W pierwszej części artykułu poświęconego Jadwidze Łuszczewskiej przedstawiłam historię rodziny Łuszczewskich oraz specyficzną atmosferę panującą w domu rodzinnym przyszłej poetki, a także początki jej pracy twórczej.
Kilkunastoletnia Jadwiga zaczęła bywać na spotkaniach organizowanych przez jej matkę w salonie mieszczącym się w mieszkaniu Łuszczewskich. Wkrótce zaczęła improwizować, czyli wyrażać swe myśli mową poetycką. Wiersze te były spisywane, wiele z nich zostało wydrukowanych. Po kilku latach Deotyma zaprzestała improwizacji (wiemy, że na pewno improwizowała w czasie swego pobytu w Paryżu na przełomie lat 1860 i 1861) i od tej pory zapoznawała gości salonu z wcześniej napisanymi przez siebie utworami.
Nie wszystkie one jednak ujrzały światło dzienne; niektóre odkładała do szafy – wracała do nich nawet dopiero po latach. W 1854 r. ukazał się jej pierwszy tom „Improwizacji i poezji”.
Wiele lat poetka poświęciła pracy nad poematami, które stanowiły cykl „Polska w pieśni”. Osnute były na dziejach naszego narodu, legendach i baśniach. Pisanie ich poprzedzała intensywna praca: studiowanie materiałów źródłowych oraz podróże do miast związanych ściśle z historią Polski: Gniezna, Kruszwicy, Poznania, Malborka, Gdańska, Ojcowa, Sandomierza.
W nadmotławskim grodzie Deotyma bawiła w lecie 1858 r. Mieszkała wtedy w Domu Angielskim przy Brotbänkengasse (ob. ul. Chlebnicka). W 1860 r. pojechała na Podhale. W czasie każdej podróży pisała dzienniki. W 1861 r. ukazał się w „Tygodniku Ilustrowanym” jej artykuł zatytułowany „Wycieczka do Gdańska”.
Pierwszy utwór z cyklu „Polska w pieśni” zatytułowany „Lech” ukazał się w 1859 r. , zaś rok później „Wojna olbrzymów”.
Należy też odnotować wspomniany wyjazd Jadwigi z jej ojcem do Paryża, w czasie którego poznała wielu polskich poetów emigracyjnych oraz po raz pierwszy wygłosiła kilka improwizacji o wydźwięku patriotycznym (co było niemożliwe w Warszawie). W sierpniu 1861 r. poetka wyjechała z matką do Włoch (przez Wiedeń).
Po ich powrocie do Warszawy (w marcu 1863 r.) rodzinę czekała przeprowadzka z Pałacu Saskiego (zakupionego przez rząd na cele wojskowe) do budynku przy ul. Granicznej 971. Był to początek wielu przykrych wydarzeń: nagła śmierć Kazimiery, a w listopadzie 1863 r. aresztowanie Wacława. Deotyma tak to odnotowała: ”Myśmy jeszcze siedzieli we troje wkoło lampy i głośno czytali <Pana Tadeusza>. (…) w progu ukazał się oficer – sień, schody i dziedziniec były pełne żołnierzy…”. Wacław został zesłany w głąb Rosji; Jadwiga postanowiła mu towarzyszyć, przy czym do Pskowa pojechali całą rodziną.
Pobyt na wygnaniu trwał mniej więcej dziewiętnaście miesięcy: od późnej jesieni 1863 r. do czerwca 1865 r. Ich tułaczka obejmowała: Moskwę, Niżny Nowogród, Kazań, Jadryn, Symbirsk, Penzę i Czembar. W tym czasie Jadwiga poświęcała czas na pracę twórczą np. wróciła do rozpoczętego poematu „Wanda”. Pisywała listy do matki; korespondencja poddawana była cenzurze. Aby nie sprawiać matce przykrości, początkowo nie pisała prawdy na temat biedy i niewygód. Dopiero, kiedy matka wyraziła chęć przyjazdu na Syberię, napisała prawdę o ich trudnej sytuacji. Na początku 1864 r. oboje z ojcem wykonali z tektury i papieru „chatkę jadryńską”, czyli miniaturę domu, w którym mieszkali w Jadryniu. Wysłali ją pocztą na adres pani Łuszczewskiej.
W czerwcu 1865 r. Wacław otrzymał pozwolenie powrotu do Warszawy: został ułaskawiony, przywrócono mu dawne prawa. 2 lipca wraz z córką wrócił do domu.
W kolejnych miesiącach Deotyma pracowała nad dalszymi poematami z cyklu „Polska w pieśni”, które wygłaszała na różnych imprezach o charakterze dobroczynnym np. „Potęga jałmużny” (o Stanisławie Lubomirskim), albo „Baśń o Wdowie i jej trzech synach”.
W 1867 r. zachorował Wacław Łuszczewski. Choroba zakończyła się śmiercią 6 VI 1867 r. Deotyma odnotowała: „słońce mego szczęścia zgasło”. Napisała na tę okoliczność wiersz, którego nigdy publicznie nie przeczytała.
17 III 1869 r. zmarła Magdalena Łuszczewska. Córka wyraziła to następująco: „zgasły ostatnie światła mojej przeszłości”.
Po śmierci rodziców zamieszkała tymczasowo w kamienicy nr 1574, której okna wychodziły częściowo na Al. Jerozolimskie, częściowo na ul. Widok, gdzie jej ciotka i kuzynka spędzały miesiące zimowe. Niebawem przeprowadziła się do kamienicy na posesji nr 1065 c: na rogu Królewskiej i Marszałkowskiej (okna apartamentu Deotymy wychodziły z jednej strony na Królewską, z drugiej na Ogród Saski). Mieszkała tam Eugenia Wolffowa, zaprzyjaźniona kilka lat wcześniej z panią Niną, którą Jadwiga także polubiła. W kolejnym roku Wolffowie stali się właścicielami tejże kamienicy.
Dzięki odziedziczonym po rodzicach kapitałom Deotyma mogła wieść beztroski żywot koncentrując się na pracy twórczej.
Mieszkanie Jadwigi znajdowało się na pierwszym piętrze kamienicy, nad pensją dla panien prowadzoną przez Jadwigę Sikorską. Poetkę zaczęli odwiedzać tam dawni znajomi, którzy nie chcieli by czuła się samotna po śmierci rodziców. Tak zrodziła się u niej myśl organizowania spotkań na wzór tych organizowanych przez jej matkę. Odbywały się one w czwartki. Opisy tych wieczornych spotkań znajdziemy we wspomnieniach takich osób, jak Artur Opman, Czesław Jankowski, Stefania Podhorska – Okołów.
Gospodyni zachęcona przez gości czytała im fragmenty swoich najnowszych utworów, co motywowało ją do systematycznej pracy. Jak wspominał Czesław Jankowski Deotyma w czasie tych spotkań „miała nieodmiennie na sobie suknię aksamitną, czarną gładką z trenem; na pięknym biuście kolię z przepysznych szmaragdów, takież szmaragdy w uszach; czarną koronkę na wysokim, z czoła uczesaniu”.
Każde spotkanie odbywało się według ustalonego programu. Najpierw goście – panowie we frakach i pod krawatem, panie w „tualetach rautowych” gromadzili się w „czerwonym” salonie o pluszowych ciemnowiśniowych meblach, oświetlonym tylko jedną lampą z ogromnym abażurem. Stamtąd przenosili się do „tureckiego saloniku” z „przepaścistymi dokoła ścian otomanami” Wtedy „wnoszono wazę i rodzaj pękatych, z uszkiem, kufelków, z misternie szlifowanego szkła. Z wazy dymił poncz zwany przez wszystkich <lawą>. Jednocześnie podawano – czasem – torty i lody. Rozlewał lawę przez długi szereg czwartków bliski krewny Jadwigi Łuszczewskiej, p. Edmund Krzymuski (…) późniejszy luminarz Wszechnicy Jagiellońskiej i rektor. Z kufelkiem lawy w ręku przechodziło się do wielkiego salonu, oświetlonego a giorno”. (Cz. Jankowski, „Z czeczotkowej szkatułki. Odgłosy ginącego świata”).
W tym salonie ściany pomalowane były na żółty kolor – na podobieństwo słynnego salonu pani Niny, a na nich zawisły te same obrazy – pamiątki rodzinne, w tym portret Deotymy autorstwa Simmlera.
Gospodyni siadała tam przy „okrągłym, suto rzeźbionym stoliku” , na którym palił się wieloramienny kandelabr – dar od gości. Czytała gościom swoje najnowsze utwory, co motywowało ją do nieustannej pracy. Po wysłuchaniu goście wyrażali swoje podziękowania i zachwyty; rozchodzili się do swych domów, gdyż często zegar wybijał godzinę drugą w nocy.
Warto jeszcze dodać, iż uczestnicy owych wieczorów obwołali swą gospodynię „królową” wręczając jej srebrny wachlarz w kształcie berła oraz dyplom „królewski” . Sami utworzyli „ dwór królewski” rozdzielając pomiędzy siebie różne „urzędy” np. Antoni Edward Odyniec obwołał siebie „Spowiednikiem”, a Hipolit Skimborowicz – „Bibliotekarzem”. Ci dwaj wymienieni grali „pierwsze skrzypce” na owym „dworze”. Po śmierci Odyńca w 1885 r. wieczory przybrały charakter bardziej kameralny; gromadziły znacznie mniej osób.
W tamtym czasie Deotyma na swoich wieczorach zaczęła czytać gościom fragmenty poematu „Wanda” , dotąd nie publikowanego. W zamian – po odczytaniu ostatniego fragmentu – otrzymała od gości różne dary m. in. wspomniany kandelabr oraz posążek Wandy wyrzeźbiony przez Bolesława Syrewicza. Dodatkowo została zaproszona na spektakl, który odbył się w Teatrze Wielkim, oparty na fragmentach tego poematu. Wystąpiło w nim aż osiemdziesiąt osób, sami amatorzy; reżyserował Aleksander Lesser.
W 1872 r. goście wieczorów czwartkowych mogli usłyszeć fragmenty powstającego wówczas utworu pt. „Narzeczona z Ogrodzieńca” (opartym na podaniu z XII w.).
1 III 1873 r. Deotyma zorganizowała wieczór poświęcony Mikołajowi Kopernikowi (z okazji 400 – rocznicy jego urodzin). Jej salon zyskał na tę okoliczność odświętny wystrój: oprócz posągu Kopernika (dłuta Ludwika Kucharzewskiego) pojawił się w nim portret pani Niny oraz księga „O obrotach sfer niebieskich”. Deotyma chciała w ten sposób przypomnieć udział swej matki w przetłumaczeniu tego dzieła słynnego astronoma.
Poetka zaprezentowała wtedy „Słoneczną Kantatę”, napisaną przez siebie z okazji tego jubileuszu na prośbę Poznańskiego Towarzystwa Nauk; recytacji towarzyszyły chóralne śpiewy.
W tym samym roku napisała „Rapsody o Chrobrym Królu”, zaś dwa lata później „Biesiadę u Ziemomysła”.
Z utworów powstałych w kolejnych latach odnotować należy „Branki w Jasyrze”. Pracę nad nim poprzedziły bardzo dogłębne studia odpowiednich źródeł historycznych, celem jak najwierniejszego oddania tła historycznego utworu. Kolejne fragmenty autorka odczytywała w swoim salonie w latach 1879 – 80; w podzięce od gości otrzymała Złotą Różę.
W międzyczasie poetka wyjeżdżała do innych miast np. Poznania, Lwowa, gdzie wygłaszała odczyty (przykładowo dla uczczenia Klementyny z Tańskich Hoffmanowej).
Pisała drobne wiersze oraz pracowała nad większymi utworami o tematyce historycznej np. „Jadwigą” i „Sobieskim pod Wiedniem”. Fragmenty drugiego z wymienionych goście Deotymy mogli usłyszeć począwszy od 1883 r. Było to związane z przypadającym wówczas jubileuszem 200 – lecie słynnej Wiktorii Wiedeńskiej.
Deotyma równolegle pisała drobne utwory poetyckie – „poemaciki i wiersze ulotne”, jak je sama określiła. Zostały one wydane w 1898 r. w dwutomowym „Wyborze poezji”.
W 1892 r. czyli dokładnie w 40 lat od rozpoczęcia swojej pracy twórczej Jadwiga Łuszczewska poczuła się „dojrzałą” poetką. Stwierdziła, że dopiero teraz pisanie stało się dla niej przyjemnością.
W tamtym czasie Łuszczewska napisała powieść zatytułowaną „Panienka” (wyd. 1893 r.), wydaną dopiero w pięć lat później, pod zmienionym tytułem jako „Panienka z okienka”. Jak wiemy akcja utworu została osadzona w Gdańsku w XVII w.
Deotyma w swoim salonie organizowała jubileusze różnych swoich gości np. Antoniego Edwarda Odyńca w 1881 r.
Jednak z największą pompą obchodzono 17 V 1897 r. jubileusz 45–lecia pracy twórczej samej Deotymy. Tym razem była to inicjatywa najbliższych znajomych dostojnej Jubilatki.
Jej salon ponownie zagościł tłumy – trzeba było otworzyć drzwi prowadzące do przylegającego do jej mieszkania, salonu Eugenii Wolffowej.
Głównym inicjatorem i organizatorem tej uroczystości był Adam Pług (własc. Antoni Pietkiewicz; poeta, powieściopisarz i publicysta), a drugim Wiktor Gomulicki (też słynny poeta).
Już pod koniec 1896 r. znajomi poetki zaczęli domagać się od niej „materiałów do rozmaitych życiorysów i studiów”. To zmotywowało ją do spisania wspomnień i tak powstał „Pamiętnik Deotymy”, którego odpisy otrzymali w prezencie wspomniani wyżej literaci: W. Gomulicki i A. Pług.
Egzemplarz podarowany pierwszemu z nich przepadł tuż po Powstaniu Warszawskim.
Adam Pług po przeczytaniu owego pamiętnika napisał pracę o Deotymie wydaną w 1900 r. W dziesięć lat później „Pamiętnik Deotymy” został opublikowany w „Bibliotece Warszawskiej”. Po drugiej wojnie światowej reedycji tych wspomnień podjął się Juliusz Wiktor Gomulicki, który opatrzył go własnym słowem wstępnym oraz odpowiednimi przypisami.
Wracając do słynnego Jubileuszu – na tę okoliczność Zygmunt Noskowski skomponował kantatę (w rytmie poloneza) do słów Seweryny Duchińskiej. Po jej wykonaniu – na początku uroczystości – rozpoczęły się liczne przemówienia, a potem nastąpiło wręczanie Jubilatce darów: medalu z brązu z jej podobizną oraz albumu z wierszami na jej cześć autorstwa kilku poetów.
Biesiada trwała aż do świtu. Po raz ostatni wtedy salon Deotymy zapełnił się tak wielkim tłumem gości.
Spotkania czwartkowe, które po nim nastąpiły, były bardzo ciche. Przy czym nadal hołdowano dawnemu ceremoniałowi; poetka raczyła gości „lawą”, po czym czytała gościom głównie fragmenty „Sobieskiego pod Wiedniem”. Częstym gościem był wówczas Artur Opman (pseud. lit. Or – Ot) , który wspominał gospodynię, jako uśmiechniętą, miłą staruszkę, „z wesołymi, mądrymi oczami, uczesaną, jak babcie nasze, uprzejmą, dobrotliwą”. Podkreślał jej erudycję, „gorące zajmowanie się wszystkim, co dotyczyło kraju w przeszłości i teraźniejszość, jej znajomość spraw naszych i trafne wniknięcie w sam rdzeń rzeczy.”
Spotkania te odbywały się do 1905 r., czyli do momentu pogorszenia się stanu zdrowia gospodyni. Przez wiele lat chorowała ona na serce. Teraz zaniemogła do tego stopnia, że większość czasu spędzała w łóżku. Na swoje wieczory zapraszała tylko najbliższych, zaufanych znajomych.
Ostatni „czwartek” odbył się 10 IX 1908 r., kiedy to Deotyma kazała się przenieść z łóżka na swój ulubiony fotel. W czasie rozmowy z gośćmi przepowiedziała swoją rychłą śmierć, która istotnie nadeszła za trzynaście dni, czyli 23 września. Tak, jak wspomniałam wcześniej, poetka została pochowana wraz ze swym ojcem, z dala od matki.
Trumna z ciałem została wystawiona w kościele Wszystkich Świętych, gdzie odprawiono Mszę żałobną. Jej pogrzeb odbył się w sobotę, 26 IX 1908 r. na Powązkach. Towarzyszyły temu tak imponujące uroczystości pogrzebowe, jakich nie doczekało się wielu wybitniejszych i bardziej zasłużonych dla Warszawy poetów i pisarzy. Na jej grobie ustawiono rzeźbę „Anioł Zmartwychwstania” dłuta Daniela Zaleskiego.
Jak stwierdził J. W. Gomulicki „zgon Deotymy był równocześnie zgonem owej oryginalnej instytucji, która nigdy już się w Warszawie nie odrodziła”. Autor miał oczywiście na myśli salon literacki.
Poetkę upamiętniono nadając jej imię ulicom w niektórych miastach, w tym oczywiście w jej ukochanej Warszawie, jak również w Gdańsku.
Obecnie Jadwiga Łuszczewska jest chyba najbardziej kojarzona z powieścią „Panienka z okienka”, która doczekała się adaptacji scenicznej oraz filmowej (w reżyserii Marii Kaniewskiej). Powieść ta została również przerobiona na libretto opery Tadeusza Paciorkiewicza (pt. „Romans gdański”).
Rzeźbiarka Ewa Topolan zaprojektowała mechaniczną figurę przedstawiającą bohaterkę tej książki, która od 1 VI 2001 r. wychylała się ze szczytowego okna Nowego Domu Ławy przy Długim Targu w Gdańsku. Od 2 lat panienka nie działa.
W naszym mieście jest też przedszkole im. „Panienki z okienka”.