Kiedy pisać o zimie, także tej przywoływanej w literaturze i sztuce, jeśli nie teraz? Otóż dawno, dawno temu, gdy starsi czytelnicy „Strefy Prestiżu” byli jeszcze dziećmi, różne wiersze o zimie zamieszczane były w szkolnych czytankach i czasopismach dla dzieci, takich jak „Płomyczek”, „Świerszczyk”, czy „Miś”.
Do szczególnie znanych i przypominanych utworów należały wiersze Marii Konopnickiej (1842 – 1910) – „Zła zima”, „Rzeka”, „Ślizgawka”, „Sanna”, „Zmarzlak” … „Złą zimę” być może znają także młodsze osoby, bowiem do owego wiersza muzykę skomponował Zygmunt Noskowski (1846 – 1909) i odtąd piosenka zaczynająca się słowami: „Hu-hu-ha! Nasza zima zła!” stała się bardzo popularna, także w czasach nam współczesnych. Często trafiała do repertuaru różnych dziecięcych zespołów, wykonywano ją w radiowych audycjach, przypominano w telewizji. Śpiewała ją także n. p. Majka Jeżowska. „Zmarzlak” i „Ślizgawka” to z kolei zachęta do odważnej aktywności na przekór śniegom i mrozom. Tę postawę będą propagować wśród dzieci także utwory innych autorów napisane już w latach powojennych.
W 1951 roku wydawnictwo „Nasza Księgarnia” opublikowało opowieść „Dzieci z Leszczynowej Górki” pióra Marii Kownackiej (1894 – 1982) i Z. Malickiej. Tej współautorki nie udało mi się rozszyfrować. Pamiętam, że w tamtym okresie panowała dziwna maniera, stosowana zwłaszcza w książkach pisarzy radzieckich, podawania do wiadomości czytelników jedynie nazwisk autorów i pierwszej litery ich imienia. Ta książka opowiadała o codziennym życiu rodziny leśniczego (często nazywanego także gajowym). Wraz ze zmieniającymi się porami roku dzieci poznawały otaczającą je przyrodę, nawiązywały też kontakty z rówieśnikami mieszkającymi (a jakże!) w pobliskiej spółdzielni produkcyjnej.
Gdy nastała zima, należało pamiętać o pomocy zwierzętom, jeździć na sankach i łyżwach, pomagać rodzicom w pracach domowych i rozważać, czy warto chodzić do przedszkola. Jest też w tym opowiadaniu miejsce dla choinki, pod którą dzieci znajdują prezenty od rodziców i od Leśnego Dziada! Książka wznawiana była wiele razy (np. w 1957 roku ukazało się jej piąte wydanie w nakładzie 60 tysięcy egzemplarzy). Oczywiście nie ma w niej ani słowa o Bożym Narodzeniu, nie ma szopki. Jest tylko Nowy Rok, kiedy to rodzina leśniczego organizuje w ramach akcji dokarmiania zwierząt choinkę na Leśnej Polanie.
Cóż, przypominam sobie jeszcze inną książkę dla dzieci z tamtych lat. „Tania i Alonka” L. Woronkowej – to była jedna z tych niedrogich książeczek dla dzieci, jakie wtedy można było kupić nawet w pobliskim kiosku. Niektóre przygody radzieckich dziewczynek wspominam dziś już z pewnym rozrzewnieniem. Ale choinka znalazła się w ich domu obowiązkowo w Nowy Rok. A na szczycie drzewka powieściowa mama zawiesiła czerwoną gwiazdę!
Na szczęście dla większości z nas, polskich dzieci, o których mówiło się „powojenny wyż demograficzny,” Boże Narodzenie to były szopki w kościele, śpiewanie kolęd, uroczysta Wigilia. A przedtem przygotowania do Świąt polegające także na samodzielnym wykonywaniu różnych choinkowych ozdób, takich jak łańcuchy z kolorowego papieru, gwiazdki…
W czasie adwentu były także roraty. Leszek Długosz, śpiewający poeta przez wiele lat związany z Piwnicą pod Baranami, przypomina je w Tygodniku „Sieci’ (nr 49, 2023).
O Boże, jak dalekie to już światy
Uliczka tamta i miasteczko
Grudniowa ni to noc ni świt
Idzie chłopiec mały z Babką na Roraty
Dymią kominy pierwsze
Żółtawe okna zapalają domy
I Babka – widmom więcej, czy znajomym
Co trochę odpowiada: „O, dzień dobry
Pochwalony, pochwalony…
Wraz z październikową „odwilżą” 1956 roku i uwolnieniem kardynała Stefana Wyszyńskiego powoli Święty Mikołaj powracał zastępując Dziadka Mroza, co można było zauważyć na choinkowych imprezach organizowanych przez zakłady pracy dla dzieci pracowników.
Urodą zimy zachwycali się malarze holenderscy. Oto Pieter Bruegel (1525 – 1569) przedstawił „Myśliwych na śniegu”, Esaias van de Velde (1590 -1630) „Zimowy pejzaż”, „Gry zimowe w miejskiej fosie”, Henrich Avercamp (1585 – 1634) namalował liczne obrazy, na których uwieczniał zimowe zabawy na lodzie. Inny obraz prezentujący tę popularną rozrywkę pędzla Jana van Goyena (1596 – 1656) zatytułowany „Ślizgawka w Hadze” znajduje się w Muzeum Narodowym w Krakowie (choć niektórzy badacze uznali, że autorem dzieła jest naśladowca van Goyena).
Polscy artyści także sławili piękno zimy. Przodował tu Julian Fałat (1853 – 1929). Znane są też obrazy Józefa Chełmońskiego (1849 – 1914) z zimowymi motywami (np. „Kuropatwy”, „Żurawie”). Dziewiętnastowieczni malarze rosyjscy: Iwan Szyszkin (1832 – 1898) i Isaak Lewitan (1860 – 1900) również mają w swoim dorobku zimowe pejzaże, choć bardziej pociągała ich wielobarwna jesień.
Francuscy impresjoniści raczej nie szukali tematów do swych obrazów w zimowym krajobrazie. Przeglądając album poświęcony pracom Claude`a Moneta (1840 – 1926) znalazłam tylko jeden zimowy pejzaż pochodzący z 1869 roku, zatytułowany „Sroka”.
Jeszcze do niedawna zwyczaj wysyłania życzeń z okazji Świąt Bożego Narodzenia w formie pocztówek powierzanych poczcie wydawał się tradycją, która przetrwa wieki. Wydawcy oferowali kartki i karnety zaprojektowane przez znanych artystów, takich jak Jan Marcin Szancer (1902 – 1973), Antoni Uniechowski (1903 – 1976), Maria Orłowska – Gabryś (1925 -1988). Wykorzystywano także prace, popularnego dzięki programowi telewizyjnemu „Piórkiem i węglem”, profesora Wiktora Zina (1925 – 2007). Bez trudu, podobnie jak dziś, można było zaopatrzyć się w pocztówki z wyobrażeniem szopki betlejemskiej. Wykorzystywane były także reprodukcje dzieł znanych mistrzów, którzy malowali a to pokłon pasterzy, a to przybycie trzech króli… Czy ta tradycja obroni się przed mailami ?
Zima jest wdzięcznym tematem dla filmowców. Pamiętamy sceny kuligu w „Panu Wołodyjowskim” i „Potopie” Jerzego Hoffmana. Wcześniej kulig znalazł się w „Popiołach” wyreżyserowanych przez Andrzeja Wajdę. W 1965 roku powstał film Davida Leana według powieści Borysa Pasternaka „Doktor Żywago”. Niezależnie od oceny filmu, a zwłaszcza sposobu odczytania przez twórców antysowieckiej wymowy powieści, jest w tym dziele sekwencja, którą szczególnie długo się pamięta. Bohaterowie spędzają zimę w wiejskim dworku, wyglądającym jak jakiś zaczarowany baśniowy pałac. Dzisiaj utrwalanie urokliwych zimowych widoczków nie sprawia żadnego kłopotu.
Oglądając fotografie, jakie wykonałam niedawno, ale i te sprzed lat, dostrzegam, że poczciwa zima w Gdańsku też miewa różne oblicza. W styczniu 2019 roku sfotografowałam plac położony między ulicą Kościuszki, Bohomolca a Baczyńskiego, gdzie kiedyś istniał sad, po którym pozostało parę zdziczałych jabłoni i czereśni.
Niezwykły, jak na tę porę roku, widok to czerwone jabłka, które przetrwały tak długo na drzewie. Malownicze są także zimowe wschody słońca, ptaki na ośnieżonych gałęziach, szron…
Ciekawie prezentują się zimą stare budowle. No i znak czasu: dzik posilający się przy śmietniku w Dolnym Wrzeszczu.
zdjęcia autorki