„Dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym” – pisał kiedyś Marcin Świetlicki. On był wprawdzie nieprzysiadalny gdzieś między marcem a kwietniem (raczej marcem), a ja bywam nieprzysiadalny w końcówce sierpnia, jednak pora roku nie ma znaczenia. Istotniejsze, że Świetlicki uchwycił i nazwał nastrój, w który od lat popadam, ilekroć słyszę hasło „Sierpień ‘80”. Czy to w marcu, czy w sierpniu, czy z okazji grudniowych rocznic.

Świetlicki nieprzysiadalny był z powodu prozy życia uczuciowego, najoględniej mówiąc, ja nieprzysiadalny staję się z powodu ogólnonarodowej kłótni o Solidarność, o Sierpień, Polskę. Jego i moja – dwie nieprzysiadalności pewnie nieprzystawalne, ale efektem obu jest podobna niechęć do rozmów z kimkolwiek. I do słuchania kogokolwiek też.

Świetlicki mógł sobie pozwolić na luksus wyłączenia się. Ja jestem bez szans. Bo trudno wyłączyć się z informacyjnego zgiełku towarzyszącego „obchodom rocznicy Sierpnia”. Trudno nie słyszeć, jak jedni naparzają się z drugimi, wszyscy ze wszystkimi i każdy z każdym (w Gdańsku najpierw powiedzieć wszakże powinniśmy, że każda z każdą – kochane gdańszczanki, kochani gdańszczanie). Trudno znieść świadomość, że wszyscy mają rację w sporze o to, kto ma rację. Spór jest zajadły i nie dziwota – bo choć i oni, i my mamy rację, to każdy swoją, każdy inną.

Przez trzy dekady nie zdołaliśmy się dogadać w kwestii prawdy tego, co wydarzyło się 40 lat temu i później. Jest coraz gorzej, bo nie tylko nie umiemy ze sobą rozmawiać, ale nawet nie chcemy. Sączymy środowiskowe monologi na temat tego, jak było i kto był kim, i z kim, kto kogo oszukał, sprzedał, tam w Stoczni i potem, w Magdalence, i jeszcze dalej w Sejmie, w noc czerwcową.

Katalog rozbieżności i wzajemnych żalów rozrasta się co jakiś czas. Dziś spuchł, jakby nasiąknął całą wodą laną w temacie Sierpnia. I dziś mam, niestety, poczucie, że my wszyscy – szare żuczki, uniesieni wówczas, starzy i młodzi, w zachwycie nad Polską, nad międzyludzką Solidarnością, nad jej bohaterami ich męstwem i słusznością 21 postulatów – zostaliśmy wy… hmm… wystrychnięci na dudków. Przez kogo? Przez Ludzi Sierpnia – trzon dzisiejszej klasy politycznej, tak się składa. Wszystkich, od A do Z, choć z różnych pobudek, oczywiście.

Nie znoszę rocznicowych wspomnień, artykułów, filmów, słuchowisk, reportaży. Odchodzę od stolika, jeśli tylko ktoś chce o tym ze mną pogadać. Uciekam przed awanturą. W tej kwestii jestem w nastroju nieprzysiadalnym. Nie odpowiadam na okazjonalne maile i zaczepki w socjalmediach. Każda dyskusja doprowadziłaby mnie niechybnie do wniosku, że to, co mogło być naszą dziejową szansą, zostało dokumentnie spieprzone (choć i tak przecież to wiem bezdyskusyjnie). Kiedyś jeszcze dyskutowałem, dziś nażreć się soli wolę, bo choć dyskusja i spór są solą demokracji, to gołym okiem widać, że ta sól służy jedynie tym i tamtym do tego, by przeciwnika w niej zakopać po szyję. A najlepiej jeszcze go przedtem ze skóry obedrzeć, żeby nie miał za lekko, skoro odważył się mieć inną prawdę.

Kiedyś chciałem wiedzieć, kto ma rację, kto się myli, a kto kłamie. Dziś mnie to nie obchodzi. Wiem też, że prawda nie ocaleje, nie przetrwa. Każdy zostanie ze swoim, napisanym przez swoich wieszczy, mitem pod nazwą Sierpień ’80. Nie tylko fabuła, herosi, ale i przesłanie tych mitów, będą się różnić. I różne mity poniosą przyszłe pokolenia. Walka jest o to, czyja wersja historii sprzed czterech dekad ostatecznie zostanie uznana za obowiązującą. Na dziś sprawa wydaje się przesądzona, ale…

Głosiciele tych mitów nie chcą usiąść do stołu i zaprosić tamtych – kibiców innej prawdy, wyznawców innego mitu – by się do nich przysiedli i pogadali.

W Polsce 40 lat później, jeśli już tamci do was (lub wy do tamtych) pokiwają palcem na zachętę, byście podeszli do nich do stolika, to tylko po to, byście słuchali, co mają wam do powiedzenia. I żebyście gębę stulili i nie mielili jęzorem, nawet jeśli się wam wydaje, że prawda jest inna, a racja po innej stronie leży. I powiem wam, że sprawa nie jest zero-jedynkowa. Bez względu na to, po czyjej stronie stoisz i w jaką prawdę wierzysz, dla kogoś zawsze jesteś zdrajcą albo co najmniej idiotą.

Dariusz Olejniczak

4 thoughts on “Polskość to nieprzysiadalność

  • tak tylko podpierajac sie logika , jesli to co oni chca ,zebysmy uwierzyli bylo prawda to nie musieliby tak naskakiwac , gdyby bylo tak jak mowia to mieli by na to papiery . (swoja droga .to co wyprawia bolek tez jest potwierdzeniem ze to sciema bo wersja prawdy jest jedna ,taki jej urok.klamca ma 1000prawd )skoro nie maja kwitow to jada z hukiem, moze ktos uwierzy . nie maja wyjscia zeby robic inaczej bo to walka na smierc i zycie , jak padna( a padna )to padnie wszystko co nakradli w tym kraju je,,,, ubeki renegaci i zdrajcy lacznie z tymi mitami .zal mi tych ludzi ale bardziej tych co w te brednie wierza albo udaja ze wierza,

    Odpowiedz
  • „Rzekł do niego Piłat: A cóż to jest prawda? A to powiedziawszy wyszedł (J 18, 38a). Muszę się przyznać, że długo opierałam się pokusie, by pytania Piłata nie potraktować czysto intelektualnie, jako zagadnienia filozoficznego. Ale nie sposób oderwać tego pytania od gestu, jaki miał miejsce po nim. Piłat wyszedł. Uciekł od odpowiedzi, od szukania prawdy. I myślę, że Piłat nie jest odosobnionym w historii przypadkiem.”
    Tak było przed Piłatem, za Piłata i jest do dnia dzisiejszego, chociaż czas zweryfikował już wiele „prawd” w naszej historii współczesnej.

    Odpowiedz
  • Prawda nie leży po środku. Po sporze z płaskoziemcami, nie dochodzimy do przekonania, że Ziemia jest półkulą wspartą na czterech słoniach…

    Odpowiedz
    • To rzeczywiście smutne, że łatwiej dziś uznać krągłość Ziemi, niż przyjąć jedną, wspólną wersję prawdy historycznej za pewnik. Nawet jeśli wiemy, że prawda nie występuje w kilku wariantach i odcieniach. Negowanie empirii i posługiwanie się emocjami to dwie różne dziedziny. Nie porównywałbym.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *