Ten nowoczesny budynek na wprost to Dmowskiego Center, biurowiec. Mieszkał w tym miejscu przed wojną Michał Bellwon z rodziną, a rodzinę miał liczną – żonę i ośmioro dzieci. Bellwon był polskim działaczem, w tym działaczem Tajnego Komitetu Nauczania Języka Polskiego w Gdańsku. Trafił do Gdańska w 1903 roku. Udzielał się w organizacji „Sokół”, zakładał Związek Urzędników Pocztowych Polaków i organizował pierwszy polski urząd pocztowy w Gdańsku. Ogólnie bardzo związany z polską pocztą. Uniknął aresztowania we wrześniu 39, bo – wg jednych źródeł – akurat wyjechał do córki, ale wg wnuczki prof. Ireny Jabłońskiej-Kaszewskiej – puścił go szupowiec na komisariacie policji we Wrzeszczu, by się ukrył.
Dzieci były wychowane w duchu miłości do Ojczyzny. Trzy córki i pięciu synów. I tak np. najstarszy Wiktor został wyrzucony z niemieckiego gimnazjum za użycie języka polskiego, później walczył w Powstaniu Wielkopolskim, kolejarz, ochotnik na wojnie polsko-bolszewickiej. Edmund – zawiadowca na stacji Łapino, Stefan także kolejarz – obaj aktywiści w Gedanii. Antoni, makler okrętowy, członek Związku Jaszczurczego, aresztowany w 1950 r. przez UB. Roman, bankowiec, działacz polskich organizacji w WMG.
Dzieci uczyły się poezji, polskiej historii, wspólnie śpiewały. Córka Łucja uczęszczała i do szkoły niemieckiej, i do tajnych szkółek polskich. Wszystkie dzieci należały do tajnych stowarzyszeń, a miały po kilkanaście lat. W 1918 Łucję za odmowę śpiewania niemieckiego hymnu usunięto ze szkoły. Łucja należała do Polskiej Misji Dworcowej i pełniła dyżury na dworcu w Gdańsku, gdzie opiekowała się przyjeżdżającymi kobietami, szukającymi pracy (matka była w zarządzie Misji). Pracowała w Polskiej Agencji Telegraficznej, także w firmie Amada i była instruktorką harcerstwa.
Balbina Bellwon, żona Michała, założyła w 1919 r. I Drużynę Harcerską im. Emilii Plater. W czasie wojny wywieziono ja do KL Ravensbrück, gdzie kilka razy uniknęła zagazowania. Umarła w biedzie w Polsce w 1952 r. z ciężką wadą serca.
W latach 20. Bellwonowie mieszkali przy Jesionowej 3. Po kilku latach przeprowadzili się na dzisiejszą Dmowskiego (Bahnhofstrasse 11 czyli Dworcową), na pierwsze piętro, do ładnego mieszkania z balkonami. Na dole była polska piekarnia Władysława Ługiewicza i zapach chleba roznosił się po całej kamienicy. Od 1933 r. ulica Dworcowa zmieniła nazwę na Schlageterstrasse – od nazwiska niemieckiego bojówkarza i szowinisty Alberta Leo Schlagetera.
Księga meldunkowa z 1938 r. pokazuje również adresy niektórych dzieci Michała Bellwona: Edmund mieszkał na Gnilnej 10, Wiktor w Polenhof na Legionów 11c, Anna Maria (po mężu Waczyńska) i Wanda na Olejarnej 17a (w księdze jest Wanda, jednak być może była to Helena, po mężu Jabłońska).
Wiktor został zabrany z domu z 15-letnim synem Feliksem 1 września 1939. Ojciec trafił przez KL Stutthof do KL Mauthausen-Gusen i tam dobito go strzałem w grudniu 1940 r., gdy już nie miał siły nosić ciężkich głazów z kamieniołomu. Syna, późniejszego żołnierza Gryfa, katowano na równi z innymi Polakami w Viktoriaschule. Po dwóch tygodniach go zwolniono, by jeszcze we wrześniu wyrzucić z rodziną z mieszkania przy Legionów. Pracował w garbarni przy Łąkowej, później w stoczni, w międzyczasie torturowany za działalność konspiracyjną. W 1943 wrócił do obozu w Stutthofie; tuż przed zbliżającym się frontem wsadzono go wraz z innymi więźniami na barkę. Po 9 dniach ciężkiej podróży niemieccy strażnicy uciekli, a więźniowie wyrywali deski z pokładu, by wiosłując dobić do brzegu. Feliks wrócił do Gdańska i zmarł w wieku w wieku 77 lat – przy Jagiellońskiej 40B.
Również Łucja przeszła przez Viktoriaschule. Przetransportowana z całą rodziną Bellwon do Szmalcówki w Toruniu, zmarła tam na tyfus opiekując się chorymi dziećmi. Jednak najbardziej poruszająca jest historia najmłodszego syna Michała Bellwona – Romana.
Roman po „przesłuchaniach” w Viktoriaschule trafił do KL Stutthof. Z jakichś względów Niemcom zależało, by go złamać, bo dostał w marcu 1940 r. kilka dni przepustki na „przemyślenie”, czy chce zrzec się polskiej narodowości. On i matka Balbina. 21 marca mieli stawić się na komisję i sami zadecydować o własnym losie. Mieli tylko powiedzieć, że są Danzigerami, nawet nie Niemcami. Mogli też uciec. Roman w czasie tej przepustki napisał list do siostry: Ponieważ jestem, kim jestem, wrócę tam, gdzie byłem… „I ten szczęśliwy, kto padł wśród zawodu, jeżeli poległym ciałem dał innym szczebel do sławy grodu”… [A. Mickiewicz „Oda do młodości”]
Matka została skierowana do Ravensbrück, syn wrócił do Stutthofu, ale z jakichś względów nie wrócił natychmiast. 22 marca na porannym apelu śmierci wyczytano Romana Bellwona wśród 67 polskich działaczy w Wolnym Mieście Gdańsku przeznaczonych do egzekucji. To był Wielki Piątek. Roman przeżył obóz.
Zdecydowanie – Bellwon Center byłoby ładniej. Nie ujmując Dmowskiemu, to jednak Bellwonowie są twarzą polskiego Gdańska.
Korzystałam:
- Piotr Szubarczyk „Nieznana historia Romana Bellwona”
- Irena Jabłońska-Kaszewska „Jestem gdańszczanką, Polką”
- Gabriela Danielewicz „Magia minionego Gdańska-Wrzeszcza”
- Fundacja „Archiwum i Muzeum Pomorskie Armii Krajowej i Wojskowej Służby Polek” Teczka informacyjna Feliksa Bellwona
Feliks Bellwon zmarł w wieku 77 lat w szpitalu, chorując. Proszę o sprostowanie informacji i lepszą weryfikację przed upublicznieniem materiałów.