Jak współpracuje się z Miastem Gdańsk administrowanym przez Aleksandrę Dulkiewicz? O niezrealizowaniu przedwyborczych obietnic składanych przez Pawła Adamowicza. Protekcjonizm Koalicji Obywatelskiej. Czy gdańska lewica wystawi kandydata na prezydenta miasta? Jolanta Banach (Lepszy Gdańsk) udzieliła bardzo interesującego wywiadu Januszowi Ch. 

Jolanta Banach, źródło FB Jolanta Banach
Jolanta Banach, źródło FB Jolanta Banach

Janusz Ch: Niedawno wysłała Pani list do prezydent Dulkiewicz pytając, co dalej z realizacją porozumienia podpisanego przed wyborami, a które zapewniało Wasze poparcie prezydentowi Adamowiczowi w drugiej turze wyborów w 2018 r. Dlaczego zdecydowała się Pani na jego napisanie?

Jolanta Banach: Ostatnie spotkanie komitetu monitorującego realizację Porozumienia odbyło się 27 maja 2019 r. Komitet miał za zadanie wypracowywać szczegóły i harmonogram wdrażania postulatów, oceniać postęp prac. W jego skład wchodzili przedstawiciele Lepszego Gdańska i władzy samorządowej.

Pomimo naszych wielokrotnych prób kontaktu w sprawie dalszej współpracy, spotkań komitetu nie organizowano. Poza tym tempo realizacji wspólnie uzgodnionych i konkretnych celów oraz polityka miejska w zakresie objętym Porozumieniem budzą wątpliwości co do faktycznej woli jego zrealizowania. Z dziesięciu postulatów wdrożono dwa, zaś np. z problemem niezaspokojenia potrzeb mieszkaniowych Miasto próbuje radzić sobie w sposób sprzeczny z zapisami dokumentu, nie tylko drastycznie zmniejszając prognozę co do liczby nowych lokali pozyskanych do zasobu komunalnego, ale poprzez tzw. system oceny punktowej sztucznie ograniczając kolejkę do tych lokali.

To tylko jeden przykład. Jest ich więcej, choćby dotyczący kontrowersyjnej propozycji de facto ograniczenia decyzyjności radnych dzielnic. Pytają nas o to dziennikarze i mieszkańcy. Cele z wypracowanego kompromisu są po prostu odpowiedzią na społeczne potrzeby mieszkańców, co zaskakujące, wynikają również z diagnozy sporządzonej przez władze Miasta w Gdańskiej Strategii Rozwiązywania Problemów Społecznych.

JCh.: Czy nie jest Pani i pani współpracownikom, współpracowniczkom po prostu przykro? Czy to nie była za duża naiwność?

JB.: Jest. Nie tylko z tego powodu, że wciąż jeszcze głównym wskaźnikiem rozwoju miasta dla władzy samorządowej jest gęsta, wysoka zabudowa dewelopersko – biurowa i gmaszyska masowej rekreacji, a nie np. wysokiej jakości usługi publiczne i priorytet dla rozwoju mieszkalnictwa komunalnego, równoważącego przecież ceny wynajmu na tzw. wolnym rynku. Wciąż jeszcze pojawia się argument braku pieniędzy na realizację zadań społecznych i to często będących obowiązkiem gminy (!), a dość lekko wydaje się je na wielkie kontrowersyjne inwestycje, kolejne szpecące nabrzeże Motławy kładki, wspierające przede wszystkim prywatny interes czy niedziałający pomimo ciągłych nakładów Kunszt Wodny, że nie wspomnę niezliczonych sal na warsztaty, szkolenia, konferencje, debaty, itd.

Pomimo licznych zbiorowych doświadczeń z nierealizowaniem w polskiej polityce obietnic, jednak luźne podejście sukcesorów politycznych Pawła Adamowicza do podpisanego przez prezydenta dokumentu jest dość przykre. W żadnym razie nie nazwałabym naiwnością podpisywanie umów społecznych. Są one niezbędną praktyką demokratycznego porządku.

Nawet jeśli część z tych postulatów doczeka się realizacji, to i tak będzie to z korzyścią dla mieszkańców.

JCh.: Wydaje się, że jedynym narzędziem do egzekwowania tej umowy, jakim dysponuje Lepszy Gdańsk, jest przyzwoitość drugiej strony.

JB.: Wciąż jeszcze w praktyce sprawowania urzędu dominuje przekonanie, że zobowiązania niezapisane w twardym prawie nie mają tej samej mocy, a osoby sprawujące mandat przekonują, że daje on prawo do arbitralnego podejmowania decyzji, jednostronnej zmiany podjętych uzgodnień.

Mnie wciąż doskwiera protekcjonalny sposób komunikowania się ze stroną społeczną. Przedstawiciele KO zgłaszają pretensje, że piszemy list otwarty do p. Prezydent w chwili, kiedy urzędnicy po prawie dwóch latach smsem skierowanym do jednego z aktywistów Lepszego Gdańska zapraszają na spotkanie z nową p. Wiceprezydent i należy zrozumieć, że trzeba dać jej czas na zorientowanie się w podległych sprawach.

Tymczasem współpraca przy realizacji zawartego w świetle jupiterów Porozumienia powinna być oparta o jasne zasady: harmonogram spotkań, tryb komunikowania, jasny podział zadań, instytucjonalną, a nie personalną kontynuację prac. Opracowaliśmy w tej sprawie regulamin Komitetu Monitorującego i domaganie się przestrzegania tych zasad nie jest małostkowością, ale sygnałem, iż umowa ma charakter publiczny i traktujemy się nawzajem poważnie, a tym samym mieszkańców Gdańska.

JCh.: Lepszy Gdańsk wystawi swojego kandydata w najbliższych wyborach prezydenckich w Gdańsku?

JB.: Ruch miejski Lepszy Gdańsk zorientowany jest na sprawy społeczne i zrównoważonego rozwoju, w tym głębokim, a nie powierzchownym znaczeniu, uwzględniającym balans między celami ekonomicznymi, społecznymi i ekologicznymi. Z tego powodu najbliżej nam do formacji lewicowych i centrum w rozumieniu standardów zachodnioeuropejskich.

Dlatego poprzemy kandydata lub kandydatkę o podobnych przekonaniach. Ostatnie wybory samorządowe odzwierciedliły silną partyjną polaryzację, praktycznie marginalizując inicjatywy obywatelskie. Chociaż Lepszy Gdańsk w przeciwieństwie do komitetów partyjnych nie dysponując podobnymi zasobami organizacyjnymi i finansowymi, przekroczył próg wyborczy, nie przełożyło się to na mandaty z powodu ordynacji wyborczej. Zatem w pojedynkę komitety obywatelskie wciąż mają znikome szanse.

JCh.: Od 2018 roku wiele się zmieniło na świecie przez pandemię koronawirusa. Czy w związku z tym, zastąpiłaby Pani jakieś punkty z porozumienia innymi pomysłami?

JB.:  Przeciwnie, rozbudowałbym je, gdyby była taka szansa. Wyobraźnia i wiedza, z jaką formułowano postulaty wyprzedziły obecny czas. Pandemia stare problemy zwielokrotniła. Dotyczy to zwłaszcza opieki instytucjonalnej i środowiskowej , wsparcia osób o ograniczonej zdolności do samodzielnej egzystencji oraz ich rodzin. Ideą Porozumienia było zwiększenie dostępności do usług opiekuńczych, podniesienie ich jakości, poszerzenie zakresu o asystenturę, rehabilitację, fizjoterapię, itd.

W każdej dzielnicy miał powstać dzienny ośrodek wsparcia lub integracji mieszkańców, którzy potrzebują częściowej pomocy w funkcjonowaniu. Chyba nie trzeba tłumaczyć, jakie znaczenie dzisiaj ma taka sieć opieki. Jeszcze przed pandemią ten system odsłaniał wiele deficytów z dramatycznymi skutkami dla osób starszych i niezdolnych do samodzielnej egzystencji. Każdy kto w rodzinie i sąsiedztwie ma takie osoby, wie o czym mówię. Zdaniem NIK ok. 2 mln. osób potrzebuje np. codziennego wsparcia w formie usług opiekuńczych, a otrzymuje je 1% populacji powyżej 60 r. życia, podniesieniu ceny usług opiekuńczych (w związku ze wzrostem płacy minimalnej) nie towarzyszy zwiększenie tzw. progów dochodowych, od których ta cena zależy. W efekcie ludzie potrzebujący rezygnują z usług, bo ich nie stać, gminy zmniejszają liczbę godzin opieki.

Przetargi i konkursy na usługi ustawiane są tak, że decyduje najniższa oferta, co odbija się na ich jakości. Nie ma szczegółowych standardów tych usług, dotyczących np. monitorowania stanu zdrowia podopiecznego. Nie obejmują np. wizyt domowych specjalistów medyczno – pielęgnacyjnych, itd. Te wszystkie problemy dotyczą Gdańska. Media donoszą o wzroście fali przemocy wewnątrzdomowej.

Nasze postulaty dotyczyły utworzenia systemu wsparcia osób dotkniętych przestępstwem. Dzisiaj niezbędna jest nam rzetelna wiedza o tym, kto o ograniczonej mobilności, w zaawansowanym wieku, jakiej potrzebuje pomocy, kto z tej grupy przebywa na kwarantannie, pozostaje w izolacji. Bo pomoc ta udzielana jest na wniosek, a problem polega na tym, żeby do tych osób dotrzeć. Postulowałabym kontakt z poradniami poza radami dzielnic, spółdzielniami mieszkaniowymi, niektóre nota bene w okresie pandemii zamykały np. windy, itd.

Fatalne są skutki zamknięcia dziennych ośrodków wsparcia. Znam rodziny z dorosłą osobą niepełnosprawną, których funkcjonowanie z powodu zamknięcia warsztatu terapii zajęciowej znacznie się pogorszyło. Takie ośrodki potrzebują przeorganizowania pracy ( np. wykonywania jej w domu uczestnika), ale aby pracownicy systemu opieki mogli czuć się bezpiecznie, warto byłoby zakupić testy. Niektóre miasta to robiły. Potrzeb i pomysłów jest wiele, tylko w takich sytuacjach władze Gdańska mówią: nie ma pieniędzy. Na inne rzeczy są.

JCh.: Miasto chwali się różnymi programami pomocy seniorom i osobom żyjącym samotnie. One spełniają swoją rolę?

JB.: Miasto chwali się różnymi działaniami. Nie rzecz w tym, że w ogóle coś robimy, ale w jakim stopniu realnie rozwiązujemy te problemy i zaspokajamy potrzeby starszych mieszkańców w kolejności od tych najpilniejszych chroniących życie, zdrowie i codzienne bezpieczeństwo.

A z tym jest fatalnie. Osoby samotne niezdolne do samodzielnej egzystencji latami czekają na miejsce w domu pomocy społecznej, dramatycznie brakuje dziennych ośrodków wsparcia dostosowanych do rodzaju dysfunkcji i zaburzeń. Tu trzeba się dostosować do oferty Miasta, a nie na odwrót. Potrzebna jest nam pilna diagnoza, do której zresztą zobowiązuje art. 2 i 3 ustawy z dnia 11 września 2015 r. o osobach starszych (obowiązuje od 1 stycznia 2016 r.), a która powinna obejmować m.in. sytuację demograficzną, dochodową, warunki mieszkaniowe, aktywność zawodową, sytuację rodzinną i zdrowotną, strukturę gospodarstw domowych, sytuację osób niepełnosprawnych, aktywność społeczną, obywatelską, edukacyjną, kulturalną, sportową i rekreacyjną, a także dostępność i poziom usług socjalnych.

Drastycznie wzrosły ceny usług opiekuńczych dla osób całkowicie niezdolnych do samodzielnej egzystencji z najniższymi świadczeniami. Nawet o kilkaset procent. To nie tylko kuriozum, to hańba. Pisałam o tym w liście do radnych w październiku ub. roku. Bez reakcji.

W działaniach na rzecz osób starszych za dużo jest akcyjności, za mało systemowości, a zwłaszcza w realizowaniu ustawowych zobowiązań samorządu. Za dużo też cedowania obowiązków samorządu na organizacje pozarządowe. One mają pełnić z założenia funkcję uzupełniającą ofertę Miasta, a nie go zastępować. To władza samorządowa odpowiada za realizację zadań publicznych.

Kiedyś na moje pytanie o potrzebie organizowania w Gdańsku przyjaznych, małych domów opieki dla samotnych seniorów, czekających 7 lat na umieszczenie w DPS – wysoko postawiona osoba w zarządzie miasta odpowiedziała, że jeśli jakaś organizacja wyrazi gotowość, to można rozpocząć prace. Kuriozum!

JCh.: Lepszy Gdańsk chciał też większej pomocy dla ludzi oczekujących na mieszkania socjalne i komunalne. Radni miejskiej opozycji i media wskazują, że jest mnóstwo pustostanów, one często są puste od lat. Jak pani sądzi, dlaczego tak jest? I jak rozwiązać ten problem?

JB.: Miasto twierdzi, że remont większości z nich jest nieopłacalny, tzn. jego koszt przewyższałby budowę nowej substancji mieszkaniowej i że nie ma pieniędzy. Tylko po pierwsze: do tego stanu doprowadzano latami, dlatego właśnie, że troska o stan zasobów komunalnych nie była priorytetem takim, jak reprezentacyjne, świecące pustkami gmaszyska, pochłaniające setki milionów na budowę i dziesiątki na bieżące utrzymanie, jak np. stadion.

Po drugie: zdecydowanie większy priorytet należy nadać wykorzystaniu środków unijnych na rewitalizację we wnioskach składanych do Marszałka Województwa.

Po trzecie: to nie jest tak, że Miasto przeznacza na remonty substancji mieszkaniowej wyłącznie własne środki. Korzysta z różnego rodzaju funduszy dopłat. Jak wynika z informacji przekazanej przez władze miasta na konferencji prasowej 15 stycznia 2021 r. pieniądze z budżetu miejskiego na remonty wcale nie są takie wysokie.

JCh.: Kiedyś, na stronach Rady Miasta, deklarowała się Pani jako kibicka żużla. Gdyby to Pani rządziła teraz miastem, przeznaczyłaby Pani środki na remont stadionu, czy zaczekała na inny moment?

JB.: Zdecydowanie to nie jest dzisiaj priorytet. Zwłaszcza w sytuacji perspektywy mniejszych wpływów z udziału w podatkach, jak i rozwiązań rządu, który pozbawił samorządy części dochodów z podatków, nie rekompensując im np. ubytku z tytułu zwolnienia z podatku pracowników do 26 r. życia.

JCh.: Ma Pani jakieś ulubione miejsce do spacerów? Zieleni tam przybywa, czy ubywa?

JB.: Na „moim” Suchaninie praktycznie nie powstają nowe miejsca do odpoczynku wśród zieleni, przeciwnie, tak jak w wielu dzielnicach Gdańska gęstnieje zabudowa do skali uniemożliwiającej tworzenie nawet małych skwerów. Mieszkańcy na ul. Paderewskiego protestują przeciwko planom wciśnięcia między dziesięciopiętrowce nowych bloków o tej samej wysokości i to w odległości kilkudziesięciu metrów. Z przeszłości mamy na szczęście zbiornik Wileńska i Staw Cyganka. Trzeba jednak pamiętać, że osiedle się rozbudowuje, mieszkańcom – zwłaszcza starszym – trudno pokonać kilometry, żeby dojść do tych miejsc. Coraz częściej, ja również, jeździmy do dzielnic nadmorskich, dużych parków, przyczyniając się tym samym do zwiększenia ruchu drogowego.

JCh.: Dziękuję za rozmowę.

Z Jolantą Banach rozmawiał Janusz Ch.

9 thoughts on “Z Jolantą Banach o współpracy z władzami Gdańska

  • Pamiętam Panią Jolę gdy w Lęborku w latach 70-ych chodziła ze społeczną komisją mieszkaniową. Miałem wtedy lat kilka.

    Odpowiedz
  • Pani Jola super, ale na jej miejscu nie rozmawiałbym z fejsbukowym trolem.

    Odpowiedz
      • Cóż, mamy inne zdanie o twojej twórczosci

        Odpowiedz
  • Może Januszu gdybys mial odwagę pisać z otwartą przyłbicą a nie chować się za nickiem i zdjęciem malpy …

    Odpowiedz
    • „Fanka”, takie imię dali Ci na chrzcie?

      Odpowiedz
      • Ja nie zgrywam dziennikarki, Andrzej xD a może Janusz

        Odpowiedz
        • Zgrywasz kretynkę, a nie nie zgrywasz.

          Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *