A nagrodzą cię za to tym, co mają pod ręką – chłostą śmiechu, zabójstwem na śmietniku. 

Dla Zbigniewa Herberta, urodzonego w 1924 roku we Lwowie, II Rzeczpospolita jawiła się jako kraina mlekiem i miodem płynąca. Sentymentalne podróże do krainy dzieciństwa, zawarte niejednokrotnie w wierszach, wyrażały tęsknotę za minionymi czasami. Te bezpowrotnie przepadły wraz z wybuchem drugiej wojny światowej. Po 1945 roku w Polsce zapanował stalinizm. Herbert nigdy nie uległ pokusie podpisania cyrografu z władzą, wybierając “dumne wygnanie”.

Lwów w trakcie wojny okupowali zarówno Niemcy, jak i sowieci. Miasto, którego dewizą było Semper fidelis, a postaci Orląt lwowskich, na czele z czternastoletnim Jurkiem Bitschanem, uważane przez lwowian za wzór do naśladowania, od 1939 roku zdane było na łaskę oprawców. Bolszewicy za niepodporządkowanie się władzy karali masowymi wywózkami w głąb Rosji. W ten sposób tłumili opór niepokornych Polaków, w tym także pokolenia Herberta, wówczas nastoletniego, odbywającego nauki w szkołach średnich.

Pomnik Jana III Sobieskiego na Wałach Hetmańskich we Lwowie

We lwowskim gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego Herbert wraz z kolegami poprzestawiał ławki tyłem do portretu Stalina. Innym razem spalił portret Berii. Na szczęście dzięki wyrozumiałości dyrektorki szkoły, rusycystki z Kijowa, dostał jedynie naganę. Wkrótce został przeniesiony do koedukacyjnej klasy w szkole średniej sióstr urszulanek. Rodzina Herbertów opuściła Lwów w 1944 roku na wieść o ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej.

Dwudziestoparoletni poeta, zaraz po II wojnie światowej, w czasie której uczęszczał na tajne komplety, podjął rozliczne studia w Krakowie. Studiował prawo, ekonomię, filozofię, chodził także na wykłady tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. W tym czasie należał do Związku Literatów Polskich, którego oddziałem w Gdańsku zarządzał przez kilka lat. W 1949 roku podjął studia prawnicze i filozoficzne na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Tam poznał profesora Henryka Elzenberga, filozofa, stoika, stojącego na straży dawnych wartości, dla którego zderzenie z marksistowską ideologią, narzucaną programowo przez komunistów, było nie do przyjęcia. Profesor po roku został odsunięty od zajęć dydaktycznych, pozostał jednak w bliskich relacjach z Herbertem aż do śmierci w 1967 roku.

Zbigniew Herbert jako kresowiak doskonale wiedział, z czym wiąże się przeciwstawianie bolszewii. Choć sam być może nigdy nie należał do struktur Armii Krajowej (podobno przechodził szkolenie), a blizna na nodze była jedynie pamiątką niefortunnego zjazdu na nartach, znał środowisko polskiego podziemia niepodległościowego, do którego należało wielu znajomych ze Lwowa. Część z nich poznał w instytucie prowadzącym badania nad szczepionkami na tyfus, w którym w czasie okupacji, tak jak wielu młodych inteligentów, dorabiał jako karmiciel wszy. Żołnierzom wyklętym Herbert zadedykował wiersz Wilki:

Zbigniew Herbert

Ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
pozostał po nich w kopnym śniegu
żółtawy mocz i ten ślad wilczy […]

już nie zostanie agronomem
„Ciemny” a „Świt” – księgowym
„Marusia” –  matką „Grom” poetą
posiwiał śnieg ich młode głowy*

Herbert przez lata pisał do szuflady, szlifując swoje wiersze, aby ostatecznie w 1956 roku wydać je w tomiku poetyckim Struna światła. W tym samym roku podjął pracę w reaktywowanym po trzech latach Tygodniku Powszechnym. Rozpoczął także liczne podróże, m.in. do krajów śródziemnomorskich, Beneluksu i Stanów Zjednoczonych. Wyjazdy za granicę były dla niego ucieczką od ponurej rzeczywistości PRL-u, a także niekończącym się źródłem inspiracji. Ich efektem są jedyne w swoim rodzaju notatki z podróży, spisane w formie erudycyjnych esejów, wydane w dwóch tomach: Barbarzyńca w ogrodzie i Martwa natura z wędzidłem. Drugą stroną medalu były przymusowe rozmowy ze „smutnymi panami” z bezpieki. Ilekroć Herbertowi kończył się paszport, podejmował „niebezpieczną grę” z esbecją, w trakcie której opłotkami tłumaczył cele swoich podróży. Nigdy nikogo nie wydał, mówił, że „wykręcał się sianem”, świadomie opowiadał znajomym o tajnych z założenia rozmowach. 

Środowiska intelektualne w krajach zachodnich uważały Herberta za godnego literackiego Nobla. Zarówno w Stanach Zjednoczonych (w dużej mierze dzięki zaangażowaniu Czesława Miłosza), jak i w Europie wiersze Herberta były bardzo poczytne. Herbert był za wielki, aby komuniści mogli mu darować niesubordynacje względem władzy. W tym celu robili wszystko, także poza granicami kraju, ażeby dobre imię Herberta zbrukać. Attache kulturalny z ramienia esbecji, Henryk Malinowski, TW “Kurier”, odpowiadał za czarny pijar poety za granicą. We własnym mieszkaniu przy ul. Promenady 21 w Warszawie Herbertowie byli inwigilowani przez służby bezpieczeństwa. Przez podsłuchy zainstalowane w ścianach, a także pisemne donosy, komunistyczna władza śledziła każdy ruch niepokornego poety. 

Grób Zbigniewa Herberta na starych Powązkach

W 1956 roku, w trakcie krwawego tłumienia powstania węgierskiego przez wojska Układu Warszawskiego, Herbert napisał przejmujący wiersz, w którym deklarował poparcie dla Węgrów:

Stoimy na granicy
wyciągamy ręce
i wielki sznur z powietrza
wiążemy bracia dla was**

Po 1981 roku, w trakcie stanu wojennego w kościele świętego Mikołaja w Gdańsku Herbert czytał grupie opozycjonistów Raport z oblężonego miasta:

teraz kiedy piszę te słowa zwolennicy ugody
zdobyli pewną przewagę nad stronnictwem niezłomnych
zwykłe wahanie nastrojów losy jeszcze się ważą

cmentarze rosną maleje liczba obrońców
ale obrona trwa i będzie trwała do końca

i jeśli Miasto padnie a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miasto***

Zachowały się zdjęcia z lat 80., na których Herbert wraz z Lechem Wałęsą i Adamem Michnikiem wykonuje gest zwycięstwa, utożsamiany z ruchem Solidarności. Poeta, wówczas aprobujący działania opozycyjne Adama Michnika, nie przypuszczał, że z biegiem lat granica pomiędzy komunistami a rzekomymi „antysystemowcami” ulegnie zatarciu. Swój sprzeciw wobec „grubej kreski” premiera Tadeusza Mazowieckiego wyrażał w wywiadach, między innymi w Hańbie domowej Jacka Trznadla. Miał żal do pisarzy, „farbowanych lisów”, którzy w latach stalinowskich służyli władzy, a po zmianie ustroju weszli w rolę liberałów walczących z wszechobecnym faszyzmem.

Lech Wałęsa, Adam Michnik i Zbigniew Herbert w kościele św. Mikołaja w Gdańsku; źródło: East News

Środowisko nie pozostało dłużne. Próbowało zrobić z Herberta wariata i alkoholika, któremu na starość pomieszało się w głowie. Z relacji wdowy Katarzyny Dzieduszyckiej-Herbert wynika, że przed śmiercią poeta pojednał się z Miłoszem, z którym od lat pozostawał w konflikcie. Jednocześnie po śmierci Herberta noblista napisał wiersz wpasowujący się w narrację o obłąkanym starcu, „oswobodzonym wreszcie z majaków psychozy”.

Herbert nigdy nie wygłaszał peanów na cześć Stalina, nigdy też nie poparł Polski okrągłostołowej, nie godząc się, aby zapanował tak zwany „socjalizm z ludzką twarzą”. Jego zdaniem potwór powinien mieć twarz potwora, bo czarne jest czarne, a białe – białe. Tak jak w PRL-u „retoryka była aż nazbyt parciana”, tak po 1989 roku nagonka środowisk lewicowo-liberalnych na Herberta zbyt nachalna i prymitywna, obnażająca olbrzymi lęk przed poetą (wszak „poeta pamięta”). Herbert wprawdzie nie doczekał literackiej nagrody Nobla, ale nie dał splamić honoru.

a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku

Bądź wierny Idź****

Mikołaj Janiak

* Fragment wiersza Wilki Z. Herberta
** Fragment wiersza Węgrom Z. Herberta
*** Fragment wiersza Raport z oblężonego miasta Z. Herberta
**** Fragment wiersza Przesłanie Pana Cogito Z. Herberta

Bibliografia:

  • Pan od poezji  Joanna Siedlecka
  • Herbert  Jacek Łukasiewicz

Dodaj opinię lub komentarz.