Dnieprzańska Elektrownia Wodna stanowiła dumę ZSRR. Wybudowano ją w latach 1927-1932. Zapora miała 60 metrów wysokości i 760 metrów długości, a elektrownia o mocy 560 MW zasilała węglowo-stalowe serce ZSRR – Zagłębie Donieckie.

Była to sztandarowa produkcja pierwszego planu pięcioletniego i pierwszy krok ku elektryfikacji – jednemu z czołowych przedsięwzięć sowieckiej władzy. By ją zbudować, wyprzedawano dzieła sztuki z Ermitażu, rezerwy złota i zboże, co później stało się jedną z przyczyn Wielkiego Głodu na Ukrainie. Amerykański dziennikarz, Hubert Knickerbocker napisał: „Dnieprostroj była niemalże obiektem kultu u Sowietów […]. To było największe, najbardziej spektakularne i najpopularniejsze dziecko Pierwszego Planu Pięcioletniego.”

Budowa hydroelektrowni na Dnieprze, 1929/ Wikipedia

Cud sowieckiej inżynierii, ubroczony krwią milionów umierających z głodu ludzi…

Gdy pancerne zagony Wehrmachtu rozrywały żelaznymi obcęgami sowieckie linie, podpułkownik Borys Epow, uprzednio wykładowca na akademii saperów i ekspert od materiałów wybuchowych, a obecnie specjalista od zapór przeciwczołgowych i fortyfikacji na przedpolach Moskwy, otrzymał polecenie stawienia się przed dowódcą wojsk inżynieryjnych Armii Czerwonej, gen. Leontijem Kotlarem. Ten zaś nakazał opracowanie planu wysadzenia zapory. Epowowi nie drgnęła nawet powieka – tak jak i przed dziesięciu laty, gdy brał udział w wysadzeniu moskiewskiego soboru Chrystusa Zbawiciela, kolącego w oczy bolszewików. Sowieci obawiali się, że Niemcy przejdą po łuku zapory nad Dnieprem (nazwanym oczywiście jako ”Prospekt Lenina”, po którym kursowały nawet tramwaje wycieczkowe) i wedrą się w głąb ZSRR.

Epow wyleciał 15 sierpnia z pełnomocnictwami z Moskwy do Zaporoża. Tam, z oddanym mu pod rozkazy batalionem saperskim, umieścił w strategicznych miejscach na zaporze 20 ton amonalu. Ustalono, że zapora zostanie wysadzona, kiedy ochraniający ją 157. pułk NKWD wycofa się na prawy brzeg Dniepru, a na lewym pojawią się Niemcy.

Słoneczny wieczór 18 sierpnia 1941 r. pachniał rozgrzaną stalą, betonem i trawą. Od wody ciągnął chłodny wiaterek, a niebo roziskrzyło się kolorami zachodzącego słońca. W bajkowej wręcz scenerii rozległ się potworny wybuch, gdy Epow osobiście nacisnął detonator. W zaporze powstała wyrwa o długości 165 metrów, przez którą zaczęły lać się tysiące litrów wody.

Wysadzona zapora hydroelektrowni DnieproGES, sierpień 1941 r

Nikt nie raczył poinformować cywilów i dowództwa Armii Czerwonej. Fala powodziowa o wysokości kilkudziesięciu metrów przetoczyła się jak walec po Zaporożu i dziesiątkach innych miejscowości. Walec – to doskonałe określenie. W najbardziej zapomnianej, najkrwawszej jednorazowej zbrodni w czasie II WŚ w Europie zginęło od 80 do 120 tysięcy ludzi. Jedyne, co ją przewyższyło, to wysadzenie przez Chińczyków tamy na Rzece Żółtej podczas bitwy pod Wuhan w 1938 roku, gdzie w wyniku powodzi zginęło od 600 do 900 tysięcy ludzi – Chińczyków.

Bezmyślna sowiecka zbrodnia nie przyniosła żadnych korzyści. Niemcy w ogóle się nie zatrzymali i przekroczyli Dniepr w innych miejscach praktycznie z marszu. Co więcej, fala powodziowa pochłonęła tysiące żołnierzy Armii Czerwonej, wycofujących się za Dniepr, a innych odcięła od zaopatrzenia, zmuszając tym samym do poddania się. Sowieci, zdając sobie sprawę, jak wielki błąd popełnili, zaczęli rozpuszczać plotkę, że tamę wysadzili niemieccy dywersanci i lotnicy, co oczywiście było bzdurą. Niemcy nie mieli żadnego interesu w wysadzeniu tamy.

Po zdobyciu Zagłębia Donieckiego Niemcy zaczęli odbudowywać zaporę. Budowa była w większości ukończona, zanim Niemcy zostali wypchnięci z tych terenów przez Armię Czerwoną, ale powojenne trudności ZSRR sprawiły, że tamę uruchomiono dopiero w 1947 r.

Borys Epow zmarł w 1991 roku, opływając w zaszczyty. Otrzymał m.in. Nagrodę Stalinowską. W swojej autobiografii przemilczał fakt, że wysadzenie przez niego tamy pozbawiło życia dziesiątki tysięcy ludzi.

Wody Dniepru przelewają się przez tamę.

Jest to jedna z najbardziej zapomnianych zbrodni sowieckich w historii.

Warto tu jeszcze w kilku słowach wspomnieć o słynnej ewakuacji sowieckiego przemysłu. Często opowiada się, że udało się ewakuować większość zakładów przemysłowych i ocalić sowiecką produkcję zbrojeniową. Jest to nieprawda i kolejny mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.

Sowieci co prawda ewakuowali zakłady na potęgę – tak było w Odessie, Charkowie, Stalino-, czy Dniepropietrowsku, ale tylko wtedy, kiedy mieli na to czas. Ewakuowano nie tylko całe wyposażenie fabryk, ale też wykwalifikowanych robotników wraz z rodzinami. Jednak sporą część zakładów Niemcy bardzo szybko przejęli. Wiele ewakuowanych transportów błądziło miesiącami po całym ZSRR, a gdy wreszcie gdzieś dojechały, to okazywało się, że nie było czego produkować, bo zostały po drodze rozkradzione. Inne zakłady niszczono na miejscu, bo nie było czym ich ewakuować – a że zniszczenia najczęściej były powierzchowne, to Niemcy wznawiali ich produkcję niemalże od razu.

Na wschód dojechało tylko 270 zakładów, a zaledwie 12 % z nich uruchomiło produkcję. Ta była pospieszna i chaotyczna. Chociaż starano się osadzać ewakuowane zakłady w miejscach, gdzie była w miarę dobra komunikacja i złoża surowców naturalnych, to w praktyce było tak, że fabryki nierzadko stawiano w szczerym polu. Robotnicy pracowali po 14-16 godzin codziennie, a do pracy zaprzęgano kobiety i dzieci oraz to, czego nigdy w Związku Sowieckim nie brakowało: niewolników z łagrów. Ludzie marli tysiącami – z przepracowania, z zimna, z braku żywności, w wypadkach. Jakiekolwiek opóźnienia w produkcji traktowano jako sabotaż i karano rozstrzelaniem. Prędkość produkcji odbijała się na jakości sprzętu, ale nie o to chodziło decydentom. Trzeba było szybko łatać olbrzymie braki w utraconym sprzęcie i w efekcie pierwszy T-34 w świeżo uruchomionej fabryce w fabryce Niżnyj Tagił na Uralu wyjechał w grudniu 1941 roku.

Fabryka w Czelabińsku uzyskała taką normę, że pod koniec wojny przezywano ją ”Tankogradem” od ilości wyprodukowanych czołgów. Zaimplementowano wiele rozwiązań z amerykańskich fabryk, zapewniając robotnikom narzędzia na miejscu pracy i łatwe do zrozumienia plansze i plany tego, co należy produkować i gdzie znaleźć. Mieszkania robotnicze budowano tuż obok zakładów, by nie musieli tracić czasu na dojazdy. Wszystko to, wraz ze zwalniającą niemiecką ofensywą, dało Sowietom chwilę wytchnienia i pomogło na pewien czas zażegnać kryzys.

Andrzej Matowski II wojna światowa w kolorze

Dodaj opinię lub komentarz.