Nazwisko malarza realistycznych widoków Gdańska Alfreda Pawlowskiego trudno znaleźć w specjalistycznych leksykonach czy słownikach encyklopedycznych poświęconych sztuce.

Jego osoba nie wybiła się ponad przeciętność spośród grona artystów Wolnego Miasta Gdańska. Był jednak pasjonatem marynistycznych widoków grodu nad Motławą. Malował obrazki chętnie kupowane i w niektórych ujęciach interesujące. Czy zatem warto przywoływać tę postać tym bardziej, że nie znalazł wśród krytyki zbyt wysokiego miejsca? Owszem, zawsze warto, bowiem pozostawił po sobie ślad pewnej indywidualności.

Takie czy inne podejście do malarstwa, to sprawa talentu i wykształcenia. Może nie uzyskał pełnego przygotowania artystycznego, ale lekcje u samego mistrza Wilhelma Stryowskiego dały mu możliwość i prawo wykonywania malarskiego zawodu. Pamiętam, że pisząc przed laty tekst o nim, oparłem się na znajomości jego obrazów i na wcześniej przeczytanej w niemieckiej prasie krótkiej, lakonicznej informacji o jego życiu. Dziś raz jeszcze postanowiłem powrócić do osoby Alfreda Pawlowskiego, ale nie za sprawą jego wyjątkowości. Powodem jest odnalezienie nieznanej jego pracy.

Alfred Pawlowski, Sopot, olej, płótno, ok. 1934

Do kolekcji Andrzeja Walasa, gdańskiego kolekcjonera gedaników, trafił obraz jego autorstwa, kupiony na prywatnym rynku niemieckiej sztuki. Pejzaż jest o tyle ciekawy, iż przedstawia prawie tę samą scenę, którą już na naszych łamach prezentowaliśmy, to nieco inna wersja obrazu „Sopot” z ok. 1932 roku.

Alfred Pawlowski, Sopot, olej, płótno, ok. 1932

Ujęcie przedstawia brzeg morski i plażę w okolicach mola i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bowiem artyści dość często powracali do malowania tych samych ujęć. Przypomnę, że oba przedstawienia namalowane zostały ze wzgórza krawędzi Skarpy Sopockiej, gdzie usytuowana jest willa będąca kiedyś własnością Kronprintza, najstarszego syna cesarza Wilhelma II, a wcześniej Hugo Werminghoffa – właściciela jednego z największych sopockich hoteli. Dziś willę otaczają wysokie drzewa uniemożliwiające obserwację tego pięknego widoku, który roztaczał się na Sopot jeszcze na początku lat 30 XX wieku.

Z tego samego miejsca, będąc blisko 30 lat wcześniej w Sopocie swoje pejzaże malował wybitny niemiecki impresjonista Lovis Corinth. Oczywiście to zupełnie innego rodzaju malarstwo, ale przypuszczam, że pejzaże Pawlowskiego są jednymi z ostatnich ujęć miasta namalowanych z tego miejsca, przyroda już później zamknęła ten punkt widokowy na zawsze.

Obrazy artysty przedstawiają kurort wraz z widokiem na molo i plażę usytuowaną przed Hotelem Grand w całej okazałości. Bardzo wyraźnie zaznaczona jest także promenada wypełniona spacerowiczami prowadząca do orłowskiego kąpieliska położonego już po polskiej stronie granicy.

Alfred Pawlowski, podpis

Alfred Pawlowski (1877 Gdańsk – ?), był jednym z wielu malarzy, którzy szczególnie upodobali sobie, malownicze motywy starego Gdańska i pobliskiego Sopotu. Malował również pejzaże znad Zatoki Gdańskiej. Należał do sprawnych, dużo malujących artystów. Nigdy jednak jego obrazy nie aspirowały do roli dzieł sztuki. Wierny był swojemu naturalnemu, realistycznemu sposobowi malowania. Zostawił po sobie wiele widoków ukochanego, rodzinnego miasta.

Alfred Pawlowski, Długie Pobrzeże i Żuraw, olej, płótno.

Urodził się w 1877 roku na Siennej Grobli (wschodnia część Gdańska) w rodzinie właściciela tartaku. Po ukończeniu gimnazjum realnego św. Jana, za namową matki wstąpił w 1891 roku do Szkoły Rzemiosł Artystycznych. Malowania uczył się w pracowni wielkiego gdańskiego mistrza Wilhelma Stryowskiego. Jednak śmierć matki, po kilku semestrach nauki przerwała jego dalszą edukację. Musiał pomóc ojcu w prowadzeniu tartaku. Jego talent nie rozwinął się i w zasadzie pozostał, jak bardzo wielu bezimiennych gdańskich malarzy, miejskim wedutystą. Po I wojnie światowej i nieudanym powrocie do branży drzewnej w 1925 roku już na stałe zajął się malowaniem. Po roku 1933 również i jego objęły restrykcje narodowych socjalistów dotyczące sztuki. Pawlowski nie był członkiem partii i jako artysta miał problemy, dopiero rok przed wojną na mocy specjalnego dekretu, miejscowy gauleiter przywrócił mu możliwość wykonywania zawodu.

Dziś przyglądając się obu pracom trudno powiedzieć, która z nich namalowana została wcześniej, obie są wykonane w dość krótkim odstępie czasu od siebie. Dla historii miasta oba obrazy są cenne i ciekawe. W naturalny sposób oddają klimat i atmosferę, te ulotne wątki Pawlowski przekazał dość wiernie. Dukty pociągnięć farby nadają scenie osobliwe oblicze i nastrój. To nie jest fotografia, artysta z nutą miejscowego kolorytu w sposób sugestywny oddał czar ówczesnego kurortu.

Alfred Pawlowski, Wisłoujście, olej, płótno

Po wojnie malarz jeszcze przez wiele lat tworzył, jednak już do końca życia w sentymentalnych i nostalgicznych pejzażach malował tylko Gdańsk i okolicę. Prawdopodobnie zmarł w latach 60. XX wieku w Eriskirch nad Jeziorem Bodeńskim. Dokładna data jego śmierci jest mi nieznana.

I jeszcze jedna sprawa. Na antykwarycznym rynku Wybrzeża bardzo rzadko, ale pojawiają się obrazy sygnowane nazwiskiem Otto Pawlowski, malowane mniej więcej w tym samym czasie, o podobnej tematyce, lecz tworzone w sposób nietradycyjny i nieco śmielej. Należy przypuszczać, że artysta pochodził również z Gdańska, ale czy był bratem Alfreda? Być może.

Stanisław Seyfried, wybrzeże24
Obrazy pochodzą ze zbioru gdańskiego kolekcjonera Andrzeja Walasa.

Dodaj opinię lub komentarz.