Mieszkam w Shenzhen i widzę, jak pracują Chińczycy. Czytając, obserwując i pytając zbieram więcej i więcej informacji o tym „strasznym” jak to mówią *k/raju… Dodam kilka informacji krążących jako miejskie legendy… ale w tych może być nieco prawdy.

Muszę jeszcze to potwierdzić w kilku źródłach, ale obraz buduje się taki, że nie ma tutaj czegoś takiego jak znana nam jednoosobowa działalność gospodarcza.

Tutaj wykonując coś samemu, bądź w asyście najbliższych, masz prawo to sprzedawać, lub odsprzedawać nie będąc nigdzie zarejestrowanym, nie płacąc żadnych ZUS’ów, żadnych podatków, księgowych, ani nawet „placowego” na dowolnym chodniku, ulicy, placu… (nie będącym oczywiście prywatnym).

Teren publiczny po to jest, by służył ludziom, nawet jako miejsce dla gazety, na której ktoś komuś sprzedaje grzebienie i parasole czy rozstawia grilla. Wszytko po to, by inni korzystający z przestrzeni publicznej mogli zakupić towary czy usługi. Czyli z korzyścią dla wszystkich. Po to ta przestrzeń do cholery jest!

Ale wytłumacz to naszym strażnikom miejskim, którzy walcząc z bandytami przeganiają babuleńki z pietruszką… szkoda gadać.

Jeśli jesteś rolnikiem – płacisz podatek od gruntu, więc po co naliczać kolejny podatek?
Jeśli coś wytwarzasz lub odsprzedajesz – podatek z dużym prawdopodobieństwem płacisz już w cenie półproduktów lub towaru.

I właśnie o te VATy, PITy i CITy łatwiej człowiekowi zarobić na utrzymanie. Pięknie!

targ w Xi'an

Jednak nie masz możliwości odliczania niczego od podatku – co dla drobnych przedsiębiorców jest stratą czasu, dla fiskusa jak widać również, a przecież jako Polacy wiemy jak się z tymi odliczeniami kombinuje – czyli pole do nadużyć znika. A i bezrobocie (z pominięciem drastycznych przypadków kalectwa) zdaje się być zjawiskiem pojawiającym się tylko na wyraźnie życzenie zainteresowanego.

Z tej wolności gospodarczej, jak się okazuje, może korzystać każdy. Nawet turysta. Stajesz z harmoszką i grasz, albo sprzedajesz jakieś pierdółki – zupełnie jak w piosence „Berlin zachodni” grupy Big Cyc. To O.K. stój i handluj… ktoś kupi i będzie zadowolony, ty nie kradniesz, zarobisz, wydasz na jedzenie… czy inne produkty. Wszystko to napędza rynek, co jest korzystne.
Ważne, żeby nie śpiewać, bo jak partia nie wie o czym, to mogą Cię posądzić o działalność wywrotową i udzielić upomnienia, bądź Cię deportować,  ale to legenda niepotwierdzona żadnym przykładem.

I tak nie są odosobnionym widoki otwartych bagażników sprzedających torebki, pracownie chodnikowych fryzjerów, czy trójkołowe rowery sprzedające ciepłe pierogi, „tarpany” z bananami i stoliki, przy których pracują krawcowa czy szewc. A widziałem nawet kamieniarza i kowala!

Dzięki temu każdy ma szansę zostać przysłowiowym pucybutem i – o ile mu dobrze – pozostać na tym poziomie lub zaoszczędzone grosze zainwestować w rozwój.
Czyli na starcie żadnemu przedsiębiorczemu „Kowalskiemu” nie łaje się zada przepisami i podatkami, tylko pozwala się zarabiać na chleb, żeby nie kradł i nie wyciągał pustej michy w kierunku państwa, którego zadaniem nie jest rozdawnictwo. Proste jak budowa cepa.

szewc w Shenzhen

Schody dla przedsiębiorcy zaczynają się dopiero wtedy, gdy ktoś chce skorzystać z odliczeń, zatrudnić pracownika, wystawiać faktury dla kontrahentów, bądź zająć się eksportem. Wtedy musi rejestrować firmę, rozliczać się, ubezpieczać, bo to już poważny business, który warto opodatkować i kontrolować oczywiście.

Słyszałem też o skrajnych przypadkach. Jeśli business staje się za wielki, a powstała w ten sposób korporacja może przejąć za dużo udziałów w rynku lub zatrudnia pokaźną ilość ludzi, wtedy  pojawia się państwo przejmujące pakiet kontrolny akcji przedsiębiorstwa. Od tego momentu firma musi spełniać rolę społeczną.

A partia (zupełnie jak związek zawodowy) dba, by pracownikom nie działa się krzywda, a przedsiębiorstwo w ramach durnych decyzji chciwych businessmanów nie upadło.
Bo co z pracownikami? A co z podatkami? Przecież wszytko to ugodziłoby w budżet państwa!
Dlatego państwo, dbając bezpośrednio o pracownika, pośrednio samo dba o siebie.

partia, źródło: internet

Godzi to troszkę we wpojoną nam, ludziom zachodnim, ideę wolności posiadania. Ale czy jest głupie, albo niesprawiedliwe?

Zaskakującym jest również to, że większość kramów, sklepów i restauracji otwartych jest 24h na dobę… I raczej nikt nie słyszał o czymś takim jak wyższe stawki za pracę w nocy. Praca taka sama, a kiedy wykonana – sam wybierasz. Wolność pełną gębą!

Ten system powoduje, że na tym samym rynku pracy  ta sama populacja ma 3x więcej etatów.
A nasze p/osły, z ministrem pracy i wielkie (tfu!) Unie Europejskie na to nie wpadły!?!

Podsumowując:
Cóż może świadczyć o większej wolności osobistej, niż nieskrępowane prawo do pracy, które nie podlega ograniczeniom (w granicach rozsądku oczywiście), a które nie jest działalnością „karalną” na mocy podatków? Czy prawo do pracy i zdobywania środków do życia nie jest tak samo naturalne jak prawo do snu i oddychania?

Może mieć to też wady – nie jesteś ubezpieczony i za lekarza sam płacisz. Ale po to masz dwie ręce i głowę, żeby zapracować i odłożyć. Za to państwo niczego Ci nie zabiera, ale jak jesteś durny i o tym nie myślisz – Twój (wolny) wybór.

fooky

3 thoughts on “Wolność gospodarcza w Chinach

  • „Ale czy jest głupie, albo niesprawiedliwe?” Tak.

    Odpowiedz
    • Motywacja negatywna:
      A możesz rozwinąć myśl – o ile ją posiadasz?
      :)

      Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.