Kontrakt zaręczynowy kupca Theodora Lilie (Lylge) i Marii Hennig przewidywał, że przyszła panna młoda wniesie w posagu sprzęty domowe, w tym skrzynię ze strojami, jej rodzice będą ich utrzymywali wraz ze służącą przez trzy lata i wpłacą na wesele 200 grzywien lubeckich. Łącznie było to 1200 grzywien posagu.

Młodzi poznali się i pokochali w Lubece, rzecz działa się w 1558 roku. Niestety, przyszły teść Liliego zbankrutował i nie mógł wywiązać się z kontraktu. Theodor (Dirck) udał się zatem do Gdańska, wszedł mocno w tutejsze środowisko kupiecko-bankowe, został członkiem ekskluzywnego Bractwa św. Jerzego i wszczął starania o sprowadzenie narzeczonej. Jej rodzice zwlekali i domagali zrzeczenia się posagu, więc zakochany mężczyzna wystawił im pokwitowanie na 1200 grzywien, których nigdy nie otrzymał. Gdy zwlekali nadal, zagroził unieważnieniem kontraktu.

To poskutkowało – Maria w 1563 roku przyjechała do Gdańska. Powitano ją jak królową, sam burmistrz Konstanty Ferber wyszedł jej na powitanie. Dirck otoczył opieką nie tylko ukochaną małżonkę, ale również czynił starania, by obdarzyć wiejskim majątkiem teściów, co wprawdzie się nie udało, ale sprowadził do Gdańska brata Marii i przez rok go utrzymywał. Jej siostrę natomiast chciał wyswatać za swojego przyjaciela. Ten wątek rodzinny pewno trwałby przez następne lata, ale rok później wszystko się odmieniło.

Pieter Bruegel starszy, „Triumf śmierci”, 1562 r.

Był czas, kiedy Febus wjechał swymi ognistymi końmi w znak lwa drapieżnego, gdy rozszalała się w mieście naszym zaraza, prawdziwa kara Boża. Na trzy miesiące wcześniej dała już znać o sobie. Załamany całkiem rozpamiętywałem te różne ciosy bolesne, jakie mi przyniosły dni ostatnie, bo i ja bolałem, straciwszy tu i ówdzie krewnych, których śmierć mi wyrwała. Łkałem po tych nieszczęściach.

Tak pisał Achacy Cureus, poeta gdańskich patrycjuszy. A tak opisywał miasto:

Widok miasta przez te liczne pogrzeby był smutny. Znakiem ich były białe płótna. Gdy doszedłem na pole, spodziewałem się czegoś radośniejszego, ale jego wygląd był jeszcze smutniejszy od opuszczonego miasta. Strwożone bóstwa polne poświstywały jakąś pieśń płaczliwą i smutnym dźwiękiem dawały oznaki swego żalu, bo zniszczone zboże podobne było całkiem do zgniłego nawozu, a ziemia leżała zbita mokrymi deszczami.

Dżuma nie była czymś nadzwyczajnym w życiu Gdańska, jednak dżuma z 1564 roku zabrała połowę mieszkańców. Zabrała również Marię Hennig i jej nowo narodzonego synka. Nie wiemy, co z bratem, ale rzeczywistość była taka, że Dirk Lilie musiał ożenić się z kolejną panną i była to Elżbieta Rosenberg z Chlebnickiej 16. Andrzej Januszajtis pisze, że nie było to małżeństwo z miłości, ale było udane. Po epidemii kariera zawodowa Liliego nabrała tempa, był wziętym agentem banku Loitzów, obracał wielkimi sumami. Jego rekordowa transakcja z 1568 roku opiewała na 62 150 florenów, co stanowiło 2/5 całych przychodów Gdańska.

Herb rodu Lilie (po lewej) i Rosenbergów (po prawej). M. Gizowski „Herby patrycjatu gdańskiego”.

Lilie doczekał się pięciorga dzieci. Wykupił kamienicę przy Chlebnickiej 16 (zwaną później Domem Angielskim) oraz kamienicę sąsiednią; połączył parcele i wzniósł największą kamienicę w Gdańsku, w dodatku pierwszą z wieżyczką. Jednak kłopoty zaczęły się już ze śmiercią pierwszej żony. Teściowie zażądali podziału jej majątku, mimo że nie zapłacili 1200 grzywien posagu, a rzeczy córki zostały im odesłane. Dirck przegrał proces w sądzie i musiał uszczuplić swój majątek. Jednak poważniejszym ciosem było bankructwo Loitzów spowodowane niewypłacalnością dłużników: króla duńskiego, elektora brandenburskiego i naszego Zygmunta Augusta. Trzeba jednak powiedzieć, że o bogactwie Zygmunta chodziły legendy (za jego czapkę można było kupić w Krakowie trzysta kamienic), jednak król z jakichś powodów lubił odgrywać rolę bankruta, a swoje bogactwa pokazywał niewielu.

W każdym razie król zmarł w 1572 roku, a roszczeń Liliego nie uznano z powodu braku dokumentów. Patrząc na jego postępowanie wobec rodziców pierwszej żony, gdy im nadmiernie zaufał, można wysnuć wniosek, że faktycznie gdański bankier charakteryzował się szkodliwą dla siebie łatwowiernością. Lilie popadł w długi. W 1574 roku zmarła żona, pięć lat później córka Kordula, w 1582 roku dom przeszedł na własność wierzycieli i w 1586 roku Dirck został wyeksmitowany. Śmierć jedynego syna, Hansa, dopełniła nieszczęść. Umarł zgorzkniały w 1598 roku pod opieką córki Elżbiety.

Gdy uważnie przypatrzymy się postaciom na Domu Angielskim (mocno zadzierając głowę do góry), to zauważymy herby Lilie i Rosenbergów trzymane przez pachołków. Stoją na szczycie kamienicy. Szczęśliwie rzeźby odtworzono po wojnie.

Dom Angielski jest doskonałym przykładem budownictwa XVI-wiecznego Gdańska, gdy chciano postawić naprawdę coś wielkiego, ale tak, aby budynek wtopił się w istniejącą zabudowę i nie robił wrażenia przerośniętego. Dom Angielski jest olbrzymi, ale nie rozsadza sąsiedztwa. Przyjęto dla niego typową dla Gdańska zasadę trójdzielnej fasady (z góry w dół trzy części), ale podwojono jej elementy. I tak, w każdej części mamy po dwa rzędy okien, są podwójne pilastry, nawet okienko (oculus) na szczycie zostało zdublowane. Wyszła wielka kamienica, ale w niczym nienaruszająca klimatu miasta. Na trzecim piętrze w roku 1858 Deotyma wpadła na pomysł napisania „Panienki z okienka” (ale może to legenda, bo napisała ją po wielu latach), choć nie wiadomo, z której strony ówczesnego hotelu spała, od południa czy od północy. Kamienica miała bogaty wystrój: rzeźby egzotycznych osób (Scytowie, Tatarzy), herby, popiersia wojowników, lwie głowy, biało-czarne sgraffito na niebieskich, tynkowanych polach, czernione i złocone fryzy, czerwona stolarka okien i drzwi. Dzisiaj już nie jest tak bogato, a stolarka okien jest zielona, kamienica jednak i tak jest piękna, zwłaszcza teraz po remoncie. Przechodząc – spójrzcie wysoko na herby dwóch rodów. 

Anna Pisarska-Umańska

Na podstawie:

  • A. Januszajtis, Opowieści Starego Gdańska, Wyd. Marpress, 2009
  • M. Gizowski, Herby patrycjatu gdańskiego, Wyd. KAW 2000

 

Dodaj opinię lub komentarz.