Wywiady

Jarosław Pieczonka ps. „Miami”: Działania służb specjalnych to gra w szachy.

AS: Co jeszcze wyróżnia służby wojskowe?

JP: Wiesz jak za moich czasów działały inne służby? Zdarzały się przypadki, że funkcjonariusz myślał – za 4 lata są wybory, więc jest okej. Ale rok przed wyborami wiedział, że trzeba się przypodobać tej albo tamtej opcji. Potem, gdy ta partia wygrywa wybory, a on widział, że ktoś robi coś nie tak, to przecież tego nie zgłaszał, bo był po ich stronie. W służbach wojskowych jest zupełnie inaczej. Trzeba być ponad to wszystko, niezależnie od opcji. Moim zdaniem nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Wybierajmy z różnych opcji ludzi, którzy są oddani Polsce.

APU: Państwo w państwie?

JP: To jest potężna siła. Człowiek ze służb dobrze wyposażony w umiejętności, w odpowiednim miejscu, może więcej zdziałać niż pułk wojska.

AS: Są jakieś mechanizmy kontrolne agentów?

JP: Wyłapuje się błędy, nieodpowiednie zachowania. Pamiętajcie, że najsłabszym ogniwem jest zawsze człowiek. Podsłuchy, komputery, samochody – to wszystko nie ma znaczenia, gdy zawini człowiek, bo np. nie dotrzyma terminu. Jeśli ma nacisnąć przycisk o 17, a naciśnie o 17.30, to będzie za późno.

Za moich czasów najważniejsze były dwie służby – wywiad i kontrwywiad – wojskowy i cywilny. One się wzajemnie kontrolowały i ze sobą konkurowały. To było zdrowe.

APU:  Wytłumacz różnicę między wywiadem i kontrwywiadem.

JP:  Wywiad działa głównie poza granicami RP. Kontrwywiad  głównie zabezpiecza  państwo wewnątrz i osłania państwo.

APU: Ilu agentów liczył kontrwywiad za Twoich czasów? I jak myślisz – ilu może ich być obecnie?

JP:  To jest informacja tajna. Nigdy nie miałem wiedzy na ten temat.

AS: A dziś jakie są najważniejsze służby?

JP: Nie wiem. ABW zdominowała inne służby i spółki skarbu państwa, wszystko zaczęła obsadzać swoimi ludźmi. Ktoś do tego doprowadził. Mam nadzieję, że teraz to się zmieni.

APU: Kiedy się zaczął  ten proces obsadzania swoimi ludźmi?

JP: Myślę, że po 1990 r. Wtedy ktoś sobie chyba postanowił, że rozwali służby wojskowe. WSW miała naprawdę bardzo dobrą agenturę i wywiad wojskowy. To tak, jakby ktoś specjalnie to zaplanował.

APU: Musiałeś mieć do Twojego prowadzącego Cię jako agenta ogromne zaufanie?

JP: Ja powierzałem mu swoje życie. Jak pracowałem w CBŚ, to dowiedziałem się, że tam „mieć pod sobą agenta” nic nie znaczy. Tam nie było tej świadomości, po ’89. W moich starych służbach  ta  świadomość była. Wiem to ze swojego doświadczenia. Gdy miałem wyjeżdżać do tej Francji i przyszła inna decyzja, że mam zostać kadrowym kontrwywiadu wojskowego, to mój prowadzący pułkownik przyjechał do mnie do Gdańska; musiałem pójść na komisję lekarską, przejść pewne procedury, a on był ze mną cały czas. Ja chodziłem od lekarza do lekarza, a on siedział  i czekał na mnie w poczekalni. Skoro doprowadził mnie do tego momentu, to był ze mną i wtedy. To nie było na zasadzie „idź sobie załatwiaj”. To było poczucie tej świadomości, że nie jestem rzucony na pastwę losu. Tak było i mam nadzieję, że teraz wróci. I powinno wrócić. Czyli człowiek jest najważniejszy i świadomość tego, że służba cię nie zostawi na pastwę losu.

APU: Czułeś się pod jego opieką?

JP: Oczywiście, że tak.

AS: Jakie agent ponosi ryzyko?

JP: Za „szpiegowanie” to nie były wyroki po 5 lat, ale to była  kula w łeb albo 25 lat.

AS: Zostały ci jakieś znajomości z tamtych czasów?

JP: Pracował ze mną w CBŚ Sławek Bilak. Poznaliśmy się, gdy zaczynałem pracę na policji. Już niestety nie żyje, świetny policjant. Przeżyliśmy razem wiele wzlotów i upadków, i wiele wspólnych akcji.

AS: W książce opisywałeś ludzi, z którymi miałeś pod górkę.

JP: Miałem na przykład przerąbane z pewnymi  byłymi SB-kami. Naczelnik Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku  chciał mnie wrobić w zabójstwo Jerzego Wojdylaka ps. „Dylaś”. On i wielu innych funkcjonariuszy, gdy tylko widzieli, że pojawia się ktoś, kto może zaszkodzić ich, nie do końca legalnym, interesom, to mi  „buty szyli”.

AS: Buty szyli?

JP: Wymyślali, knuli intrygi, namawiali na fałszywe zeznania.

APU: Czy Ty się czegoś kiedykolwiek  bałeś w życiu?

JP: Zawsze się bałem. Problem jest inny – czy umiesz opanować strach? Nie boi się tylko człowiek niespełna rozumu.

APU: Ale służba dostarczała Ci adrenaliny?

JP: To tak nie wygląda. Ludzie idą do pracy i mówią: „Kurwa, ja pierdolę, znowu poniedziałek, znowu muszę iść do roboty, znowu się zaczyna jebany tydzień”… A ja dostałem tę szansę, że moja praca była dla mnie przyjemnością i jeszcze dostawałem za to pieniądze. Jak pokazuję ludziom swoje zdjęcia ze służby sprzed 20 lat – to  jestem na nich radosny, szczęśliwy, uśmiechnięty. Mistrzostwem świata jest robić to, co się kocha i jeszcze dostawać za to kasę.

AS: Opowiedz o konflikcie z prasą.

JP: Wspólnie ze swoim byłym szefem CBŚ wytoczyliśmy kiedyś proces „Gazecie Wyborczej”, który trwał 7 lat. W pierwszej instancji „Wyborczej” przyznali rację, ale w drugiej… wyrok cofnięto, dziennikarze byli oburzeni. W końcu warunkowe umorzenie czyli wyrok był skazujący.

15 thoughts on “Jarosław Pieczonka ps. „Miami”: Działania służb specjalnych to gra w szachy.

  • Wymyślone historie.Nie jest tajemnicą że został wyrzucony z Policji przez skandal homoseksualny,kiedy wyszło na jaw że molestował młodszych kolegów policjantów.
    Pracował w gdyńskiej agencji towarzyskiej nie jako ochroniarz,tylko świadczył usługi męskim klientom-i taka to jego przykrywka.Przez pewien czas pracował w Hamburgu na St.Pauli i w Hiszpani świadcząc swoje usługi,zarabiając w tym czasie bardzo duże pieniądze pozwalające żyć w Polsce na wysokim poziomie.
    Kiedy koledzy z Policji postanowili ujawnić jego „dorywcze” prace i homoseksualizm – stali sie jego wrogami do dnia dzisiejszego.Sprawę utajniono,aby nie niszczyć reputacji gdańskiej policji,a on i koledzy musieli odejsć na przedwczesną emeryture.
    Nikt z szefostwa powyższych służb nie potwierdzi jego wersji,bo nie łatwo znaleźć świadka takich fantazji jakie miewał ten niby agent.
    Jedynie młoda naiwna studentka na początku swojej kariery,studiująca dziennikarstwo czy kryminologie może w to uwierzyć.
    Opowiedzieć może on wszystko,ale czy to prawda i ktoś to potwierdzi?
    Czytając ten artykuł-wywiad przypominaja się słowa Kurskiego ” Ciemny lud to kupi”.Porozmawiajcie z byłymi kolegami z Policji i zacznijcie pisać rzetelnie prawdziwe historie.

    Odpowiedz
  • Sprawę utajniono, a Ty o tym wiesz? I zdecydowałeś się o tym powiedzieć rok po wydaniu książki Patryka Vegi?

    Odpowiedz
    • Jak cie to bardzo interesuje,porozmawiaj z jego dawnymi najbliższymi kolegami Sławkiem i Andrzejem dlaczego naprawdę został wyrzucony z policji.Ci co go znają to wiedzą że to stary „homo” i bandyta,który sprzeda każdego,tak jak to robił z zarekwirowanym towarem z magazynów policji,a wymyśla sobie teraz historyjki żeby nie odpowiadać za swoje dawne przestępstwa i żeby gdziekolwiek zaistnieć.Nikt nie chce mieć z nim nic wspólnego w Trójmieście bo wiedzą co to za latawica.
      Kupił motor i skóre i chciał być jak prawdziwi twardzi geje z USA.
      Zapytaj też „łysego Jurka” z Gdyni,u niego też pracował w agencji jako męska.
      Dlatego pływa teraz w rejony afryki żeby zadowalać murzynów i żeby nikt się o tym nie dowiedział w Polsce,bo to „ściśle tajne” i rozpracowywuje ich środowisko dla CIA,FBI,NASA,ABW,KGP,FSB,KGB,ZdiZ,ZKM,GPEC,PKP,KS „Tęcza” i środowisk LGBT.

      Odpowiedz
  • Jarek opamiętaj się . Jeżeli potrzebujesz pomocy a mysle że bardzo, to znam dobrego psychiatrę.

    Odpowiedz
    • Jesteś agentem kontrwywiadu? Czy tylko tak piszesz, żeby coś napisać?

      Odpowiedz
      • Agent ? Teraz mówi się TW, kiedyś „gumowe ucho”

        Odpowiedz
  • Czytając ten artykuł i oglądając wcześniej w telewizji wypowiedzi tego „agenta” nasuwają się same wątpliwości dotyczące jego wiarygodności.
    Po pierwsze każdy agent Wojskowych Służb Wywiadu lub Kontrywywiadu musi być wykształcony,znać języki obce i umieć wysłowić się w swoim ojczystym języku.
    W tym przypadku język polski stanowi nawet dla niego problem,a co dopiero języki obce.
    Po „zakończeniu kariery” nie zdradza tajemnic z wykonywanych misji,nie zajmuje się plotkami towarzyskimi itd.
    Wystarczy poczytać książki takich osobistości jak gen.Petelicki czy gen.Czempiński.
    Kłamanie przy robieniu pseudo „legendy” tak mu weszło w krew,że w niektóre rzeczy uwierzył,że sie zdarzyły.
    On zapewne w warcaby nie potrafi grać,a co dopiero w szachy lub gry operacyjne – zwykły jełop podszywający się za kogoś kim nie jest,nie był i nie będzie.

    Odpowiedz
    • Czarek i Maciek :) Jaka pogoda w Madrycie?

      Odpowiedz
    • Też mi to słabo wygląda co opowiada pieczona, jakos nie za bardzo ci to wyszło chłopie. No ale jak potrzeba pieniędzy…

      Odpowiedz
      • Pieczona nie dostał od nas ani grosza. Po co te insynuacje?

        Odpowiedz
  • Porozmawiajmy o faktach . Skoro przywolales Andrzeja i Sławka, to przypominam, że po ukazaniu się art w Gazecie Wyborczej pt. Miami Gdańsk w 2000r., Andrzej rok przed nabyciem praw emerytalnych a Sławek dwa lata przed nabyciem praw emerytalnych zwolnili się z policji. To było w grudniu 2001. Kto w takiej sytuacji odchodzi z Policji? Ja zostałem. Wspólnie ze Edmundem Mucha wytoczylem proces dwóm gazetom, Wyborczej i Tygodnikowi Nie.
    Proces trwał siedem lat. Ona procesy wygraliśmy. Andrzej i Sławek nie złożyli pozwów. Co do narkotyków z magazynów, to oczywiście faktem jest, iż było prowadzone postępowanie, tylko nie dotyczyło magazynów, lecz tego, ze Andrzej interweniował podczas akcji u f-szy z Komendy Rejonowej w Gdańsku. Chodzilo o upłynnienie narkotyków. To postępowanie miał prowadzone nie ja, lecz Andrzej. Oczywiście, jak później się dowiedziałem, w środowisku krążyła informacja, ze sprawa dotyczyła mnie. Tę informacje powielal sam Andrzej, aby nigdy nie być kojarzonym z ta sprawa.

    Odpowiedz
  • Może agent „specjalnej troski” opowie wreszcie kilka prawdziwych historii:
    Jak sprzedawał tajne informacje ze śledztw i towar z magazynów policji braciom Pos… z Gdyni i pomagał zamykać konkurencję za pieniądze.
    Lub jak prywatnie ochraniał jako policjant transporty z „lewym” paliwem z rurociągów które wyjeżdżały w nocy ze Stogów…za co pobierał sowite wynagrodzenie.
    Albo jak „wykupił” swoją partnerkę życiową Agnieszkę z agencji „Bodega” w Gdyni w której pracowali, aby mogła odejść z branży i stworzyć z nim prawdziwą katolicką „sprawiedliwą” rodzinę.
    Fakty są takie, że wymyśla historie aby oczerniać innych i dostać jakieś wynagrodzenie na przeżycie, a o prawdziwych zdarzeniach milczy bo mógłby dostać za niektóre kilka niezłych lat.
    Jest tak wiarygodny jak KLAUN w cyrku.

    Odpowiedz
  • Panie Jarosław Pieczonka, może podzielisz się informacjami, jaki miałeś w tym interes, że nakłaniałeś wdowę po Nikosiu, kiedy była na okazaniu w Prokuraturze Wojewódzkiej w Gdańsku aby wskazała na Siergieja Sienkiva z klubu płatnych zabójców – jako zabójce „Nikosia” – czyli na tego samego zabójce, co zastrzelił Ryszarda Glinkowskiego ps.’Tato’ ?
    Przynosiłeś jej wcześniej jego zdjęcia, żądałeś aby na niego wskazała i mówiłeś że to on na 100% strzelał.
    Po jakimś czasie Siergiej sam przyznał się, że to on strzelał, ale na wizji lokalnej wyszło jednak że to nie mógł być on.

    Dla kogo wtedy pracowałeś i kto ci to zlecił ?

    Odpowiedz
  • Przez jakis czas nawet ochranial pedalkow spotykajacych sie w Gdansk w parku kolo urzedu miejskiego. Mial nawet epizod w sklepie sportowym. Zenada. Postac tak wiarygodna jak Tomasz Lis z telewizji. Zero prawdy

    Odpowiedz
  • Jedzie biały dostawczak (obcych służ specjalnych?) na łódzkich rejestracjach, nagle coś strzela w uchu jakby kamień a kamienia brak, potem pojawia się miraż fragmentu nici na skrzyni biegów – droga E75 Siewierz

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.