczenia przykazań ma być na hak w lewym boku wbity i tak dla przykładu innych takich złoczyńców powieszony”

Wyrok, skazujący Juraja Janosika na śmierć przez powieszenie na haku za lewe żebro.

Egzekucję 25-letniego harnasia wykonano niezwłocznie, wieczorem 17 marca 1713 na mikułaskim miejscu straceń zwanym Szubieniczki (Šibeničky). Miesiąc później, 21 kwietnia, w tym samym miejscu dokonano egzekucji Tomasa Uhorčika.

Śmierć Janosika nie zmniejszyła jednak aktywności innych zbójników. Nadal ten proceder był poważnym problemem i stwarzał zagrożenie dla ludzi podróżujących przez Karpaty. Jego ukróceniu nie sprzyjały zarówno warunki naturalne, jak i słabość władz lokalnych, które niejednokrotnie były w zmowie ze zbójnikami.

Legenda zbyt cenna

W 2001 roku, w numerze 39, tygodnika „Wprost” opublikowano artykuł pt. „Kochany zbójnik”, w którym porównywano Janosika do bandyty z Pruszkowa:
„Jego polska legenda nie ma nic wspólnego z faktami. W rzeczywistości Janosik był Słowakiem. Nie ma żadnych dowodów na to, aby kiedykolwiek był na Podhalu, a nawet w samych Tatrach. Działał niemal wyłącznie na Liptowie. Pod wodzą Janosika bandyci grabili okoliczne plebanie i co bogatsze wioski, puszczając je z dymem. Dopuszczali się licznych okrucieństw. Wymuszali haracze, korumpowali urzędników, siali terror w całej okolicy. (…) Zrabowane pieniądze wydawali na broń, uczty, bogate stroje i dziewczyny. Nie ma żadnych dowodów, by dzielili się łupami z kimkolwiek, zwłaszcza z biedakami. To legenda dorobiona znacznie później.”

Po tym artykule zawrzało w niemal całej Słowacji, której przedstawiciele usilnie próbują wybielać i mitologizować postać „szlachetnego” zbójnika. Profesor Norman Davies twierdzi nawet:
„Oni (Słowacy) nie mają sławnych historycznych postaci. Wielcy Słowacy to dopiero XIX-wieczni pozytywiści (…) Mieli Polacy Kościuszkę, mieli Węgrzy Kossutha, chcą mieć Słowacy Janosika…”

Wybitny znawca i historyk zajmujący się od 15 lat badaniem historii Janosika, dr Stanisław Dzięciołowski, obala wszystkie szlachetne i legendarne zalety młodego harnasia:
„Mowy nie ma o legendarnych, wielkich skarbach Janosika. Co prawda on sam zeznał, gdzie zakopał łupy, ale ponieważ znane są rozmiary jego zdobyczy, mogło to być zaledwie kilkadziesiąt złotych monet!”

I wreszcie ta najszlachetniejsza część legendy, według dr Dzięciołowskiego, na temat tego, czy Janosik faktycznie zabierał bogatym, by dawać biednym:

Vaclav Jiracek jako harnaś Janosik w filmie „Janosik – orawdziwa historia” z roku 2009.

„Nie istnieje żaden dowód, aby Janosik cokolwiek rozdawał. Co prawda, gdy zbójnicy wracali na zimę do rodzinnych wsi, obdarowywali zdobycznymi ozdobami znajome kobiety i dziewczęta. Legenda mogła wziąć się też z tego, że gdy zbójnicy napadali podróżnych i kupców wiozących na jarmarki towary, brali tylko to, co najcenniejsze i co mogli szybko unieść: pieniądze, kosztowności i wszelką broń. Resztę zostawiali: jedzenie, wyroby rzemieślnicze. Wówczas przy opuszczonych wozach pojawiali się mieszkańcy okolicznych wsi. A że panowała wówczas wielka nędza, zdobycie połcia wędzonej słoniny czy odrobiny sera było wielkim szczęściem – nic dziwnego, że sławiono Janosika.”

Przygotował nawet książkę, w której zawarł całą dostępną wiedzę na temat słynnego zbójnika. Książka miała być rewolucyjna, podważająca dobre imię Janosika, a do tego znakomicie udokumentowana. Autor w celu jak najlepszego zbadania historii, nauczył się płynnie języka węgierskiego, łacińskiego i XVII-wiecznego języka słowackiego. Wszystko po to, aby jak najdokładniej zaznajomić się z materiałami archiwalnymi i procesowymi z tamtego czasu. Ku swojemu zdziwieniu nie znalazł się żaden (!) wydawca, ani w Polsce, ani na Słowacji, który byłby zainteresowany wydaniem książki. Tak więc po prostu rozdał kilka przygotowanych przez siebie  egzemplarzy. Instytutowi Słowackiemu podarował dwa, jeden wysłał, na osobistą prośbę, Agnieszce Holland, która między innymi na podstawie tej właśnie pracy nakręciła swój film pt. „Janosik – prawdziwa historia”.

Wygląda więc na to, że poznanie prawdy o słynnym słowackim zbójniku nikomu się dzisiaj nie opłaca, zarówno w Polsce jak i u naszych południowych sąsiadów. Jak powszechnie wiadomo, na legendach zarabia się najwięcej…

Postscriptum

Wszyscy doskonale pamiętamy serial telewizyjny Jerzego Passendorfera pt. „Janosik”. Wszyscy wiemy też doskonale, jak bardzo odbiega on od prawdziwych losów Janosika, choćby ze względu na umiejscowienie akcji w polskich Tatrach, w XIX wieku. Czy aby jednak na pewno opowieść ta mija się z prawdą?

Marek Perepeczko jako Janosik w słynnym serialu z 1973 roku.

Otóż, istnieje pewna legenda z Podhala, opowiadająca o Janicku, nieślubnym dziecku bogatego pana z chłopką z Podhala. Nieślubne dziecko w tamtych czasach było czynem niegodnym, więc Janicek urodzony  został w tajemnicy i odebrany matce. Nigdzie też nie został zarejestrowany. Podobno chłopca porzucono gdzieś w Tatrach, gdzie znalazł go stary pustelnik i wychował jak swojego syna. Po śmierci pustelnika, Janicek został sam. Tułał się po górach, aż pewnego dnia dołączył do bandy tatrzańskich zbójników. Po pewnym czasie został ich harnasiem, odbierał bogatym, rozdawał biednym. Robił to latami ale nie wszystkim w jego bandzie podobało się zajmowanie ubogimi, więc Janicek umęczony „zbójowaniem”, postanowił odejść samotnie w góry i od tego czasu nikt go już nigdy nie widział. Zostały po nim legendy, szlachetne czyny, które w większości przypisuje się słowackiemu Janosikowi… Z tym, że Janicek miał żyć na początku XIX wieku, czyli wtedy, kiedy toczy się akcja wspomnianego wyżej serialu – ponad 100 lat po śmierci słynnego słowackiego zbójnika.

W jednym z odcinków serialu Passendofrera jest scena, kiedy słowacki zbójnik wspomina tytułowemu Janosikowi (granemu przez Marka Perepeczko), że „wiele lat temu u nich na Słowacji też zbójował taki, na którego Janosik mówili…”. Tak więc Janosików mogło być kilku, a polskie legendy być może nie opowiadają o słowackim Juraju, tylko o naszym polskim, tatrzańskim Janicku..

Łukasz Włodarski

Oryginalny tekst znajduje się na blogu „W mroku historii”.

Autor prowadzi stronę na FB: „W mroku historii”.

Wszystkie zdjęcia udostępnione przez autora.

Dodaj opinię lub komentarz.