Podróże

Ameryka: Tam, gdzie konie umierają z pragnienia

W parku stanowym Dead Horse Point, jak przystało na pustynię, dobowe wahania temperatur są znaczące. Pode mną 600 m niżej, płynie rzeka Kolorado. W tym miejscu na płaskowyżu kowboje zapędzali mustangi. Przepędzane były wąskim gardłem, które zagradzano gałęźmi i nie mogły one się wydostać. Kowboje wybierali najlepsze, resztę puszczali. Ale pewnego razu zapomniano ich wypuścić. I patrzyły na rzekę umierając z pragnienia.

Do Dead Horse Point w Utah zajechaliśmy jadąc z parku  Canyonlands w kierunku Moabu. Faktycznie wjeżdża się przez przewężenie drogi, gdzie od jednego końca płaskowyżu do drugiego jest 27 m.

Dobrze widać to na mapach Google. Zresztą warto w nie zerknąć i zobaczyć całe ukształtowanie terenu. Jest oszałamiające.

To wszystko to oczywiście Płaskowyż Kolorado. Cała wyżyna zajmuje obszar trochę większy od Polski. Jest na niej 8 parków narodowych, 18 obszarów chronionych, nie licząc prywatnych, np. Monument Valley czy Kanion Antylopy. Można się tu wspinać.  90% tego obszaru pokrywa rzeka Kolorado z dopływami, prawie 10% Rio Bravo (tak, ta od filmu „Rio Bravo” z Deanem Martinem).

A zasięg widoczności to 160 km.

Sam punkt widokowy mało skomercjalizowany. Nie zauważyłam tu żadnego sklepu czy baru. Jest duża wiata chroniąca przed upalnym Słońcem.

Można spotkać się z określeniem, że zakola rzeki Kolorado to „gęsia szyja”, ale to nie o same zakola chodzi, a właśnie o owo przewężenie na płaskowyżu. My też przejechaliśmy szyję, by stanąć na punkcie widokowym.  Jednak z wszystkich zakrętów Kolorado ten właśnie jest najczęściej fotografowany, na równi z Horseshoe Bend.

Gdzieś na horyzoncie jest sam Canyonlands i po sąsiedzku Arches Park (Park Łuków).

Takich widoków w Stanach jest cała masa. A przecież udostępnionych, turystycznych punktów z tej całej  masy jest stosunkowo niewiele. Jedzie się do nich wiele godzin, często w upale, temperatury bywają ekstremalne. Tam naprawdę nie pada, skały są nagie. Patrzysz przed siebie i widzisz tak ukształtowany krajobraz aż po horyzont. A przecież są tysiące dróg, gdzie nie ma ani jednego samochodu, setki zakrętów Kolorado, gdzie nie dojedziesz, setki takich widoków, których nigdy nie poznasz. Ten kraj jest fantastyczny.

Poniżej szerszy kadr poprzedniego ujęcia. Te stawy przede mną to Solar Evaporation Ponds. Jest to kompleks 23 stawów o różnych kolorach. Nie bardzo z tej perspektywy widać, ale tak jest. Jedne mniej, drugie bardziej niebieskie, także zielonkawe albo brązowe. Ich obecność w tym miejscu (koło Moab) oznacza, że nieopodal jest kopalnia potażu – minerałów z zawartością potasu. Potaż znajduje się 1200 m pod ziemią. Do takiej kopalni pompuje się wodę, aby rozpuściła ona potaż i taka silnie skoncentrowana solanka jest pompowana do góry właśnie w tym miejscu, gdzie następuje odparowanie wody, a potas się krystalizuje.


Proces odparowywania trwa 300 dni. Do stawów dodaje się niebieski barwnik, aby skrócić czas potrzebny do krystalizacji potasu; ciemniejsza woda pochłania więcej światła słonecznego i ciepła. Kolor brązowy oznacza, że proces krystalizacji się zakończył. Chlorek potasu jest składnikiem nawozów. Kopalnia znajduje się na lewo poza kadrem, a po prawej stronie stawów jest widoczna formacja skalna Pyramid Butte, z góry można dostrzec jej piramidowy kształt. Na zdjęciu jest płasko.

Jest tu również ścieżka przyrodnicza, ale nie mieliśmy tyle czasu, by nią przejść. Czekał nas jeszcze obiad w Moab i zachód Słońca nad Monument Valley.

W parku jest czysto. Jest zakaz śmiecenia i naprawdę ludzie tego pilnują. Nikt nie chodzi tu z kanapką w dłoni. Wszystkie butelki lądują w koszach. Chodzić wolno po wyznaczonych trasach, tak samo rowery. Miejsca do biwakowania są oznaczone, podobnie miejsca na ogniska. Psy na 2-metrowej maks. smyczy i tylko w miejscach parkingowych. Większość punktów widokowych na płaskowyżu Kolorado nie ma ogrodzenia (choć tu akurat było), więc trzeba uważać, by nie stoczyć się 600 metrów w dół. Nie ma rzucania kamyczkami i trzeba zachować ciszę nocną od 22 do 7 rano. No i uciekać przed piorunami.

Czy kolory są autentyczne? Są. Byłam zawiedziona zdjęciami, które przywiozłam z USA. Ponad 10000, ale nasycenie światłem olbrzymie, a ze mnie słaby fotograf i wszystkie fotografie pustynne są zszarzałe. Musiałam coś z nimi zrobić, by mogły oddać tę purpurę.

Zatem po miejscu, gdzie umierały te biedne konie, zajechaliśmy do Moabu. Moab zamieszkuje raptem 5000 mieszkańców, ale leży między dwoma parkami narodowymi, więc turystów przejeżdża tędy miliony. Leży na szlaku Old Spanish Trail (Viejo Sendero Español), wytyczonym w 1829 r. To historyczny trakt handlowy o długości 1100 km, łączący południową Kalifornię z północnym Nowym Meksykiem. Należy do szlaków bardzo uciążliwych – ze względu na góry, pustynie i kaniony. Hiszpański, bo odkryty przez Hiszpanów w XVI w. W zasadzie jest to sieć szlaków, które gdzieś tam się przecinają i spinają te obszary. Jedna taka karawana handlowa to od kilkuset do kilku tysięcy mułów i koni. Wychodziła z Nowego Meksyku na początku listopada, by skorzystać z ochłodzenia i przybyć do Kalifornii na początku lutego. W odwrotną stronę wyruszano na początku kwietnia, zanim wyschły wodopoje. Oczywiście, był to również szlak emigracyjny i przemytniczy. Podlega ochronie jako zabytek. Jeśli zamierzacie go przejechać, to na stronie National Park Service można znaleźć mapkę:

Sam Moab nie za urodziwie wygląda, a może właśnie urodziwie, bo taka uroda amerykańskich miasteczek. C.R.England dał się sfotografować. To nie Anglia, a nazwisko założyciela międzynarodowej firmy transportowej, której siedziba znajduje się w Salt Lake City w stanie Utah. Chester Rodney England założył ją w 1920 r.

This slideshow requires JavaScript.

Na koniec sześć różnych posiłków sześciu osób. Łączy je sos pomidorowy. Nie dałam rady zjeść swojej porcji. W tym pustynnym upale nic się nie chce. Zjesz, czy nie zjesz – napiwek trzeba zostawić.

Anna Pisarska

Moje artykuły o Stanach Zjednoczonych:

pozostałe:

Dodaj opinię lub komentarz.