Kiedy czytałam o przygodach Robinsona, myślałam zawsze, że żył na takiej wyspie, jak nasza Wyspa Spichrzów, tyle że bez spichrzów i domów.

Kiedyś Wyspa Spichrzów pewnie też była całkiem pusta, ale teraz jest już całkiem inaczej. Nasza wyspę opływa Motława. Wyspa ma dwa mosty prowadzące do Głównego Miasta i dwa mosty do Dolnego Miasta. Wszystkie te mosty można podnieść i wtedy nikt nie dostanie się na wyspę, za to statki mogą płynąć dalej Motławą. Wyspa Spichrzów jest cała otoczona palami i umocnieniami z desek, aby woda nie mogła niszczyć jej brzegów.

Spichrze są wysokimi budowlami zwężającymi się ku górze, ale nie ma na nich żadnych figurek czy rzeźb jak na domach w mieście. Nie mają też prawdziwych okien, tylko w ich miejsce puste otwory, zamykane drewnianymi okiennicami. W spichrzach nikt nie mieszka i składuje się w nich tylko zboże, cukier, worki, sznury, pakuły, konopie, smołę i groch, fasolę, soczewicę i inne takie rzeczy. Wiele spichrzów stoi tuż nad wodą; podpływają do nich statki, które można od razu załadowywać i rozładowywać.

Jak opowiada mama, w miejscu, gdzie spichrze stoją tuż nad wodą, można było dawniej ślizgać się na łyżwach, a to miejsce nazywa się Targ Maślany.

Spichrze są zbudowane z drewna i cegieł, a to drewno jest mocno nasmołowane. Wiele z nich jest pomalowanych na różne kolory, na czerwono i na czarno, co wygląda bardzo śmiesznie. Zapach wszystkiego, co jest trzymane w spichrzach, dociera aż na ulicę, i kiedy czuję w powietrzu woń dziegciu i zboża, zaczynam myśleć o statkach i ogarnia mnie tęsknota za podróżami.

Spichlerz "Deo Gloria" odbudowany po pożarze został wyposażony w nowoczesne urządzenia przeładunkowe. Jednak cześć pracy należało wykonywać ręcznie a właściwie na swoich plecach. fot. Heinrich Lämmel
Spichlerz „Deo Gloria” odbudowany po pożarze został wyposażony w nowoczesne urządzenia przeładunkowe. Jednak część pracy należało wykonywać ręcznie, a właściwie na swoich plecach. fot. Heinrich Lämmel

Kamienie w bruku na wyspie są bardzo duże i można po nich fajnie skakać. Nie wszędzie są tam chodniki. Jest za to wiele szpaków dziobiących rozsypane ziarno, a z Długiego Targu przylatują gołębie. Ciągle przyjeżdżają na wyspę wielkie wozy pełne worków, tragarze wnoszą je na wszystkie piętra i nie mają już czasu, aby stać i spluwać tytoniem.

Pewnego razu wydarzyło się coś strasznego. Wuj John wszedł do jednego ze spichrzów, choć właściwie nie miał tam nic do roboty, chciał się tylko po prostu rozejrzeć. Zabrał ze sobą swojego psa. To był pies myśliwski i wabił się Peddori, i był jeszcze całkiem młody. A, jak mawia babcia, wszystko co młode, jest jeszcze głupie. Ten Peddori był więc też jeszcze bardzo głupi. Wbiegł na najwyższe piętro, gdzie nie miał nic do szukania; chciał się tylko rozejrzeć. I wystawił łeb przez otwarty luk i – jak opowiada wujek John, robiąc przy tym wielkie oczy – mały Peddori przestraszył się wielkiego świata, spadł na ziemię i zginął na miejscu. Dlatego, jak mówi wujek John, dzieci nie powinny bez nadzoru wyglądać przez luki spichrza, bo może im to nie wyjść na dobre.

Zdarzyło się też, że w jednym ze spichrzów wybuchł pożar. Był pełen zboża, które też zaczęło się palić, a wiatr roznosił je po okolicy, jako że dach spichrza był już spalony. To ziarno latające w powietrzu wyglądało jak żarzące się pszczoły.

 

Pożar na Wyspie Spichrzów w roku 1930. Najbardziej ucierpiał spichlerz "Deo Gloria", palił się 3 dni. Zginą wtedy 1 strażak.
Pożar na Wyspie Spichrzów w roku 1930. Najbardziej ucierpiał spichlerz „Deo Gloria”, palił się 3 dni. Zginął wtedy 1 strażak.

Obrazki gdańskie

Główna ulica na Wyspie Spichrzów nazywa się Stągiewna [Milchkannengasse]. To bardzo śmieszna nazwa, pewnie w przeszłości robiono tam stągwie do mleka. Teraz jest tam dużo stolarni robiących trumny i kamieniarzy wykonujących nagrobki. Zawsze robi mi się smutno, kiedy tamtędy przechodzę. Wszędzie widać trumny, duże i małe, trumny z podpórkami i bez, czarne, brązowe, żółte, a nawet całe srebrne. Te całkiem płaskie nazywane są „zgniataczami nosów”, uważam tę nazwę za obrzydliwą. Małe, dziecięce trumienki są bardzo ładne, jak dla lalek, a w środku mają poduszeczki i kołderki. To bardzo smutne, kiedy się nie wie, czy po śmierci zostanie się aniołem ze skrzydłami i będzie śpiewać przy muzyce organów.

Ulica Stągiewna w latach 40 XX wieku.
Ulica Stągiewna w latach 40 XX wieku.

Na grobach stawia się wiele aniołów, które rzeźbi się z marmuru, a także nagrobki ze złotymi literami. Wtedy aniołowie podczas Sądu Ostatecznego będą wiedziały, kto w jakim grobie leży. Pewnego razu pojechaliśmy do Płoni, gdzie ludzie nieśli trumnę, zapewne by kogoś pochować. I ta trumna pełna była butelek z piwem. Uznałam to za straszne, ale wujek John był innego zdania:
A skąd ludzie mieliby wziąć piwo?
Ależ wujku… – odparłam – …przecież piwo nie jest potrzebne do pogrzebu!
Och, to mocno się mylisz – stwierdził wujek John. – Bez sporej ilości piwa nie ma porządnego pogrzebu – powiedział, śmiejąc się przy tym głośno.
Uznałam to za wstrętne i powiedziałam mu o tym.
Tak, tak – odparł. – Wiele rzeczy na świecie jest wstrętnych, ale ci, co nadal żyją, muszą się z tym pogodzić i wypić to piwo, inaczej powodziłoby im się tak, jak garbarzom, którym woda zabrała
garbowane przez nich skóry.
Nie lubię, kiedy wujek John tak mówi.

Widok na Długie Ogrody, widoczny most Stągiewny. Ok. 1904 rok
Widok na Długie Ogrody, widoczny most Stągiewny. Ok. 1904 rok

Na końcu, tam, gdzie Wyspa Spichrzów przechodzi w Długie Ogrody, wszystko jest jeszcze po staremu. Stoją tam stare domy i są ogrody. Chciano je zabrać, bo w mieście zaczyna brakować miejsca. Ale wtedy starzy ludzie podnieśli krzyk, że kochają swoje stare domy. Pozostawiono je więc i dlatego można tam jeszcze zobaczyć dwie grube, stare baszty zbudowane z cegły z czapkami z czerwonych dachówek, a między nimi łuk starej bramy. Tyle że w tej bramie dwa wozy mogą się minąć tylko z najwyższym trudem. Po drugiej stronie, przed jedną z baszt, jeździ jeszcze na dodatek tramwaj, a obie wieże oblane są wodami Motławy. Jest tam bardzo ciasno, jak u babci na korytarzu: kiedy otwierają się drzwi od izby i ktoś chce do niej wejść, a drugi wyjść, robi się z tego tłok i wielkie zamieszanie. A tak poza tym, to ja bardzo lubię stare baszty.

Przeczytaj recenzję książki „Obrazki gdańskie”

Przy ulicy Stągiewnej jest duży skład wina. Jak mówi wujek John, są tam dobre wina bordoskie, a wszystkie wina czekają na akcyzę. Ten skład jest jednak całkiem nowy i ma już okna. I wcale nie jest taki ładny jak stare spichrze. Nad bramą nie ma też żadnej rzeźby, ani wyrytej nazwy, jak tamte stare.

A to właśnie lubię najbardziej w starych spichrzach. Jeden nazywa się „Pod Mleczarką” [„Zum Milchmädchen”], a nad jego bramą jest obraz dziewczyny ze stągwiami z mlekiem. Nad innym znowu jest czarny niedźwiedź i ten nazywa się „Pod niedźwiedziem” [„Zum Bär”]. Bardzo lubię tego misia, tym bardziej, że Tonchen, moja cioteczna babcia, opowiada o nim cudowną historię. Inny spichlerz nazywa się znowu „Pod słońcem” [„Zur Sonne”], następny „Pod Półksiężycem” [„Zum Halbmond”], a takie trzy, co stoją obok siebie, nazywają się „Soli Deo Gloria”. To po łacinie, ale Paul zna ją już na tyle, że potraf to przetłumaczyć: „Jedynemu Bogu chwała”. Bardzo mi się ta nazwa podoba.

Kathe Schirmacher, przełożył Wawrzyniec Sawicki, opracował Andrzej Ługin

2 thoughts on “Wyspa Spichrzów – Obrazki gdańskie

  • A teraz wyspa spichrzów to tylko beton kto widział spichlerze z balkonami. Jak można było zgodzić się na taka zabudowę wyspy

    Odpowiedz
  • Nowy styl architektoniczny w zabudowie północnego cypla Wyspy Spichrzów jest w tym miejscu
    arogancki. Mówienie o poszanowaniu historii zarówno przez wykonawców i decydentów dowodzi
    o braku odpowiedniej wrażliwości, aby zabierać się do takiego przedsięwzięcia.

    Odpowiedz

Dodaj opinię lub komentarz.