Stanisław Michel – nie ma swojego hasła w Wikipedii, zapomniała o nim Encyklopedia Gdańska. W internecie nie można znaleźć jego życiorysu. Jak to możliwe? Uważana przez wielu za najpiękniejszą ulicę w Gdańsku – ulica Mariacka – powstała w jego pracowni. Jego Dom Młynarza przy Wielkim Młynie tworzy jeden z najurokliwszych widoków Starego Miasta. Jak wyglądałby Gdańsk bez Michela? Rozmawiamy z pionierem odbudowy miasta.
Anna Pisarska-Umańska: Panie Stanisławie, jest Pan aktywny zawodowo; w co obecnie Pan się angażuje?
Stanisław Michel: Obecnie angażuję się w sprawę bloków na Chełmie, tj.Cieszyńskiego, Cebertowicza. Staram się zmienić te klockowate domy bez wind. Stworzyłem też kiedyś projekt nadbudowy bloku na Starym Przedmieściu. Ze skośnym dachem, z windami nabrałyby one jakiegoś wyrazu. Są bezduszne. Chodzi także o zmianę ich estetyki.
Ryszard Kopittke: Właśnie takie wybudował Pan na Oruni, z prostym dachem, bez wind.
SM: Tak, bloki na Diamentowej. To był wielki czas przełomu, nie tylko w dziedzinie politycznej i społecznej, ale także w sztuce. Stalin był straszliwym zbrodniarzem, ale on i jego otoczenie przychylali się ku budownictwu, które nie raziło uczuć estetycznych. I dlatego „przeganiał” kubistów. Wychowani na architekturze XIX-wiecznej i wcześniejszej uważali, że kubizm jest bezduszny. Każda kamienica z XIX wieku wyrażała się bogactwem form. Architektura XIX wieku jest na wskroś kupiecka – mieszczańska. Nowy prąd kubistyczny pojawił się na gruncie krytyki tej architektury. Z chwilą śmierci Stalina nastąpił ogólny przełom polityczny i społeczny. W Polsce wprawdzie rządziła komunistyczna partia, ale wiadomo było, że trzeba coś zmienić – budować „nowocześnie”. A nowoczesność wyrażała się propozycją kubistów. Ja też popłynąłem na tej fali i wprawdzie nie dużą ilość, ale jednak zaprojektowałem parę „nowoczesnych” domów (w sumie zaprojektowałem ponad 100 domów, w tym 67 kamieniczek). Szybko jednak zrozumiałem, że to wszystko, co było piękne od średniowiecza, zostało zanegowane. Architektura nie miała być piękna, nie miała być zjawiskiem sztuki, ale funkcjonalna, prosta i bez żadnych ozdób. Oprócz bloków zaprojektowałem na Oruni domki na stokach (przy ulicy Nowiny). Na stokach, bo teren był zalewany wodą. Granicą był stok wyżyny kaszubskiej.
A P-U: Kiedyś nawet fabryki były piękne.
SM: Tak, nawet fabryki.
A PU: Elektrownie np. na Raduni
SM: Dworzec gdański jest najpiękniejszą bryłą użyteczności publicznej stworzoną w tamtych czasach. To samo z Halą Targową. Twierdzę, że nasza Hala Targowa jest najpiękniejszą halą, jaką widziałem w swoim życiu ze wszystkich miast w Europie. O mało co nie została ona rozebrana, dworzec też. Twierdzono, że budynki XVIII-wieczne i wcześniejsze to są zabytki, a XIX-wieczne nie. Tym XIX-wiecznym zarzucano, że mają pomieszane style, że ci kupcy, fabrykanci, którzy je stawiali, nie znają się na pięknie i np. mieszają gotyk z rokokiem. W XIX wieku architektura „szlachecka”, pałacowa odchodziła w zapomnienie. To wiązało się również z ubożeniem szlachty na skutek zaborów.
A P-U: XIX wiek to również rozwój przemysłu.
SM: Tak, to był związek przemysłu z handlem, który zaowocował tą piękną, mieszczańską architekturą. Nie ma wielkich dzieł architektonicznych w XIX wieku stworzonych przez ziemiaństwo, nadeszła mentalność „kupiecka”. Proszę popatrzyć, jakie kamienice stały przy Moście Zielonym. Budynek kasy miejskiej był po prostu ładny [Kasa Oszczędnościowa], ale został zburzony przez jednego ze zwolenników nowoczesności, mianowanego przez władze miejskie na kierownika naszego zespołu, którego zadaniem było odbudowanie zabytkowego Śródmieścia.
A P-U: Kto to był?
SM: Władze miejskie zdecydowały, że odbudową miasta zajmie się zespół utworzony przy Miastoprojekcie. Chodziło głównie o zabytkowe Śródmieście, ale także inne dzielnice. Nasz zespół był główny. Byliśmy młodzi, dopiero po studiach, „wychowani” przez Katedrę Architektury na politechnice. Na studiach zobaczyliśmy po raz pierwszy Gdańsk. Nie na żywo, ale na fotografiach. Zobaczyliśmy, jaki był piękny, ale ten Gdańsk zginął. Chcieliśmy go wskrzesić, wskrzesić jego piękno. Większość składu zespołu (90 %) było związana z Katedrą Architektury, ale kierownikiem został młody architekt Lech Kadłubowski, a jego prawą ręką przyjaciel Wiesław Gruszkowski. Na początku Kadłubowski był za wierną odbudową miasta. Podzielił nas na grupy i każdy dostał jeden odcinek. Odbudowa zaczęła się od ulicy Ogarnej. Potem Długa, Piwna, Mariacka, Św. Ducha i tak dalej – aż tutaj [siedzimy w kamienicy przy Straganiarskiej]. Tak się zdarzyło, że w moim zespole była zatrudniona jego żona, plastyczka. Zespoły były tworzone w taki sposób, że w każdym musieli znajdować się architekci i plastycy. Sami architekci nie potrafili tak namalować szczegółów na elewacjach czy rzeźbach, jak plastycy. Oni czuwali nad wystrojem budynku. Kadłubowski w którymś momencie postanowił zaznaczyć swój wpływ na odbudowę miasta, co doprowadzało do konfliktów. Kadłubowski najpierw zaprojektował, popierany przeze mnie i moich przyjaciół, hotel na Długim Targu (obecnie Raddison Blu). On nie jest rekonstrukcją, ale jakby dalszym ciągiem gdańskich kamienic, wpisuje się w ten ciąg. To był jego czołowy budynek. Ale już drugi projekt spotkał się z naszą opozycją. Ja byłem przeciwny. Chodzi o pocztę na Długiej. Poczta istniała, przetrwała wojnę, tylko wnętrze było lekko wypalone. A on podjął decyzję, aby ją „odbudować”, a w zasadzie wznieść od podstaw. Poczta miała stropy żelbetowe, więc przetrwała. Główną przyczyną zniszczenia Gdańska były pożary. Gdy zapalały się dachy, zaczynały płonąć stropy, bo były drewniane. A jak palił się strop, to walił się cały dom. Przyczyną zniszczenia Gdańska nie tyle były ostrzały (stosunkowo niewielkie zniszczenia), co pożar, który ogarnął wszystko. Ogień przechodził z kamienicy na kamienicę, całe ulice płonęły. A poczta istniała. Byłem przeciwko tej „odbudowie” poczty. Apelowałem, żeby zostawił choć kawałek poczty. I ten kawałek został.
A P-U: To jest ten fragment po lewej stronie?
SM: Tak, po lewej stronie. Poczta cała taka była. Została jednak zburzona poprzez ambicje Kadłubowskiego, by pokazać „siebie”. Mury przecież mogły zostać, można było zmienić tylko wnętrze. Innym punktem spięcia była odbudowa teatru. Teatr był mocno zniszczony, ale fasada cała stała. Zburzył on jednak fasadę i z teatru zrobił – moim zdaniem – dom towarowy. Teatr był trochę krytykowany przed wojną, że „małpuje” styl grecki, ale był ładny. Miał kolumny, tympanon, ale Kadłubowski to wszystko zburzył i zrobił „nowocześnie”.
Gruszkowski, jego przyjaciel, został architektem wojewódzkim, wydawał decyzje o zburzeniu lub odbudowie. Doszło do sytuacji, gdy w przypadku Danziger Hofu (miał wypalony dach i okna, ale trzymał się dobrze i był łatwy do wyremontowania) padła decyzja o jego zburzeniu. Kadłubowski postawił tam swój nowoczesny pawilon czyli budynek LOTu, który nie umywa się do banku z drugiej strony Bramy Wyżynnej. Kadłubowski chciał postawić tam coś nowego i Gruszkowski wydał polecenie zburzenia.
RK: Czyli to były jego indywidualne decyzje, a nie decyzje narzucone „z góry”?
SM: To były indywidualne decyzje. Budynek hotelu stał. Trochę wieżyczka była naruszona i dach był spalony, ale reszta się zachowała, bo stropy były niepalne. Doskonale go pamiętam i byłem przeświadczony, że zostanie wyremontowany, bo był ładny. Wtedy jednak jeszcze w odbudowie dominowały wpływy Moskwy i Stalina, który nie lubił kubistów i kazał odbudowywać wg własnego gustu. Stalin wywodził się z biednej rodziny i zachwycała go bogata architektura. Stąd w Warszawie pojawił się Pałac Kultury. Jak się patrzy z lotu ptaka na Warszawę, to widać te jej wieżowce, ale są to klocki, a Pałac Kultury nadal zachwyca. Stalin pogonił z Moskwy Le Corbusiera, który mu oferował współpracę. Po śmierci Stalina komunizm nadal istniał, ale zmieniły się poglądy na budownictwo. Do głosu doszło młodsze pokolenie, które chciało budować „nowocześnie”. Nowoczesność polegała na przeciwstawieniu się wszelkim stylom trwającym od wieków. Dlatego wtedy zostałem autorem tych „nowoczesnych” budynków, ale doszedłem do wniosku, że one są po prostu brzydkie. Dochodziło do wielu starć. Postanowiłem bronić Śródmieścia. Niech stawiają te klocki w innych miejscach, z dala od starego Gdańska.
RK: Kiedy nastąpił ten moment?
SM: Z chwilą postawienia budynków w rejonie ulicy Łąkowej. One były porozrzucane chaotycznie i nie tworzyły spójnej koncepcji. Wkroczyły do Śródmieścia, a ja odczułem, że tu nie pasują, nie miały żadnej idei, jak np. gotyk, który wynosił człowieka do Boga. W Śródmieściu należy zachować stary styl, wskrzeszać piękno, a na nowych miejscach jak najbardziej – budować nowocześnie. Budynkiem, który w tym stylu zaprojektowałem, jest ten, który stanowi centrum Wrzeszcza – Olimp. Uważam, że z tego czasu najpiękniejszą nową bryłą jest hotel Jantar na Głównym Mieście [Raddison Blu], to jest w ogóle najpiękniejszy budynek w Gdańsku. Drugi z kolei jest Zieleniak, a trzeci mój Olimp.
A P-U: Chcielibyśmy zapytać o Pana życie – jak Pan się dostał do Gdańska i dlaczego w ogóle Gdańsk? Gdzie Pan się urodził?
SM: Urodziłem się 2 stycznia 1927 roku na terenie zajętym obecnie przez Ukrainę. W Komarnie stał dom mojego ojca, dziadka i pradziadka. Ale ja urodziłem się w miejscowości obok – w Samborze. Moja matka umarła przy moim urodzeniu. Jakiś czas byłem wychowywany przez dziadków w miasteczku starszym od Lublina, które nazywa się Łęczna. To było miejsce, gdzie spotykali się kupcy zza Buga i zza Wisły. Rozwinęła się tu tradycja organizowania targów. Trwały one nawet cały miesiąc. Dopiero z czasem Lublin stał się dominantą w tamtym rejonie. W Łęcznej spędziłem dzieciństwo, tam chodziłem do szkoły podstawowej czyli powszechnej. Mój ojciec już wtedy nie żył; służył zresztą w II Brygadzie Legionów Polskich, był ranny w czasie I wojny światowej. Ojciec poznał moją matkę na kwaterze w Lublinie. W Lublinie mój drugi dziadek miał trzy kamienice, które wynajmował. I tak mój ojciec – legionista – gdy tam zamieszkał, poznał moją matkę, w której się zakochał. Dziadkowie nie pozwalali na ściślejszy związek, ale ta znajomość trwała po wojnie poprzez listy i odwiedziny. Mój ojciec skończył uniwersytet i został prawnikiem. I dopiero wtedy, gdy dostał posadę prokuratora w Samborze, mógł ożenić się z moją mamą. Gdy miałem się urodzić, ojciec chciał zapewnić mamie dobrą obsługę szpitalną, jednak nie przewidział, że w szpitalu panować będzie gorączka połogowa.
Tak więc po pierwszych klasach szkoły powszechnej znalazłem się u ciotki Krechowskiej we Lwowie, gdzie skończyłem kolejne klasy. Ciotka była żoną ukraińskiego ułana, który brał udział w bitwie pod Krechowcami po stronie polskiej. Nazwisko przybrał od nazwy miejscowości.
Gdy wybuchła II wojna, babcia przysłała wujka, by mnie zabrał ze Lwowa. Wyszliśmy na plac, stał tam autobus Lwów-Zamość i wujek mnie zapytał: chcesz jechać do dziadków? Chciałem. I tak wróciłem do Łęcznej. Z czasem dziadkowie przeprowadzili się do Lublina (z dużymi problemami) i tam chodziłem do szkoły. Niemcy nie pozwalali zakładać gimnazjów, ale były technika. Ukończyłem więc szkołę budowlaną. Jednocześnie zapisałem się do Szarych Szeregów i brałem udział w różnych akcjach.
Po Powstaniu Warszawskim, gdy konflikt między potężną armią radziecką a wojskami polskimi się zaostrzył, miałem obawy, czy nie będę aresztowany. Zdawałem wtedy maturę. Podobały mi się idee socjalizmu, ale to, co się działo wokół, przyjmowałem jako wypaczenie. W 1945 roku po maturze spakowałem się i dziadkowie kazali mi uciekać w obawie przed aresztowaniem lub wzięciem do wojska. Szare Szeregi podlegały Armii Krajowej. Dziadkowie też postanowili się ewakuować. I tak stracili już cały majątek, bo kamienice już dawno temu sprzedali i kupili wielki majątek nad Bugiem. Ten majątek zabrała im Czerwona Armia. Wszystko zostało przejęte przez nowe władze.
A P-U: Ale dlaczego do Gdańska?
SM: Uciekałem jak najdalej. Kraków pełen ludzi, Warszawa zburzona. Decyzję o wyjeździe do Gdańska podjąłem na ruinach Warszawy. Plecak zostawiłem na dworcu autobusowym i szedłem główną ulicą Warszawy, a tam wszystko zrujnowane. Gdzie mam się zatrzymać ? I jednak Warszawa jest za blisko Lublina. Moi koledzy byli wywożeni do Rosji, wsadzani do więzień lub zabijano ich. Spacerując po ruinach Warszawy, na brzegu starego miasta zadecydowałem, że muszę uciekać dalej. Pomyślałem: Gdynia! To jest nasze miasto. Tam pojadę.
A P-U: To ta Gdynia pociągnęła Pana do Gdańska.
SM: Ta Gdynia spowodowała, że jechałem do Gdańska z dyplomem ukończenia szkoły budowlanej. Ale w Gdyni nie było ani uniwersytetu, ani politechniki. Akurat wtedy rozpoczęła działalność Politechnika Gdańska. No to zdecydowałem się na Gdańsk. Gdzie będę dojeżdżał z Gdyni do Gdańska? Znalazłem mieszkanie na jednej z bocznych ulic alei Zwycięstwa, na Orzeszkowej, blisko politechniki.
Zająłem tam opustoszałe mieszkanie. Niemców wypędzano. Drzwi były otwarte. Mieszkanie było okradzione, ale z meblami. I tam mieszkałem aż do końca odbudowy Gdańska. Potem zamieszkałem na ulicy Mariackiej, ale nie w tym domu, który projektowałem [chodzi o kamienicę Gotyk], tylko gdzieś w środku Mariackiej. Stamtąd przeniosłem się na Długie Pobrzeże. Drzwi do mojego domu znalazłem kiedyś w ruinach na rogu obecnych Nowych Ogrodów i 3 Maja.
A P-U: A skąd ten mundurek? Pan zawsze chodzi w mundurku.
SM: Bo jest wygodny. To był mój strój z okupacji. W tym stroju przyjechałem do Gdańska. Wprawdzie mógł podpadać, ale wszyscy wtedy nosili ubrania żołnierskie. Jest bardzo wygodny i daje swobodę ruchów. Tylko na bardzo ważne uroczystości przebieram się w czarny garnitur albo jeszcze bardziej wyszukany.
A P-U: Myślałam, że w tym stroju jest jakaś idea, a nie, że tylko wygodny.
SM: To jest mój strój i nic się nie zmienił. A już mam lat 90.
A P-U: Chcielibyśmy zapytać o klimat polityczny odbudowy. Na co władza pozwalała, a na co nie pozwalała?
SM: Na początku i władza polska i moskiewska, która za nią stała, popierały odbudowę historycznych budynków i budowę nowych w podobnym stylu, np. Pałac Kultury. Zmieniło się to dopiero po śmierci Stalina.
A P-U: Czy Pan uważa, że powinny być odbudowane pierzeje na Głównym Mieście?
SM: Jestem zdania, żeby dokończyć zabudowę, np. Św. Ducha. Po odwilży wprowadzono zmiany do mojego planu i tak pierzei Św. Ducha nie odbudowano, jednej strony Szerokiej nie odbudowano. To były główne ulice. W bocznych uliczkach należy podwórka zamknąć zabudową. To jest szokujące. Idzie się Mariacką, skręca się w uliczkę poprzeczną, a tam śmietniki, samochody, dzika zieleń, pustka. Jestem za tym, aby ten teren zabudować. Owszem, kilka ulic jest odbudowanych.
A P-U: Moim zdaniem przed wojną Mariacka wcale taka piękna nie była.
SM: Nie, nie była. Odbudowując Mariacką zachowałem dla siebie trzy kamienice: numer 1, 2 i 3. Wskrzesiłem najstarszą kamienicę gotycką w Gdańsku. W ruinach znalazłem fragmenty przedproża, zostały one umieszczone na tyłach Dworu Artusa i na ich podstawie zrobiono kopię, którą postawiono przed kamienicą. Jest to jedyne gotyckie przedproże w Gdańsku.
A P-U: Jednak Pan nie zamieszkał w tej kamienicy.
SM: Wszystko inaczej się potoczyło. Miałem wprawdzie zapewnione mieszkanie na II piętrze, ale miałem do wyboru: walczyć o nie albo zakupić parcelę przy Motławie. Pierwszy dom przy Bramie Zielonej jest mojego projektu, kolejne trzy kolega projektował i piąta jest znowu moja.
A P-U: A skąd ta Matka Boska na Pana kamienicy na Długim Pobrzeżu?
SM: Matka Boska to taka wielka tradycja, którą przywiozłem ze Lwowa. Brałem udział w odbudowie kościoła Mariackiego. Główny ołtarz jest mojego projektu, ja go podniosłem, bo wcześniej nie był tak wyeksponowany, nie było podium. W kościele jest kaplica poświęcona Armii Krajowej i tam znajduje się jakby dalszy ciąg tego obrazu – rzeźba Matki Boskiej, którą ufundowałem z dwoma przyjaciółmi. Zawsze po nabożeństwie tam zachodzę i patrzę na moją Matkę Boską.
RK: Matka Boska na domu jest Pana autorstwa, to obraz na desce?
SM: No, tak. I dlatego też jestem z nią związany.
RK: Kawałek Św. Ducha został właśnie odbudowany. Czy te budynki nawiązują do Pana projektów?
SM: Naturalnie, inwestor przyjął naszą wstępną wersję.
RK: Czy nie zakładaliście Państwo w projekcie przedproży?
SM: Zakładałem, ale doszło tu do pewnej zdrady inwestorów. Kamienice miały być projektowane wyłącznie przez Tomka Miatkowskiego i przeze mnie. Wszystko już załatwiliśmy. Ale właściciel terenu sprzedał go. Nowy właściciel znalazł innego architekta, który wprawdzie musiał przejąć nasz wstępny projekt, ale zmodyfikował go i to już nie było to samo.
A P-U: Porozmawiajmy teraz o niezabudowanym terenie przy ulicy Św. Ducha przed Bazyliką Mariacką, róg Podkramarskiej.
SM: Razem z moim współpracownikiem jestem autorem makiety pokazującej jak powinna wyglądać odbudowa. W tej chwili to jest zwykła dziura. Kościół Mariacki z tej strony nie jest najciekawszy, za to jestem twórcą tego placyku przy wieży.
A P-U: Tam stały jeszcze dwie kamienice. Skąd ten placyk się wziął?
SM: Robiąc plany wywalczyłem zgodę na to, żeby kamienice zostały przesunięte. Razem z kolegą stworzyliśmy placyk. On zaprojektował budynki od północy, a ja zrobiłem kamienice od zachodu – trzy kamienice, jeden bok jest pokryty sgraffitem. Miałem trochę żal do mojego wykładowcy rysunku z politechniki, bo jemu zleciłem to sgraffito, a on już zaczął ulegać wpływom modernistycznym i nie wykonał głównego akcentu. Przy krawędzi kamienicy przy ulicy Piwnej miał być taki akcent jasny, agresywny. Mocno to przeżyłem, bo potem już nie dało rady tego poprawić. Przybyło przeciwników. I na przykład doprowadzono do powstania rzeźby, z którą teraz walczę, by ją zlikwidować. I to robił bardzo poczciwy rzeźbiarz.
A P-U: Alfons Łosowski to robił.
SM: Tak, to był bardzo porządny człowiek, ale podporządkował się tej nowej fali. Pamiętam, jak go niego mówili ‘ty się zmień, ty bądź nowoczesny’. I on pod koniec życia zaczął robić te rzeźby. Zrobił ich sporo, stoją na Żabiance, na Szerokiej. To ten sam styl, który opanował architekturę.
A P-U: Skąd pomysł na ten plac?
SM: Brałem udział w odbudowie Kościoła Mariackiego. W trakcie powstała kwestia odbudowy Piwnej i wtedy pomyślałem ‘Jak to, przecież to protestanci zbudowali te kamienice, by wejście do kościoła było utrudnione’. A ja byłem urbanistą, więc zaprojektowałem ten plac, by wyeksponować wejście do kościoła. Bo gdzie by to wejście było? Z bocznej nawy? Z tego placu moje są kamienice stojące przy Piwnej, a cały ten kwartał domów w kierunku Św. Ducha zrobił Bogumił Kasprzak.
RK: A kamienice przy Bramie Cmentarnej? Nie odbudowano ich.
SM: Chciałbym, aby jedną kamieniczkę odbudowano. Mam nawet inwestora. Rozumiem, że naprzeciw policji jest ładny widok na Kościół Mariacki. Ten oddech jest dobry. Tylko ta brama, sama, bez jednego budynku jest „głupia”.
A P-U: Tam stała ładna kamieniczka przed wojną.
SM: I właśnie postanowiliśmy ją odbudować. Jestem w fazie pozyskiwania wszystkich pozwoleń. Przy okazji zaprojektowano tam też trzy inne, ale one już nie są potrzebne, bo ta przestrzeń przed kościołem musi być.
A P-U: Wróćmy na chwilę do placu Zator-Przytockiego, bo była afera z ławką z ulicy Szewskiej. Zarzucano Panu, że Pan ją zabrał i elementy kamienne wkomponował w mur, zamykając nim przejście.
SM: No, pewno, że tak. Tak sobie zaplanowałem. Tam była szpecąca dziura. A przy budynku prostopadłym do bryły kościoła stała ławeczka i tam zagnieździła się banda złodziei. Znałem ich jeszcze jako chłopców, potem oni się rozszerzyli działalność, „rozwinęli się”, to była banda z Łąkowej. Na tej ławeczce siedział zawsze jeden z członków i obserwował zwiedzających. Gdy trafiała się duża wycieczka, bogata, to on zwoływał kolegów. Wyskakiwali oni z dziedzińca, mieszali się z tłumem, wyrywali torebki i podwórkiem uciekali. Dłuższy czas walczyłem o postawienie tego muru. Złodziejom urwał się biznes. Pomagałem też przy usytuowaniu tam kawiarni. A elementy ławki z Szewskiej wmurowałem na pamiątkę.
RK: Jest wiele elementów kamiennych porozrzucanych po podwórkach, takie małe lapidaria, np. przy Minogi lub kościele św. Jana.
SM: Trochę brało muzeum, chowało na Rzeźnickiej, ale nie wiadomo było, co robić. Nad wejściem w bramce, którą zaprojektowałem, w tym murze przy placu umieściłem moją kamienną głowę. Ułożyłem nową legendę, którą rozpowszechniam, że kiedy opuszczę moje ciało fizyczne, to będę materializował się w tej głowie.
A P-U: I to w nie jednej.
RK: Naliczyłem trzy.
SM: Tak, mam 3 głowy. Nocą będę unosił się nad Śródmieściem i zbierał zagubione rzeczy, portfele, banknoty i inne cenne rzeczy. Będę je zachowywał w przestrzeni, a w dzień będę się unosił nad tym placykiem przy wieży kościelnej i wrzucał to, co znalazłem tym biednym, którzy tam przychodzą.
RK: Może przy kościele św. Jana leżą fragmenty pomnika z Targu Drzewnego?
SM: Nie wiadomo. Kościół długo nie był odbudowany, tam się gromadziło wszystkie znalezione kamienie.
A P-U: A co się stało z pomnikiem cesarza? Gdzieś go zabrali, na Orunię?
SM: Zabrano go na Orunię. Po prostu zginął.
A P-U: Czytałam pewną historię o portalu na Grobli I, że Pan tam kogoś oszukał i przemycił złocenia, które nie były ujęte w kosztorysie.
SM: Złocenia były przeznaczone na inny obiekt, ale ja wtedy miałem duże wpływy we władzach i mogłem sobie pozwolić na pewne zmiany. Było już po odwilży, a ja byłem głównym szefem odbudowy Głównego Miasta. Byłem autorem planu Śródmieścia, który obowiązywał przez 28 lat i zasady, że jak się odbudowuje na starym miejscu, to się wskrzesza stare, a jak buduje na nowym, to może być po nowemu. Współpracowałem wtedy z autorem odbudowy Kaplicy Królewskiej Kazimierzem Macurem. On jestem autorem fasad, ja dobudowałem przy niej dom. Później dostałem zlecenie na odbudowę Grobli. I tak czułem, że przecież nie można zasłaniać tej pięknej kaplicy. Postanowiłem przesunąć pierzeję, poszerzyć ulicę, stworzyć tam plac i otworzyć widok na świątynię. Istniejący tam plac uważam za jeden z ładniejszych w mieście. Najpiękniejszy jest Długi Targ. Może będzie (jeśli się odbuduje pierzeję) Targ Węglowy, ale na razie go nie ma. Jestem twórcą dwóch najładniejszych placów, zaraz po Długim Targu, wspomniany już Zator-Przytockiego przy kościele Mariackim i ta Grobla.
Odbudowałem cały ten kompleks – kwartał Grobla/Szeroka po stronie wschodniej. Ale robiąc to pomyślałem: co to jest, jakieś nudy. Tu obowiązywała zasada, że nie rekonstruujemy. Wprawdzie ozdobiłem kamienice sgraffitem, ale to było za mało. Mając wpływ na prezydenta Gdańska [Władysław Czerny] przekonałem go, że trzeba chociaż dwie inne kamienice odwzorować, w tym piękną rokokową, która wprawdzie miała przed wojną portal, ale nie taki. Postanowiłem, że stworzę najpiękniejszy portal w Gdańsku. Rekonstruowałem już kilka rokokowych portali, ale ten to nie jest rekonstrukcja, to jest mój projekt autorski. I wtedy wyłudziłem to złoto, które miało iść na co innego, i elementy zostały pozłocone. I twierdzę, że jest to najładniejszy rokokowy portal w Gdańsku. Na nim umieściłem herb mojej żony z rodziny Witosławskich – Odrowąż.
A P-U: Jak według Pana powinien wyglądać Targ Węglowy?
SM: Uważam, że trzeba odtworzyć pierzeję zachodnią wg starych wzorców. Jestem za odbudowaniem całej pierzei zachodniej. Przy odbudowie ścieraliśmy się odnośnie koncepcji zabudowy tego miejsca. Nie podobała mi się bryła obecnego PZU, którą postawiono między Targiem Drzewnym i Węglowym.
A P-U: Czytałam, że pan robił nowy projekt Dworca Głównego.
SM: Tak, przy remoncie wnętrza. On był wypalony.
A P-U: Nie, nowy projekt, gdy chciano stary dworzec zburzyć.
SM: Ja go broniłem. To było już po okresie zmian.
A P-U: Nie robił Pan żadnego projektu nowego dworca? Pod projektem Starego Miasta i nowym dworcem jest Pana nazwisko.
SM: Jestem współautorem całego planu urbanistycznego, ale dworca nie chciałem burzyć. Robiłem plan zabudowy terenu przed dworcem, żeby nie było widać tego hotelu barakowego. Projektowałem pierzeję – tę, która nie została zrealizowana z powodów nowych układów przestrzennych. Ale dworzec w mojej wizji miał zostać. Wstawiono ten nowy dworzec bez mojej zgody. To mnie poróżniło z tym zespołem i odszedłem.
A P-U: Chciał Pan zasłonić hotel Monopol?
SM: Tak. Chciałem wskrzesić cały ten zespół kamienic naprzeciw dworca. One tam stały, nadawały się do odbudowy. Zburzono je pod hasłem walki z XIX wiekiem. Wyburzyć to wszystko. Tylko do rokoka włącznie, a te XIX-wieczne zburzyć. Na takiej samej zasadzie chciano zburzyć dworzec.
A P-U: I tak doszliśmy do Artus Parku przy Długich Ogrodach. Jest to zespół chętnie krytykowany, inny niż sąsiednie kamienice przy ulicy Szopy.
SM: Gdy miałem jeszcze wpływy we władzy, udało mi się zrobić dywersję przeciw kubistom. Oni stawiają te klocki i tylko tak miała być odbudowana cała pierzeja, bez akcentów gdańskich. Niektórzy we władzach byli trochę przerażeni tymi klockami, więc zdobyłem ich zgodę na zabudowanie narożnika Długie Ogrody/Szopy. Z moją uczennicą Barbarą z technikum budowlanego dostaliśmy cały ten kwartał. Ja zająłem dwa narożniki, a jej dałem środek, by mogła tworzyć zgodnie ze swoją fantazją. Wprawdzie bardziej mi się podoba ta jej fantazja od tego, co ja zrobiłem, ale pokazaliśmy, że można coś innego zrobić, w miarę nowocześnie. Ale to była dywersja przeciwko kubistom, inaczej powstałyby tam wieżowce.
A P-U: A Stągiewna? Mnie się południowa pierzeja podoba i uważam, że tak samo powinna wyglądać północna, ale są tacy, którzy mówią, że to jest Disneyland, takie cukierkowe pałacyki. Nurt młodych, gniewnych, którzy chcą, aby Gdańsk inaczej wyglądał.
SM: Proszę spojrzeć na ten plan Wyspy Spichrzów, który opracowaliśmy. Po stronie północnej ulicy Stągiewnej miało być podobnie jak po południowej. Ja nie twierdzę, że nie ma być nowocześnie, ale kolejne kamienice powinny dorównywać, harmonizować z poprzednimi.
A tu mam makietę zabudowy placu przy kościele św. Mikołaja.
RK: Tam stoi zachowana kamienica z XIX wieku.
SM: Tak, XIX-wieczna, oryginalna. Najpierw chciano ją wyburzyć, ale przetrwała i z czasem stała się prywatna. Mam pretensję, że jej nie odnawiają. W planie przewidywałem, że cały ten teren będzie poświęcony na zieleń. Teraz mamy koncepcję odbudowy tego kwartału. Ale teren należy do dominikanów, którzy go dostali od Adamowicza. Adamowicza na stanowisko przeforsowała hierarchia kościelna, biskup Gocłowski., po roku 89. Kościół odgrywał dużą rolę i przeforsował Adamowicza, by służył interesom Kościoła. A dominikanie chcieli odzyskać teren hali targowej, który kiedyś do nich należał, tam był klasztor. Miejsce jednak zajęte było przez kupców, a kupcy stanowili dużą grupę, z którą miasto musiało się liczyć. Wtedy Adamowicz przekazał ten zielony teren dominikanom. I do mnie mówił potem: „Jak żałuję, że przekazałem. Teraz tyle kłopotów z zabudową, tę zieleń trzeba było zachować”. Przez tę zieleń miał być odsłonięty widok na kościół. No, ale stało się.
Teren nadal stoi pusty i zabudowanie go to jedno z naszych głównych zadań w tej chwili. Mamy koncepcję postawienia tam kamienic z zieleńcem pośrodku. Mamy kłopot z tą jedną XIX-wieczną kamienicą, która przetrwała na skutek różnych okoliczności. Chcemy ją zachować, trochę przebudować elewację i wtopić w nową zabudowę w całości. Żal mi tego pierwszego zieleńca, ale może nowy wystarczy.
W planie, który obowiązywał przez wiele lat po wojnie, ważna była koncepcja „oddechu”, bo w Gdańsku było bardzo ciasno. Konserwatorzy zarzucali mi, że nie odbudowałem całej Szerokiej. Byłem atakowany przez kubistów, że nie stawiam nowocześnie, więc zaprojektowałem kompleks domów między Szeroką, Świętojańską a Pańską. I powiedziałem: proszę, to są nowe domy, ale harmonizują z otoczeniem konstrukcją szkieletową. Jej tu nie było, jest niehistoryczna, ale jest konstrukcją nawiązującą do tego regionu. Ale żeby jakoś zachować się w tej walce z kubistami, zrobiłem pierwszą szklaną elewację. Bo w tym miejscu była dziura, był dziedziniec i był wjazd na dziedziniec. Przykryłem to szkłem. Pierwsza szklana fasada w Gdańsku. Lata 70.
A P-U: Rozumiem, że jeśli chodzi o Wyspę Spichrzów, to chciałby Pan, aby wróciła zabudowa nawiązująca do lat przedwojennych.
SM: Uważamy że trzeba dopasować wysokości budynków do skali historycznej uwzględniającej poszczególne spichlerze, a nie tylko spichlerza Deo, bo miał on w nadbudowie klocek kubistyczny, późniejszy. Dotyczy to głównie północnego cypla Wyspy. Na Stągiewnej stawia się teraz hotele dużo wyższe od tych, które już stoją. To jak ta ulica ma wyglądać?
Komisja Ładu Przestrzennego Rady Dzielnicy Śródmieście żąda odtworzenia miejsca po placu Ciesielskim. To był słynny plac ciesielski, znany w całej Europie, przypływali tu żeglarze z całej Europy, by kupować maszty. U nas rosną smukłe drzewa, nadające się na maszty, i na tym placu było składowisko pni. To był atrakcyjny plac, wabił ludzi z całej Europy. Teraz go nie uwzględniono, co jest niehistoryczne i ogólnie w tym projekcie jest za gęsto, za duszno, będzie można się zadusić w zaułkach i to w większości kubistycznych. Żądamy również wpisania obowiązku zachowania fasad najbardziej wartościowych, szczególnie fragmentarycznie zachowanych spichlerzy. Nowo projektowana architektura powinna nawiązywać do charakteru elewacji istniejących tu wcześniej, w przypadku braku przekazów historycznych dopuszczalne jest stosowanie bardziej współczesnych form, w tym przeszkleń, ale tak, by ich architektura nie kontrastowała z pozostałymi elementami zabudowy. Północna część powinna powstać w formie zrekonstruowanych spichlerzy Daleka Droga, a nie nad nimi dominować, a tam na tej końcówce cypla stawia się najbrzydszy budynek na całej Wyspie Spichrzów.
Jesteśmy przeciwni też kładce, bo przecież parę kroków dalej jest Most Zielony. Kładka utrudni wpływanie statków stanowiących dekorację miasta. Ale według urzędu wpływające statki zasłaniają zabytki.
Opiniujemy również negatywnie zabudowę placu przed NOTem oraz bryłę budynku Muzeum II WŚ – o ile wnętrze jest ciekawe, to budynek jest brzydki. Należy do trzech najbrzydszych budynków w Gdańsku: pierwszy – zardzewiała solidarność przy stoczni, drugi – czarny Teatr Szekspirowski – bez sensu zbudowany przy Podwalu Przedmiejskim, tam miał być ciąg zieleni, do tego czarny w ogóle niepasujący do niczego; trzeci – to właśnie muzeum, jakaś karykatura, nie architektura.
A P-U: A Dom Rzemiosła na Klonowej? Co można o nim powiedzieć?
SM: Owszem, ja go projektowałem, ale oddałem w ręce młodszego kolegi.
Na Oruni walczyłem by stworzyć dom kultury i przeforsowałem go w miejscu szopy, gdzie był sprzęt straży pożarnej, raczej mało zachowane były fundamenty starego dworu Schopenhauera. Teraz chcę dokończyć jego elewację. W planie były medaliony z postaciami związanymi z historią Oruni.
RK: Walczy Pan o to?
SM: Tak, jestem w kontakcie z radnym Kubickim z Naszego Gdańska i stale mu przypominam o dokończeniu tej fasady domu kultury. Głównym przeciwnikiem jest tu wiceprezydent Bielawski.
A P-U: Czy teraz patrząc z perspektywy czasu coś by Pan w swoich projektach zmienił? Coś inaczej zbudował?
SM: Trudno powiedzieć. Do kubistycznych tak się nie przyznaję, a reszta nie szpeci, łącznie z dolarowcem.
A P-U: On się wpisał w krajobraz po tym, jak obok postawiono kolejne wieżowce.
SM: Naturalnie. Wpisał się, a rok temu ocaliłem go, ponieważ chciano go odnowić. Jednak to, co mi pokazano, było przerażające. To była próba stworzenia dziwactwa kubistycznego. Przeszkodziłem w tym, i udało mi się sprawić, że odnowienie nawet podniosło estetykę tego budynku. Te ciemne, granatowe płaszczyzny ładnie odbijają grę balkonów, ale nie ma to takich wartości np. rzeźbiarskich jak w kamienicach gdańskich.
A P-U: Kamienic przy Grunwaldzkiej też szkoda. Tych na przykład naprzeciwko Manhattanu. One mogły stać.
SM: Tak, ale zburzono je pod hasłem walki z XIX wiekiem. Ten trend do dzisiaj istnieje.
Urząd Miejski zorganizował jakiś czas temu spotkanie autorów odbudowy północnej części Wyspy Spichrzów. Zobaczyłem, ile szkaradzieństwa ma tam powstać. U nich piękno ma się wyrażać przez te połamane formy, które nic nie tłumaczą. Ten budynek narożny przy Zielonym Moście jest wyjątkowo brzydki, daleko mu do harmonii z resztą architektury Gdańska, jest bardzo rażący.
RK: Czy jest jakieś miejsce w Gdańsku, które jest Panu szczególnie bliskie?
SM: Najbardziej cenię Mariacką, a zwłaszcza te trzy kamienice przy kościele.
A P-U: Czy więc można powiedzieć, że Mariacka to jest Pana ulica, taka Michelowa?
SM: To moja ulica. Tam przez długi czas mieszkałem i tam powstawały najważniejsze projekty.
RK: Wstydzi się Pan jakichś realizacji?
SM: Tych domów na Oruni. Staram się udawać, że nie mam z nimi nic wspólnego.
RK: Co jeszcze chciałby Pan powiedzieć?
SM: Chciałbym z moim partnerem Tomaszem Miatkowskim odbudować plac przed kościołem św. Mikołaja. Nie jesteśmy przeciwko nowoczesności, ale ona ma dorównywać minionym epokom. Jest to dosyć trudne, bo tamte epoki posługiwały się nie tylko kształtem bryły, materiałami budowlanymi, ale również dużą ilością elementów dekoracyjnych. Przy takiej masówce obecnie, buduje się jak najszybciej i chodzi tylko o wyciągnięcie pieniędzy ze sprzedaży. Nie jestem przeciwko zabudowie Wyspy Spichrzów, ale ten budynek przy Zielonym Moście zwyczajnie nie pasuje. Udało nam się odbudować Gdańsk do Mostu Zielonego. Dalsza zabudowa musi być w randze Bramy Zielonej, Długiego Targu. To jakbym forsował w Gdyni budowanie kamieniczek gdańskich. Jakaś bzdura kompletna.
A P-U: W Oliwie też stawiają kamieniczki – z trójkącikami.
Tomasz Miatkowski: Jest problem, bo według wielu jedyne odniesienie do tradycji to trójkątne szczyty. Najgorszy przykład architektury to jest przykład Świętojańskiej, róg Tandety, gdzie są kamieniczki bez okien. Tandeta – nazwa doskonale pasuje.
Jeśli budujemy na terenie historycznym, to musimy mieć szacunek do przeszłości.
Dziękujemy za rozmowę.
Wstępem opatrzyła oraz wybrała zdjęcia: Anna Pisarska-Umańska
Projekt pierzei Św. Ducha wg Stanisława Michela ze strony Stowarzyszenia Nasz Gdańsk
Pisze ten komentarz gwoli sprostowania faktow historycznych.
Nigdzie w artykule nie wymieniono, ani tez Pan mgr inz. architekt Stanislaw Michel nie podal, co konkretnie odbudowywal na ul. Mariackiej. W Miastoprojekcie gdanskim w latach odbudowy ul. Mariackiej (1955-1957) Ojciec moj, art. plastyk Roman Sznajder, byl kierownikiem zespolu odbudowujacego te uliczke. Zespol pracowal nad lewostronna czescia Mariackiej (patrzac od Motlawy w strone Bazyliki NMP) . Nie wiem czy P. Stanislaw Michel byl wtedy czlonkiem tego zespolu. Pamietam natomiast doskonale jak Ojciec, wtedy 32-33 letni mlody czlowiek, osobiscie rekonstruowal ozdobne kraty na przedproza.
Z powodu „niewlasciwego pochodzenia spolecznego” (Jego ojciec, a moj dziadek, byl Nadlesniczym Lasow Panstwowych w Bialowiezy) nie dane bylo mojemu Ojcu studiowac na Politechnice Gdanskiej (byl to 1947 rok), wiec zapisal sie do nowootwartej Akademii Sztuk Pieknych (wtedy PWSSP) w Sopocie, ktora w kazdym zakresie spelniala Jego artystyczne oczekiwania.
Moj Ojciec, ktory zmarl ponad 3 lata temu, oczywiscie nie moglby napisac tego sprostowania o swoim istotnym wkladzie w dzielo odbudowy nie tylko ul. Mariackiej, ale wielu innych obiektow Nowego Miasta, wiec czynie to ja. Nikt nie neguje wkladu inz. Michela w odbudowe miasta, ale trzymajmy sie faktow. Dziennikarskim obowiazkiem jest sprawdzenie ich wiarygodnosci. Pan Michel byl wieloletnim kolega po fachu mojego ojca i niewymienienie Jego osoby, w przypadku gdy wymienia wiele innych nie zwiazanych bezposrednio z odbudowa tej ulicy, napawa mnie smutkiem.
Roman Sznajder (junior)
Bowie, Maryland, USA
To nie jest ostatni wywiad z panem Stanisławem. Dziękujemy za tę informację. Przy kolejnej rozmowie zapytamy pana Michela o pana ojca. Może rozwinie temat.
Serdecznie pozdrawiamy
Brawo Roman , broń pracy wujka Sznajdra , ja wielokrotnie brałem udział w rozmowach o odbudowie mariackiej i nie tylko pod koniec lat 70-tych i później / na marginesie wujek Sznajder i wujek Sawiński to moi super wujkowie/ pozdrawiam Wiktor Fenc
Nie ma hasła w Wikipedii? Już ma :) Linku nie wkleję, bo ustawienia strony na to nie pozwalają.
Wiele informacji p. arch.Michela jest autoratywnych…Jestem z późniejszego pokolenia…ale znałem panów arch. Gruszkowskiego ( serdecznie pozdrawiam w zdrowiu ) i arch .Lecha Kadłubowskiego.Mój
Mój ojciec był Ich rówieśnikiem i pionierem odbudowy Gdańska . Panie, panowie architekci – Habela, Sołtys, Stankiewicz, inż. Otto, art. Lam , A. Kobzdej z bratem. Janusz Ciemnołoński, W. Prohaska….to byli twórcy odbudowy Gdańska.Ukończyłem gdańską uczelnię z niewątpliwą sympatia kolegów mojego ojca.Pan arch. Michel przypisuje sobie wiele zasług , które nie były wyłącznie Jego zasługą…Trzeba oddać cześć również tym pionierom ,którzy w trudnym czasie odbudowy Miasta mieli swój niewątpliwy wkład.
Pazdrawiam p. arch. Stanisława Michela.
arch. Aleksander Paciorowski jr.
Dolarowiec. Ot taki zwyklak. Przez całe zycie jak go mijam myslę, co tu było do zaprojektowania. Nic. Taki blok z czasów PRL.
Mąż mojej cioci, który po wojnie pracował przy odbudowie ul. Mariackiej mówił, że osoby kierujące budowa niszczą tę architekture, że nadbudowali kamieniczki na starych fundamentach i potem przez lata np. zalewało piwnice. Nie wiem co nimi kierowało, pośpiech? brak pieniedzy? Chyba już sie nie dowiem, czy te kamieniczki to tylko atrapa architektury, a w środku fundamenty były przegniłe i wilgoć? Czy trzeba było je remontowac po latach? Ktoś wie?
A co do odbudowy Gdanska- nie odbudowano Gdanska, to co jest teraz to
” piata woda po kisielu.”
Przykro że podjęto decyzję o wyburzeniu teartu, poczty, kasy i hotelu. Gdańsk byłby ładniejszy gdyby je jednak odbudowano. Nie były może bardzo stare ale teraz o takim budownictwie można tylko pomarzyć.
Wiele osób pracowało dla odbudowy Gdańska. Niezapomniany doc. Zbigniew Łosicki …
Szanowna Pani Anno,
Od ponad poltora roku nie dostalem zadnego sprostowania, komentarza czy uzupelnienia ze strony p. St. Michela nt. udzialu mojego Ojca (tez Romana Sznajdera) w odbudowie ulicy Mariackiej. Moze cos przeoczylem?
Pozdrawiam serdecznie,
Roman Sznajder (Jr)
Kontakt z p. Michelem jest bardzo utrudniony. Praktycznie nie wychodzi z domu ani nie odbiera telefonu.
No chyba przesadzacie.Jest mnóstwo info o Panu Michelu https://www.google.com/search?q=stanislaw+michel&oq=stanislaw+michel&aqs=chrome..69i57j0l2.8542j0j4&sourceid=chrome&ie=UTF-8
to jeden link a jest ich sporo.
Hasło w Wikipedii powstało po tym wywiadzie. Na dole jest odwołanie do niego.
Życiorysu nigdzie nie było.