XIX-wieczny Gdańsk, zanim został rozbudowany, nie wyróżniał się specjalnie niczym szczególnym, czego w innych miastach nie można było spotkać. Owszem, w detalach na pewno, ale ogólnie podobny był do wielu innych miast. Wąskie ulice, brak chodników, brak dużych placów, nierówny bruk. A jednak przybysze byli oczarowani. Co więc decydowało o klimacie starego Gdańska? Tym czynnikiem była harmonia.
Ludwig Passarge pisał:
Umieść piękne dzieło w miejscu, do którego nie należy, a przestaniesz to piękno odczuwać, zakłóci je bowiem dysharmonia. Zagraj dwa jasne i czyste tony, które nie współbrzmią akustycznie, a usłyszysz dysonans. Przeżyjesz wzruszenie i będziesz oddychał powietrzem przesyconym uderzeniami harmonijnego piękna tam, gdzie idea porządku omija wszelki chaos.
Dusza epoki starego Gdańska uzewnętrznia się w duchu porządku, jedności i harmonii, z dala od wszelkiej nieregularności i dezintegracji. Gdańsk miał wspaniałych budowniczych. Nie ma ich jednak dzisiaj. Wszędzie tam, gdzie następuje ingerencja w starą strukturę, następuje jej zniszczenie.
Gdy w Berlinie śmiano się z ludzi niekorzystających z chodnika i idących środkiem ulicy, ci odpowiadali: Przyjedźcie do Gdańska i spróbujcie spacerować po chodniku!
To była rzecz charakterystyczna dla Gdańska, rodzaj: „My house is my castle”, odseparowanie domu. W Gdańsku długo chodników nie było. Jezdnia służyła i do jeżdżenia, i do chodzenia, po bokach przykryte rynsztoki, a za nimi coś, do czego właściciel domu nie miał prawa własności, jedynie prawo użytkowania, a jednak robił z niego zamkniętą część prywatną. Przedproża zajmowały część przeznaczoną do chodzenia. Płyty przedprożowe tworzyły rodzaj murku, a schody były niczym most zwodzony. Przy przedprożach rosły lipy tworząc aleję wzdłuż ulicy.
Drugą rzeczą, oprócz przedproży, która rzucała się w oczy turystom jeszcze w XIX wieku, były gdańskie…. okna. Do wysokich i głębokich kamienic trzeba było doprowadzić światło. Starano się to osiągnąć poprzez bardzo wysokie i leżące tuż obok siebie okna, dzięki czemu całe fasady nabierały szklistego charakteru. Te fasady załamywały światło. Jak? Poprzez jakość szkła. W Gdańsku nie stosowano szyb mętnych, zielonkawych ani nawet zwykłych, jakie znamy. Efekty refleksów uzyskiwano poprzez kompozycje małych szyb. Najwyraźniej małe okienka zestawione ze sobą dają inne wrażenie niż duże powierzchnie. Podobno dawało to efekt lustra. Szybki w lustrach były tak rżnięte, że raz były wklęsłe, raz wypukłe. Dzięki temu mieszczańskie domy wyglądały jak kryształy. No i przez takie okna niemożliwe było zaglądnięcie do wewnątrz. Takich okien dawno już w Gdańsku nie ma.
To tylko przykłady. Maria Dąbrowska porównywała ulice Gdańska do iskrzącej bajki. Podobno wielu znakomitych gości (artystów, pisarzy) doznawało oszołomienia Gdańskiem. Wieże, wieżyczki, mitologiczne figury, portale, powyginane kraty, rzygacze, przedproża, medaliony, złocone fasady, maszkarony, zwierzęta na szczytach i płytach. Dzisiaj wiele kamienic pozbawionych jest ozdób. Węgierski językoznawca i historyk, Pal Hunfalvy, pisał, że przyjezdny czuje się tu jak w teatrze, gdzie dekoracje są blisko widza. O Gdańsku mówiły nie tylko zabytki, ale również nazwy ulic. Sporą grupę stanowiły nazwy rzemieślnicze, ale także zwierzęta, duchowieństwo, święci, fortyfikacje, handel, piwo. Nazwy ulic, kształt ulic, panorama Motławy. Ale dzisiaj kogo to obchodzi?
Piszę to trochę jak bajkę. Wydaje się, że dbałość o porządek, jedność i harmonię to obecnie sztuka zapomniana. To sztuka wyśmiewana – i przez młodych architektów walczących o przeżycie, i przez bogatych inwestorów, i przez niewrażliwe władze miejskie działające po linii partyjnej. Ludzie z całej Europy przyjeżdżają oglądać przedproża i delektować się tym duchem harmonii, tak mozolnie przywracanym, nie bez bólu i błędów, w latach odbudowy. Ale ten Gdańsk, stary Gdańsk, poprzez różne decyzje inwestycyjne umiera. W zalewie debat nad kierunkiem rozwoju Gdańska i szukaniem jego tożsamości (często pozornym, bo nieodwołującym się do przeszłych wieków), gubienie detali i starego klimatu jest na porządku dziennym. Wycieranie sobie ust dawną świetnością Gdańska jest szyderstwem przy jednoczesnym tworzeniu z niego miasta kosmopolitycznego i nijakiego.
A wołanie o harmonię starego Gdańska staje się rzucaniem pereł przed wieprze.
Cytat z książki:
Wszystkie grafiki ze zbiorów Krzysztofa Gryndera.
Zgadzam się w 100%. A kolejnym przykładem niszczenia tego wspaniałego miasta jest ostatni konkurs na budynek LOT-u. Znowu szkło i badziew wzięło górę nad przywracaniem historycznego charakteru. Niestety z obecnymi władzami stary Gdańsk będzie powoli umierał…
Tak jest. A niestety do wyborów jeszcze rok, a działania ludzi, których wiatr historii pobudził do aktywności są bezwzględne i – nagle – szybkie. Czy coś zostanie? Już nie, już w tej chwili nowe rządy w naszym mieście należałoby zaczynać od wyburzeń, a przecież tak się nie stanie. Podpisane dokumenty, i – skąd na to pieniądze, by miasto oczyścić pod nowy początek. Już jest po wszystkim, Gdańsk stracił swoją szansę. Sam zniszczył.
Sam? Tak sam, bo nie sprowadza się to do kwestii niedobrych włodarzy – ale i do decyzji gdańszczan. I tu zaczyna się rzecz chyba ciekawsza – należałoby bowiem zadać pytanie: dlaczego tak się stało? Dlaczego gdańszczanie widząc przecież co się z miastem dzieje – najpierw bierne tracenie unikatowej szansy miasta, z czasem: niedorzeczne inwestycje – dziś już inwestycje niszczycielskie. Po prostu destrukcja potencjału miasta. Także – atak na egzystencję mieszkańców – ulokowanie przecież u progu Drogi Królewskiej hipermarketu/pasożyta z pewnością odbije się negatywnie nie tylko na urodzie ale i na przedsięwzięciach biznesowych Głównego Miasta – etc.
Pytanie: dlaczego, nie powinno spotykać się z reakcją: a po co nam to teraz? Z reakcją rezygnacji. Przeciwnie, bo Gdańsk, owszem stracił swoją szansę – miasta perły, unikatu – miasta, jednej ze stolic świata, ale ma jeszcze szanse stać się ośrodkiem myśli, refleksji. Bo jest tu wielu bardzo ciekawych ludzi, ciekawie myślących, a są jedynie rozśrodkowani, zesłani na margines. A nowe władze mogą to zmienić – mogą podjąć inicjatywę, by nasze miasto uczynić – z miasta katastrofy intelektualnej – ośrodkiem żywej refleksji.
Ale zacznijmy zatem od pytania – czemu gdańszczanie pozwolili odebrać sobie – i zniszczyć swój skarb.
Może nie identyfikują się z miastem i jego historią. Po wojnie prawie wszyscy byli napływowi. Ja akurat gdańszczanka, ale z rodziców też osiadłych w 1951. Może to kwestia pewnej wrażliwości historycznej?
Pani Anno,dawno już nie czytałem tak wyważonego tekstu młodej kobiety.Przyjemne to było ,szczególnie,że i moje odczucia podobne.Pisze Pani wspaniała polszczyzną i smakowitą.Muszę jednak swoje grosze/guldeny/dodać.Te piękne i urokliwe miejsca naszego miasta to jednak wielka scenografia na żywym organiźmie miasta.Nawet nie mam pretensji do tej dziczy ze wschodu ,że to miasto zgwałcone.Podziwiam determinację budownczych i nie wiem skąd u nich te siły aby wznosić to co upadlo.Bardzo irytuje mnie zachwyt nad Dolnym miastem.Przepiękna łąkowa?.Budyń był i poświęcił.A dookoła ?Bywam tam bo to miejsce dziecieństwa.Dotykam cegieł i pochylam się nad GROBLĄ.I mam świadomość,że kiedyś dotykali tego Niemcy tak jak moja mama dotykała murów Wilna z którego ją wygnano.
I już końcżąc napiszę tak .Tragicznym i niezasłużonym dla miasta naszego jest zasiadanie w urzędzie niejakiego Budynia .Myślę,że GW z Warszawy to odległe rewiry. Pozdrawiam Panią cudownie
Dziękuję za miłe słowa.
Posiadam 130 000 zdjęć Gdańska i okolic. Ok. 50 000 skanów starych pocztówek. Przemierzam z aparatem wszystkie podwórka. Żadne to zdjęcia artystyczne, niektóre miejsca obfotografowane po sto razy, aby lepiej złapać przebieg ulicy, której już nie ma. Potem siedzę po nocach i szukam w moich książkach historii tych miejsc. Przymierzam jedno zdjęcie do drugiego. Wiem, o czym Pan mówi. Każda cegłówka niesie historię. A potem budzę się rano i wydaje mi się, że tego miasta już bardziej okaleczyć nie można. A jednak życie mnie tu zaskakuje.
Czym jest historyczny charakter? Danziger hof w momencie rozbiórki był w podobnym wieku jak teraz LOT, więc nic dziwnego że uchodził za obiekt współczesny i niezbyt wartościowy. W tej chwili jego odbudowa ma taki sam sens jak sztuczny zamek w Poznaniu. Już bardziej sensowne byłoby odtworzenie fortyfikacji bastionowych które istniały ponad 300 lat i wrzucenie ruchu samochodowego do tunelu w dawnej fosie. Po co robić imitację zabytku jak obok mamy oryginalną architekturę: Bank Rzeszy, Katownię, Złotą Bramę i Wielką Zbrojownię. Znacznie większą szkodą jest zabetonowanie plant i kanału Raduni.
Uważam, że ma Pan rację, nie możemy nienaturalnie przywracać miastu dawnej świetności. Błędy, które dopiero teraz widać w realnym świetle mogą nas jedynie ostrzegać przed powtórnym ich popełnianiem. I tu mówię o wspomnianym budynku LOTu, który zniekształca wygląd Głównego Miasta. Myślę jednak, że powinniśmy się skupić na inwestycjach, które mają za zadanie wpasować się w jego charakter, a tu stoi nam na przeszkodzie nowa galeria handlowa Forum. Czy myśli Pan, że zaburzy ona harmonię, czy może to dobre przedsięwzięcie ze względu na liczbę turystów oraz pewne oddzielenie od zabytków poprzez ruchliwe Wały Jagiellońskie? Z kolei przy bastionach miasto postanowiło wyremontować Bramę Nizinną, trzeba przyznać, że jej stan był tragiczny, a w planach był również przyszłościowe wykorzystanie samych bastionów. Oczywiście, jak to zwykle bywa, dokładnych terminów nie ma, ale miejmy nadzieję, że w końcu się uda.
Kanalizacja ! Zanim powstała, na ulicach były rynsztoki, a przedproża służyły temu, aby można było suchą stopą przejść nad rynsztokiem i wejść do kamienicy. Gdy Gdańsk doczekał się kanalizacji, przedproża straciły rację bytu i zaczęto je rozbierać zwłaszcza na coraz bardziej ruchliwych ulicach, np. na ul. Długiej. O ich uroku przypomniano sobie dopiero w końcu 20 tych XX wieku i dzięki staraniom Gdańskiego Towarzystwa Historycznego (czy jakoś tak) zaczęto je odtwarzać na niektórych ulicach – Piwna, Chlebnicka, Mariacka itp.
A Gdańsk to był piękny głównie wówczas, gdy był wolny i jeszcze do Prus nie należał. Niestety w XIX wieku, zwłaszcza po 1871 roku, czyli po zjednoczeniu Niemiec, zaczął być przekształcany na pruską modłę, której wyniki mnie osobiście wcale nie zachwycają, podobnie zresztą jak współczesne realizacje architektoniczne w Gdańsku.
Ja tez jestem gdanszczanka, dziadkowie osiedli tutaj po 45 roku. Chociaz podobno dopiero trzecie pokolenie urodzone w danym miescie moze nazywac sie od nazwy. Moja mama zatem pierwsze, ja drugie. Moze rzeczywiscie zanik prawdziwej tkanki, jaka byli gdanszczanie spowodowal tak mierne podejscie do historycznosci miasta.