Hildesheim to jedno z najstarszych miast w Niemczech założone w 815 roku. Sam rynek został wytyczony na początku XIII wieku, a budowę istniejącego do dziś ratusza rozpoczęto w roku 1268. W następnych latach dookoła powstały imponujące drewniane domy, z których największy i najbardziej znany był Knochenhauer-Amtshaus (Dom Cechu Rzeźników).
22 marca 1945 centrum miasta, już uszkodzone podczas poprzednich nalotów, w wyniku trwającego 18 minut bombardowania praktycznie przestało istnieć. 239 brytyjskich i kanadyjskich bombowców zrzuciło na Hildesheim 1062 tony bomb zapalających. Spaleniu uległy prawie wszystkie z 1500 domów z muru pruskiego (koszary i lotnisko ocalały nietknięte). Na rynku ostały się jedynie wypalone mury wybudowanego z piaskowca ratusza i TempelHaus. W 1950 roku pozostałości wszystkich budynków, poza ratuszem i Tempelhaus, zostały rozebrane (włącznie ze wszystkimi zachowanymi elementami jak np. barokowy portal i okno barokowej kamienicy Rolandhaus). W ich miejsce powstały nowe betonowe budynki z płaskimi dachami utrzymane w stylistyce popularnego wśród architektów modernizmu (określanego dzisiaj ”powojennym modernizmem”).
W miejscu Domu Cechu Rzeźników w latach 1962-4 wybudowano hotel Rose wg. projektu architekta Dietricha Oesterlena. Jak twierdzą historycy sztuki zajmujący się powojennym modernizmem architektura hotelu miała nawiązywać do muru pruskiego. Jakiekolwiek były intencje architekta, nie udało mu się przekonać do projektu najważniejszego podmiotu – mieszkańców. Już w sześć lat po oddaniu hotelu do użytku w roku 1970 mieszkańcy założyli stowarzyszenie, które za cel postawiło sobie rekonstrukcję Domu Cechu Rzeźników oraz odwrócenie skutków powojennej odbudowy w formach modernistycznych. W 1980 hotel zbankrutował, a budynek po nim przejął miejski bank. Sytuacja ta została potraktowana jako okazja do pozbycia się nielubianego budynku i rozpoczęcia rekonstrukcji Marktplatz, do której mieszkańcy szybko przekonali Radę Miejską.
Odbudowa rozpoczęła się w roku 1983 od zachodniej części rynku obejmując sukcesywnie kolejne pierzeje. Mieszkańcy pomogli w inwestycji sami zbierając datki na jej cel oraz przekazując zdjęcia z rodzinnych albumów, na których widoczne były zniszczone budynki. Co więcej, okazało się, ze zachowała się dokumentacja, którą Niemcy wykonali w przededniu bombardowania przeczuwając zbliżający się czarny dla miasta scenariusz. Pierwszy budynek oddano do użytku w roku 1986. Jednocześnie pod Rynkiem wybudowano podziemny garaż. Dom Cechu Rzeźników i Dom Cechu Piekarzy odbudowano w roku 1989 kosztem 9 mln euro na cele Muzeum Miejskiego i restaurację. Ostatni budynek zrekonstruowany do tej pory to Der umgestülpte Zuckerhut (w dosłownym tłumaczeniu ”odwrócona kostka cukru”) odbudowany w roku 2010. Ta ostatnia rekonstrukcja możliwa była dzięki kolejnej prywatnej inicjatywie Altstadtgilde, która rozpoczęła zbiórkę pieniędzy na wykupienie terenu i rekonstrukcję już w roku 2000. Znów pomogli mieszkańcy. Dom przekazany został miastu jako prezent i obecnie znajduje się w nim kafejka.
Patrząc na wszystkie działania rekonstrukcyjne w Niemczech rzuca się w oczy duże zaangażowanie społeczne. To sami mieszkańcy walczą o odbudowę swoich miast i ponoszą w dużej mierze jej koszty. Wydaje się przy tym, że społeczeństwo niemieckie jest tu zdecydowanie bardziej aktywne i skuteczne, jeśli o chodzi o kształtowanie wspólnej przestrzeni miejskiej niż np. polskie. Co pozostaje niezmiennie i w Niemczech i w Polsce, to takie samo – często negatywne – nastawienie środowisk związanych z architekturą i również po części konserwatorów zabytków (dla przykładu chociażby ostatnie wypowiedzi dyrektor Miejskiej Pracowni Urbanistycznej w Bydgoszczy Anny Rembowicz-Dziekciowskiej, która jest przeciwko odbudowie zachodniej pierzei Starego Rynku zniszczonego przez Niemców podczas IIWŚ: wypowiedź).
Polskie środowisko przeciwników rekonstrukcji (i zwolenników architektury nowoczesnej) używa różnych argumentów. Znana krytyczka rekonstrukcji Pałacu Saskiego, była Minister KiDN Małgorzata Omilanowska, jest zdania, że w naszym kraju jest już ”za późno” na rekonstrukcje, które miały sens co najwyżej po wojnie. Inicjatywy niemieckie mają być tutaj ”nadrabianiem” usprawiedliwionym faktem, że w Niemczech nie rekonstruowano wcześniej. Jak się okazuje, nie jest to jednak do końca prawda.
Istnieje cały szereg obiektów, które Niemcy odbudowali krótko po wojnie m.in.: gotycki szpital Heilig-Geist w Norymberdze w 1953, kościół St. Martini w Bremie w 1960, berlińskie pałace Księżniczek w 1964 i Następców Tronu w roku 1969. Innymi słowy w Niemczech rekonstruowało się, rekonstruuje i zapewne będzie rekonstruować. To ostatnie jednak z coraz większymi problemami. Nie chodzi o cenę, która wg zwolenników rekonstrukcji w Niemczech spada wraz z popularnością tego typu inicjatyw ani o brak specjalistów, ale coraz częściej używany argument o zabytkowości/”zabytkowości” powojennego modernizmu, jaki stosuje środowisko zwolenników tego typu architektury bez względu na jej umiejscowienie w obrębie historycznych centrów miast.
Podobną retorykę w Polsce zaprezentowała niedawno wspomniana Małgorzata Omilanowska wskazując, że obecna forma pomnika Nieznanego Żołnierza w Warszawie jest już powojennym zabytkiem. Nie zmienia to wszakże jej poparcia dla nowoczesnej architektury w miejscu Pałacu Saskiego (artykuł ”Granice rekonstrukcji” w ”Spotkaniach z Zabytkami”) ’
Wprawdzie architekci współcześni zasłużyli na ten brak zaufania, ale byłoby niesprawiedliwością twierdzić, że nie mamy dobrych architektów, którzy potrafiliby dźwignąć takie zadania, jak np. uzupełnienie zachodniej pierzei pl. Piłsudskiego w Warszawie, czyli tam, gdzie kiedyś stał Pałac Saski, a gdzie dzisiaj powinna stanąć nowa architektura, ale projektowana przez współczesnych architektów.
Poniżej jeszcze kilka zdjęć z tej rekonstrukcji.
Krzysztof Czyż
Na zdjęciu wyróżniającym grafika ze strony Muzeum Miejskiego w Hildesheim przypominająca o 20-leciu rekonstrukcji Knochenhaueramtshaus oraz wystawie towarzyszącej tej rocznicy (w Domu Cechu Rzeźników).
Jakie to jest dziwne i w oczywisty sposób – niespójne. Dzisiaj opiewane jest piękno Gdańska – przecież uratowane po wojnie, za czasów sowieckiej okupacji, przez naszych dziadów i rodziców. Ale – gdy po 1989 roku mieliśmy taką szansę by zrobić z Gdańska perłę, klejnot – architekci, urbaniści – decydenci głoszą chwałę „nowoczesności”, doprowadzili do zastawienia historycznego obszaru miasta blokowiskami. Pasożytują na uratowanym przez naszych rodziców pięknie nawet nie umiejąc go podtrzymać, nie mówiąc o oczywistym przecież zadaniu rozwinięcia tego dzieła. Płakać się chce, chce się wyjechać.
Bardzo ładnie z małym zastrzeżeniem że odbudowywany Pałac Saski nie jest właściwym pałacem saskim tylko kamienica rosyjskiego kupca Skwarcowa zbudowana na miejscu pałacu. Więc proszę nie wprowadzać w błąd.