Historycy oceniają, że w czasie walk o Gdańsk w marcu i kwietniu 1945 roku peryferyjne rejony Wrzeszcza, Oliwa, a także Brzeźno ucierpiały najmniej w porównaniu ze śródmieściem Gdańska. Toteż budynki w tych częściach miasta, jeśli tylko nadawały się do zamieszkania, szybko zostały zasiedlone, głównie przez wysiedleńców z Kresów zwanych „repatriantami”.
Odbywało się to przeważnie wbrew założeniom projektantów i budowniczych. Na porządku dziennym było bowiem umieszczanie kilku niespokrewnionych ze sobą rodzin w lokalach zajmowanych kiedyś – przed wojną, a pewnie i w latach czterdziestych – przez jedną rodzinę często wielopokoleniową. Nierzadko też ci niemieccy właściciele domów, którzy nie zdążyli uciec przed frontem, w oczekiwaniu na wysiedlenie czasem wiele miesięcy dzielili swoje domostwa z polskimi przybyszami. Wiem o tym także z rodzinnych opowieści…
Wydawać się może, że dziś po tylu latach nie ma już domów noszących ślady wojennych bombardowań i ostrzałów. I rzeczywiście wiele przedwojennych domów na Strzyży Dolnej i Górnej, we Wrzeszczu Dolnym i Górnym, Oliwie odremontowano, zmodernizowano, a niektóre wręcz przebudowano. Ale przecież na ocalenie wciąż czekają obiekty mające wartość zabytkową, w ruinę popadają budynki komunalne… O nieuzasadnionych wyburzeniach donoszą tacy miłośnicy gdańskiej historii, jak p. Ryszard Kopittke. Na ogół dobrze sobie radzą z utrzymaniem domów prywatni właściciele i wspólnoty mieszkaniowe. Choć nie w każdym przypadku. Wystarczy wspomnieć kamienicę na ul. Orzeszkowej, czy dworek Studzienka.
Cieszę się, kiedy wędrując po Wrzeszczu, spostrzegam dobrze zachowane kamienice i wille pochodzące jeszcze z końca XIX wieku i te późniejsze z początku XX. Dość późno, bo dopiero około 2015 roku, doczekał się remontu pałacyk przy Alei Zwycięstwa. Datę jego budowy nie umieszczono na frontonie, lecz na bocznej ścianie budynku. Ciekawym elementem są tu drzwi, choć to raczej repliki. Podobne, chyba oryginalne, znalazłam na ulicy Chrobrego. Tylko klamka wydaje się już nowym uzupełnieniem.
Ciekawe spostrzeżenia przynosi spacer ulicą Kochanowskiego, zwłaszcza tym fragmentem od skrzyżowania z ulicą Mickiewicza. Przed wojną było to osiedle zwane Kolonią Rzeszy Reichskolonie), po której to nazwie śladem jest stacja kolejowa Kolonia, aktualnie nieczynna. Wciąż trwają prace nad przywróceniem jej dawnego wyglądu, ale czy także funkcji? Na frontonach budynków zauważyłam odnowione sentencje: łacińską (nec temere nec timide – ani zuchwale, ani trwożliwie) oraz niemiecką ( Ohne Fleiss kein Preis – bez wysiłku nie ma zapłaty).
Idąc dalej ulicą Kochanowskiego w kierunku skrzyżowania z ulicą Reja napotykamy nad wejściem do bloków dobrze zachowane płaskorzeźby przedstawiające fantastyczne ryby, czy może smoki.
cdn.
Czesława Scheffs