Ja wiedziałem, że tak będzie. Że publikacja tego filmu była błędem, z którego nie wyniknie nic pożytecznego. No i stało się! Maciej Naskręt będzie musiał tłumaczyć się na komendzie policji z tego, że upublicznił w Internecie nagranie z Biedronki, na którym prezydent Aleksandra Dulkiewicz kupuje flaszkę i dwie cole w obstawie trzech ochroniarzy.
Rozłóżmy ciąg zdarzeń na czynniki pierwsze. Na początku marca 2019 r. dziennikarz Maciej Naskręt upublicznia na Twitterze nagranie monitoringu sklepu. Po fali zainteresowania nagraniem i rozbieżnymi ocenami, zarówno zakupów pani prezydent, jak i faktu wrzucenia do sieci filmu, sprawca zamieszania usuwa nagranie. Pisze, że zamieścił je zbyt pochopnie i przeprasza Aleksandrę Dulkiewicz. Sieć Biedronka tłumaczy się ze skandalu, a konsekwencje dyscyplinarne (słuszne, czy nie, to inna rzecz) dosięgają dwóch osób zatrudnionych w sklepie, w którym dokonano nagrania. Problem powszechnie komentowany brzmi: czy prezydent mogła iść do sklepu po wódkę z ochroną zatrudnianą na koszt mieszkańców Gdańska? W sprawie zakupów zabierają głos najważniejsi politycy w kraju – w tym prezydent Duda, który jest wyrozumiały dla Aleksandry Dulkiewicz. Prezydenckie zakupy przechodzą do legendy, zaczynają żyć swoim życiem, są miejską anegdotą i tylko czasem stanowią oręż w lokalnej walce politycznej.
Sprawa wraca w obieg publiczny 6 listopada 2019 r. Naskręt pisze na Twitterze: „Odebrałem wezwanie na policję. Grożą mi nawet 2 lata więzienia (art. 107.1 uodo) za umieszczenie w interesie publicznym filmu na TT z prezydent Gdańska. Liczę na paczki pod wiadomy adres”.
O sprawie wezwania na policję piszą niektóre największe portale internetowe i informują niektóre największe stacje telewizyjne i radiowe. Media uznawane za prawicowe nie kryją oburzenia. Podobnie zresztą, jak wielu dziennikarzy, znajomych i nieznajomych redaktora Naskręta. Niektórzy w ramach komentarza piszą krótko: PDW.
Niewtajemniczonym rozwinę ten skrót: pozdrowienia do więzienia.
Zostawmy na boku solidarnościowe gesty środowiska medialnego i politycznoprawicowego. Wróćmy do pytania postawionego wyżej – czy Dulkiewicz mogła w towarzystwie ochroniarzu kupować wódkę? Moja krótka odpowiedź brzmi: Mogła.
Uzasadnienie: ochrona prezydent Aleksandrze Dulkiewicz przyznana została po tym, jak zaczęła ona pełnić obowiązki prezydenta Gdańska po zabójstwie Pawła Adamowicza. Ochrona nie była zatem fanaberią magistrackich urzędasów. Tym bardziej, że Dulkiewicz regularnie otrzymuje listy z pogróżkami, a proces jednego z takich odważnych inaczej, który groził jej zabójstwem ogłaszając to w Internecie zacznie się za czas jakiś, bo właśnie został zatrzymany. Wtedy, na początku piastowania p.o. urzędu i po niedawnej zbrodni, ochrona była pewnie szczególnie silna i szczególnie wyczulona.
Idźmy dalej. Czy osoba – urzędniczka, której przyznano ochronę, ma prawo robić zakupy w towarzystwie ochroniarzy? Ma. Powiem więcej, miejsca takie jak sklepy są miejscami podwyższonego ryzyka, w których ochroniarze muszą być szczególnie czujni. Czy, gdyby przedmiotem zakupów było sześć kajzerek, sprawa budziłaby takie kontrowersje? Nie. Chyba, że ktoś miałby problem z tym, że kajzerek było akurat sześć, a nie cztery albo dwanaście. Afera zrobiła się dlatego (i dlatego ktoś ze sklepu zadał sobie trud wysłania nagrania do dziennikarza), że Dulkiewicz kupowała flaszkę wódki. Naprawdę? Prezydent nie może się napić? Legalnego alkoholu z akcyzą, kupionego legalnie? Naprawdę, ci wszyscy oburzeni, po flaszkę do biedry czasami nie skaczą? Nikt? Ani jeden, ani jedna? Czy Dulkiewicz miała sama iść po wódkę, dlatego, że to wódka? Miała powiedzieć ochroniarzom: „Panowie, ja wyskoczę po krówkę i dwie cole. To niedaleko, zaczekajcie pod domem”? Afera, bo Bizancjum i publiczne pieniądze?! Litości!
Druga odsłona tej „afery” jest znacznie bardziej interesująca i może być bardziej brzemienna w skutkach. To po prostu naprawdę może być afera.
Chodzi o to nieszczęsne wezwanie Naskręta na przesłuchanie. Media nieprzychylne gdańskiej władzy podniosły larum, że oto łamana jest niezależność dziennikarska, wolność słowa i demokracja. Byłoby to larum słuszne, ale tylko w jednym przypadku.
Maciej Naskręt nie poinformował, może sam jeszcze nie wie, z czyjej przyczyny wezwanie na policje zostało do niego wysłane.
1. . Czy stało się tak „z urzędu” – z czyjejś (np. policjantów) inicjatywy?
2. Czy policja wzywa, bo wniosek o ściganie do właściwych organów złożyła sieć Biedronka w zemście za naruszenie wizerunku firmy?
3. Czy policja wzywa, bo pokrzywdzony poczuł się ktoś, kogo twarz widać na ujawnionym filmie?
4. Czy policja wzywa, bo urażona poczuła się pani prezydent?
5. Czy policja wzywa, bo Urząd Ochrony Danych Osobowych tak zawnioskował?
W przypadku pierwszym – chyba z takim mamy do czynienia – kłopotliwa byłaby nadgorliwość, ale kwestią właściwych instytucji jest zbadanie, czy wezwanie było podstawne. Natomiast mówienie o konflikcie z regułami demokracji jest błędem. To wręcz kwintesencja demokracji. Sprawa podlega instytucji zbadania z urzędu i jest badana. Bez względu na to, czy dotyczy dziennikarza, polityka, czy kogokolwiek innego. I bez wpływu na to prezydent Dulkiewicz. Można mieć pretensje do obowiązującego prawa, ale takie ono jest. Jak się komuś nie podoba, to niech zabiega o jego zmianę.
Gdyby jednak chodziło o przypadek drugi, to ja Biedronce się nie dziwię, bo faktycznie korporacja mogła poczuć się nieswojo, ale tu problemem nie jest Naskręt, a lojalność pracowników. Na jej braku najbardziej ucierpiała sieć handlowa.
W przypadku trzecim – obraz na filmie jest dość niewyraźny, a twarze kogokolwiek widać ledwo, ledwo. No, ale kto został nagrany może się rozpoznać. Rzecz w tym, czy udałoby mu się do tego przekonać wymiar sprawiedliwości.
W przypadku czwartym mielibyśmy do czynienia z prawdziwą aferą i nabzdyczeniem władzy. Tu można by podejrzewać prezydent Dulkiewicz o najgorsze rzeczy i przypisywać jej najgorsze cechy. Tylko zanim to zrobimy, dowiedzmy się, czy to prawda. Jeśli tak, cios w media i dziennikarską wolność byłby rzeczywisty. Pozycję Naskręta w tym przypadku osłabia jego usunięcie filmu, stwierdzenie, że wrzucił go do sieci pochopnie i przeprosiny skierowane do prezydent Dulkiewicz. Dziennikarz sam przyznaje, że coś w całej sprawie jest nie tak. Z drugiej strony, czy prezydent Dulkiewicz byłaby na tyle małostkowa, żeby tak „krwawo” mścić się na dziennikarzu? Konsekwencje dla mediów i dla niej samej mogłyby być fatalne i ona to wie.
Jako osoba publiczna prezydent ogranicza strefę swojej prywatności do domowego zacisza i fotografowanie jej lub filmowanie bez jej zgody poza czynnościami urzędowymi nie powinno jej dziwić ani oburzać. Gdyby miała być konsekwentna, to musiałaby ścigać wszystkich, którzy wrzucili do sieci jej zdjęcia zrobione bez jej zgody i wiedzy. Trochę by się tego znalazło.
W przypadku piątym, ostatnim jaki przychodzi mi do głowy, to nie sądzę by był w ogóle możliwy. Ale gdyby, to nadgorliwość urzędnicza okazałaby się gorsza od sami wiecie czego. Z konsekwencjami dla mediów i tego konkretnego dziennikarza.
Jeśli więc Maciej Naskręt nie wie jeszcze, kto stoi za wezwaniem na policję, niech ogłosi to, kiedy już się dowie. Do tego czasu nie warto strzępić języka. A jeśli już wie, to niech to dopisze do tego twitta, który wczoraj wrzucił w przestrzeń. Bez tego komentowanie i wydawanie osądów należy wstrzymać. Redaktorowi Naskrętowi życzę, by sprawa została uznana za niewartą narażania podatników na koszty postępowania.
Na koniec jeszcze – z tego, co wiem godziny pracy prezydenta miasta są nienormowane. Pracuje w czasie „standardowym”, ale i poza nim. A przerwy od pracy może sobie regulować samodzielnie. Kwestia godzin, w których prezydent kupowała wódkę, w tej sytuacji traci na jakimkolwiek znaczeniu. Ten kij ma zresztą dwa końce, bo kiedy Robert Biedroń latał sobie po świecie twierdząc, że promuje w ten sposób Słupsk, na mile czuć było, że coś jest nie tak. Rzecz do uregulowania być może. No, a znowu – czepianie się kupna wódki w asyście ochrony. Ochrona nie jest dana wyłącznie w czasie, w którym czynny jest magistrat. W lutym 2019 pewien śmiałek wysłał do ratusza list z pogróżkami i białym proszkiem. W takiej atmosferze pracowała Aleksandra Dulkiewicz w tamtym czasie. To, że ochrona była przy niej w pracy i w sklepie, jakoś mnie nie dziwi.
Paweł Ilski
Nieprawdopodobne.Czy to jest prawda ,ze pani prezydent ostro łyka ? W tym wypadku nie ma nic do smiechu,trzeba tej pani pomoc,bo to bardzo szkodzi na watrobe takie lykanie .