„Kiedy łamiesz prawo, idziesz do więzienia. Kiedy łamiesz więzienne prawo, idziesz do Alcatraz” – „When you break the law, you go to prison, if you break the prison law, you go to Alcatraz”
Tak więc nie szło się do Alcatraz za jakiekolwiek przestępstwo. Alcatraz przyjmowało swoich „mieszkańców”, gdy ci nie potrafili funkcjonować w zwykłym więziennym rygorze – przekupywali, wszczynali burdy i bunty, odmawiali wykonywania rozkazów, próbowali uciekać. Alcatraz ich z tego leczyło. Alcatraz łamało psychicznie. Złamało na przykład Al Capone. Został tu przesunięty, bo w poprzednich więzieniach dawał łapówki, by mieć lepsze warunki.
Najlepsi z najlepszych pilnowali najgorszych z najgorszych. Nikt tu w rehabilitację się nie bawił. Jeden z pisarzy opisał Alcatraz jako „wielki kosz na śmieci w Zatoce San Francisco, do którego każde więzienie federalne wrzucało swoje najbardziej zgniłe jabłka”.
San Francisco pojawiło się na szlaku naszej wycieczki 14 sierpnia 2017 roku. Tego dnia wieczorem przyjechaliśmy do hotelu Ramada w Antioch, godzina drogi od miasta. SF jest drogie, stąd nasza decyzja o noclegu na przedmieściach. Kalifornia powitała nas Doliną Śmierci, ale po przekroczeniu parku Yosemite rozpostarły się przed nami zupełnie inne krajobrazy i temperatury. Z 51 stopni w Dolinie Śmierci wpadliśmy w 14 na Golden Gate.
Zatem wyruszyliśmy z hotelu z samego rana 15 sierpnia i Wyspa Głuptaków znalazła się w harmonogramie naszego zwiedzania jeszcze tego dnia. Oczywiście, wszystko mieliśmy przygotowane, bilety też – wcześniej kupione na stronie muzeum. Nie zamierzaliśmy tracić cennych godzin na stanie w kolejce po bilety i ryzykując brak miejsca na promie. Musieliśmy dotrzeć na godzinę 13 do pirsu 33 przy Fisherman’s Wharf. Między Antioch a San Francisco jest jeden wielki korek, ale „korek” to niewłaściwe słowo”. Jest ciasno, ale cały ruch odbywa się płynnie. Tysiące samochodów, przekraczając dozwoloną prędkość, zgodnie sunie po autostradzie. Ponieważ było nas sześcioro w samochodzie (więcej niż czworo) mogliśmy korzystać z lewego zewnętrznego pasa, który był trochę szybszy, mniej zapchany, od pozostałych. To przywilej dla tych, którzy nie wożą do miasta powietrza. Jeżeli korzystasz z tego w sposób nieuprawniony, płacisz mandat, choć nie wiem naprawdę, jak oni to sprawdzają.
Plan mieliśmy taki, że zostawiamy samochód na parkingu koło Golden Gate (tam jest kilka parkingów, każdy ma inne warunki), nie bawiąc się w błądzenie po mieście i nie mówiąc już o stromych ulicach. Zostawiamy samochód, wsiadamy w autobus, który nas dowozi do Fisherman’s Wharf, tam wsiadamy na prom, więzienie, a po więzieniu możemy coś zjeść i jeszcze sobie pochodzić, choć życie pokazało, że już na nic czasu nie było, a całe miasto zostało nam do zwiedzania na dzień kolejny. O tym mieście, o ulicach San Francisco i jego mostach napiszę innym razem.
Ogarnięcie parkingu i gapienie się na pogrążony we mgle Golden Gate zajęło nam chyba półtorej godziny. To był również lekki szok termiczny po upałach Nevady. Zwłaszcza że dzień był dosyć zachmurzony. Pogoda wybiła nam z głowy spacerowanie po moście. Trochę byłam zawiedziona tą pogodą, ale następny dzień już był w porzo i pooglądaliśmy sobie ten most samobójców z różnych punktów widokowych.
Pominę również w tym momencie ulicę Fisherman’s Wharf, gdzie miejscowi przedsiębiorcy nie akceptują sieciówek i nie znajdziesz tam ani jednego McDonalda. W każdym razie dojechaliśmy, doszliśmy i stanęliśmy o 13-tej w kolejce do promu. Co ciekawe, wszyscy wchodzący na prom pozują do zdjęcia, które można po powrocie kupić sobie za odpowiednią cenę. Obsługa robi fotomontaż i wstawia za plecy więzienie na wyspie. Jednak nie kupiliśmy.
Wszyscy – Ty również, Czytelniku – jesteśmy wychowani na filmie „Ucieczka z Alcatraz” z Clintem Eastwoodem i pewno dlatego czytasz tę relację. Wiemy wszyscy, że wydostać się z tego więzienia było niemożliwością. Ten krótki rejs na wyspę potęgował więc w nas wiele emocji. Coś się spełniało, coś przybliżało. Za chwilę mieliśmy zobaczyć najbardziej znane więzienie świata.
Więźniowie nie płynęli z tego miejsca. My startowaliśmy z pirsu 33, oni z pirsu 4, zwanego oficjalnie Fort Mason, a nieoficjalnie molo Alcatraz. Przypadkiem sfotografowałam z lądu fragment Fort Mason w godzinach wieczornych. To ten niewielki budynek przy samej lewej krawędzi zdjęcia. Stamtąd ruszał historyczny prom do więzienia Alcatraz. Tam wsiadali więźniowie i tam czekali funkcjonariusze, by przepłynąć. Gdy któreś „więzienne”, nastoletnie dziecko zabalowało za długo w San Francisco, tam czekało na pierwszy poranny prom. Można było się przespać i coś zjeść. Były poczekalnie i łazienki. Budynek obsługiwał wyłącznie prom na Wyspę Głuptaków, to był główny dok więzienia – ostatnie skojarzenie z wolnością transportowanych więźniów. Obok jest długie molo miejskie. A z samej prawej strony wyspa.
Gdy budyneczek powstawał w 1925 r., Golden Gate nie było, a Alcatraz było więzieniem wojskowym. Była w nim też cela, a skazani płynęli na wyspę swojego przeznaczenia małymi partiami, wszyscy w kajdankach na nogach i rękach. 23 sierpnia 2022 r. opuszczony i zrujnowany budynek spłonął.
My jednak startowaliśmy z innego miejsca. Płynąc promem można podziwiać Oakland Bay Bridge, czyli konstrukcję dwóch mostów łączącą SF z Oakland.
I pierwsza rzecz, którą musimy zapamiętać: na wyspie nie wolno jeść ani pić. Nie wolno i koniec. Nikt nie będzie po nas sprzątał. Wyspę odwiedza co roku 1,5 mln turystów. Wyobraź sobie 4000 butelek dziennie, które trzeba wywieźć, tony jedzenia i śmieci. A więc nie wolno. Kto ma z tym problem, do więzienia nie płynie. A można tam siedzieć, jak długo się chce, byle wrócić ostatnim promem.
Nazwa „Alcatraz” pochodzi z hiszpańskiego „Isla de los Alcatraces” i oznacza Wyspę Głuptaków. Przybijamy i wita nas napis, że nie wolno zbliżać się do wybrzeża na odległość ok. 183 metrów. Witają nas także Indianie. Podobne napisy są na wieży ciśnień. Są to ślady okupacji wyspy z lat 1969-71, będącej pierwszym na szerszą skalę protestem Indian i popierających ich studentów wobec polityki rządu. Już wtedy więzienia tu nie było.
W celu lepszego poruszania się po wyspie wklejam mapkę z usytuowaniem poszczególnych obiektów. Przyda się.
Historia Alcatraz nie rozpoczyna się w dniu ustanowienia tu federalnego zakładu penitencjarnego o zaostrzonym rygorze, tj. w 1934 roku. Wcześniej w latach 1910-12 istniało tu więzienie armii Stanów Zjednoczonych (wtedy zbudowano główny budynek więzienny), a jeszcze wcześniej koszary. Rok 1934 przyniósł modernizację i przystosowanie do nowych wymagań.
Mijamy Sally Port – budynek bramny, czyli wjazd na teren fortu, wartownię. Kontrolowane wejście do fortecy Alcatraz z 1857 r. W XIX wieku Alcatraz był najbardziej ufortyfikowanym obiektem wojskowym na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. 100 dział było wycelowanych w zatokę. Wartownia powstała w 1857 r., a w jej podziemiach mieściło się pierwsze więzienie.
Siedzieli tu szpiedzy Konfederacji, nieposłuszni żołnierze i Indianie Hopi, którzy odmawiali posyłania swoich dzieci do rządowych szkół z internatem. „Nieposłuszni” to może łagodnie powiedziane. Niektórzy z nich popełniali zbrodnie wojenne.
Natomiast Budynek 64, który okazale prezentuje się od strony zatoki, powstał w roku 1859. Ale trochę inaczej wyglądał, bo go przebudowano. Nie można go zwiedzać całego, jedynie parter, gdzie przygotowano niewielką ekspozycję dotyczącą okresu koszarowego, tzw. Fort Alcatraz. Za czasów więziennych mieściły się tu mieszkania strażników i pracowników administracyjnych (również mieszkali w trzech innych budynkach plus willa komendanta i trzy domy dla starszych oficerów). Droga, po której idziemy to Chinatown. Tak się nazywała.
Cała wyspa jest dziełem ludzi tu osadzonych. To była skała (The Rock – tak również nazywa się Alcatraz), która musiała ugiąć się pod naporem kilofów i młotów. Dodatkowym utrudnieniem jest położenie, bo do wyspy, jak to do wyspy, trzeba dopłynąć i dostarczyć niezbędnych materiałów oraz zabrać śmieci i odpady. Wyrzeźbiono klify, stworzono tarasy ogrodowe, drogi, ścieżki i schody. Budynek 64 pokazuje dwie generacje: na samym dole jest mur gruby na 3 metry, który chronił wojsko w czasie wojny secesyjnej. Wyższe kondygnacje przyszły później. Najpierw zamieszkali w nich żołnierze, później funkcjonariusze federalnego więziennictwa i ich rodziny.
Tak, rodziny. Mieszkało tu 126 kobiet i dzieci. Po dzieci codziennie przypływał statek i zabierał do szkoły na ląd. Po południu dzieci wracały i bawiły się wyłącznie na wyspie. I tak codziennie. Ktoś powiedział, że łódź kursująca między wyspą a stałym lądem była jak autobus szkolny dowożący dzieci do szkoły. Dowoziła też rodzinę strażników do pracy w mieście. Mieszkało tu 300 cywilów. Wieczorami, siedząc na wyspie, podziwiali pięknie rozświetlone miasto – widok, którego wielu zazdrościło. Tak naprawdę Alcatraz było najbezpieczniejszą dzielnicą San Francisco. Cywile nigdy nie zamykali pokoi na klucz. Nikt się tam nie wałęsał, nie było rozbojów, kradzieży ani hałasowania po nocy. Więzienie funkcjonowało jak dobra fabryka. Kobiety dbały o ogródki, choć na wyspie zawsze było zimno. Obecnie trwa akcja przywracania świetności tarasom. Co ciekawe, wiele z uprawianych roślin przetrwało.
Kolejny obiekt jest w ruinie. To klub oficerski (Social Hall), kiedyś mieścił kantor pocztowy. Centrum życia towarzyskiego. Był dostępny dla wszystkich pracowników – bar, jadalnia, biblioteka, sala taneczna, stół do ping-ponga, kręgielnia, filmy co niedziela. Tu organizowano święta Bożego Narodzenia i przebierano się na Halloween. Budynek został spalony w 1970 przez okupujących Indian.
Idziemy dalej. Dalej jest elektrownia połączona z magazynem, na dachu którego ułożono napis ALCATRAZ. Elektrownię zbudowano dosyć późno, bo dopiero w 1939 r. za 186 000 dolarów. Była strzeżona przez osobne stanowisko wartownicze zaopatrzone w karabin Winchester kaliber 30 z 50 nabojami, pistolet półautomatyczny z z trzema magazynkami na siedem naboi, trzy granaty gazowe i maskę przeciwgazową. To przed elektrownią był pierwotnie umieszczony napis, by trzymać się od wyspy na odległość 200 jardów.
Magazyn, oprócz tego, że pełnił funkcje magazynowe, to był również sklepem dla funkcjonariuszy więziennych. Obok napisu jest zaznaczony kierunek świata.
Tak chodzimy i oglądamy różne obiekty, ale cały czas spoglądam za siebie do góry, jak daleko mamy do głównego budynku, tzn. samego więzienia.
Kolejny obiekt to Model Industries Building, czyli „Budynek Modelowy” z 1922 r., niedostępny do zwiedzania. Dziwna nazwa dla dawnej pralni i warsztatów. Ale również była tu kuźnia, szkoła zawodowa, warsztat wodno-kanalizacyjny i inne warsztaty. Stracił swoje funkcje ostatecznie w 1939. Stoi na urwisku, obok postawiono inne miejsce pracy dla więźniów, a mianowicie New Industries Building. Zdaje się jednak, że to nie niebezpieczne urwisko było przyczyną zbudowania nowego pomieszczenia, bo te zabezpieczono w 1935. Więźniowie podejmowali zbyt dużo prób ucieczek.
New Industries „otworzył swoje podwoje” w przeddzień przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny. Więźniowie rozpoczęli od szycia mundurów i materiałów transportowych. Była tam szwalnia, pralnia, warsztaty meblarskie, obuwnicze, produkowano szczotki. I do tego biuro. Za swoją pracę skazani otrzymywali niewielką pensję, która wpływała na konto Funduszu Powierniczego Więźniów. Jak widać budynek ma dwie kondygnacje, ale do zwiedzania udostępniona jest wyższa – pralnia.
Więźniowie nie tylko tu pracowali. Oczywiście, nie wszyscy, praca to był przywilej. Regulamin więzienia mówił: Masz prawo do jedzenia, ubrania, schronienia i opieki lekarskiej. Wszystko inne jest przywilejem. Niektórzy piekli chleb w kuchni, inni dbali o ogródki, a jeszcze inni myli podłogi i ubikacje. John Knight Giles pracował wzorcowo, naliczył sobie 8 lat zwolnienia z dożywotniego wyroku (jak to w tej Ameryce liczą, to nie wiem), ale wszystko zaprzepaścił, gdy próbował uciec w mundurze ukradzionym z pralni.
I tu następuje pierwsze spotkanie z Al Capone. Nie jest prawdą, że Al Capone mył kible w Alcatraz i to go tak załamało. Al Capone mył podłogi, roznosił książki więźniom i pracował w pralni. I wcale nie w tej, ale w tej starej „modelowej”. Do tego z obowiązków wywiązywał się słabo. Kilka razy zaliczył karcer. Prawdą jest, że Alcatraz go zniszczył – cały ten gangsterski system i utracone wpływy. Z pewnością przyczynił się do tego syfilis z galopującą demencją. W Alcatraz już gangster nic nie znaczył. Wisi tu jego duże zdjęcie. A taki George Machine Gun Kelly, przemytnik i porywacz, nie tylko pracował w pralni, ale również służył jako ministrant w kaplicy. Przeszedł zresztą duchową przemianę i pisał listy z przeprosinami do ludzi skrzywdzonych przez siebie.
Obaj przybyli do zakładu pierwszym transportem 1 sierpnia 1934 r. Było to 137 osób, numer 85 miał Al Capone, Kelly 117. Pilnowało ich 60 strażników FBI. Zdjęcie z tego transportu wisi za moimi plecami. Po roku osadzonych było 242.
Właściwie wnętrze pralni jest zdewastowane. Nic się pod nogami nie wala, ale całość jest bardzo skromna i zniszczona.
Wychodzimy z pralni i przed wejściem do właściwego więzienia jest jeszcze jedno pomieszczenie, które zwiedzamy. To kostnica, ale raczej chyba krematorium. W czasie funkcjonowania więzienia zginęło w nim ośmiu więźniów, którzy zostali zamordowani przez innych osadzonych. Piętnastu osadzonych zmarło w wyniku choroby lub z przyczyn naturalnych, a pięciu popełniło samobójstwo.
Wieża ciśnień była na wyspie niezbędna. Woda musiała być sprowadzana z lądu holownikiem i barką, bo wieża stanęła dopiero w 1941 r. Wcześniej wodę przetrzymywano w cysternach. Jest to najwyższa budowla na wyspie. Ma 29 m i pojemność 95000 litrów. Od momentu zamknięcia zakładu penitencjarnego w 1963 nie ma tam żadnej wody. Renowacja wieży kosztowała w 2012 r. ponad 1 milion dolarów. Wymieniono skorodowane elementy, pomalowano, zabezpieczono sejsmologicznie, dodano świeżości indiańskim napisom i ustabilizowano podłoże.
Główny budynek oddano do użytku w 1912 r. Zbudowali go więźniowie armii Stanów Zjednoczonych. W chwili oddania był to największy żelbetowy budynek na świecie, długi na 150 m. Koszt tej budowy to 250 000 ówczesnych dolarów (obecnie ok. 7 mln USD). Do budowy użyto również materiałów pozyskanych ze stojących tu budowli. Modernizacja w 1934 r. pochłonęła kolejne 260 000 USD. Założono czujniki do wykrywania metalu, zwłaszcza na nabrzeżu. Obiekt miał przełamać falę przestępczości lat 30-tych.
Więzienie podzielone było na cztery bloki A-D. Cele stawione były w rzędach na trzech piętrach. Do górnych pięter można było dostać się narożnymi schodami. W bloku B i C było 336 cel. Pierwotnie było ich 348, ale 12 zostało usuniętych, gdy schody zostały zainstalowane na końcu każdego bloku komórkowego. W bloku D było 36 izolatek i 6 pojedynczych cel zamkniętych, czyli karcerów. Maksymalnie Alcatraz „gościło” 302 więźniów.
W Alcatraz nie wolno było głośno mówić ani śpiewać, choć z czasem ten rygor uległ złagodzeniu. Na widzeniu przez szybkę nie wolno było mówić o warunkach więziennych. Dzień i noc karabiny klawiszy były wycelowane w więźniów. Ich cele nie przylegały do żadnych ścian zewnętrznych. Gdy w nich siedzieli, nawet nie wiedzieli, jaka pogoda jest na zewnątrz. Ale gdy wychodzili i szli do pralni, patrzyli na panoramę San Francisco. Mieli tęsknić do miasta. I tęsknili.
Więzienie miało swoje „aleje”. Była Michigan Avenue, Sunrise Avenue, Park Avenue, a także Broadway, Sunset Strip (pewwno coś na kształt Bulwaru Zachodzącego Słońca) i Times Square. Z dwóch stron, prostopadle do nich, biegły dwie wąskie galerie „Gun Gallery”, w której przebywali strażnicy z załadowaną bronią wymierzoną w cele i zaopatrzeni w wykrywacze metalu.
Do budynku wchodzimy od tyłu – przez pomieszczenie fryzjera, wyjdziemy głównym wejściem. Jedno z pierwszych moich zdjęć w wewnątrz robię na Michigan Av., stojąc pod celą Al Capone. Gangster głównie przebywał na pierwszym piętrze w celi B-181.
Widoki, jakie miał Al Capone ze swojej celi (wejście na górę nie jest możliwe):
W latach 30. w zwykłych zakładach penitencjarnych jeden strażnik pilnował dwunastu skazanych, ale w Alcatraz pilnował tylko trzech. Nikt z nich nie przechadzał się z bronią i kluczami między blokami. Jeśli któryś z więźniów prosił o pomoc, strażnik podchodził do niego nieuzbrojony i bez kluczy. Jeśli trzeba było celę otworzyć, to klucz zwisał z galerii strażniczej i tam był spuszczany na sznurku. Otwieranie i zamykanie cel, gdy więźniowie je opuszczali idąc na posiłek lub do pracy, odbywało się automatycznie.
Cele miały wymiary 1,50 m na 2,70 m i mieściły małą umywalkę z dostępem do zimnej wody, klozet, łóżko, dwie półki i raczej symboliczny stolik z siedziskiem. W bloku D były większe, ale tam znajdowały się izolatki, których skazani nie opuszczali, tylko raz w tygodniu mieli prawo do spaceru na dziedzińcu. Były tam również karcery, czyli kompletnie ciemne pomieszczenia, skąd skazany i ukarany w ogóle nie wychodził. Blok D pokażę w dalszej części, gdy opowiem o jego najsłynniejszym lokatorze.
Rozkład dnia więźnia w Alcatraz:
- 6.30 pobudka
- 6.50 odliczanie więźniów
- 7.00 śniadanie
- 7.20 wymarsz do pracy
- 7.25 odliczanie więźniów przed opuszczeniem budynku
- 7.30 odliczanie więźniów po dojściu do stanowisk pracy
- 9.30 przerwa w pracy, odliczanie więźniów
- 11.30 odliczanie więźniów
- 11.40 lunch
- 12.00 odliczanie więźniów
- 12.20 część więźniów może wyjść na plac rekreacyjny
- 12.25 część więźniów może iść do sklepu
- 12.30 odliczanie więźniów
- 14.30 przerwa w pracy, odliczanie więźniów
- 16.15 koniec pracy, odliczanie więźniów
- 16.20 przybycie do jadalni, odliczanie więźniów
- 16.25 kolacja
- 16.45 powrót do cel
- 16.50 zamknięcie cel
- 17.00 odliczanie więźniów
- 20.00 odliczanie więźniów
- 21.30 odliczanie więźniów, cisza nocna
Jak widać, Frank Morris i bracia Anglin mogli dłubać w ścianie tylko między 17 a 21.30. Ponadto strażnicy liczyli wszystkich o północy, o 3 i 5 nad ranem.
Więzień w Alcatraz kąpał się pod prysznicem raz w tygodniu. Woda była gorąca. Musiała taka być, by w razie ucieczki był większy szok termiczny w zetknięciu z falami zatoki. Golenie zarostu 3 razy w tygodniu.
A skoro doszłam do ucieczek, to oczywiście najsłynniejsza z nich – ta Franka Morrisa i braci Anglin. Ich cele były koło siebie. Uciekli przez taką wydrążoną łyżeczkami dziurę. Na łóżkach zostawili swoje głowy zrobione z papier-mâché, do których doklejali włosy wyniesione od więziennego fryzjera. Z 50 sztormiaków udziergali ponton. I tyle ich widziano. Nigdy ich nie znaleziono, a i zbiegowie nigdy się nie ujawnili, a więc nie wiadomo, czy przeżyli. Nie mogłam sobie odmówić sfotografowania przejścia technicznego, przez które przedostali się na górę.
Jednym z najsłynniejszych starć skazanych ze strażnikami w historii więziennictwa jest tzw. bitwa o Alcatraz, kiedy w czasie próby ucieczki uduszono jednego strażnika i kilku wzięto za zakładników (w sumie zginęło dwóch i czternastu było rannych). Na nieszczęście niedoszłych uciekinierów zakładnicy nie mieli kluczy wyjściowych od bramy. Doszło do regularnej wymiany ognia i dopiero poradził sobie z nimi oddział piechoty morskiej. Trzech z nich popełniło samobójstwo, w tym przywódca – Bernard Coy, dwóch skazano na karę śmierci. A na szóstego popatrzcie na samym dole z prawej (The Conspirators).
To Clarence Jo Carnes – był północnoamerykańskim Indianinem z plemienia Czoktaw. Był również najmłodszym skazanym, który znalazł się w Alcatraz. Jak napisałam wyżej, nie było się „skazanym na Alcatraz”. Do Alcatraz byli kierowani przestępcy, którzy sprawiali trudności w swoich więzieniach. I takie trudności Carnes sprawiał. W wieku 16 lat zabił człowieka w czasie napadu rabunkowego. Dostał za to dożywocie w więzieniu Granite w Oklahomie. Jednak próbował uciekać i w czasie tej próby porwał człowieka. To zaskutkowało 99-letnim wyrokiem w Leavenworth. Znowu próbował uciekać i wtedy z kolejnym 5-letnim wyrokiem przeniesiono go na Wyspę Głuptaków. Miał wtedy 18 lat.
Sam Shockley po licznych urazach głowy miał IQ 68 i umysłowo prezentował poziom 11-latka (pobity przez współwięźnia i funkcjonariuszy). Nie radził sobie emocjonalnie w więzieniu. Głównie był izolowany. Został skazany na zagazowanie mimo niepoczytalności. Miran Thompson natomiast był notorycznym uciekinierem, uciekał z różnych więzień 8 razy. Miał na koncie włamania i zabójstwo.
Carnesa uratował młody wiek i fakt, że odmówił zabicia schwytanych strażników. Dostał jednak kolejne 99 lat. Miał więc dożywocie jeszcze z Oklahomy i 203 lata do odsiadki. Siedział do momentu zamknięcia Alcatraz w 1963 r. i jeszcze 10 lat. W 1973 pozwolono mu wyjść. Wrócił jednak po złamaniu warunków warunkowego zwolnienia. Zmarł z powodu komplikacji związanych z AIDS w 1988 r. w Federalnym Centrum Medycznym dla Więźniów w Springfield, Missouri. Clarence Carnes miał osobowość psychopatyczną z zaburzeniami emocjonalnymi. To on twierdził, że otrzymał pocztówkę od braci Anglin z zaszyfrowaną wiadomością, że ich ucieczka się udała. Nigdy jednak jej nie pokazał.
Średnia długość pobytu w więzieniu wynosiła od 8 do 10 lat. Nie była tu zatrudniona ani jedna kobieta. Wielu nabawiło się depresji, byli nic nieznaczącmi numerami, a małe i słabo oświetlone cele działały klaustrofobicznie. Niektórzy prosili, by przenieść ich na wyższe piętra, bo na parterze czuć było mocno chłód i wilgoć. Ale byli i tacy, którzy chcieli trafić na Wyspę Głuptaków. W przeciwieństwie do innych więzień bardzo rzadko dochodziło do przemocy między osadzonymi. Cele były pojedyncze i każda posiadała toaletę. W dodatku karmiono tu dobrze i do syta. U sufitu w jadalni były zainstalowane pojemniki z gazem – na wypadek, gdyby doszło do jakiejś rebelii, ale nigdy tej instalacji nie użyto. Na pierwszym zdjęciu po lewej (niżej) można zauważyć szafkę z namalowanymi nożami. Wszystkie noże musiały być odwieszane zgodnie ze swoim kształtem. Brak noża na swoim miejscu mógł oznaczać, że został on skradziony przez więźnia.
Innym pomieszczeniem, z którego więźniowie korzystali, choć do niego nie chodzili, była biblioteka. Czy wiecie, ile przeciętnie książek rocznie czytał skazany w Alcatraz? 75-100 książek. Każdy z nich otrzymywał kartę biblioteczną oraz katalog książek. Mógł składać zamówienia umieszczając kartę w pudełku przy wejściu do jadalni przed śniadaniem, a książki były dostarczane do celi przez bibliotekarza. Biblioteka liczyła ok. 15 000 egzemplarzy. Była to literatura filzoficzna, fantastyczna i skierowana na edukację. Żadnego seksu, przemocy i kryminalnych odniesień. Zachowało się kilka półek.
Biblioteka przylega do bloku D. Blok D to 36 cel odosobnienia i 6 karcerów, zwanych „dziurami”. Cele są większe, ale oprócz łóżka, sedesu i umywalki niczego tu nie było. Z izolatki skazany mógł wyjść tylko raz na tydzień na spacer, jadał w celi, a w karcerze nie wychodził w ogóle. Zero pracy, ograniczony dostęp do biblioteki. W karcerze nie można było spędzić więcej niż 19 dni. Był kompletnie ciemny, z podwójnymi drzwiami. Siedzisz w ciemnościach i kontemplujesz. Ale do dziury trafiało się za jakieś przewinienie, a do celi odosobnienia można było trafić na wiele lat z powodu swojej osobowości i rodzaju dokonanego przestępstwa.
Al Capone miał swój epizod w karcerze, ale nie on był najsłynniejszym lokatorem tego bloku. Jak już wspomniałam, gangster był tylko numerem i zżerała go galopująca kiła. Niczym specjalnie się nie wyróżniał (skazani śmiali się, że sam Al Capone pierze im kalesony). Najsłynniejszym więźniem bloku D był Ptasznik – Robert Stroud. Siedział 2 lata w celi z numerem 4, potem 4 lata w celi 42 na najwyższym poziomie na końcu, a potem 11 lat na oddziale szpitalnym, piętro wyżej, również w izolatce. Spędził więc na wyspie 17 lat. Ptasznik żył 73 lata, z tego 54 spędził w zakładach karnych, a z nich 42 w izolatkach. Te liczby czynią go jednym z najdłużej zamkniętych skazanych w całej historii ludzkości.
Stroud miał ojca alkoholika, który go nienawidził. Uciekł z domu, mieszkał z bezdomnymi, wrócił po 3 latach, ale znowu wyjechał i został stręczycielem. Zabił klienta prostytutki, który ją obrabował i pobił. Stroud był w niej zakochany, mieszkał z nią. Zabójstwa dokonał w stanie wściekłości. W wieku 19 lat został skazany na 12 lat i nigdy już z więzienia nie wyszedł. Współosadzeni twierdzili, że było w nim coś złowieszczego, był wybuchowy.
Początkowo przebywał w zakładzie na wyspie McNeil w Puget Sound, ale na skutek agresywności dołożono mu do wyroku jeszcze 6 miesięcy i przeniesiono do Leavenworth. Tam Stroud zaczął interesować się ptakami. Najpierw pomógł cierpiącemu wróblowi. Ornitologiczna pasja rozrosła się do tego stopnia, że pozwolono mu hodować kanarki (miał to być dowód na udaną resocjalizację więźnia). Miał całą celę w kanarkach. Prowadził ożywioną korespondencję z ornitolog Della Mae Jones, napisał dwie książki i wynalazł lekarstwa na ptasie choroby (posocznicę krwotoczną), nawet sprzedawał kanarki. Wyhodował ich 300. Mógł pisać, ale nie mógł publikować. Jednak jego dwie książki zostały przemycone i ukazały się publicznie, wzbudzając zainteresowanie i przychylność. Druga wyszła, gdy był już w Alcatraz.
Ale nie tylko ptaki. Zanim odkrył zainteresowanie nimi, zapisał się na 10-miesięczny kurs z matematyki wyższej i skończył go w 4 miesiące. Uczył się także niemieckiego i francuskiego, fascynowała go teozofia. Pozapisywał się zresztą na różne kursy, w tym na astronomię i inżynierię strukturalną. Jednak wykryto u niego chorobę Brightsa i jej ciężki przebieg spowodował, że znalazł się w szpitalu. Niemożność kontynuowania nauki wraz z zapaleniem nerek spowodowała u niego depresję. Nie pomagał mu w tym znany ze złego traktowania więźniów strażnik Andrew F. Turner. Stroud zabił go nożem na stołówce w ataku wściekłości. Za to otrzymał wyrok śmierci. Wyrok unieważniono, proces ruszył od nowa i znowu dostał karę śmierci. Na skutek interwencji matki, która wcześniej ratowała swoje dzieci przed alkoholikiem, a później pomagała im, jak mogła, prezydent Wilson 6 dni przed wykonaniem wyroku zamienił go na dożywocie z nakazem całkowitej izolacji (z powodu wybuchowego charakteru, o co prosił naczelnik więzienia).
A potem przyszły wróble i kanarki. Jego cela zamieniła się w laboratorium. Nie bez znaczenia była przychylność naczelnika więzienia, który interesował się naukowymi poczynaniami Strouda. Dochód ze sprzedaży kanarków oraz lekarstw Ptasznik przeznaczał dla matki. W 1933 r. ukazała się jego pierwsza przemycona książka „Diseases of Canaries”. Dziesięć lat później druga przemycona publikacja „Stroud’s Digest on the Diseases of Birds” z jego ilustracjami zapewniła mu uznanie świata naukowego w dziedzinie ornitologii. Stroud stał się autorytetem.
Ptaki w celi były pewnym problemem dla władz więziennych z powodu zanieczyszczeń. Ale również dlatego, że Ptasznik generował dużo uwagi. Korespondował bardzo dużo, a każdy list musiał być przeczytany i skopiowany. Tylko dla niego zatrudniono dodatkową sekretarkę, a kanarki musiały z czasem otrzymać dodatkową celę. Gdy próbowano ograniczyć jego działalność, ujęła się za nim opinia publiczna. Do tego wziął ślub z panią ornitolog, gdy próbowano uciąć ich korespondencję.
Władze penitencjarne jednak nie doceniały inteligencji Ptasznika. Zamówił on sprzęt do destylacji alkoholu twierdząc, że to sprzęt potrzebny przy ptakach. Kilka lat to ukrywał. Ten fakt wykorzystano, żeby się go pozbyć. Wtedy przeniesiono go na Wyspę Głuptaków – właśnie tu, do celi 4 w Bloku D, w roku 1942. Tutaj już kanarków nie było, ale przydomek pozostał. Zapewniono mu dostęp do biblioteki i Ptasznik w Alcatraz rozpoczął studiowanie prawa. Czasem przez kraty grał w szachy ze strażnikiem. Mógł również pisać i napisał swoją biografię oraz studium systemu więziennictwa w Stanach Zjednoczonych od czasów kolonialnych, widzianego od strony skazanych.
Stroud w 1951 r. próbował odebrać sobie życie, zażywając opakowanie leków p/bólowych. Był zmęczony ciągłymi odmowami zwolnienia warunkowego. Czy czuł przychylność społeczeństwa? W 1959 roku przeszedł kilka testów osobowości i inteligencji, które ujawniły, że jest zarówno geniuszem, jak i socjopatą. W tym samym roku przeniesiono go do więzienia w Springfield w Missouri, gdzie była lepsza opieka lekarska i gdzie kontynuował naukę francuskiego. Zmarł w 1963 r. dzień przed zabójstwem Johna F. Kennedy’ego, ale jego rękopisy trafiły w ręce jego prawnika dopiero w 1984 r. Prawnik długo nie mógł ich opublikować, bo wydawcy obawiali się pozwów z Alcatraz. Dopiero 20 lat później publikacja ujrzała światło dzienne. Ujawniała homoseksualizm Strouda i korupcję strażników więziennych. O swojej orientacji Ptasznik mówił Burtowi Lancasterowi, który dostał zgodę na widzenie przygotowując się do filmu „Ptasznik z Alcatraz”. Jednak film umiejscawia zamiłowania ornitologiczne Strouda właśnie na wyspie, co nie miało miejsca. Zdaniem fachowców od tego więzienia jest tam wiele nieścisłości i przekłamań, a sami byli skazani twierdzili, że Lancaster jest im winien przeprosiny za ocieplenie wizerunku przestępcy, który dla nich był nieprzyjemny i złowrogi.
Rozpisałam się o Ptaszniku, ale to najsłynniejszy więzień tego miejsca, wzbudzający emocje po dziś dzień. Wsród bywalców Bloku D był również Alvin Karpavicz („Cripy Karpis”), porywacz dla okupu, śmiertelny wróg szefa FBI Hoovera. To był więzień z najdłuższą odsiadką na wyspie – 26 lat. Przeczytał prawie wszystkie książki z biblioteki.
Spacerniak nie był udostępniony. Po budynku można chodzić, ile się chce, pora jednak z niego wyjść, a wychodzi się wejściem głównym, mijając po drodze miejsce widzeń i pokoje administracyjne. Niektóre pomieszczenia są puste, nie zobaczymy więc biura dyrektora. Jego willa również się nie zachowała – została spalona przez Indian.
Przed wejściem rozciąga się piękny widok na San Francisco.
…A z drugiej strony widok na Golden Gate. W dole zdjęcia widać kolonię kormoranów i mew delawarskich. Może i głuptaków. Jest ich na wyspie ok. 5000.
21 marca 1963 roku, 60 lat temu, Alcatraz zamknięto. Koszty utrzymania więzienia okazały się zbyt wysokie. Do tego doszły uszkodzenia murów na skutek słonego, morskiego powietrza. Wyjechała ostatnia grupa więźniów. Wtedy ten „wielki kosz na śmieci” zaczął na siebie zarabiać. Przy obecnej cenie biletu 53 USD, półtora miliona zwiedzających daje przychód 80 mln USD rocznie.
Idziemy na dół. Wyjrzało Słońce i Zatoka Kalifornijska nabrała kolorów. Jeszcze rzut ona na Wyspę Anielską. W latach 1910–1940 na wyspie działało centrum przyjmowania imigrantów przybywających do Stanów Zjednoczonych z Azji. Budynki centrum są zabytkami, a cała wyspa stanowi park historyczny podlegający ochronie. Można ją zwiedzać.
Tak kończy się moja opowiesć o Alcatraz. Pamiętajcie, co powiedział gangster Capone:
Jeśli zrobisz jeden przekręt, zostaniesz w tej branży już na zawsze.
Moje artykuły o Stanach Zjednoczonych:
- Ameryka: Dolina Ognia i Transformersów
- Ameryka: Był tu Salvaje… i ja
- Ameryka: Góra, która stała się jeziorem
- Ameryka: Kwatera rockowej elity
- Ameryka: Przez szybę World Trade Center
- Ameryka: Punkt orientacyjny 140 Broadway
- Ameryka: Słodki kicz z Las Vegas
- Ameryka: Tu zaczęli się naziści
- Ameryka: Strefa 51 – no trespassing!
- Ameryka: Tańczący z bizonami
- Ameryka: Hemingway, pionierzy i koń Hagerman
- Ameryka: Widowisko nad reaktorami
- Ameryka: Współczesnym dyliżansem w krainie westernów
- Ameryka: Tam, gdzie konie umierają z pragnienia
pozostałe o Ameryce:
- Krzysztof Kolumb i ludobójstwo Indian
- Zaćmienie, które uratowało życie Kolumbowi
- Pałac Nowego Jorku
- Słodki kicz z Las Vegas innym okiem
- Grzechotnik Jack – śmierdzący poskramiacz węży
- Jamestown, potaż i poddani króla polskiego