Ten kościół na zdjęciu poniżej to kościół Matki Boskiej Nieustającej Pomocy i Świętego Piotra Rybaka przy ulicy Portowej w Gdyni. Kościół ludzi morza. Parafia powstała już w 1931, ale msze odprawiane były na Dworcu Morskim. W roku 1974 postawiono kościół.
W kościele jest cała masa pamiątkowych tablic poświęcona tym, którzy zginęli na morzu, m.in. tablice poświęcone ofiarom sztormu na Morzu Północnym w 1985, poświęcone pamięci norweskich i polskich marynarzy, którzy w 1988 r. oddali życie ratując płonący zbiornikowiec Barcelona w następstwie ataku rakietowego. Jest również tablica poświęcona promowi Heweliusz i inne katastrofy, a także dużo tabliczek dla pojedynczych osób, w tym dla jednej kobiety.
Przyjechałam tu w kwietniu 2014 r. w konkretnym celu i prawdę mówiąc myślałam, że na próżno. Było południe, obeszłam kościół szukając jednej tablicy – nie ma. Drugi raz obeszłam. Może w środku? Na szczęście kościół był otwarty, jeden ksiądz spowiadał. I on mi pomógł znaleźć ją w bocznej kapliczce.
30 stycznia 1895 urodził się Wilhelm Gustloff, narodowy socjalista. 30 stycznia 1933 Hitler został kanclerzem Rzeszy. 30 stycznia 1943 Niemcy przegrały bitwę o Stalingrad, 30 stycznia 1945 MS Wilhelm Gustloff przepełniony uchodźcami został zatopiony na wysokości Ustki. Uchodźcami z Gdańska i Prus Wschodnich. W styczniu 45-go roku wszyscy chcieli dostać się na pokład Gustloffa. Na początku roku w portach panował niesamowity tłok.
Jest to jedyna tablica upamiętniające te 3 największe tragedie morskie na świecie (przynajmniej u nas w Polsce). Na Titanicu zginęło 1500 ludzi. Na Gustloffie ludzi było 9600 (tak mówiła depesza nadana ze statku, choć są pewne rozbieżności), uratowało się 1239. Na statku szpitalnym Steuben, zatopionym 10 dni po Gustloffie, zginęło ok. 5000 ludzi – rannych, lekarzy i cywilów. Goya zatonął storpedowany w kwietniu, głównie z rannymi i cywilami na pokładzie – ok. 6800 osób.
Odsłonięcie tablicy w 2010 roku wzbudziło protest wielu ludzi.
Statki płynęły w ramach akcji Hannibal – ratowania ludności przed Armią Czerwoną. Gustloff był konwojowany, miał działa p/lotnicze, a na pokładzie była grupa wojskowych – ok. 900 osób, w tym pielęgniarki. Argumenty przeciwko okazywaniu jakiegokolwiek współczucia są poważne: a, że to Niemcy i należało im się, po co wywołali wojnę, a to, że w obozach zginęło 10 mln ludzi i to była dziejowa sprawiedliwość, „chcieli, to mają”, była wojna, więc o co chodzi?
W Polsce nie obchodzi się pamięci tych katastrof.
W czasie swojego krótkiego rejsu na Gustloffie urodziło się czworo dzieci, piąte miało się urodzić między godziną 21 a 22. Pierwsza torpeda trafiła w statek o 21.16. Na pokładzie były żony, dzieci niemieckich żołnierzy, były gdańskie rodziny, byli ludzie uciekający przed okrucieństwami wojny. Czy należy im się pamięć, czy nie? Ten, który ich zatopił, komandor podporucznik Aleksander Marineska, został Bohaterem Związku Radzieckiego (pośmiertnie w 1990 r., zatopił Gustloffa i Steubena). Bo jeśli tych pytań nie ma, to po zdobyciu można łupić, gwałcić, pastwić się, mordować ludność cywilną, stosować odpowiedzialność zbiorową, a Zbrodnia Wołyńska mieści się w wojennych standardach. Czy jest jakaś odpowiedź?