Ostrzeżenie! Ten tekst przeznaczony jest dla widzów pełnoletnich!

Mamy w Gdańsku „Model na rzecz równego traktowania”. I wszyscy podobno mamy być równo traktowani. Stara prawda mówi jednak, że wprawdzie wszystkie zwierzęta są równe, ale są zwierzęta równiejsze. Wybaczcie, że używam tak zoologiczno-gospodarskiego odniesienia do sprawy, o której chcę napisać, ale sam Orwell mnie natchnął…

Czeka nas bowiem w mieście impreza antydyskryminacyjna, wyrównująca i wychodząca naprzeciw. Festiwal Kobiet Internetu to będzie. I my tym festiwalem otworzymy oczy wszystkim niedowiarkom, proszę Państwa! I nie pozostawimy żadnych wątpliwości! Gdańsk to postęp, innowacyjność, tolerancja, równość. My im mówimy – tym niedowiarkom – że w Gdańsku wszyscyśmy równi, ale kobiety są wyjątkowe i muszą być równiejsze. I trzeba koniecznie robić HALO wokół tego, że jedna czy druga pani używa internetu, a nawet – o maj gosz…! Ma swoje konto w mediach społecznościowych!!! HALO, dodajmy drogie, bo kosztujące niemal 600 tysięcy nowych złociszy.

Nie wiem, kto wymyśla te wszystkie głupotki w magistracie czy jego koloniach, ale uważam, że 575 tys. złotych można wydać z większym pożytkiem dla wszystkich gdańszczanek, a polepszająca się z każdym takim wydatkiem jakość życia kobiet byłaby znacznie lepszą reklamą dla miasta i jego cudownych władz niż festiwale dla blogerek czy jutuberek. No, tak, ale to mogłoby nie być takie postępowe i modne, jak niewieści festiwal.

W ogóle festiwale w Gdańsku to temat odrębny, zasługujący na publicystyczną uwagę. Co ciekawe, wiele tych nowych i nowatorskich imprez jakoś tak dziwnie wiąże się z działalnością Europejskiego Centrum Solidarności. To naprawdę sprytne – powołać instytucję kojarzącą się z etosem „Solidarności”, skonfliktować się z „Solidarnością” i następnie forsować kreacje społeczne miłe własnemu środowisku przy użyciu publicznej kasy pakowanej w festiwale, konferencje itp. itd.

Dobrym przykładem jest festiwal Solidarity of Arts. Tematem tegorocznej edycji będzie podobno odwaga. Zatem ja teraz zdobyłem się na odwagę żeby napisać co o tym myślę…

Wśród zaproszonych gości – poza stałym zestawem rodzimych obrońców demokracji kursujących od festiwalu do festiwalu – aktywiści, czy tez aktywistki z Pussy Riot. Że niby takie odważne. Fakt trzeba odwagi, żeby w cerkwi powywijać w putinowskiej Rosji. Ale ileż trzeba głupoty (czasem chyba nawet odwaga z głupotą w parze chadza), żeby robić kilka innych rzeczy, które ta ekipa popełniła. Przypomnę, że bojowa kariera PR zaczęła się od takiego oto występu: *

Pussy Riot

Obrazoburcze? Owszem. Niestereotypowe? Tak. Przełamujące tabu? Jasne! Nowatorskie? No, już niekoniecznie. Historia sztuki i upadek ludzkości nie takie rzeczy widziały. Głupie? Bardzo. Czy niesie ze sobą jakąś wartość nadrzędną? Nie sądzę.

Pomijam wszystko, ale trudno przejść do porządku nad tym, że jedna z tych kobiet – aresztowana potem i osadzona za akcję w cerkwi – wzięła udział w tym „happeningu” będąc w zaawansowanej ciąży. Naraziła siebie i nienarodzone dziecko na atak omonowskich siepaczy. Przy okazji cała ta grupka pokazała, że są co najwyżej partnerami do orgietek, jeśli kto lubi, ale trudno traktować ich poważnie.

Ale Gdańsk poważnie Pussy Riot potraktował i nadał im status gwiazd oporu i tuzów antyreżimowej sztuki zaangażowanej. W naszym mieście zdaje się, wszystko ujdzie i wszystko zyska poklask decydentów, jeśli tylko jest wystarczająco „postępowe”, albo przynajmniej za takie uchodzi. Ot, poskakać przy ołtarzu… Ot, pobzykać się wespół w zespół „na oczach” gawiedzi… Odwaga? No, ba!

Paweł Ilski

* Od redakcji: kadr pochodzi z orgiastycznego happeningu Pussy Riot.  Film dostępny jest na stronach pornograficznych i z oczywistych względów nie może być udostępniony na naszym portalu.

Zdjęcie główne z portalu dreamstime.com.

Dodaj opinię lub komentarz.