W końcu XVI wieku w Europie nastąpił okres świetnej koniunktury gospodarczej a wraz z nią dynamiczny rozwój ośrodków miejskich, połączony z szybkim wzrostem demograficznym. Miasta wydawały się bezpieczniejszym miejscem niż wieś, co powodowało także migrację ludności z obszarów wiejskich. Mimo dobrych znaków w gospodarce, taki rozwój zdarzeń powodował wzrost liczby osób nie posiadających stałej pracy, powiększając liczbę żebraków, włóczęgów, drobnych przestępców czy kobiet trudniących się nierządem. Jako że istniał nadmiar rąk do pracy, sporo tych którzy mieli ją zapewnioną zarabiali bardzo niewiele, istniała więc pokusa utrzymywania się z innych zajęć, skoro sama praca dawała nie za wielkie gwarancje bytowe a to powodowało wzrost przestępczości.
Czasy jednak nie były już podobne średniowieczu, kiedy niemal każde przestępstwo karano z najwyższą surowością, stworzono więc placówki, gdzie ukarani musieli odkupić swe dotychczasowe występki, ciężką pracą, a pierwszym zakładem typu „workhouses” było Bridewell w Anglii, powstałe po roku 1553.
Pomysł tego rodzaju placówki spodobał się bardzo w Niderlandach, gdzie w roku 1596 w Amsterdamie utworzono Dom Poprawy „Zuchthaus”, gdzie postanowiono resocjalizować „ludzi marginesu”. Budowa następnych placówek szła szybko i zaczęła też przekraczać granice. I tak Domy Poprawy utworzono w roku 1609 w Bremie, kolejno w Lubece w 1612 r, natomiast w Hamburgu w roku 1622.
W Gdańsku, mieście, które rozwijało się na przełomie wieków XVI i XVII wyjątkowo prężnie, uznano, iż stworzenie Domu Poprawy przyniesie ograniczenie przestępstw, równocześnie poprawiając gospodarkę miasta. Rada Miejska przychylając się do wniosku rzemieślników i kupców, w dniu 15 lutego 1624 r, wydała rozporządzenie o gromadzeniu środków finansowych na budowę Domu Poprawy w Gdańsku, w wysokości 1 tysiąca marek rocznie.
Inicjatywę tę przerwała wojna Polski z Szwecją, zaś po jej zakończeniu aktywność w tej materii, wykazali zarządzający Pockenhausem (Szpitalem Zakaźnym). Oni to właśnie złożyli wniosek na ręce Valentina von Bodeck’a w dniu 12 lutego 1629 r. na rzecz powstania instytucji, gdzie miano przetrzymywać w zamian za pracę i dając utrzymanie, złapanych miejskich włóczęgów. Projekt ten z strony Rady Miejskiej badali pod względem możliwości jego realizacji, Johann Zierenberg (Czirenberg) oraz Tiedemann Giese, uznając go za uzasadniony. Nieco gorzej było z umiejscowieniem placówki, którą z początku chciano dołączyć do zabudowań Pockenhausu, lecz z powodu szalejących chorób i zwiększaniem strefy izolacji, ostatecznie usytuowano na terenach położonych między dawnym zamkiem krzyżackim a istniejącym tartakiem.
By powstająca placówka miała jak najmocniejszą opiekę prawną, rada miejska wystąpiła o przywileje królewskie, które otrzymała z rąk Władysława IV w 1633 r, zaś w roku 1639 ordynację.
Gdański „Zuchthaus” zorganizowano jako manufakturę włókienniczą, z względu na niezbyt skopmplikowane technologie produkcji, łatwość przyuczenia do zawodu oraz szeroką dostępność surowców i co ważne, rynków zbytu.
Realizacja projektu była sporym wyzwaniem finansowym i mimo nadanych przywilejów i możliwości pozyskiwania majątków bez żadnych obciążeń, łącznym wysiłkiem Rady i Ław zebrano na początku ok. 26 tysięcy florenów, co miało starczyć nie tylko na budowę samego zakładu, ale także na budowę warsztatów i wyposażenia. Kwota ta okazała się być mała, więc sięgnięto po inne formy finansowania jak kolekty czyli składki kościelne, podatki nakładane na rybaków handlujących na targach czy po części wpływy z kar sądowych. Dzięki takim ruchom, w roku 1631 suma uzbieranego kapitału wyniosła już 40 tys. florenów. Przy takiej kwocie zakładano, że wystarczy ona na uruchomienie projektu i jego samowystarczalność, ale liczono, że przynosić będzie zyski, które miały wspomagać Pockenhaus.
Celem pobytu w Zuchthausie było nauczenie osadzonych, by zarabiali na własne utrzymanie pracą. Kolejnym elementem reedukacyjnym podczas pobytu w Domu Poprawy było głębokie wychowanie religijne składające się z codziennych modlitw, czytania Biblii oraz odpytywania z zawartych tam treści, tu za nieprzykładanie się do nauki, stosowano także dodatkowe kary.
Trafiający do Domu Poprawy byli trojakiego rodzaju. Pierwsi to dzieci i młodzież, która była nieposłuszna, krnąbrna i sprawiająca problemy wychowawcze i trafiająca tamże na wniosek swych rodziców lub wychowawców oraz pracodawców i przebywająca w zakładzie na koszt wnioskujących.
Kolejnymi byli żebracy i włóczędzy, zaś następnymi przestępcy głównie występujący przeciwko pracy, a więc strajkujący, wykonujący pracę nierzetelnie, uciekający z służby itp, a także łamiący zasady obyczajności.
Przebywających w Zuchthausie dzielono także na rokujących nadzieję na poprawę oraz tych nierokujących. Pierwszych ubierano w stroje koloru zielonego, drugich na popielato, jednocześnie obie grupy od siebie izolując. Podobnie było gdy do zakładu trafiały kobiety, odseparowywano je wówczas od mężczyzn. Przebywający w Domu Poprawy umieszczani byli na podstawie prawomocnych wyroków lub na wnioski opiekunów, rodziców itp po uiszczeniu odpowiedniej opłaty, jednakże nie wolno było tam także umieszczać osób niezamieszkałych w Gdańsku. Średni czas pobytu w Zuchthausie wynosił ok. 6 lat, poczynając od paru miesięcy do maksymalnie 20 lat.
Całością zawiadywał Przełożony, wybierany spośród członków Rady Miejskiej i funkcja ta nie cieszyła się wielkim uznaniem, ze względu na sporą odpowiedzialność, i bez prawa do wynagrodzenia. Kadencja była tu jednak nie określona czasowo, a kiedy stanowisko usamodzielniono, niemal od razu pojawiły się, mimo cotygodniowych kontroli, różne oznaki nadużyć finansowych i sprzeniewierzenia środków, jakimi dotowano Dom Poprawy. Zatrudniano także stałych współpracowników, pisarza odpowiedzialnego za księgowość placówki, nauczyciela prowadzącego nauczanie wiary i prowadzenie modlitw, majstrów prowadzących prace wykonywane w placówce, a także przysposabiających do zawodu, ochmistrza trudniącego się zakupami, ale w jego gestii było także otwieranie i zamykanie cel. Był także furtian, osoba wpuszczająca i wypuszczająca innych z zakładu, osoby szykujące posiłki i utrzymujące porządek placówki, przy czym jedno z nich miało uprawnienia do wykonywania kar cielesnych. Osobami dochodzącymi byli kapłani wygłaszający niedzielne kazania oraz co czas jakiś balwierz mający za zadanie utrzymywać osadzonych w dobrym zdrowiu i nakazujący kąpiele, zimą w łaźni, latem w pobliskim kanale Raduni.
Projekt Domu Poprawy, który ledwie co uruchomiono ze sporym kapitałem, sugerującym znaczącą dochodowość lub przynajmniej samofinansowanie się, stać się mógł od razu wielką klapą. Jeszcze w roku 1634 Rada Miejska wymusiła na Ordynkach współfinansowanie Zuchthausu z funduszy Kasy Dochodów Nadzwyczajnych w kwocie 15 tys. florenów ponieważ … zabrakło pieniędzy na zakup surowców, które miały być tam przetwarzane. Zuchthaus zwalniano także z opłat wynikłych np. z przemiału zboża, dotowany był procentami od spadków i darowizn czy też opłatami mistrzowskimi rzemieślników itp. Produkcja wyrobów włókienniczych, która miała dawać niezłe dochody, przynosiła wyłącznie straty, powołano więc specjalną komisję kontrolowaną przez Trzeci Ordynek (rzemieślniczy). Wykryto m.in. że sam ochmistrz zatrudniał czeladników, którzy zakupione przez Zuchthaus surowce przerabiano w zakładzie, a następnie część sprzedawano na własne konto. Stwierdzono także, że koszty produkcji sukna w Domu Poprawy były tak duże, iż sprzedaż gotowych produktów była deficytowa, co cały czas wpływało na coraz to większe zadłużenie placówki, które w roku 1773 wynosiło ok. 56 tys. florenów. Właśnie wtedy zaprzestano wypłacania jakiejkolwiek należności za wykonywaną pracę, a część skazanych wykorzystano przy rozbudowie miejskich fortyfikacji.
Sama produkcja włókiennicza pod koniec XVII wieku wynosiła, rocznie 6500 funtów saji (mieszanka wełny na lnianej osnowie), 2300 funtów przędzy oraz 10700 funtów obrobionej wełny.
Praca była głównym elementem wychowawczym i wypełniała większość dnia. Zaczynało się dzień o godz. 4 rano latem (lub o godz. 5 w pozostałe pory roku), poranną modlitwą a następnie pracą, trwająca z przerwami na posiłki do godz. 21. Plany prac ustalano w poniedziałki, zaś w soboty były one rozliczane. Kobiety zatrudniano przy tkaniu lub przędzeniu, mężczyzn zaś przy pozostałych pracach, co dawało zarobek na poziomie ok. 1,5-2 floreny tygodniowo, z czego zakład potrącał na tygodniowe utrzymanie 1 florena. Niewiele zostawało w rękach skazanych, choć było to pewną wartością, z względu na możliwość dokupienia żywności, gdyż podstawową karą za wszelkie wykroczenia, było obniżanie racji żywnościowych. W niedzielę nie pracowano, za to bardzo aktywnie uczestniczono w życiu duchowym, zaczynając od porannej modlitwy dość znacząco rozbudowanej, trwającej (z przerwą na posiłek) do godz. 16. Osadzeni mogli wyjść też na przepustki na miasto, nie częściej niż raz na dwa tygodnie, ale jedynie ci z tzw. „zielonej grupy”.
Posiłki wydawano dwa razy dziennie i składały się z orientacyjnych racji żywnościowych:
chleb 1 funt dziennie, 1/2 funta mięsa lub 1/4 funta słoniny raz w tygodniu, 2-3 razy na tydzień były ryby świeże lub solone, dwa razy w tygodniu wydawano po 1/4 funta sera a raz w tygodniu 1/4 funta masła. Dodatkowo każdy posiłek składał się z kaszy, grochu a także kapusty, latem i jesienią świeżej, w pozostałe pory roku kwaszonej oraz warzyw akurat w danym okresie występujących.
Z początkiem wieku XVIII racje zostawały pomniejszone, choć stawki tygodniowe powiększono z jednego florena na dwa. Tu jednak trzeba podkreślić, że równocześnie siła nabywcza zmniejszyła się blisko pięciokrotnie. Kupowano zatem najtańsze towary, często złej jakości, co z kolei powodowało sprzeciwy i bunty.
W Domu Poprawy istniał własny system kar. Najczęściej karano za niewykonywanie lub nienależyte wypełnianie obowiązku pracy, a także za naruszenia wychowania religijnego. System chłosty był najpopularniejszym, ale karano także zmniejszaniem lub całkowitym pozbawieniem racji żywnościowych na dzień, strącając przy tym najczęściej do ciemnicy. Jedną z najcięższych kar była kara „studni”, stosowaną wobec osób uporczywie uchylających się od pracy. Skazanego na tę karę umieszczano w głębokiej studni, która była cały czas zalewana wodą, równocześnie zaopatrywany był w pompę, aby wypompować wodę, by się nie utopić.
Zuchthaus coraz bardziej jednak przypominać zaczął typowy zakład więzienniczy, zaś naprzeciwko w 1699 zbudowany został Spendhaus w którym umieszczano osoby jak te na początku istnienia Zuchthausu czyli trudną młodzież i żebraków.
Z początkiem wieku XIX Dom Poprawy zakończył swoją działalność, obiekty wyburzono, zaś w jego miejscu wybudowano lazaret garnizonu gdańskiego, natomiast po dawnym Zuchthausie zachował sie po dziś dzień fragment muru więziennego, wzdłuż ul. Sukienniczej.
Nowy budynek wybudowany w miejscu Domu Poprawy znany jest powszechnie, tu bowiem w 1925 r. zainstalowano Polski Urząd Pocztowo-Telegraficzny Gdańsk 1 znany z swej odważnej i tragicznej obrony 1 września 1939 r. ale to już inna historia.
Opracowanie na podstawie
Dariusz Kaczor (fragmenty pracy doktorskiej z czerwca 1994 r) – Rocznik Gdański Tom LVI zeszyt 1, str. 43-63
Świetny artykuł.. Klarownie napisany, prezentujący nieznany mi dotąd gdański Dom Poprawy i jego „kolorystyczną” segregację. Bardzo dziękuję.