Mawiano o nim, że był najsłynniejszym pianistą wśród polityków oraz najsłynniejszym politykiem wśród pianistów. Dla Polaków pozostanie jednym z Ojców naszej niepodległości.
Był „nie wysoki, ale słusznego wzrostu, muskularny, ale delikatny, łączył w sobie urok zwierzęcia z miękką uprzejmością, surowość młodego mężczyzny z niemal kobiecą łagodnością manier. (…) Przyprawiał panie o drżenie serca”. Mowa oczywiście o słynnym pianiście i kompozytorze, Ignacym Janie Paderewskim.
Pisząc ten tekst opierałam się na biografii artysty, autorstwa Iwony Kienzler, „Ignacy Paderewski, ulubieniec kobiet”. Z tej publikacji będą pochodzić cytaty umieszczone w moim artykule.
Zacznijmy od przodków słynnego wirtuoza. Otóż, ród Paderewskich (którzy początkowo używali różnych nazwisk: Padarewscy, Padarzerwscy, Podarewscy) wywodził się z wsi Paderewo (która z czasem zmieniła nazwę na Paderew) na Podlasiu. Wszystkie gałęzie tego rodu używały herbu Jelita, nadanego – wg legendy utrwalonej przez Jana Długosza- przez samego Władysława Łokietka po bitwie pod Płowcami, która rozegrała się 27 IX 1331 r.). Pierwsi znani przedstawiciele tego rodu żyli w XVI w. Byli to: Adam Padarewski z Paderewa oraz Piotr Podarewski z Tchórznicy.
Jan Paderewski, czyli ojciec przyszłego kompozytora pracował jako administrator majątku Dionizego Iwanowskiego w Kuryłówce (w pobliżu Żytomierza) w powiecie Lityńskim na Podolu. Po zesłaniu do Kurska całej rodziny Iwanowskich (za zaangażowanie się pani Iwanowskiej w działalność patriotyczną), a potem po zezwoleniu przez władze carskie na opuszczenie tego miasta – w związku z emigracją tej rodziny do Francji – Kuryłówkę przekazano pod zarząd Jana Paderewskiego.
Pod koniec lat 50 – tych XIX w. Jan poślubił Poliksenę Nowicką, córkę profesora Uniwersytetu Wileńskiego (który w młodości był członkiem Stowarzyszenia Filomatów; przyjaźnił się wtedy z Adamem Mickiewiczem).
Zamieszkali w skromnym drewnianym dworku na skraju Kuryłówki. W 1858 r. Poliksena urodziła Antoninę, a w dwa lata później (wg kalendarza juliańskiego 6 XI, wg kalendarza gregoriańskiego – 18 XI) – Ignacego. W kilka miesięcy później zmarła. Syn przechował po niej jedyną pamiątkę: niewielki portret. Podobno miała zdolności artystyczne tak, jak ojciec, który był amatorem malarzem i rzeźbiarzem. Grał też na skrzypcach. W opiece nad dziećmi pomagała dorywczo siostra ojca.
Być może przedwczesna śmierć matki i brak tym samym jej czułej opieki zaważyła na przyszłych wyborach partnerek życiowych Ignacego, które zawsze były od niego starsze i wyrażały chęć opiekowania się nim. Ojca wspominał po latach, jako człowieka dobrego, obdarzonego wielkim poczuciem sprawiedliwości; brak jednak było więzi między ojcem a synem.
W 1863 r. Jan Paderewski zgodził się na przechowywanie w swym domu mundurów i broni powstańczej armii, co przypłacił aresztowaniem. Dzieci wtedy trafiły na domu jego siostry, który znajdował się w Nowosiółkach k. Cudnowa (odległych ok. 100 km od Kuryłówki). Ciotka zadbała o edukację dzieci; Ignacy nauczył się wtedy czytać i pisać oraz mówić po francusku. Z inicjatywy ciotki do dworu przyjeżdżał co pewien czas nauczyciel muzyki, Piotr Sowiński, którego umiejętności Ignacy po latach oceniał dość nisko).
Po roku pobytu w więzieniu Jan długo nie mógł znaleźć pracy (bo poprzednią stracił bezpowrotnie wraz z mieszkaniem), więc czasowo zamieszkał u siostry. W 1867 r. Jan został administratorem majątku w Sudyłkowie, gdzie zamieszkał wraz z dziećmi oraz swym ojcem, Józafatem. Ignacy miał wtedy 7 lat. Dom usytuowany był na wzniesieniu, a jego okna wychodziły na cmentarz żydowski, na którym przynajmniej dwa razy w tygodniu odbywały się wielogodzinne ceremonie pogrzebowe. Odbiło się to niekorzystnie na psychice siedmioletniego chłopca, który „z wesołego, skorego do psot chłopca przedzierzgnął się w dziecko poważne i smutne, które gnębiły ponure myśli o śmierci oraz irracjonalny strach, by nie zostać pochowanym żywcem”.
Niestety zmiana lokum przez rodzinę Paderewskich nie wchodziła w grę. Jedyną rozrywką Ignasia była jazda na kucyku do czasu, kiedy ten kopnął chłopca w brzuch tak silnie, że ten stracił przytomność. Kompozytor pamiętał to zdarzenie do końca życia. Do Sudyłkowa nadal przyjeżdżał nauczyciel muzyki, Sowiński. Rodzeństwo uczyło się także pod okiem francuskiej guwernantki, której zasób wiedzy ogólnej nie był zbyt wysoki. Ojciec już w tamtym czasie wierzył w talent muzyczny syna, dlatego podarował mu zeszyt do nut z napisem na okładce: „Kompozycje Ignacego Paderewskiego”. Po latach pianista żałował, że utracił pamiątkę z dzieciństwa zawierającą jego dziecięce kompozycje.
W 1867 r. Jan Paderewski ożenił się Anną z Tańkowskich – wdową z gromadką własnych dzieci. Bardzo szybko zaskarbiła sobie względy Ignacego, czego nie można powiedzieć o Antosi, która nigdy nie polubiła macochy. W domu w Sudyłkowie zamieszkali także krewni pani Anny oraz jej ojciec, Florian, a z czasem daleki krewny Jana, Michał Babiański (który wrócił z przymusowej emigracji do Francji po powstaniu listopadowym). Ostatni z wymienionych przejął rolę nauczyciela Antosi i Ignacego. Po latach Ignacy wspominał: jemu to w znacznej mierze zawdzięczam uczucia i dążenia patriotyczne, stale je bowiem rozniecał”. Zresztą patriotyczna atmosfera domu rodzinnego wywarła trwałe piętno na osobowości przyszłego pianisty, który koncertując w różnych krajach zawsze podkreślał przynależność do swego narodu i starał się być „ambasadorem polskiej kultury”. W 1871 r. urodził się Józef, brat przyrodni Ignacego i Antoniny. W cztery lata później kolejny brat, Stanisław.
Ulubioną rozrywką Ignacego była gra na pianinie oraz czytanie książek poświęconych historii Polski oraz rosyjskich gazet, które czytał na głos zgromadzonym domownikom. Tu należy przytoczyć pewien epizod z 1870 r. W tamtym czasie Janowi Paderewskiemu z powodu kłopotów ze wzrokiem lekarze zabronili czytać. Dlatego czytanie gazet zlecił Ignacemu. Wybuchła właśnie wojna francusko – pruska. Polacy kibicując Francji – podobnie, jak w epoce podbojów napoleońskich, zaczęli wierzyć w rychłe odzyskanie niepodległości dzięki Francuzom. Również mieszkańcy Sudyłkowa wyczekiwali nowych wieści z frontu i kupowali codziennie gazety. Niestety Francja po początkowych sukcesach, zaczęła ponosić klęski. Ignacy czytając domownikom gazetę na głos postanowił improwizować: na poczekaniu wymyślał wersje wydarzeń odmienne od rzeczywistych, wprowadzając celowo domowników w błąd – by ich nie martwić. Opowiadał im o nieustannych zwycięstwach Francji nad wojskami pruskimi. Kłamstwo wyszło na jaw dopiero, kiedy dzięki zaleconej kuracji u ojca nastąpiła poprawa. Udał się do miasteczka, gdzie poznał prawdę na temat wydarzeń we Francji. Przed wymierzeniem kary synowi powstrzymał ojca zaprzyjaźniony z nim Żyd, Szmul.
Na początku lat 70 – tych XIX w. Ignacy oczarował publiczność, grając wraz z siostrą na koncercie dobroczynnym w jednej z sąsiednich miejscowości. Od tej pory zapraszano go na koncerty, lecz bez siostry. Okrzyknięto go „nowym Chopinem”. Przyszły kompozytor miał wtedy świadomość słabego poziomu swych umiejętności. Zachwyt publiczności wynikał po prostu z jej niskiego poziomu wyrobienia muzycznego. Dlatego ojciec postanowił zapewnić synowi rzetelne wykształcenie muzyczne: Ignacy w wieku dwunastu lat rozpoczął w lutym 1873 r. naukę w Instytucie Muzycznym w Warszawie, założonym w 1861 r. przez Apolinarego Kątskiego, pełniącego funkcję dyrektora. Ten zaś przyjął Ignacego bez egzaminu.
Chłopiec zamieszkał w domu Kerntopfów. Kerntopf był wówczas najlepszym wytwórcą fortepianów i pianin w Warszawie. Otóż, Jan Paderewski wraz z synem udali się do jego składu pianin celem nabycia instrumentu dla syna. Kiedy chłopak wypróbowywał kolejne instrumenty, wygrywając na nich różne melodie, przyglądał mu się Edward Kerntopf – dorosły syn właściciela wytwórni. Przyszły kompozytor zaskarbił sobie widocznie jego sympatię, skoro ten zaoferował mu bezpłatną kwaterę w jego rodzinnym domu. Dodatkowo zaproponował, aby chłopiec po zajęciach w Instytucie ćwiczył grę na jednym z instrumentów stojących w składzie. W ten sposób Jana Paderewskiego ominął wydatek zakupu instrumentu dla syna. A Ignacego i rodzinę Kerntopfów połączyła wieloletnia przyjaźń.
W 1873 r. w Instytucie Muzycznym, który mieścił się wtedy w pałacu przy ul. Ordynackiej, uczyło się 69 chłopców i 106 dziewcząt, w większości Polaków. kształcili się tam też Rosjanie i Żydzi. Kontakt Ignacego z osobami w jego wieku lub zbliżonym wpłynął pozytywnie na jego psychikę. Sam wspominał: „wkrótce stałem się psotny i żywy, ale figle, które płatałem nie zawsze były stosowne zwłaszcza, gdy odnosiły się do starszych studentów”.
Wkrótce też zyskał przydomek „wiewiórka” z uwagi na kolor włosów oraz nadmiernie żwawy temperament. Wykazywał wielki zapał do nauki oraz ogromną ciekawość do tego stopnia, że zaglądał do sal, w których odbywały się zajęcia starszych roczników. Raz nawet zaskoczył starszych kolegów, samemu komponując na poczekaniu akompaniament do planowanego koncertu studentów wyższych roczników z klasy skrzypiec. Słuchając jego gry byli pod wrażeniem, łącznie z samym Kątskim.
18 VI 1873 r. otrzymał od swego nauczyciela Juliusza Janothy ocenę bardzo dobrą z gry na fortepianie za okres czterech miesięcy nauki. Pedagog ten zanotował: „Bardzo pracowity i zdolny uczeń. Lubi muzykę i zrobił znaczny postęp (…)”. Z większości przedmiotów otrzymał oceny bardzo dobre.
Z początkiem następnego roku szkolnego zmienił nauczyciela gry na fortepianie na prof. Henryka Komana, co było właściwym posunięciem. Bez problemu opanował dużo trudniejszy program nauczania w kolejnym roku szkolnym, otrzymując również wysoką ocenę.
Na trzecim roku nauki, zgodnie z rozporządzeniem dyrektora szkoły rozpoczął naukę dodatkowo na instrumencie dętym (dotyczyło to wszystkich studentów). O mały włos, zamiast pianistą zostałby puzonistą, dzięki bardzo dobremu opanowaniu gry na tym instrumencie (i dzięki pochwałom swego profesora, Antoniego Kuhne, który powtarzał: „fortepian nie jest dla ciebie, nigdy go nie ujarzmisz!”). Ignacy wówczas został przyjęty do orkiestry szkolnej, lecz częste próby przed planowanym koncertem kolidowały z nauką. On zaś stawiał na pierwszym planie naukę (musiał zaliczyć aż siedem przedmiotów), co doprowadziło do konfliktu z dyrygentem orkiestry, za co groziło Ignacemu relegowanie z uczelni. Wstawili się za nim dwaj pedagodzy, którzy dostrzegali w uczniu drzemiący potencjał.
W czasie jednego z pierwszych występów orkiestry na widowni zasiadł sam car Aleksander II, który akurat przyjechał do Warszawy. Po ostatnim koncercie, który miał miejsce 21 lipca, młody Paderewski naraził się gronu pedagogicznemu. Powodem była krytyczna wypowiedź w ówczesnej warszawskiej prasie na temat wręczenia dyrektorowi Instytutu, przez uczniów, zbiorowej fotografii przedstawiającej członków szkolnej orkiestry. Dziennikarz uznał ten fakt za niestosowny i niestety swoją wypowiedzią w prasie wywołał prawdziwą burzę. Zwłaszcza, że niektórzy studenci wystosowali pismo do redakcji gazety, wyrażając swój sprzeciw wobec krytyki. Podpisał się pod nim także Paderewski. Dyrekcja Instytutu wymusiła na studentach wyrażenie na piśmie przeprosin. Tych, którzy tego nie uczynili, skreślono z listy studentów. Do nich należał Paderewski, który uniósł się honorem.
Nadal mieszkał na stancji u Kerntopfów, utrzymywał się zaś z udzielania lekcji gry na fortepianie. W lipcu 1875 r. wraz z dwoma kolegami (Michałem Biernackim oraz Ignacym Cielewiczem) wpadł na szalony pomysł wyjazdu w trasę koncertową, oczywiście w tajemnicy przed swoimi bliskimi. Organizowanie koncertów w różnych miejscowościach nie było wcale taką prostą sprawą (zwykle odbywały się one w „zatęchłej sali ratusza, szkoły lub w zatłoczonym salonie miejscowego dygnitarza”). Nie było łatwą rzeczą znalezienie i dowiezienie na miejsce fortepianu, który zwykle był rozstrojony.
Dodatkowo w Nowogrodzie zastała młodych muzyków zima, a ci nie mieli ciepłych ubrań ani odpowiedniego obuwia. Koncerty dawały zbyt niski dochód, by mogli w takie ubrania się zaopatrzyć. Stać ich było jedynie na noclegi w brudnych i nieogrzewanych hotelach oraz bardzo skromne wyżywienie. Zima zaś była w tamtym regionie sroga.
Ostatecznie trasa koncertowa zakończyła się w taki sposób, że rządni przygód młodzieńcy napisali listy do swoich rodziców z prośbą o przysłanie im pieniędzy. Mieli też problemy z policją dotyczące braku posiadania odpowiednich dokumentów. Za przysłane środki finansowe mogli pokryć zaległe koszty noclegów oraz opłacić podróż do domu. Rodzice nakazali swoim niesfornym synom bezwzględny powrót do domu. Nie będę przytaczać dalszych perypetii, jakie spotkały w drodze powrotnej Ignacego. Ostatecznie wkrótce wraz z ojcem pojechał do Warszawy, gdzie ten napisał podanie do dyrekcji Instytutu o ponowne przyjęcie syna do grona studentów. Sam przeprosił grono pedagogiczne za niesubordynację krnąbrnego syna.
Wśród biografów przyszłego kompozytora istnieją rozbieżności dotyczące jego losów. Zwłaszcza, że na podaniu złożonym przez Jana Paderewskiego widnieje data 17 IX 1875 r., na decyzji zarządu Instytutu (przywracającej Ignacemu prawa studenta) 29 X tegoż roku. Natomiast nazwisko Paderewskiego na liście studentów pojawia się dopiero w drugim półroczu roku szkolnego 1877/78. Tak naprawdę nie wiemy, co w tym czasie działo się z Ignacym. Zwłaszcza, że został wydalony z Instytutu latem 1875 r., a już jesienią ojciec wystosował podanie do dyrekcji. Jednocześnie w swoich pamiętnikach Ignacy wspomina o zimie, która zastała muzyków w trasie koncertowej.
Biograf Paderewskiego, Andrzej Piber sugeruje, przed powrotem na studia Paderewski wyruszył w kolejną trasę koncertową. „Biograf pianisty uważa, że Paderewski odbył dwie trasy koncertowe: pierwszą w 1875 r. z Biernackim, natomiast drugą, jesienią i zimą 1877 r. – z Cielewiczem. (…) Z czasem obie te trasy zlały się w pamięci wirtuoza w jedno tournée i tak to przekazał w swoich wspomnieniach.” („Droga do sławy. Ignacy Jan Paderewski w latach 1860 – 1902”, Andrzej Piber).
Po powrocie do Instytutu Ignacy rzucił się w wir nauki: „Pracowałem tak gorliwie, że w ciągu sześciu miesięcy przerobiłem normalnie dwa lata studiów. (…) Uczyłem się dniem i nocą, nic innego nie istniało wtedy dla mnie.” – wspominał. Ćwiczył kosztem snu oraz regularnych posiłków. Pod koniec studiów skomponował swój pierwszy dojrzały utwór „Dola”, który doczekał się publicznego wykonania.
Naukę w Instytucie ukończył w czerwcu 1878 r. Osiągnął najlepsze wyniki (trzy piątki rzymskie z trzech przedmiotów) ze wszystkich studentów zdających końcowy egzamin przed członkami zarządu 25 VI. Wcześniej otrzymał 11 ocen bardzo dobrych z poszczególnych przedmiotów oraz jedną czwórkę z historii i estetyki muzyki.
29 i 30 VI odbył się koncert absolwentów w Sali Aleksandryjskiej warszawskiego ratusza. Wśród publiczności byli: Bolesław Prus oraz Tytus Chałubiński. Świadkiem wręczenia dyplomów był także Jan Paderewski. W kolejnym roku szkolnym 1878 / 79 Ignacy Paderewski podjął pracę w Instytucie, jako profesor fortepianu w niższych klasach żeńskich. Nie mógł bowiem liczyć na dalsze wsparcie finansowe ze strony ojca, chociaż marzyły mu się dalsze studia np. w Berlinie. Nie mógłby też utrzymywać się z samych koncertów (w sezonie letnim wyjeżdżał na tournée do miejscowości uzdrowiskowych w towarzystwie swego ówczesnego przyjaciela, skrzypka, Władysława Górskiego). Czas miał mocno wypełniony, gdyż kładł także nacisk na samokształcenie. Okazał się surowym pedagogiem, który nie zwracał wcale uwagi na zalotne spojrzenia swoich uczennic. Te zaś liczyły na dobre oceny, nie wkładając w swą pracę zbyt wiele wysiłku. Uważany był za mężczyznę przystojnego „z burzą rudozłotych włosów, okalających bladą twarz o regularnych rysach”.
Ostatecznie serce młodego profesora zdobyła Antonina Korsakówna, która została pierwszą żoną przyszłego wirtuoza. Nie odznaczała się specjalnie urodą. Miała „twarz wyrazistą, a błękitne pogodne oczy wzbudzały zaufanie”. Swą edukację w Instytucie zakończyła w czerwcu 1879 r. z ocenami dobrymi i bardzo dobrymi na dyplomie. Nie należała do grona uczennic Paderewskiego, poznali się zapewne na koncercie szkolnym studentów i absolwentów. W czerwcu 1979 r. już byli parą.
Antonina urodziła się 1 (lub 13) V 1856 r. w rodzinie Ignacego i Julii Korsaków na Wołyniu. Jej naukę w Instytucie przerywały wyjazdy do miejscowości uzdrowiskowych, gdyż była słabego zdrowia. Młodzi pobrali się 7 I 1880 r. w Rudni na Wołyniu, majątku rodzinnym Korsaków. Ojciec Ignacego nie przyjechał na ślub, dając swój wyraz swej dezaprobacie wobec planów syna. Tuż po ślubie Ignacy dał koncert w pobliskich Wielkich Łukach, oczarowując publiczność.
Młodzi zamieszkali w Warszawie przy ul. Chmielnej. 9 X 1880 r. przyszedł na świat ich syn Alfred Antoni Feliks. Dziewięć dni później zmarła Antonina. Została pochowana w Rudni, dokąd przewiózł jej ciało Ignacy, zostawiając u teściów maleńkiego syna. Chłopiec był chorowity; lekarze byli bezsilni wobec pogłębiającej się jego niepełnosprawności. Prawdopodobnie zachorował na chorobę Heinego Medina, z którą być może już się urodził. Jednocześnie wykazywał niezwykłą inteligencję, był „nad wyraz mądry na swój wiek”. Jak miał kilka lat, Ignacy oddał go pod opiekę swego ojca.
Osamotniony Ignacy zaczął bywać w domu Górskich. Z czasem wdał się w romans z panią domu; jednakże tuż po stracie żony potrzebował tylko ciepła rodzinnego domu, którego namiastkę znalazł u Górskich. Nie szukał jeszcze wtedy nowej partnerki życiowej. Zresztą za ich namową wyjechał w styczniu 1882 r. na dalsze studia muzyczne do Berlina, gdzie kształcił się pod kierunkiem prof. Friedricha Kiela, wychowawcy wielu wybitnych kompozytorów i muzyków.
On sam czuł, że ciągle jeszcze zbyt mało umie, dlatego niemal cały czas poświęcał nauce; grał nawet dwanaście godzin dziennie. Prof. Kiel dostrzegał w nim talent, dlatego zachęcał go do pracy nad techniką gry; zaczął wyróżniać go spośród innych uczniów.
Podczas swego kolejnego pobytu w Berlinie kształcił się u prof. Heinricha Urbana, który cieszył się opinią najlepszego nauczyciela w Niemczech; jego uczniem był słynny polski muzyk, Karłowicz. O Berlinie zachował do końca życia nieprzyjemne wspomnienia z uwagi na panujące tam antypolskie nastroje. Poza tym tęsknił za krajem, czemu dawał wyraz w swej bardzo bogatej korespondencji.
Dzięki poparciu rodaka, Maurycego Moszkowskiego nawiązał kontakt z berlińskim wydawnictwem Ed. Bote und G. Bock, które wydało jego kompozycje, wypłacając mu honorarium. Dzięki właścicielom stancji, na której mieszkał, poznał kilku znanych ówczesnych muzyków, w tym Ryszarda Straussa oraz Antoniego Rubinsteina. To właśnie dzięki opinii drugiego z wymienionych, Ignacy Paderewski postanowił zostać pianistą. Powiedział on: „Ma pan wrodzoną technikę i mógłby pan (…) zrobić karierę, jako pianista”.
Od tej pory przyszły wirtuoz intensywnie pracował nad techniką gry oraz bardzo często koncertował (także poza granicami Królestwa). Po powrocie do Warszawy pracował w Instytucie Muzycznym oraz sam brał prywatne lekcje z gry na fortepianie. Lekarstwem na stres były dla niego papierosy, od których nigdy się nie odzwyczaił.
O dalszych losach słynnego wirtuoza w drugiej części artykułu.