Kiedy ponad dwadzieścia lat temu, w czasie wędrówek po Mazurach, trafiłam do miejscowości Bartosze koło Ełku, przyznaję, że moje zdumienie wzbudził założony w tej miejscowości cmentarz żołnierzy niemieckich. Okazało się, że nekropolia powstawała w latach 1999 – 2003.

Tablica informacyjna wyjaśniała, iż cmentarz zbudowała na zlecenie rządu Niemiec fundacja, mająca siedzibę w Kassel, która podjęła trud pochowania w jednym miejscu szczątków żołnierzy niemieckich poległych w czasie zimy 1944/45, kiedy to na terenie Prus Wschodnich toczono ciężkie walki z nacierającą Armią Czerwoną. Już w czasie I wojny światowej w tym rejonie w tzw. Golgocie Wschodniopruskiej chowano niemieckich żołnierzy. Teraz fundacja zadbała, by szczątki poległych, którzy pogrzebani byli w grobach rozproszonych na całej Warmii, zgromadzić w jednym godnym miejscu. Założycielom nekropolii przyświecała myśl Alberta Schweitzera (laureata Pokojowej Nagrody Nobla) „Mogiły wojenne nawołują do Pokoju.”

Tak przypominają mieszkańcy miejscowości Tostedt w Dolnej Saksonii poległych w obu wojnach.

Przypominają się słowa Mickiewicza z „Reduty Ordona”: (…) i ci, co bronili, – i ci, co się wdarli,
Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli”.

Lata osiemdziesiąte wraz ze zmianami politycznymi przyniosły powstawanie różnych niemieckich organizacji i fundacji, które podejmowały współpracę z Polską, by przywrócić blask takim podupadłym obiektom, jak na przykład pałac w Krokowej, czy zadbać o groby niemieckich ofiar wojny. Cmentarzy niemieckich żołnierzy z czasów obu wojen światowych jest na terenie Polski kilkanaście.

Cmentarz żołnierzy niemieckich, którzy zginęli w latach 1939- 1945, powstał niedaleko Wrocławia w miejscowości Nadolice Wielkie. Pochowani są tam także zbrodniarze wojenni i strażnicy obozów koncentracyjnych, co potwierdziła Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Wojennymi cmentarzami usiana jest cała Europa zachodnia. Jednym z nich jest założony w 1951 roku Brytyjski Cmentarz Wojenny zwany też cmentarzem Wspólnoty Narodów. Nekropolia znajduje się w niemieckim Becklingen, pochowano tu 2401 żołnierzy i jeńców wojennych. Spoczywa tutaj także dziewiętnastu Polaków.

Dla mojego pokolenia, a więc dla osób urodzonych po wojnie i wychowanych w PRL` u oczywistością było istnienie w Polsce licznych cmentarzy żołnierzy radzieckich i wszelkich monumentów poświęconych Armii Czerwonej. Nie zaskakiwał nas widok czołgów ustawionych w takich miejscach jak Aleja Zwycięstwa, Westerplatte czy plac Grunwaldzki w Wejherowie. Wychowani na „Czterech pancernych” i wojennych filmach Jerzego Passendorfera uznawaliśmy to za słuszny hołd oddany wyzwolicielom Wybrzeża.

Likwidacja gdańskich cmentarzy, nawet tych założonych jeszcze w XIX wieku, odbywała się przy cichej akceptacji pokolenia uczonego przez lata nienawiści do wszystkiego, co niemieckie. I tak żyliśmy między nienawiścią do hitlerowców a fascynacją „poniemieckością” a więc budynkami, sprzętami, przedmiotami, które pozostawili Niemcy nowym osiedleńcom. Tę fascynację uczynił Stefan Chwin tematem powieści „Krótka historia pewnego żartu”. A nasze rodziny, jeśli dzieliły się z nami wiedzą o wojennych przeżyciach, zwykle czyniły to ostrożnie, wybiórczo…

Wojna 1920 roku, 17 września 1939 roku, Katyń, deportacje na Wschód to były tematy, które docierały do naszej świadomości powoli. Trzeba było zaakceptować fakt, że Polacy doznawali krzywd nie tylko od niemieckiego najeźdźcy.

Cmentarz żołnierzy radzieckich w Pruszczu Gd.

Pamięć o wojnie i jej ofiarach przyjmuje często różną postać. W wielu małych miasteczkach Dolnej Saksonii można natknąć się na pamiątkowe tablice, na których umieszczono nazwiska żołnierzy pochodzących z okolicznych miejscowości, którzy nie powrócili do domów z obu wojen światowych. W Hamburgu, mieście, które w lipcu 1943 roku stało się obiektem serii nalotów bombowych, jeszcze niedawno wiele domów oznakowanych było tabliczkami informującymi, kiedy nastąpiło zniszczenie budynków, a kiedy je odbudowano. Upamiętnieniu ofiar służą często napisy umieszczone na kamieniach. W Krotoszynie w województwie wielkopolskim ogromny głaz na ulicy Dworcowej przypomina, że drugiego września 1939 roku w niemieckim nalocie na cywilny pociąg ewakuacyjny zginęło nawet 300 osób.

„Marsze śmierci”, czyli ewakuacje więźniów z obozów przed nadejściem frontu, są przypominane w licznych miejscowościach (np. Cedry Wielkie, Pruszcz Gdański) właśnie napisami na przydrożnych głazach.

Oto Czechy, W 1939 roku powstał Protektorat Czech i Moraw. Dzięki dogodnemu położeniu geograficznemu Czechy długo pozostawały na marginesie głównych działań wojennych. Niemcy przenieśli więc tam znaczną część swojej produkcji zbrojeniowej, wykorzystując dobrze rozwinięty w czasach Republiki Czechosłowackiej przemysł ciężki. Siłę roboczą zapewniała ludność miejscowa i więźniowie. Ale w 1945 roku alianci nasilili bombardowania . W niewielkiej miejscowości Tachau ( dziś miasto powiatowe Tachov w Kraju Pilzneńskim w zachodnich Czechach) odnotowano niesłychany przypadek. Żadna z czterech bomb zrzuconych na miasteczko w okolicy kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny nie wybuchła. Przypominają o tym tablice przed świątynią.

Tachov w Czechach

Czesława Scheffs

  • Aleksander Kaczorowski, Czechy, Sport i Turystyka – MUZA SA, Warszawa 2022
  • Wikipedia

Dodaj opinię lub komentarz.